40
Twyla
- Nie możecie chodzić sami po miasteczku - powiedział Samuel. Słuchałam go jednym uchem, gdyż wciąż przetwarzałam w głowie naszą wcześniejszą rozmowę. - Na szczęście obecnie mieszkają tutaj tylko starsi ludzie, którzy nie będą was zaczepiać. Nikomu nie otwieracie drzwi. Jeśli będę chciał do was przyjść, uprzednio poinformuję was o tym telefonicznie. Tutaj macie tymczasowy telefon.
Samuel wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy wyglądający raczej na stary i przysunął go w naszą stronę po stoliku.
- Możecie pisać i dzwonić do mnie o każdej porze dnia i nocy. Wejście do waszego domku będzie stale monitorowane przez kamery, które wcześniej zostały przygotowane. Możecie wychodzić z domku jedynie tyłem i proszę was o to, abyście nie schodzili dalej niż na taras. Wiem, że pole kwiatów i krowy mogą być zachętą do spacerów, ale miejcie na uwadze swoje bezpieczeństwo, bo o to właśnie tutaj chodzi. Musicie też zamykać oba wejścia do domku za każdym razem, gdy macie zamiar wyjść na taras lub przed drzwi. Okna miejcie zamknięte. Otwierajcie je tylko wtedy, gdy naprawdę musicie przewietrzyć pomieszczenie. W czasie, gdy okna pozostają otwarte, musicie być w środku pomieszczenia, aby nikt nieproszony nie dostał się do środka.
Tych zasad było tak dużo, że już rozbolała mnie głowa. Kręciło mi się przed oczami, dlatego musiałam chwycić głowę dłońmi, aby nie oszaleć. Działo się tak wiele rzeczy naraz, że już powoli wariowałam.
- W domu możecie robić wszystko, co wam się żywnie podoba. Macie prezerwatywy. Załatwiłem wam je i są w szafce nocnej przy łóżku. Nie zróbcie mi dzieciaków, błagam.
- Dz-dzieciaków? - spytałam, nie rozumiejąc, co miał na myśli.
- Twylo, jeśli dwójka ludzi się kocha...
- Wiem, skąd się biorą dzieciaki! Dlaczego jednak myślisz, że będziemy uprawiać seks?!
Sama nie wiedziałam, dlaczego poczułam się aż taka oburzona. Może po prostu miałam dość tego całego ukrywania się. Chciałam być już wolna. I tak nie miałabym gdzie pójść i co ze sobą zrobić, gdyż nie miałam już domu i rodziców, ale wszystko byłoby lepsze niż życie z oddechem Rhetta na karku.
- Twylo...
Spojrzałam na Sookiego. Wyglądał na smutnego. Chyba moje słowa go uraziły.
- Przepraszam - wyszeptałam, kręcąc głową. - Nie powinnam była tak emocjonalnie zareagować, ale boli mnie głowa i się boję.
- Nie ma czego się bać - powiedział Samuel, a ja, choć chciałam mu uwierzyć, to tego nie zrobiłam. - Jesteście bezpieczni. Ochroniarze co jakiś czas będą patrolować teren wokół domku. Nie chcielibyśmy wchodzić wam na głowę i dlatego zadecydowałem, że ochroniarze nie będą przebywać tu z wami. Nie chcemy, abyście zwariowali.
Przytaknęłam. W duchu podziękowałam Samuelowi.
- Mamy więc tu siedzieć i czekać na rozwiązanie sprawy? - spytał Sookie, na co Samuel skinął głową. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, widząc w nich spokój i opanowanie, a także nieludzką wręcz pewność siebie.
- Dokładnie. Bądźcie grzeczni i dbajcie o siebie. Niczego więcej od was nie oczekuję. Gdy Rhett Lancaster zostanie złapany, będziecie mogli wyjść i wrócić do normalnego życia. Czy macie jeszcze jakieś pytania?
Sookie pokręcił przecząco głową. Dla niego wszystko wydawało się jasne. Ja jednak miałam jedno pytanie. Bałam się go zadać, gdyż obawiałam się odpowiedzi. Mówiło się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła i byłam pewna, że w piekle właśnie wyląduję.
- Co stanie się z Rhettem, gdy zostanie złapany?
Musiałam to wiedzieć. Po prostu musiałam.
Rhett był moim porywaczem. Oprawcą. Panem. Nienawidziłam go, ale spędziłam z tym człowiekiem aż sześć lat. Okłamywał mnie, za co jeszcze bardziej nim gardziłam, ale był jedyną osobą obecną w moim życiu przez wiele lat. Oczywistym było więc, że wytworzyłam do niego jakieś uczucia. Nie były do końca pozytywne, ale nie były też wyłącznie negatywne.
Gdy Rhett patrzył na mnie z taką czułością i miłością, czułam się jak jego księżniczka. Zniewolona i w kajdanach, ale jednak księżniczka. Mężczyzna kupował mi wszystko, co nie było mi potrzebne, ale robił to w dobrej wierze. Chciał mi zaimponować. Pragnął, abym była szczęśliwa. Nie wiedział jednak, że wcale nie potrzebowałam materialnych prezentów do szczęścia. Chciałam tylko być wolna. Tylko, a może aż.
Rhett Lancaster zajmował miejsce w moim sercu. Choćbym tego nie chciała, tak właśnie było. Uczucie, które nas połączyło, było zakazane i niepoprawne, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie czułam do Rhetta absolutnie nic.
Pamiętałam, jak czule zajął się mną zaraz po porwaniu. Mimo, że byłam wystraszona i krzyczałam na niego oraz drapałam go po piersi i twarzy, wciąż się o mnie starał. Z czasem go zaakceptowałam. Nigdy nie pogodziłam się z tym, co zrobił mi on i co zrobili moi rodzice, ale zrozumiałam, że posłuszeństwo było jedynym sensownym rozwiązaniem.
Życie w takim świecie było dziwne. Rhett ograbił mnie z wszystkiego, ale jednocześnie wiele mi dawał. Igrał sobie z moim umysłem wiedząc, że i tak nie mam nikogo oprócz niego. Oczywistym więc było, że w końcu mu ulegnę nawet po najgorszej kłótni. Chciałam mieć przy sobie kogoś, z kim mogłabym porozmawiać. Zaczęłam sympatyzować ze swoim porywaczem, co nie było normalne, ale nie miałam innego wyjścia. Potrzebowałam czułości i delikatności. Nawet tego fałszywego poczucia bezpieczeństwa.
Lancaster był złym człowiekiem. Miałam tego świadomość. Porywał niewinnych ludzi i skazywał ich na piekło. Pieprzył ich, choć tego nie chcieli. Sprzedawał ich bogatym mężczyznom i kobietom. Brał udział w obrzydliwym procederze, jakim był handel ludźmi. Miałam wiele powodów, aby go nienawidzić, ale miałam tylko jego. Dlatego przychodziłam do niego i klękałam u jego stóp, aby poczuć się bezpiecznie. Mogłam powiedzieć o Rhettcie wiele złego, ale nie mogłam odmówić mu tego, że się mną opiekował. Kochał mnie na swój pokręcony sposób, ale nie było żadnego usprawiedliwienia na to, czym się zajmował.
Nie mogłam dłużej o nim myśleć. W końcu się od niego uwolniłam i miałam przy sobie naprawdę cudownego chłopaka. Takiego, który patrzył na mnie jak na coś najpiękniejszego na świecie. Był łagodny, delikatny i szczery. Poza tym był piękny. Na zewnątrz i wewnątrz.
Zaciskałam dłonie w pięści. Mimo tego, że chciałam budować coś wyjątkowego z Sookie'm, to nie mogłam przestać myśleć o Rhettcie. Wiedziałam, że powinnam jak najszybciej o nim zapomnieć, ale ten mężczyzna stanowił ogromny kawałek mojego życia.
- Twylo, słuchasz mnie?
Pokręciłam głową. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Samuel coś do mnie mówił, a ja go nie słuchałam.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
Mężczyzna skinął głową, a Sookie ścisnął moją dłoń. Posłał mi przepraszające spojrzenie tak, jakby to on był winny temu, co mi się przytrafiło.
- Kiedy złapiemy Rhetta, spotka go najwyższa kara. Osobiście się tym zajmę.
- Co to znaczy? Co jest najwyższą karą?
Samuel odwrócił wzrok.
- Dożywocie, ale chciałbym doprowadzić do jego egzekucji.
Zamarłam. Na to nie byłam przygotowana.
Zaczęłam szybko oddychać. Przyłożyłam dłoń do piersi. Moje serce biło jak oszalałe. Zaczęłam się pocić.
- Twylo?
- N-nie możesz tego zrobić - powiedziałam, sama nie wierząc w to, co mówię. - Nie możesz go zabić. Nie masz takiego prawa.
- Twylo, uspokój się.
- Nie mogę! - krzyknęłam i wstałam z kanapy, puszczając dłoń Sookiego. - Nie chcę, żeby Rhett umierał! Może siedzieć w więzieniu do końca życia, ale nie zabijajcie go! Straciłam już matkę! Ojca tak naprawdę też straciłam! Nie mogę pozwolić na to, aby Rhett został zamordowany!
Wstałam i uciekłam na górę. Wbiegłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Wbiłam twarz w poduszkę i płakałam, dusząc się łzami.
Byłam taka głupia. Nie wiedziałam, jak inaczej mogłabym usprawiedliwić swoje zachowanie. Powinnam zachować zdrowy rozsądek i robić to, co należało, ale tak nie było. Moje głupie uczucia do Rhetta ożyły. Domyślałam się, że było to spowodowane więzią, jaka się między nami wytworzyła. Rhett był moim porywaczem, a ja byłam jego ofiarą. Powinnam go nienawidzić za to wszystko, co zrobił niewinnym ludziom i Sookiemu, ale jakoś nie mogłam tego uczynić.
Nie byłam długo sama. Po jakimś czasie usłyszałam, że otwierają się drzwi do sypialni. Mogłabym przysiąc, że był to Sookie, ale usłyszałam głos Samuela.
- Sookie został na dole - oznajmił, jakby czytając mi w myślach. - Mogę wejść?
Mężczyzna nie czekał na moją odpowiedź. Po prostu wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Po chwili poczułam, jak łóżko się ugina. To kazało mi twierdzić, że mężczyzna usiadł na jego brzegu.
- To normalne, że czujesz więź do swojego porywacza, Twylo.
Pokręciłam głową. To wcale nie było normalne.
- Nie upieraj się, dziewczyno. Może nie jestem psychologiem, ale będąc panem, trochę znam się na ludzkiej psychice. To, co zrobił z tobą Rhett, każe ci twierdzić, że on cię kocha.
- Tak nie jest?
Podniosłam się i usiadłam na łóżku tak, że plecami opierałam się o wezgłowie. Przyciągnęłam nogi do piersi i objęłam je rękami. Wpatrywałam się w piękne oblicze Samuela. Jego uległa musiała być prawdziwą szczęściarą. Miałam nadzieję, że w przyszłości ja i Sookie również doczekamy swojego własnego szczęśliwego zakończenia.
- Twylo, Rhett może cię kocha, ale to nie jest dobra miłość. Rozumiesz, co mam na myśli?
Skinęłam lekko głową.
- Wiem, że czujesz się do niego przywiązana i nie ma w tym nic dziwnego. Mimo tego, że chcesz, aby spotkała go kara, to nie chcesz, aby była ona straszna. Sympatyzujesz ze swoim oprawcą podobnie jak wiele ofiar porwań. Niektórzy niewolnicy nie mogli żyć bez swoich panów po tym, jak zostali uwolnieni. Takie osoby będą skrzywdzone do końca życia. Ty jednak masz szansę na stworzenie czegoś wyjątkowego. Nie widzisz tego zakochanego w tobie chłopaka?
Wbiłam paznokcie w dłonie.
- Sookie nie może się we mnie zakochać. Jestem skrzywiona.
- Wcale taka nie jesteś.
- Samuelu, jak mogę wyjaśnić to, że z własnej woli straciłam dziewictwo z Rhettem?
Mężczyzna przeczesał palcami swoje jasne włosy.
- Rhett skutecznie kazał ci uwierzyć w to, że oprócz niego w twoim życiu nie pojawi się żaden inny mężczyzna. Jesteś dorosła i dojrzała, więc wiadomym było, że prędzej czy później się z nim prześpisz. Masturbacja jest normalnym sposobem na ulżenie sobie w napięciu seksualnym, ale to nie to samo co bliskość drugiego człowieka. Podobało ci się to, jak czułaś się przy Rhettcie, ale nie zapomnij o tym, że cię okłamywał. Uprawiał seks z innymi, a tobie mówił, że tego nie robił. Mógł cię zarazić, Twylo.
Wiedziałam o tym. Wiedziałam, a mimo wszystko nie życzyłam Rhettowi śmierci.
Samuel wyciągnął do mnie rękę. Zmarszczyłam brwi, ale podałam mu swoją dłoń.
- Na razie nie myśl o Rhettcie. Ranisz tym nie tylko siebie, ale i Sookiego. Pamiętaj o tym, że ten chłopak stracił matkę. Podobnie jak ty jest sierotą. Może masz ojca, ale oboje wiemy, jaki on jest. Nie chcę wywoływać w tobie poczucia winy albo obowiązku, ale Sookie także jest w trudnej sytuacji. Rhett go skrzywdził. Wybatożył go i zmusił do stosunku. Nie możesz kochać takiego człowieka, skarbie.
Wzięłam głęboki oddech. Obiecałam sobie, że wszystko na spokojnie przemyślę. Czekało mnie dużo pracy z samą sobą, lecz byłam na nią gotowa. Pragnęłam stać się lepszym człowiekiem. Dla siebie i dla Sookiego. Mój wspaniały chłopak zasługiwał na to, abym się nim zajęła i pozwoliła zająć się sobą.
- Pójdę już - powiedział Samuel, wstając z łóżka. - Pamiętaj o tym, aby komunikować swoje myśli i potrzeby, Twylo. Dużo rozmawiaj z Sookie'm. Wykorzystajcie ten czas, aby lepiej się poznać. Jestem pewien, że zbudujecie trwałą relację. Patrząc na was czuję się tak, jakby wrócił do moich początków z Liką. Ona też była taka wystraszona jak ty, ale gdy w pełni mi się poddała, rozwinęła skrzydła. Ciebie też to czeka. Po prostu pozwól sobie na pokazanie tego, co siedzi ci w sercu.
Samuel puścił do mnie oczko i wyszedł. Zostawił mnie samą z wieloma myślami i mętlikiem w głowie.
Sookie nie przyszedł do mnie przez długi czas. Pozwolił mi na to, abym doszła do porozumienia z samą sobą. Zrozumiałam, że mimo tego, iż czułam coś do Rhetta, musiałam pozwolić na to, aby odpowiedział za swoje grzechy. Miał ich na sumieniu sporo, więc kara musiała być adekwatna. Mimo wszystko zamierzałam walczyć o to, aby go nie zamordowano. Uznałam, że bicie się z myślami do końca życia w więziennej celi byłoby właściwą i rozsądną karą.
Po ponad godzinie zeszłam na dół i zastałam Sookiego w kuchni. Chłopak się do mnie odwrócił. Nie miał już smyczy, ale wciąż nosił na szyję obrożę. Poza tym zauważyłam, że dalej gotował obiad.
- Kochanie?
Podeszłam do niego i mocno się do niego przytuliłam. W tej chwili nic nie musieliśmy mówić. Byliśmy tu dla siebie i to było najważniejsze. Byłam pewna, że miało czekać nas jeszcze wiele wspaniałych momentów i przygód, ale aby stało się to możliwe, musiałam zrobić jedno.
Odpuścić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top