34
Twyla
Nadszedł ten moment.
Miałam spotkać się ze swoim ojcem.
Stałam przed drzwiami pokoju, za którymi znajdował się mój ojciec. Człowiek, który ponad sześć lat temu oddał mnie w ręce Rhetta Lancastera. Człowiek, o którego nawrócenie modliłam się codziennie. Człowiek, który był moim największym wsparciem przez wiele lat mojego życia, a gdy skończyłam osiemnaście lat odwrócił się do mnie plecami. Zrobił to w najbardziej bolesny sposób, jaki mogłam sobie wyobrazić.
Sookie odprowadził mnie pod drzwi tego pomieszczenia, a sam udał się w towarzystwie Changmina do chłopaków. Cieszyłam się, że porozmawia sobie z nimi trochę, zanim zespół pojedzie dalej, a my zostaniemy w Niemczech. Przynajmniej na razie. Niebawem bowiem Rhett miał zostać złapany i w końcu miała spotkać go taka kara, na jaką zasłużył.
Przynajmniej miałam nadzieję, że tak się stanie.
Nagle znalazł się przy mnie Samuel. Podskoczyłam w miejscu, gdyż byłam tak pochłonięta własnymi myślami, że nie zdałam sobie sprawy z tego, kiedy mężczyzna się tutaj znalazł. On jednak tylko łagodnie się do mnie uśmiechnął i położył dłoń na moim ramieniu. Gdyby nie moje silne uczucie do Sookiego, pewnie wzdychałabym do tego przystojnego blondyna. Był ucieleśnieniem moich fantazji, które miałam, gdy byłam nastolatką. Po tym, jak Rhett mnie porwał nie fantazjowałam już o żadnych mężczyznach. Nie chciałam samej siebie katować, skoro wiedziałam, że nigdy więcej nie będzie mi dane zobaczyć innego mężczyzny niż Rhett Lancaster.
- Jesteś gotowa, Twylo?
Nie byłam gotowa. Nigdy miałam nie być gotowa, ale chciałam mieć to za sobą.
- Chyba tak.
- Twylo, jeśli nie chcesz, nie czuj się do niczego zmuszona. Nie musisz się z nim widzieć.
- Ależ muszę - odpowiedziałam, zaciskając dłonie w pięści. - Chcę powiedzieć mu, jak bolało mnie to, co mi zrobił.
- Twylo...
- Dam sobie radę, Samuelu. Wejdziesz tam ze mną, prawda?
- Oczywiście. Będę tam z tobą ja, Richard i dwóch uzbrojonych policjantów. Nie musisz się o nic bać. Twój ojciec jest skuty i nie zrobi ci krzywdy.
W życiu bym nie pomyślała, że pewnego dnia zobaczę swojego tatę w kajdankach. Gdy byłam małą dziewczynką, idealizowałam ojca i wszystko, co robił. Kochałam go. Podobnie jak mamę. Nigdy bym nie przypuszczała, że zajmował się tak wieloma nielegalnymi rzeczami i w gruncie rzeczy był strasznym człowiekiem. Na samą myśl o tym, jak wielu bezbronnych i niewinnych ludzi zostało przez niego skrzywdzonych czułam dreszcze i obrzydzenie.
Samuel ścisnął pocieszająco moje ramię. Po chwili delikatnie popchnął mnie do przodu tak, jakby chciał, abyśmy jak najszybciej mieli to za sobą.
- Masz jeszcze szansę się wycofać, Twylo.
- Nie zrobię tego. Jestem gotowa.
Samuel skinął głową i wprowadził mnie do pokoju, w którym czekać mnie miała rozmowa z piekieł.
Kiedy tylko weszłam do środka, zobaczyłam mojego ojca. Ostatnio widziałam go ponad sześć lat temu, więc dużo się zmienił. Nie był już tak wysportowany i szczupły, jak kiedyś. Na jego twarzy znajdował się zarost, a nigdy wcześniej go nie nosił. Na szyi ojca zobaczyłam tatuaż, co było dziwne, gdyż się tego po nim po prostu nie spodziewałam.
Ojciec ubrany był w czarny garnitur i białą koszulę. Siedział na krześle. Ręce miał skrępowane za oparciem mebla. Jego nogi były lekko rozłożone i przykute do nóżek krzesła. Wyglądał na bezbronnego, ale nienawiść w jego oczach kazała mi twierdzić, że wcale nie był taki bezbronny.
- Moja córka-dziwka.
Nie odpowiedziałam na zaczepkę ojca. Domyślałam się, że chciał mnie sprowokować, ale postanowiłam podejść do tej rozmowy na spokojnie. Pewnie jeszcze nieraz miałam płakać, ale to nie był na to odpowiedni czas. To był dopiero początek.
Usiadłam na krześle przygotowanym dla mnie. Obok ojca siedział Richard, o którym nie wiedziałam wiele. Mężczyzna był jednak czujny i wszystko na bieżąco notował w swoim zeszyciku. Pod jedną i drugą ścianą stali mężczyźni w mundurach. Było mi słabo na ich widok. Musiałam jednak zrozumieć, że po prostu zamierzali dbać o moje bezpieczeństwo.
Kiedy zajęłam miejsce na krzesełku, które znajdowało się około dwa metry od ojca, poczułam za sobą obecność Samuela. Mężczyzna, niczym mój prywatny ochroniarz, stanął za krzesłem i położył dłonie na jego oparciu. Cieszyłam się, że miałam go przy sobie. Dzięki niemu czułam się bezpieczna. Może nie znałam go długo, ale czuć było od niego dobroć. To było dla mnie najważniejsze.
- Nic nie powiesz, Twylo? Jak minęło ci życie z Rhettem?
Ojciec się zaśmiał, a ja trwałam przy swoim postanowieniu zachowania spokoju.
- Dlaczego oddałeś mnie Rhettowi Lancasterowi?
Ojciec zmarszczył brwi. Pewnie myślał, że już na początku się rozpłaczę i dam mu tym sposobem satysfakcję, ale się mylił.
- Dlaczego? Dziecko, dzięki tobie ubiłem interes życia! Nie dość, że się ciebie pozbyłem, to w dodatku moja firma stała się prawdziwym imperium! W dodatku zyskałem wielu nowych sojuszników i zacząłem zajmować się dochodowymi biznesami!
- Takimi jak handlowanie ludźmi?
- Właśnie takimi! - odrzekł tata, śmiejąc się. - Nic nie wiesz o życiu, Twylo. Nie masz pojęcia, jak ciężko harowałem na swoje imperium. Ty mi tylko zawadzałaś. Gdy byłaś dzieciakiem, to miałem wielkie nadzieje. Wierzyłem, że pewnego dnia staniesz się kimś mądrym i gotowym do objęcia mojego imperium, ale myliłem się. Nie było z ciebie pożytku, więc po co miałem się z tobą męczyć? Oddałem cię Rhettowi i miałem sprawę z głowy!
Zaciskałam dłonie w pięści tak mocno, że paznokcie wbijały mi się w delikatną skórę.
- Nie czułeś wstydu? Żalu?
- Wstydu? Żalu? Kurwa, dziewczyno! Byłem szczęśliwy!
- Szczęśliwy, że porywałeś niewinne dziewczyny i bezbronnych chłopców?
- Oczywiście, że tak - odparł, parskając śmiechem. - Nie masz zielonego pojęcia, jak dochodowe jest handlowanie żywym towarem.
- Rzeczywiście, nie mam o tym pojęcia. Pamiętasz jednak, że Rhett tym się właśnie zajmuje, prawda? Handlowaniem ludźmi? Szkoleniem ich na seksualnych niewolników?
Ojciec przewrócił oczami. Jego ta sprawa w ogóle nie obchodziła. Zachowywał się lekceważąco i było mi po prostu przykro, że dla niego ta sprawa nic nie znaczyła.
- Tak, dziecko. Wiem doskonale, czym zajmuje się Rhett. Mam nadzieję, że ten dupek cię znajdzie i znowu porwie, żeby pokazać ci, gdzie jest twoje miejsce. Nie powinnaś była od niego uciekać, ale słyszałem, że znalazłaś sobie jakiegoś koreańskiego chłopca?
Wytrzeszczyłam na ojca oczy, ale wtedy odezwał się Samuel.
- Nie martw się. Dowiedział się tego od nas. Nie ma pojęcia o chłopaku.
Skinęłam lekko głową. Nie oznaczało to jednak, że się uspokoiłam. Byłam bardzo podenerwowana i wytrącona z równowagi.
- Zabiłeś mamę.
Ojciec parsknął śmiechem.
- Nakryła mnie na robieniu tego, co nielegalne, więc musiałem się jej pozbyć.
- Nic nie znaczyła dla ciebie jej miłość? Jej oddanie?
- Kurwa, Twylo! Czy ty naprawdę jesteś aż taka ślepa? Twoja matka miała kochanków! Cały pieprzony tabun!
- Co?
Nie mieściło mi się to w głowie, ale musiałam wziąć poprawkę na to, że ojciec mógł kłamać.
- Oczywiście, że o niczym nie wiesz! Zawsze byłaś taką grzeczną i ułożoną córeczką, ale byłaś ślepa i głupia. Jak widać, to wcale się nie zmieniło. Wciąż jesteś małą idiotką, która nic nie wie o życiu. Miałem nadzieję, że Rhett pokaże ci, gdzie jest twoje miejsce, ale on był dla ciebie chyba zbyt łaskawy, prawda? Powiedz mi, czy chociaż raz cię zerżnął?
Wstałam z krzesła. Podeszłam do ojca. Stanęłam jednak w odpowiedniej odległości od niego. Wiedziałam, że mnie nie zaatakuje, gdyż nie miał jak tego zrobić, ale nie chciałam ryzykować.
- Nie. Rhett nigdy mnie nie zerżnął.
Ojciec znowu zaczął się przeraźliwie śmiać. Nie poznawałam człowieka, który przede mną siedział.
- Oddałam mu się z własnej woli.
- Naprawdę? Wiedziałem, że jesteś głupia, ale że aż tak?
Wzięłam kilka głębokich oddechów. Domyślałam się, że miała być to moja ostatnia rozmowa z ojcem w życiu. Zamierzałam zachować więc spokój i klasę. Nie dało się ukryć, że ojciec chciał mnie sprowokować i rzucał we mnie bolesnymi słowami. Nie rozumiałam, jaki miał w tym cel, ale najwyraźniej był po prostu sadystą. Mogłam się tego domyślić. Skoro zajmował się tak okrutnymi rzeczami, nie mógł być dobrym człowiekiem. Po prostu jako mała dziewczynka i w dodatku jego dziecko widziałam w nim kogoś cudownego, ale było to dalekie od prawdy.
Skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc na tatę z pogardą, ale i smutkiem. To, kim się stał, było po prostu przykre. Moja mama także miała wiele grzechów na sumieniu, ale ona przynajmniej starała się pomóc tym dziewczynom, przez co zginęła.
- Rhett mnie kochał, ojcze. W przeciwieństwie do ciebie.
- Słucham? Czy ty naprawdę jesteś aż taka głupia, dziecko?
Uśmiechnęłam się ze smutkiem, kręcąc głową.
- Nie jestem głupia. W przeciwieństwie do ciebie.
- Coś ty powiedziała?!
Ojciec krzyknął na mnie jak na kogoś, kim szczerze gardził. Ja jednak nie miałam zamiaru ulegać jego spojrzeniu.
Podeszłam jeszcze krok bliżej. Spojrzałam na ojca z góry. Żałowałam, że przede mną nie klęczał, ale najważniejsze było to, że znajdował się niżej ode mnie. Miałam nadzieję, że dzięki temu zobaczy, że byłam silną kobietą. Niezależną, pewną siebie, ale i złamaną. To była jednak jego wina.
- W dniu, w którym zostałam porwana, byłam sparaliżowana ze strachu - wyznałam, a ojciec odchylił głowę do tyłu, uśmiechając się do mnie szyderczo. - Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem moi kochani rodzice pozwolili, abym została porwana. Każdy kochający rodzic powinien walczyć o swoje dziecko w takiej sytuacji. Zrozumiałam jednak, że wy wcale mnie nie kochaliście.
Ojciec ziewnął. Udawał, że nie ruszało go to, co mówiłam. Nie spodziewałam się po nim innej reakcji. Zamierzałam jednak doprowadzić sprawę do końca. Jeśli nie dla niego, to dla siebie. Chciałam mieć pewność, że powiedziałam wszystko, co chciałam powiedzieć.
- Spędziłam z Rhettem aż sześć lat. Sześć lat, podczas których tylko raz zabrał mnie na zewnątrz. Była to restauracja. Rhett pragnął urządzić nam romantyczną kolację, ale skończyło się na tym, że wpadłam w panikę i wróciliśmy do domu. Nie, to nie był dom. To było więzienie.
Tata już nawet na mnie nie patrzył. Wyglądał na znudzonego. Przynajmniej mógł udawać, że cokolwiek dla niego znaczyłam.
- Rhett mnie kochał, tato. W przeciwieństwie do was, on naprawdę mnie kochał. Jego miłość nie była normalna i zdrowa. Nie mogę jednak odmówić mu tego, że się o mnie troszczył. Dbał o mnie i robił wszystko, abym jakoś przetrwała. Zmienił się dopiero po tym, jak porwał swojego ostatniego niewolnika do wyszkolenia. Zauważył, że poczułam coś do tego koreańskiego chłopaka, jak to go nazwałeś, i się na mnie wściekł. W dniu, w którym uciekłam z jego rezydencji, miał zamiar wziąć ze mną ślub.
Ojciec wciąż nic nie mówił. Traktował mnie jak powietrze. Ależ to było smutne, że aż tak niewiele dla niego znaczyłam.
- Rozumiem, że nigdy mnie nie kochałeś. Jestem w stanie to pojąć, choć to dla mnie trudne. Nic jednak nie dało ci prawa do tego, aby skazać mnie na życie w piekle. Wysłałeś własne dziecko do niewoli. Świadomie i z radością. Oboje z mamą byliście siebie warci. Nie wiem, co teraz się z tobą stanie, ale kompletnie mnie to nie obchodzi. Wierzę, że otrzymasz karę, na którą zasłużyłeś, a gdy Rhett zostanie złapany, ja wreszcie będę wolna.
Stałam nad ojcem jeszcze przez jakiś czas. Naiwnie wierzyłam w to, że coś do mnie powie, ale były to bezsensowne marzenia. Wszystko wskazywało na to, że ojciec już skończył ze mną rozmawiać.
- Czy chciałabyś powiedzieć mu coś jeszcze, Twylo? - spytał Samuel, stając u mojego boku.
- Nie. Ten człowiek nie jest wart mojego czasu.
Spojrzałam na ojca po raz ostatni. Chciałam właśnie takim go zapamiętać. Pokonanym, bezbronnym i żałosnym.
Odwróciłam się z zamiarem wyjścia z pokoju. Nagle jednak zatrzymał mnie głos ojca.
- Rhett cię znajdzie i się na tobie zemści, mała dziwko.
Spojrzałam na ojca. Nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. Mogłabym przysiąc, że w jego oczach znajdował się diabeł. Tylko tak mogłam wytłumaczyć to, że mój ojciec aż tak drastycznie się zmienił. W jego ciało po prostu musiał wstąpić jakiś demon. Nie, żebym wierzyła w istoty nadprzyrodzone, ale w tej chwili byłam w stanie uwierzyć we wszystko.
- Nie powinnaś była mu uciekać. Rhett cię znajdzie. Zapamiętaj sobie moje słowa. Wierzę, że gdy znowu wpadniesz w jego łapy, otrzymasz stosowną karę. Taką na którą zasłużyłaś. Przecież takie dziwki jak ty nie zasługują na szczęśliwe zakończenie, prawda?
Nie zważając na nic podeszłam do ojca i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Głowa taty odskoczyła na bok z satysfakcjonującym plaśnięciem, a moja ręka zabolała tak bardzo, że aż pisnęłam. Samuel widząc, że za moment może dojść do czegoś gorszego, złapał mnie za rękę i wyprowadził z pomieszczenia. Gdy tylko znaleźliśmy się na korytarzu mężczyzna wziął mnie w ramiona i mocno przytulił.
Nie wiedziałam, jak długo płakałam w jego objęciach. Wiedziałam jednak, że mogłam sobie na to pozwolić. Pokonałam bowiem kolejną przeszkodzę na swojej drodze i byłam dumna z tego, jak sobie z nią poradziłam.
Choć nie dało się ukryć, że słowa ojca głęboko utknęły w mojej głowie. Obawiałam się, że mógł mieć rację. Miałam jednak nadzieję, że nic złego mi nie groziło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top