Rozdział XXXII

Tłum rady już zebrał się na odpowiednich miejscach. To samo dotyczyło się Inkwizytorki wraz z wartą, oraz strony, która obrzuciła zarzutami w stronę dwóch Nocnych Łowczyń. Obie szły ramię w ramię, jako jedyne, które nie zajęły swoich miejsc. W ich głowach kotłowało się wiele myśli, myśli, które dla ich dobra nie powinny zostać wypowiedziane w głos. Blondynka położyła pokrzepiające dłoń na ramieniu przyjaciółki, by dodać jej otuchy. Isabelle w odpowiedzi posłała jej tylko blady uśmiech. Po czym obie spojrzały się na anielski przedmiot, który osądzi ich intencje. 

- Miecz Anioła, - wyszeptała ze zachwytem Beth. Zdawała sobie sprawę z potęgi owej broni. 

Oskarżone zajęły miejsca, a ich obrońca postawił krok do przodu, w stronę Cichego Brata oraz anielskiego orężu. Magnus dotknął rękojeści miecza, a głowica rozbłysnęła się czerwonym światłem.

- Na mocy tego miecza. - odezwał się Brat, urzędujący w Mieście Kości. - przysięgasz uczciwie i szczerze bronić swoich klientek? - zapytał czarownika. 

- Nie będę tego kwestionował. - odparł pewnie Magnus i po chwili puścił trzon miecza, a Cichy Brat pochylił się nad orężem i ruszył w stronę kobiety, która zasiadała na najbardziej bogato zdobionym miejscu. 

- Zacznij, czarowniku. - zwróciła się do obrońcy łowczyń. Ten jej przytaknął i przygotował się do przemowy. 

- Moja sprawa jest prosta. - podjął dostojnym głosem. - Prawdą jest, że Isabelle Lightwood oraz Annabeth Lynn sprzeciwiły się wobec rozkazów Clave, - wskazał na nefilm. - próbując uwolnić Faerie, Melirona. Ale nie działały, szkodząc interesom Clave. Zapobiegając wymuszonemu przesłuchaniu i możliwej śmierci Faerie, można zapobiec złamaniu Porozumień. 

- Nie jesteśmy tutaj aby spekulować, co mogłoby się stać. - odezwała się Inkwizytorka. - gdyby oskarżone się nie wtrąciły. 

- Chodzi o to, co by się stało, gdyby nie powstrzymały Cichych Braci przed torturowaniem Faerie? - obie spuściły wzrok, słysząc to. 

- Czekam na istotny argument, masz taki? - Inkwizytorka przewróciła oczami i odchyliła szyję w taki sposób, że Beth mogła zauważyć specyficzne znamię na jej skórze. Dziewczyna zmarszczyła brwi, zdawało się jej, że gdzieś już je widziała. 

- Tak naprawdę chcecie Kielicha Anioła. - podjął ponownie Magnus. - moje klientki nie są w jego posiadaniu. Skoro w tym procesie chodzi o coś zupełnie innego, wnioskuję o oddalenie sprawy. 

Beth przygryzła wargę na słowa czarownika. Nie spodziewała się, aby ktokolwiek z rady przystanąłby na owy wniosek. Westchnęła dyskretnie, obawiała się pogorszenia sprawy. Aczkolwiek nie jej własnej, a przyjaciółki.

- Zmierzasz w złym kierunku. - skwitowała Inkwizytorka. 

- Nie. - Magnus pokręcił głową. - To wszystko zmierza w złym kierunku. - wskazał na otoczenie. - To nie wina Isabelle czy Annabeth, tylko Kielicha. Osądzajcie Kielich! - powiedział i zajął miejsce obok swoich klientek, posyłając im blady uśmiech. 

- Oskarżona Isabelle Lightwood, na środek. - odezwał się głos Inkwizytorki.

Czarnulka wzięła ciężki oddech i posłała niepewne spojrzenie w kierunku Lynn. Wyprostowała się i pewnym krokiem podeszła w wskazane miejsce. Cichy Brat podszedł do oskarżonej, czekając aż ta dotknie miecza. Lightwood wypuściła powietrze z płuc i chwyciła rękojeść broni, a ta ponownie wydała z siebie czerwony obłok. 

- Na moc tego miecza - odparł Brat. - przysięgasz uczciwie i szczerze zeznawać. 

Czarnulka spojrzała się najpierw na postać Cichego strażnika Miasta Kości i dopiero po chwili potwierdziła swoją szczerą wolę. Po czym Lydia podniosła się ze swojego miejsca i zbliżyła się do Isabelle. 

- Pozwoliłaś nam wierzyć, że sama poprowadziłaś ową operację. - zaczęła Branwell - ale w pobliżu owego miejsca zauważona została również Clary Fairchild. 

Isabelle nerwowo się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami. - Nic mi o jej obecności nie wiadomo. 

- I mamy niby uwierzyć, że sama odwróciłaś uwagę strażników? - Inkwizytorka uniosła brew. - I pomogłaś uciec więźniowi? 

Isabell ponownie wzruszyła ramionami. Zniesmaczona Inkwizytorka, widząc jej postawę zadała jej jeszcze kilka pytań i kazał wrócić na miejsce. Bowiem każda jej odpowiedź nie przynosiła zamierzonego skutku. Teraz nadeszła kolei na drugą oskarżoną. 

Beth pewnym krokiem wyszła na środek i bez zbędnych uwag dotknęła miecza. W chwili gdy jej skóra zetknęła się z anielskim orężem, złota fala blasku przeszła przez całe pomieszczenie, w którym odbywał się proces. Większość ze zebranych musiało zasłonić oczy, by uchronić je przed oślepiającym źródłem światła. 

Blondynka przeklęła pod nosem, nie chciała niepotrzebnego widowiska. - Przepraszam, nie wiedziałam. - mruknęła i spojrzała się z nadzieją na Magnusa, gdy iskierki światła zniknęły. 

Isabelle widząc co się stało, przygryzła wargę i posłała niepewne spojrzenie w stronę brata, który cały czas stał z boku i bacznie przyglądał się procesowi. Na jego twarzy widać było zdenerwowanie. Tak samo jak u Magnusa. Czarownik przeklinał w duchu Clave. 

Beth chciała coś powiedzieć, ale uniesiona dłoń Inkwizytor powstrzymała ją. - A co sądzisz o tym Magnusie? - prychnęła zadowolona. - Ta dziewczyna stwarza niebezpieczeństwo. A co jeśli zarzuty w jej przypadku są adekwatne do czynów? Zdrada? W imię Kręgu?

- Nie chcę zwycięstwa Valentina. - mruknęła urażona Beth. 

Magnus, widząc do czego ta sprawa zmierza, musiał natychmiast zareagować. - Czy mógłbym poprosić na świadka Lydię Branwell. 

- Nie widzę powodu. - skwitowała kobieta. 

- To jest nas dwoje. - powiedział twardo. - nie widzę powodu całego tego procesu. Pani Branwell. - zwrócił się do ambasadorki. - Czy zechciałabyś podejść? 

Lydia natychmiast wstała i ruszyła w stronę Beth i czarownika. - Mam tylko jedno pytanie, dlaczego je oskarżasz? - zapytał od raz Bane.

Jednak kobieta w kucyku nie spieszyła się z odpowiedzią. Stała nieruchomo i w milczeniu wpatrywała się złowrogo w czarownika. Beth uniosła zdziwiona brew. 

- Proszę odpowiedzieć na to pytanie. - letarg przerwał jej naglący głos Inkwizytorki. 

Ambasadorka zamrugała kilka razy zanim udzieliła jakiejkolwiek odpowiedzi. - Ponieważ..- zaczęła w końcu. - prawo jest twarde...ale prawo. 

Alec słysząc to zacisnął szczękę a Beth posłała mu niepewne spojrzenie, wszyscy wiedzieli, że werdykt Clave będzie w grubej mierze zależał od tego co Lydia powie. 

- Ale.. - kontynuowała. - ale to nie oznacza, że jest słuszne. - Beth zmarszczyła brwi. - sądzimy kogoś za współczucie i za samodzielne myślenie. -  Isabelle ukratkiem spojrzała na Annabeth. - Uratowały życie, które miało zostać poświęcone za nic..

- Wystarczy Branwell. - przerwała jej srogo kobieta. 

- Nie. - sprzeciwiła się Lydia. - Nie wystarczy. Patrzę tu na obecnych tutaj. Brata i siostrę, którzy nie zgadzają się we wszystkim. - Isabelle spojrzała za siebie, krzyżując wzrok z Alec'em. - z wyjątkiem tego jak bardzo się kochają. I jak bardzo są lojalni wobec siebie. - kontynuowała miękko - Na człowieka, który przyjął tą sprawę do siebie, udając, że chce za nią zapłatę. A tak naprawdę to wierzy w niesprawiedliwość wymierzoną w jego bliskich, która jest nie do przyjęcia. - posłała uśmiech czarownikowi. - lojalność, przyzwoitość, współczucie, miłość. To kwestie, które powinniśmy rozważać przy decyzji o winie bądź o jej braku. - dokończyła i spojrzała z wysoko podniesionym podbródkiem na Inkwizytorkę. 

- To nie są kwestie prawne. Skończymy z tym absurdem. - powiedziała lekceważąco. 

- Zgadza się. - skinęła jej głową Branwell. - ta sprawa jest absurdalna. - wstała z miejsca. - wycofuję zarzuty! 

Isabelle w szoku podniosła się z miejsca, pozostali poszli w jej ślady. Uśmiechnięty Bane swoją magią wyrzucił teczki z papierami w górę, a te zostały porozrzucane po całym pomieszczeniu. W całej sali zapanował hałas i zgrzyt, który poruszył Inkwizytorkę. 

- Cisza! - zero reakcji na jej krzyk. - Cisza! - kobieta uderzyła w stół. - Spokój! - powiedziała dosadnie ostatni raz, nastała cisza. - Jeśli myślisz, że jak wycofasz zarzuty to oczyścisz je z zarzutów. Nic bardziej mylnego. Jeśli Kielich nie wróci do nas to Isabelle Lightwood, zostanie pozbawiona run i wygnana. 

Magnus przeklął w duchu. - A co w takim razie z panną Lynn?

Inkwizytorka posłała mu złowieszczy uśmiech. - Annabeth Lynn nie otrzyma takiej szansy. Jest realnym zagrożeniem, z którym musimy się rozprawić w inny sposób. Jak tylko zakończymy sprawę panny Lightwood to zabieramy Annabeth do Idyrsu. Tam zapadnie ostateczna decyzja, co do jej losu. 


NOTATKA OD AUTORA

I mamy kolejny! Co sądzicie? Piszcie! ♥ Dziękuję wam za wszelką aktywność!

W sekrecie wam powiem, że powoli zbliżamy się do końca pierwszej części historii Annabeth ♥

Miłego czytania! Do kolejnego!

VM 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top