Rozdział XXVIII
Zirytowany Jace szedł akurat w stronę wyjścia z Instytutu. Nie mógł dalej znieść zachowania swojego Parabatai. Uważał, że dał się bardzo lekkomyślnie zmanipulować przez ambasadorkę Clave. Przecież ona oplotła go wokół palca, krzyczał w myślach. Zacisnął pięści i już zmierzał otworzyć drzwi gdy poczuł czyjąś rękę na ramieniu.
- Jace!- To była Beth. Posłał jej zdziwione spojrzenie, a ta chwyciła go za przegub i zaciągnęła za ścianę.
- Beth? Coś się stało? - zapytał zaniepokojony, gdy blondynka zaczęła się nerwowo rozglądać. Dziewczyna słysząc swoje imię, spojrzała na łowcę. Sprawnie podwinęła rękaw swojej czarnej bluzki, pokazując runę jaką narysowała jej Lydia.
- Umiesz się tego pozbyć? - zapytała. Jace chwycił przedramię dziewczyny i dopiero po chwili dotarło do niego, jaki znak pokazuje mu Beth. Wytrzeszczył zdziwiony oczy i posłał jej pytające spojrzenie.
- Kto ci to zrobił?-zapytał zły.
- A jak myślisz? - zagadnęła z podniesioną brwią. Jace westchnął ciężko i zaczął się masować po skroniach, niczym w nadziei, że ból głowy minie szybko. Suka, pomyślał.
- Aresztowała też Meliorna. - odparł, na co dziewczyna rozszerzyła powieki.
- Jego też? A za co? - zapytała zła.
- Za spiskowanie z Valentinem. - powiedział. Po czym zmarszczył brwi. - A kogo jeszcze?-zapytał, ale nie dostawszy odpowiedzi, zacisnął pięść. Dodał szybko dwa do dwóch. - Ciebie?
Dziewczyna znowu milczała. Biła się z myślami.
- Jeszcze nie. - mruknęła w końcu. - Ale Clave już wydało na mnie wyrok. Ale to nie jest wcale najgorsze, Jace. - odparła. - Ona ma w sidłach Alec'a. Robi z nim co chce, a on ślepo wierząc we wyższe racje lata wszędzie tam, gdzie ona wskaże palcem.
Jace westchnął zły. - Wiem właśnie. Mi też się to nie podoba. Czyste szaleństwo.
Dziewczyna przytaknęła mu i ponownie zaczęła się rozglądać, w obawie, że ktoś zauważy jej podstęp.
- To jak? Uwolnisz mnie z tego dziadostwa?- zapytała z nadzieją w głosie. Jace przygryzł wargę i posłał jej niepokojące spojrzenie.
- Tak, ale będzie cholernie bolało. - powiedział w końcu. Dziewczyna w milczeniu podsunęła mu ramie, a Jace niepewnie chwycił swoją stelę i anielskie ostrze. Najpierw czubkiem noża delikatnie naciął jej skórę, w miejscu, gdzie runa miała swój początek. Beth powstrzymała się od jęknięcia bo nie dało się ukryć, że blondyn zaskoczył ją. Jednak wciąż nie odezwała się ani słowem. Ufała Waylandowi. Ten schował ostrze i przycisnął stelę do miejsca nacięcia. Pierwsza fala bólu przeszyła całe ciało Annabeth. Mimowolnie stęknęła i mocniej zacisnęła buzię, gdy blondyn zaczął prowadzić stelę dalej po ramieniu. Bowiem aby ta runa straciła swoje właściwości to krew uwięzionego powinna głęboko pokryć runę, a potem ją przypalić za pomocą właśnie steli. Beth znowu jęknęła gdy jej krew zaczęła wchłaniać zgrubienie runy. Jace jeszcze kilkoma zgrabnymi ruchami pobłądził po skórze blondynki i schował stelę.
- Już po wszystkim. - powiedział spokojnie. Beth wypuściła z szelestem powietrze z płuc i zakryła ranę.
- Może nawet nie będzie śladu. - rzuciła kwaśno. - Dziękuję. - powiedziała z wdzięcznością. - To co robimy?-zapytała nagle.
Jace posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Mam Ci niby uwierzyć, że tak to zostawisz? - zapytała z niedowierzaniem.
Kącik ust blondyna drgnął. - Masz rację. Zamierzałem akurat dostać się do Magnusa.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. - Do Magnusa?
- Tak. Alec chce oddać Kielich Lydii. - przytaknął jej Jace.
- I niby jak ma ci w tym pomóc czarownik? - zapytała.
- Mamy z Izzy pewien plan. - powiedział i wyprzedził Beth. Blondynka natychmiast ruszyła za przyjacielem.
*******
- Wyjaśnię Ci to. - Magnus zaczął trawić słowa blondyna. - Potrzebujesz steli Aleca, by otworzyć sefj. I chcesz ją ukraść, tak?
- Wolimy słowo "pożyczyć"- odparł Jace.
- Bez jego wiedzy. - dopowiedziała Isabelle.
- Nie mogę, nie ma mowy. - Bane chciał wyminąć łowców, ale Jace zatrzymał go, łapiąc za ramię.
- Magnus, odkąd Alec dowiedział się, że rodzice należeli do Kręgu, porąbało go. Nie dostrzega całej sytuacji.
- Jeżeli Clave jest skłonne wysłać Melriona do Cichych Braci. - zaczęła czarnulka. - jeśli są skłonni posunąć się tak daleko, jak myślisz co są w stanie zrobić, gdy dostaną w swoje ręce Kielich?
- To uderzy we wszystkich.- skwitowała Beth.
- Pomóż nam dostać się do sejfu, pomóż nam to powstrzymać.
Magnus westchnął ociężale i pokiwał twierdząco głową. - Będziecie mi dłużni. - zerkał co rusz na na dwie blond czupryny oraz czarnulkę. - I mówię tu o XIV wieku, złoto, diamenty.
- Obiecuję. - odezwał się pewnie Jace.
- Jeśli to zrobimy, nie będzie odwrotu. - powiedział twardo Bane.
Beth zerknęła poważnie na przyjaciół i wszyscy pokiwali zgodnie głową. Isabelle już się zbierała do wyjścia wraz ze Jace'em.
- Słuchajcie, ja was dogonię. Kryjcie mnie. Nikt nie może się dowiedzieć, że nie ma mnie w Instytucie. Zwłaszcza Lydia. Ona nie może nic wiedzieć, że nie mam już runy.
- Pewnie, ale szybko wracaj. - powiedział Jace i wraz z siostrą przyjaciela wyszli od czarownika.
Beth wyciągnęła księgę od Florence i położyła ją na blacie. Magnus otworzył szeroko oczy.
- Szara księga. - szepnął.
Dziewczyna nie zważając na słowa czarownika odnalazła stronę z przypowiednią. - Do tej pory, tylko tyle udało mi się odczytać. Jestem pewna, że ty zdołasz więcej. Ale najpierw przeczytaj to.
Magnus skinął głową i zaczął sprawnie śledzić tekst. Z każdym słowem dziw i przerażenie, widoczne na jego obliczu, rosły.
- Nie wierzę.- mruknął gdy skończył czytać. - wygląda na to, że Florence o wszystkim wiedziała. Tylko dlaczego nikomu nie mówiła?
- Specjalnie to ukrywała. Nie obchodzi mnie jak się dowiedziała. - sapnęła rozdrażniona Beth. - Ale myślisz, że Clave też mogło się jakimś cudem dowiedzieć?
Magnus zmarszczył brwi. - Dlaczego tak myślisz?
Dziewczyna westchnęła ciężko.- Bo rada dała mi wybór. Albo wstawić się na jej osąd albo dobrowolnie wyrzec się łask. Wiesz co to oznacza w obu przypadkach?
Magnus milczał, trawiąc wszystkie słowa Beth.
- Matko Magnus! Oni chcą mojej śmierci! Chcą się mnie pozbyć bo stwarzam zagrożenie. - powiedziała wściekła Anna. Zaczęła chodzić po całym salonie czarownika, żywo gestykulując.- Tak jakby wiedzieli o tej przepowiedni i..
- I chcieliby jej zapobiec. - dokończył Magnus.
- Ale jest jeszcze coś. - zaczęła Beth. Magnus popatrzył na nią, kiwając zachęcająco głową. - Powiedz mi, czy kobieta, która się podawała za moją matkę miała na imię Céline?
Magnus zmarszczył brwi. - Nie. - odparł zdecydowanie.
- Ugh to się nie klei. Hodge, powiedział mi, że owa Céline była moją matką. Tyle, że byłam w bibliotece i nic nie znalazłam.
Magnus podrapał się po podbródku. - I nic nie znajdziesz. Nie w instytucie. Jeśli wierzyć temu starcowi to twoją matką była Céline Montclaire. Popełniła samobójstwo, co w waszej tradycji jest z lekka niemoralne, dlatego nawet nie została pochowana w Idrysie wraz z resztą Nocnych Łowców. Ale ona nie miała dzieci, z czego pamiętam. Bo w chwili swojego czynu była w ciąży.
Zmarszczyła brwi. - Ehh.. Magnus to bez sensu! - warknęła podirytowana.
- Spokojnie, przyjrzę się tej księdze. Może Florence chciała nam przekazać coś jeszcze. A co do twojej genealogii, obiecuję, że jeszcze się nad nią pochylę. A teraz zmykaj zanim ktoś się zorientuje, że Cię nie ma.
Magnus podszedł do dziewczyny i położył jej obie dłonie na ramionach.
- Nie możemy dopuścić by dać Clave jakiekolwiek pretekst do aresztowania Cię. Na tą chwilę, choćby nie wiem co, nie okazuj sprzeciwu.
Beth pokiwała głową na znak zrozumienia i po raz pierwszy od tamtej tragicznej nocy, naszła ją myśl, że o wiele prościej byłby zginąć w walce, wtedy w Instytucie. Umrzeć niczego nieświadoma u boku najbliższych.
NOTATKA OD AUTORA
I mamy kolejny! Miłego czytania!
Piszcie jak się wam podoba! Chętnie poczytam! ♥
Dziękuję za aktywność!
VM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top