Rozdział XXIII

Alec oparł dłonie o blat i posłał uśmiech. - Hej. - odezwał się do kobiety zza lady. Ta zmarszczyła brwi. 

- Czy mogę pomóc? - zapytała.

- Tak.. - czarnowłosy przygryzł wargę, wcale mu się nie podobała rola, którą musiał przyjąć. - Czy często tu przychodzisz? - zapytał po chwili. Beth parsknęła delikatnie śmiechem i posłała rozbawione spojrzenie siostrze zalotnika. Obie akurat się przyglądały jego poczynaniom. 

- Pracuję tu, w czym pomóc. - odparła ponownie kobieta. 

- Racja, tak. - uśmiechnął się Lightwood nerwowo, po czym błądził wzrokiem po biurku, - jasne ja tylko szukam pewnych informacji. O patrz! - czarnowłosy wyciągnął rękę w stronę butelki z wodą i umyślnie ją przewrócił, a jak się okazało, ta była nie zakręcona. Zawartość wylała się na wszystko, co na biurku się znajdywało. Kobieta skrzywiła się na ten widok. - przepraszam... pozwól mi to zrobić - powiedział i wyciągnął rękę tym razem po kartę magnetyczną, która leżała nieopodal, zgrabnym ruchem, tak aby policjantka nie zauważyła, podał ją przechodzącej Isabelle. - bardzo przepraszam, - udał skruchę. Po chwili jednak dyskretnie się wycofał i dołączył do siostry oraz blondynki, na co ostatnia od razu parsknęła śmiechem. 

- Co to miało być? - zapytała rozbawiona. 

- Ten flirt był zdecydowanie nieudany. - dołączyła do Beth jego siostra. Alec tylko pokręcił głową i zignorował ich komentarze. Z powrotem skupili się na zadaniu, które ich czekało. Ruszyli wobec tego kolejnym korytarzem aż dotarli do schodów, które prowadziły w dół. Popatrzyli po sobie i podjęli krok przed siebie. Pierwszy na stopnie ruszył Alec,  potem Izzy a na końcu Beth, która rozglądała się uważnie każdej ścianie. Martwiło ją obecność i ciepło, które wydobywało się z je kieszeni, dokładnie tam, gdzie włożyła demoniczny kamień. Zacisnęła szczękę i ruszyła dalej, nie miała zamiaru jak na razie chwalić się znaleziskiem, bynajmniej do momentu, gdy sama nie zrozumie jego działania. 

- Łatwo poszło. - skomentowała Isabelle, gdy w końcu udało im się odciąć zasilanie. - Teraz tylko czekać, aż wrócą z Kielichem. - posłała promienny uśmiech, blondynce. Ta odwzajemniła go i już zamierzali wydostać się z budynku, gdy Beth zatrzymała się na chwilę. 

- Słuchajcie, ja muszę  sprawdzić jeszcze jedno pomieszczenie. - wydusiła. Izzy wraz z bratem posłali jej zdzwione spojrzenie. Jednak po chwili, wyraz twarzy czarnowłosego złagodniał gdy uświadomił sobie o czym mówi Lynn. 

- Nie rozumiem. - odparła jednak Izzy. 

Blondynka westchnęła. - Bo widzicie, jest tutaj najprawdopodobniej moja Księga. Rozmawiałam z Lukiem. Wiem gdzie szukać. Chwila i wracam. - powiedziała i już miała iść w swoją stronę, ale powstrzymał ją głos starszego z rodzeństwa. 

- Pójdziemy razem z tobą. - odparł i wyprzedził blondynkę. Zaskoczona blondynka wzruszyła tylko ramionami i ruszyła za rodzeństwem. 

- Więc, gdzie mamy szukać? - zapytał Alec, gdy Beth go dogoniła. 

Kąciki ust dziewczyny nie wiedząc czemu podjechały jej do góry. Odwróciła się do czarnowłosego i posłała mu lekkie spojrzenie. - W archiwum, to na ostatnim piętrze. Nie powinien się tam nikt kręcić. - odparła. 

Resztę drogi pokonali w milczeniu, tak by się nie zdemaskować. Musieli  wobec tego zachować ostrożność. Po mimo zapewnień wilkołaka.

 Po chwili już przemierzali alejki pełne dokumentów oraz różnych dowodów w śledztwach, trzymając w rękach latarki z telefonów. 

- Musi gdzieś tu być. - mruknęła zdeterminowana blondynka, gdy już przejrzała kolejne pudło. 

- Słuchaj Beth, a może wcale oni jej tu nie zabrali? Może ją zgubiłaś w pobliżu tego mieszkania. - powiedziała delikatnie Izzy, która odrzuciła kolejną stertę zakurzonych rzeczy. Na jej słowa blondynka przygryzła wargę i pokręciła głową. 

- Nie, na pewno jest tutaj. - odparła i ruszyła do kolejnej półeczki. - Czuję to. - mruknęła pod nosem i sięgnęła po kolejny karton. Uśmiechnęła się na widok zawartości. Wyciągnęła księgę i pokazała ją towarzyszom. - A nie mówiłam? - zapytała z lekkim uśmiechem, który wszyscy odwzajemnili. Jednak spokój nie trwał długo. Kiedy słyszeli szczęk klamki, od razu schowali się za ostatnim regałem. 

Światło z latarki, błądziło po kolei po każdej z alejek. Od jednej półki do drugiej, musnęło delikatnie  każdy  karton. Łowcy wykorzystując chwilę, kiedy pracownik posterunku prześwietlał kolejną półkę, wymsknęli się tyłem do niego i opuścili archiwum. Następnie opuścili cały budynek. 

- Bardzo wam dziękuję. - odpowiedziała Beth, kiedy już byli na parkingu. Rodzeństwo zgodnie pokiwało głowami, a Isabelle uściskał serdecznie blondynkę. 

Aura na zewnątrz zwiastowała chłodny wieczór, już robiło się ciemno, a Jace wraz z rudowłosą jeszcze nie wyszli z komisariatu. Trójka, która na nic czekała, niecierpliwie przebierała nogami. 

- Mam złe przeczucia. - mruknęła blondynka pod nosem. Po chwili jednak szybkim krokiem z budynku wyszli Clary i Jace. 

- Macie? - zapytał Alec. 

- Tak. - odparła Clarissa i poklepała się po torbie. - a teraz jak okradliśmy gliny, możemy wracać do instytutu. 

Nagle po Beth przeszedł zimny dreszcz a kamień, który miała wciąż w kieszeni, ponownie zaczął pulsować ciepłem. Blondynka zmarszczyła brwi. 

- Ludzie. - zwróciła na siebie uwagę Isabelle. Wskazując na pulsujący na czerwono naszyjnik.  - Myślę, że Przyziemni są teraz naszym najmniejszym zmartwieniem. 

Beth, widząc to przeklęła siarczyście pod nosem. 

- Przynajmniej wiemy, że naszyjnik działa. - skomentował Alec.

- Co za dzień, idziemy. - westchnął Jace i wszyscy ruszyli za tlenionym blondynem. Jedynie coś zatrzymało Clary. 

- Ludzie zwolnijcie. - zawołała i na kogoś wpadła. 

Blondynka przewróciła oczami i przyjrzała się osobie, z którą rudowłosa się zderzyła. Ponownie przeszedł ją dreszcz. W momencie gdy Clary schylała się by pomóc pozbierać siatki staruszce. 

- Clary odsuń się. - powiedziała Beth, która chciała podbiec do dziewczyny, ale była za daleko. Po słowach blondynki staruszka zmieniła się kreaturę, w prawdziwe swe oblicze. 

- Babcia!- odezwał się Jace, by skupić uwagę demona na sobie. Ten odwrócił się do blondyna i poczuł jak ostrze Waylanda przeszył go na wylot. 

- Co do cholery? - rudowłosa wstała z ziemi. 

- Język, nie przy babci. - odparł Jace. 

- Jak nas znalazła? - zapytała Fray. 

- Nie wiem, ale przyprowadziła znajomych. - odpowiedziała jej Beth, kiedy zauważyła jak z radiowozu wysiada kolejny demon. Ponownie poczuła nieprzyjemny dreszcz. 

- skąd wiesz? - zapytała Clarissa. 

- To jak przejrzenie uroku, musisz zwracać uwagę na szczegóły. - tym razem odpowiedział jej Alec. 

NOTATKA OD AUTORA

I jak? Co sądzicie? 

Kolejny wstawię jutro, bądź w czwartek. Zapraszam! I dziękuję za aktywność ♥♥♥

VM

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top