Rozdział XXII
- Ktoś wzywał wsparcie? - odezwała się promiennie Isabelle, widząc jak Clary wraz z Jace'em wychodzą z komisariatu. Blondyn na widok rodzeństwa podniósł wysoko brwi.
- Izzy? Alec? Co wy tu robicie? - wydukał zdziwiony.
- Beth do nas dzwoniła. - odparł Alec. - Swoją drogą, gdzie ona jest? - zapytał, rozglądając się w poszukiwaniu łowczyni.
- Poszła rozejrzeć się na tył posterunku. - powiedział niewzruszony Jace. Czarnowłosy słysząc to zacisnął szczękę.
- Sama? - spiął się, gdy zobaczył jak blondyn pokiwał twierdząco głową. Alec wypuścił długo wstrzymywane powietrze i wyciągnął telefon. - Dzwonię do niej. - powiedział krótko i wykręcił numer. Przyłożył urządzenie do ucha, w oczekiwaniu na odpowiedź lecz włączyła się poczta głosowa. - Nie odbiera. Dokąd poszła?- zapytał przyjaciela.
**********
Beth zacisnęła palce na swoim anielskim ostrzu i stanęła naprzeciwko kreatury. Zmarszczyła brwi, mogłaby przysiąc, że po raz pierwszy widzi egzystującego demona z tak specyficznym spojrzeniem. Bowiem, jego oczy były zamglone, jakby on sam był nieobecny. Przejechał pazurami po kolejnej ścianie budynku, zostawiając owe przenikające czernią smugi. Zaczął się coraz pewniej zbliżać do łowczyni, ta jednak w pełnej gotowości śledziła każdy ruch istoty. Jednak demon, jakby zniecierpliwiony bezczynnością swojego przeciwnika, rzucił się do przodu, wprost na blondynkę. Ta zgrabnym ruchem odepchnęła atak i wyprowadziła swoje ostrze do przodu, celując w sam środek kreatury, jednak ta okazała się szybsza i również zablokowała pchnięcie swoją łapą z ogromnymi pazurami. Beth widząc to, zacisnęła mocniej dłoń na serafickim nożu i uchyliła się przed kolejnym atakiem ze strony demona. Zgięła kolana i przeturlała się w bok, tym samym znalazła się za przeciwnikiem, co również wykorzystała. Uniosła swój oręż i z wielkim impetem zatopiła go w cielsku stwora. I wtedy stało się coś dziwnego, gdyż w momencie gdy ostrze przeszyło demoniczną istotę na wylot to rozbłysnęło się oślepiające światło i zamiast pozostawić po demonie zwykły popiół, to cielsko zmieniło się w wielką masę głębokiej czerni, ochlapując otoczenie. Jednak łowczyni w porę się odsunęła i resztki demona znalazły się tylko na rękawie jej skórzanej kurtki. Dziewczyna jęknęła zniesmaczona.
- Obrzydlistwo. - skwitowała i już miała odejść od mazi, gdy wśród niej zauważyła iskrzący się na fioletowo kamień. Zaintrygowana przykucnęła przy tym, co zostało z demona i wcisnęła dłoń w resztki jego cielska i go wyciągnęła. Wykrzywiła usta, gdy nieprzyjemna breja zagnieździła się pomiędzy jej palcami. Wyciągnęła szybko chusteczkę i wytarła ją, a następnie kamień. Przyglądała się mu z wielkim zaciekawieniem, intrygował ją jego łuna, która się nad nim unosiła. Sprawiała, że czuła się wyciszona i wręcz oderwana od tego co się dzieje wokół niej. Trwałaby dalej w takim letargu, gdyby nie odgłos kroków, który niósł się echem. Szybko schowała kamień i wstała na równe nogi z bronią w pogotowiu. Jednak szybko ją upuściła, gdy zauważyła, że zza rogu pojawili się Jace oraz Alec.
- Oh...to tylko wy. - westchnęła z ulgą i się rozluźniła.
Łowcy się zatrzymali gwałtownie, widząc resztki demona przed blondynką. Jace wyłupił oczy i posłał zaskoczone spojrzenie. - Co tu się stało? - wskazał na maź. - Wszystko w porządku? - posłał jej zmartwione spojrzenie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i posłała nerwowy uśmiech towarzyszom. - Tak, nic mi nie jest.- ukucnęła z powrotem przy tym, co zostało po demonie. - Wydaje mi się, że został na nas nasłany, miał nas śledzić. - wyprostowała się i kopnęła truchło. - A po za tym może być ich więcej, spójrzcie tylko na te ślady na murach. - wskazała na sąsiednie budynki. Łowcy podążyli za jej wzrokiem.
- Robota Valntine'a. - stwierdził czarnowłosy.
- Możliwe. - wzruszyła ramionami Beth. - Błagam powiedz, że macie te karty. - odwróciła się do Jace'a. Na co, ten zaczął drapać się nerwowo po karku. Blondynka skrzyżowała ramiona na piersi i uniosła jedną brew.
- Właściwie to musimy się dostać na posterunek jeszcze raz. - powiedział w końcu. Dziewczyna parsknęła śmiechem.
- Słucham? Jak to? - zapytała, a blondyn już miał odpowiedzieć, jednak Beth powstrzymała go unosząc ręką. - Albo nie, lepiej nie mów. Jestem prawie pewna, że nie chcę wiedzieć co nie tak wypaliło z twoim planem.
- Właściwie to - zaczął ale blondynka znowu mu przerwała.
- Lepiej wracajmy do dziewczyn, nie wiadomo ile jeszcze takich się czai. - wskazała na truchło. - Razem wymyślimy nowy plan. - powiedziała i poklepała Jace'a po ramieniu. Ruszyła przed siebie nie czekając na towarzyszy.
Po chwili byli już wszyscy nieopodal komisariatu i dyskutowali o tym, jak odzyskać kielich.
- Co z czarem?- zapytał Alec.
- Już próbowaliśmy. - oznajmił jego Parabatai. - Każdy, kto jest z Valentinem, przejrzy go.
Nagle zadzwonił telefon Clary, ta przewróciła oczyma, posyłając nerwowy uśmiech i przepraszającym gestem odebrała połączenie.
Starszy z Lightwoodów posłał jej spojrzenie pełne dezaprobaty. Szybkim ruchem zabrał jej telefon.
- Ej! - obruszyła się. Na co Alec przewrócił oczami.
- Mały problem Simona może poczekać, a teraz chodź. - powiedział, po czym wszyscy ruszyli do budynku. - Zgaduję, że to ty odwracasz uwagę - zwrócił się do siostry, kiedy przepuszczał ją w drzwiach.
- Nie, zdecydowałam dorosnąć, pamiętasz? - odparła na co, Alec pobladł.
- To może Beth? - zwrócił się do blondynki.
Dziewczyna cmoknęła - Obawiam się, że cuchnę cała tym truchłem. - odpowiedziała, na co kąciki jego ust uniosły się, - a po za tym, ta pani zapewne bardziej woli mężczyzn, a ty zgaduję, że jesteś w jej typie. - powiedziała i delikatnie uderzyła go pięścią w bark.
- Cholera. - mruknął niezadowolony z takiego obrotu spraw.
Po czym siostra popchnęła go w stronę sekretarki.
NOTATKA OD AUTORA
Zostawiam i zapraszam po następne jutro bądź, gdybym się nie wyrobiła, w poniedziałek ♥
Dziękuję za taką aktywność, właśnie wybiło 3k!
VM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top