Rozdział XX

- Magnus co się dzieje? - zapytała niespokojnie Beth, gdy od jakiegoś czasu czarownik przytrzymywał dzięki swojej magii, Luke'a przy życiu. Niebieski obłok nad czarnoskórym z każdą chwilą przygasał, a sam Magnus wydawał się mieć co raz mniej siły. 

- Moja magia się wyczerpuje. - Clary rozszerzyła oczy w szoku.  

- Co mamy zrobić? - zapytała ruda. 

- Potrzebuję siły Nocnego Łowcy. - wypowiedział z trudem, Beth zbliżyła się ze zamiarem oddania swojej energii, jednak Magnus nie mógł złapać jej za ręki, gdyż łuna światła wyleciała dziewczynie spomiędzy palców i powędrowała do rannego. Tym samym zajęła miejsce czarownika i teraz to na jej barkach spoczęło przytrzymanie alfy przy życiu. 

- Beth, spokojnie. To działa. Musisz być spokojna. - mówił powoli Bane, gdy zauważył jak dłonie dziewczyny drżą a na czole szklił jej się pot. Dziewczyna przełknęła ślinę i zacisnęła powieki, wydając przy tym jęk. Magnus był świadomy jaki to jest trud dla niej, domyślał się, że jeszcze nigdy nie dała takiego upustowi swojej mocy. Ciemność powoli próbowała spowijać jej umysł, gdy nagle poczuła jak ktoś łapie ją za przeguby, po czym niewidzialna energia przeszła na wylot jej ciało. Otworzyła szerzej oczy i odwróciła głowę w bok, by ujrzeć kto ją wspomaga.

- Alec? - Nie ukrywała zdziwienia. Nawet nie zauważyła, gdy ten wkroczył do mieszkania czarownika. 

- Weź tyle ile potrzebujesz. - powiedział krótko z uśmiechem. Dziewczyna w milczeniu pokiwała głową i skupiła się na uratowania czarnoskórego. Napełniona na nowo czystą energią, skierowała ją na klatkę piersiową Luke'a. Po za świetlistą łuną jej mocy, spod jej opuszków palców wyrywały się fioletowo- złote iskierki. Które z kolei otoczyły wilkołaka i z niezwykłym impetem zostały wchłonięte przez jego ciało. Po czym, uspokoił się i wydawałoby się, że starania blondynki przyniosły zamierzone skutki. Dziewczyna uśmiechnęła się, widząc jak mężczyzna spokojnie oddycha, a Clary tuli się do niego.  Tuż po tym, jak podano mu antidotum. Lyn była tak pochłonięta przez swoją moc, że dopiero teraz zauważyła powrót Jace'a oraz okularnika.

Beth  czując jak reszta energii czarnowłosego opuszcza jej ciało, zachwiała się niebezpiecznie na nogach i opadła na kolana. W ostatniej chwili, przed zderzeniem się z podłogą, złapał ją Lightwood i trzymając ją w ramionach patrzył się na nią zaniepokojony. - Beth?  - zapytał po raz kolejny, gdy ta zamknęła oczy. - Co jest? - posłał zmartwione spojrzenie do czarownika.

- Jest osłabiona, musi odpocząć. - powiedział i w jednej chwili czarnowłosy chwycił blondynkę i ruszył z nią na rękach za czarownikiem. Niosąc ją przez korytarz i widząc jak momentalnie dziewczyna stała się blada, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że była niezwykle krucha i silna za razem. Uśmiechnął się na tą myśl i szybko przekroczył próg kolejnego pomieszczenia, które otworzył mu czarownik. To, tym razem okazało się sypialnią Magnusa. 

                                                                            ********

Z oddali słychać było śpiew mew i odgłos odbijających się od brzegu fal. Chłód ciągnący się od wody, przyprawiał o gęsią skórkę. Bryza morska drażniła leniwie nozdrza blondynki. Wciągnęła głęboko powietrze i momentalnie poczuła jak tą beztroską przystań spowija z każdej strony mrok. A wraz z nim, ciągnąca się szara mgła. Dziewczyna próbowała od niej uciec, lecz ta otaczała ją z każdej strony. Zaczęła się nerwowo rozglądać i obracać wokół własnej osi, w poszukiwaniu choćby najmniejszego skrawka z pięknem nadmorskiego mola, po którym jeszcze przed momentem dreptała na bose stopy. Nagle jakaś ciemna postać wyrosła przed dziewczyną jakby znikąd. Uniosła wyżej głowę by z drżącą wargą przyjrzeć się owej postaci. Nie wiedzieć dlaczego, wzbudzała w niej pogardę i złość. 

- Jestem coraz bliżej.. - powiedział tajemniczy człowiek, gdy nachylił się nad jej uchem i wyszeptał jej kolejne słowa. - Nie powstrzymasz mnie. Dokładnie tak samo jak twoja matka wieki temu. 

I postać zmaterializowała się kilka kroków dalej, by po chwili wchłonąć całą mgłę i stać się jednym gęstym dymem, który z niebywałą prędkością przeszywa ciało dziewczyny na wylot, niczym ciężki grot strzały...

- Beth? - usłyszała blondynka swoje imię, po czym szybko otworzyła oczy i gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej.  Momentalnie zakręciło jej się w głowie i złapała się za skronie. 

- Wszystko w porządku? -napotkała zmartwiony wzrok Lightwood'a. Pokiwała delikatnie głową i przełknęła ślinę.

- Co z Lukiem? - zapytała z drżącymi dłoniami. Alec słysząc jej pytanie, uśmiechnął się lekko.

- Ma się naprawdę lepiej. - odparł i złapał ją za dłoń. - dzięki tobie. 

Dziewczyna odetchnęła z ulgą i zaczęła się podnosić. Alec zmarszczył brwi i posłał jej pytające spojrzenie. 

- Muszę natychmiast porozmawiać z Magnusem. - powiedziała i wstała z łóżka lekko się chwiejąc. Złapała się ramy  gdy nogi odmówiły jej posłuszeństwa, a czarnowłosy natychmiast znalazł się tuż przy niej. 

- Ooo nie. Siedź. - złapał ją za ramiona i zmusił do zajęcia miejsca na skraju łóżka. Dziewczyna rzuciła mu wyzywające spojrzenie. - ja go zawołam. - powiedział twardo, a ta pod naciskiem jego tonu zmiękła i dotarło do niej, że chłopak, którego miała z początku za największego bezuczuciowego dupka w świecie cieni, od pewnego czasu zmienił do niej nastawienie - martwił się o nią. Pokręciła głową, jakby chciała odepchnąć od siebie ową myśl. To przecież nie możliwe, przemknęło jej przez głowę. 

Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, a w nich czarownika. 

- Witaj Beth z powrotem... - zaczął, ale blondynka szybko mu przeszkodziła. 

- Magnus, mówiłeś, że znałeś moją matkę. Kim ona była? - zapytała od razu. Póki pamiętała sedno swojego snu.

Czarownikowi zaparło dech w piersiach, wiedział, że kiedyś nadejdzie ta chwila. Chwila by wyjawić całą prawdę, ale nie przypuszczał, że tak szybko. 

- Słuchaj, Beth to jest ciężka sprawa...- podjął. 

- Coś przede mną ukrywasz. Czuję to. Dowiedziałeś się czegoś, ale nie masz odwagi by mi to wyznać. - powiedziała twardo.  

Czarownik przeklął w duchu. 

- Tak, Annabeth. Poluje na Ciebie całe podziemie. Stąd wataha wiedziała.. 

Brwi blondynki podjechały do góry.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Chodzi mi o moje pochodzenie. - zaczęła cierpliwie. - Ta kobieta, o której mi z początku opowiadałeś nie była moją matką prawda? 

Czarownik westchnął ciężko i zbliżył się do dziewczyny. 

- Tak. To nie była twoja matka. - potwierdził. - Trochę pośledziłem pozostałe księgi Florence. A mianowicie jej dzienniki, które prowadziła od dnia odkąd przybyłaś do Instytutu. 

Magnus spojrzał na Beth, by zobaczyć jej reakcję, ale ta siedziała spokojnie i w skupieniu trawiła nowe informacje. 

- Nie bez powodu nie pamiętasz swoich pierwszych lat życia. - blondynka zmarszczyła brwi i otworzyła buzię by zapytać. Jednak czarownik podniósł dłoń do góry. - Florence o wszystkim wiedziała. Wyczytałem również o tym. Twój ojciec wymazał ci wspomnienia, zanim dostarczył Cię do Instytutu. 

Dziewczyna złapała się za głowę i pokręciła nią w geście niedowierzania. - A co z matką? Kim była?

- Tego jeszcze nie odkryłem. Ale musisz dopuścić do siebie możliwość, że była ona niezwykle potężną istotą. Podejrzewam, że odpowiedź na to znajdziemy w tej księdze, która podarowała Ci Florence. - powiedział i podrapał się po brodzie. - Tak jakby...

- Jakby to przewidziała.- dokończyła Annabeth.

NOTATKA OD AUTORA

A więc przepraszam za taką nieobecność ale już wracam i zostawiam wam kolejny rozdział. Podzielcie się co myślicie o naszych bohaterach ❤️

I jak zauważyliście zapewne, nasze ff zmieniło okładkę, którą wykonała Viriart_
Jeszcze raz wielkie dzięki za takie cudeńko! 💜💜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top