Rozdział XVIII

- Cholera - zaklął pod nosem Wayland. - nie pokazuje się. - odparł nadal ściskając papier w dłoni.  Odkąd Alec wraz z Beth wrócili do Instytutu  próbowali odnaleźć rudowłosą. Czarnowłosy przez całą drogę nie odezwał się ani słowem do Lynn, czuł się winny, że dziewczyna została porwana. 

Jace westchnął po kolejnej nieudanej próbie i odwrócił się do przyjaciela. - potrzebujemy połączenia Parabatai 

Czarnowłosy natychmiast podszedł do Waylanda z wystawioną dłonią, by Jace mógł przejechać stelą po odpowiedniej runie. Po czym przystawił ramię przyjaciela do papieru i wspólnie zacisnęli dłonie na nim. 

Obaj skupiali swoje myśli wokół Clary, jednak po raz kolejny okazało się fiaskiem. Rozgoryczony Jace westchnął przeciągle i utkwił spojrzenie w przyjaciela.

- Alec, skoncentruj się. 

Po czym ponownie zamknęli oczy i zaciskając powieki starali się przywołać obraz rudowłosej, jednak na nic.

- Alec! - syknął zły Jace.

- Robię to, ona się nie pokazuje! 

Blondyn zerwał połączenie i odsunął się od przyjaciela. Cały w nerwach złapał się za głowę i ze złością zacisnął szczękę. 

- Tak jak myślałam, nie zostały aresztowane. - odparła spokojnie nagle Isabelle. 

Jace słysząc jej słowa zacisnął pięści i obrzucił spojrzeniem pełnym wyrzutu czarnowłosego.

- Miałeś je pilnować! - warknął oskarżająco. 

- Starałem się Jace.

- W takim razie twoja matka ma rację i twoje starania są na nic! - krzyknął groźnie. 

- Jace! - warknęła ostrzegawczo Izzy.

- Tak zaślepiły cię uczucia do Clary, że zapomniałeś o nas? - popatrzył wyzywająco Alec na swojego rozmówcę. - Dziewczyny się wymknęły, poszedłem by je chronić. Nie zrobiłem niczego - podniósł głos. - czego ty nie zrobiłeś wcześniej. 

- Zrobiłeś.. - zaczął Jace. Jednak Beth, która do tej pory biernie się  przysłuchiwała tej ostrej wymianie zdań, przerwała mu ostro. Tak, jak podpowiadało jej sumienie. 

- Wystarczy Jace! - warknęła głośno. - To nie jest jego wina, a moja. To ja się zgodziłam by wyjść z Instytutu, po mimo wyraźnego zakazu. Ja!  I to mnie powinieneś obwiniać. Tylko mnie. - odparła twardo. 

Wyraz blondyna złagodniał i westchnął przeciągle, gdy nagle rozległ się dzwonek telefonu. Jak się okazało, nie była to komórka żadnego z obecnych. Była to komórka Clary, która była w jej torbie, która z kolei Beth zabrała do Instytutu. 

- Halo? - odebrał blondyn.

- Nie sądziłem, że to powiem, ale dzięki Bogu, że to ty. To ja Simon. - odpowiedział od razu rozmówca. 

- Gdzie jesteś? Gdzie Clary? 

- Nie wiem, chyba w jakiejś chińskiej knajpce. Ten gliniarz nas aresztował, ale to była jakaś ściema. On i jego koledzy zabrali nas do ich miejscówki i powiedzieli, że jeśli nie oddadzą Kielicha albo nie powiedzą gdzie jest Beth to je zabiją. - wyjaśnił szybko Lewis. 

- Uspokój się, dobra? Powiedz nam, co widzisz. 

- Na pewno jesteśmy na molo, jest dużo wody. Widzę szafki i... - nagle głos ucichł. Jace zmarszczył brwi i już chciał zacząć nawoływać swojego rozmówcę do dalszej rozmowy ale ten się w porę odezwał. - Jestem w jakiejś sali tortur. Na ścianie są ślady pazurów. - dokończył Simon. 

- Wilkołaki. - westchnął Jace, - Możliwe, dobra Simon więcej szczegółów. Pomóż nam was znaleźć. 

Chwila ciszy w słuchawce. 

- Nic nie ma, co mogłoby pomóc. - po drugiej stronie było słychać szelest papieru. - Jestem w restauracji Jade Wolf na molo Green St i mają naprawdę tanie drinki... po prostu się pośpiesz! 

- Musisz zrobić dywersje, weź ich na zwłokę. 

- Jak? - dopytał. - Mam tu tylko stertę ubrań i zapalniczkę. 

- Wywołaj pożar, Simon. 

- To nigdy nie działa! Oglądałeś jakieś filmy akcji? - lamentował Lewis. 

- Jesteśmy w drodze. - powiedział Jace i się rozłączył. Wszyscy obecni posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia i wyszli z budynku. 

                                                                               ****

- Hej! Gdzie mnie zabierasz! - wyrywała się czarnoskóremu mężczyźnie Clarissa. 

- Nie utrudniaj tego, musimy uciekać, teraz!- warknął zdenerwowany. Nagle zza rogu pojawiła się trójka Nocnych Łowców. Rudowłosa na ich widok westchnęła z ulgą. 

- Alec! - pokiwał głową w stronę przyjaciela Jace, po czym zwrócił się do tajemniczego mężczyzny - Puść ją! - i w jednej chwili podszedł do niego i kopnął go w zgięcie kolana, w tym samym czasie Alec będąc za plecami czarnoskórego, pochwycił Clary i postawił ją na ziemi. Po chwili znalazł się przy nich Simon. 

- Clary! - szybko podszedł do dziewczyny i serdecznie ją przytulił. 

- Simon! Martwiłam się - wychrypiała mu przy uchu. 

- Nie chcę wam przeszkadzać, - odezwał się Jace. - ale wataha wilkołaków próbuje nas zabić. - ruda oderwała się od przyjaciela. - więc może powinniśmy się zbierać...

- Chwila. - przerwała Fray. - moje pudełko. Chyba zostawiam je w mieszkaniu. 

- Mamy je. - odpowiedziała Beth, która stanęła obok Alec'a. Dziewczyna na jej słowa pokiwała i posłała jej nieśmiały uśmiech. 

- Wynośmy się stąd. - rzucił pewnie Lewis i ruszył do przodu. Jednak został szybko zatrzymany przez Isabelle. 

- Czekaj, Simon. Bez gwałtownych ruchów. - odparła. 

- To może się źle skończyć - skomentował z przekąsem blondyn. Beth słysząc jego słowa, przewróciła teatralnie oczami i wyciągnęła przed siebie serafickie ostrze. Podobnie jak Jace. Izzy rozłożyła bat, a jej brat już miał naciągniętą strzałę na cięciwę. 

- Jesteśmy otoczeni. - poinformował czarnowłosy, który wciąż stał obok Annabeth. Nocni Łowcy zaczęli się rozglądać. Wilkołaki stały z każdej strony. Czyhały na kontenerach i były w każdej chwili gotowi do ataku.  - Trzymajmy się razem. - powiedział Lightwood.

- Uwierz mi, nigdzie się nie wybieram. - stwierdził Simon. 

Po chwili drzwi od restauracji otwarły się z hukiem i wyszedł z nich barczysty mężczyzna.

- Cofnijcie się. - zwrócił się Jace. - to ich przywódca. 

Alfa posłał łowcom władcze spojrzenie. 

- Nie potrzebujemy już Kielicha. - powiedział. Wszyscy nefilm zmarszczyli brwi, w szczególności Clary. - Bo widzę, że przyprowadziliście anielską dziewczynę do nas. - warknął i ruszył w stronę Beth. Po drodze przemienił się w wilka i już przygotował się do skoku. Alec widząc to, natychmiast odepchnął blondynkę do tyłu, tym samym zasłaniając ją. 

Jednak atak wilkołaka przeszkodził mu inny. Zawył i rzucił się z kłami na alfę. Psy zaczęły zaciekle walczyć. Szarpały sobą wzajemnie. Krew ściekała im z pysków. 

- Rzucił wyzwanie alfie. - poinformował czarnowłosy. 

- Pomaga nam. - dopowiedziała Beth i ponownie stanęła obok Alec'a. Ten, odruchowo położył jej rękę na ramieniu i delikatnie odsunął ją za siebie. Dziewczynie zrobiło się ciepło na ten gest, uświadamiając sobie dopiero po chwili wcześniejsze poczynanie czarnowłosego. Uśmiechnęła się delikatnie. Może, nie jest takim dupkiem, przemknęło jej przez myśl.

- Nie podchodź. - rzucił krótko. Blondynka zmarszczyła brwi, ale posłuchała go i pozostała w bezpiecznej odległości. Dopiero teraz dotarł do niej sens słów alfy. Wyglądało na to, że znaczniejsza część podziemia wie o jej mocy. Znacznie większa niż z początku przypuszczała. Niepokoiła ją jeszcze jedna kwestia. Bowiem słowa wilkołaka świadczyły nie tylko o samej istocie jej zdolności, ale miała nieodparte wrażenie, że mężczyzna wie, jaki cel ma Valentine z jej mocą. Musiała jak najszybciej zobaczyć się z Magnusem. Uznała, że przyciśnie alfę i dowie się więcej. Liczyła, że będzie tak osłabiony i da rade coś z niego wydobyć. 

Nagle nad czarnym wilkiem rozbłysnęło się jaskrawe światło i ten zmienił postać z wilczej na ludzką. 

- Przywódca nie żyje. - odparła przekonana Izzy. 

Brązowy, wygrany wilk wyszedł na deski, pojawiło się nad nim zielone światło, po czym ukazał swoją prawdziwą postać. 

- Luke - wyszeptała Clary i podbiegła do nowego przywódcy.

- Kurwa. - jęknęła blondynka, bo śmierć poprzedniego alfy zniweczyła jej plan. 

- Musimy zabrać go do Magnusa.. - usłyszała blondynka i pokiwała twierdząco głową. 

Miała okazję w końcu odwiedzić czarownika. 



NOTATKA OD AUTORA

Moi drodzy! Bardzo wam dziękuję! Właśnie wybiło 2k wyświetleń! Jestem w szoku! Z tej właśnie okazji miałam zrobić maraton ale jednak muszę go przesunąć. Zatem zostawiam wam tylko dwa kolejne rozdziały. Obiecuję, że więcej pojawi się już niebawem.

Miłego czytania! 

VM

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top