Rozdział XI
Annabeth uderzyła otwartą dłonią w ścianę, wydając z siebie jednocześnie jęk przepełniony złością i pewnego rodzaju zażenowania. Nie rozumiała zachowania czarnowłosego względem niej, nie rozumiała jego oszczerstw i tego, że po mimo iż znają się dość długo to on wciąż jej nie ufał. Jak można być takim dupkiem, pomyślała i oparła się plecami o ścianę, przymykając chwilowo oczy, tak jakby chciała coś przeanalizować. Wtem poczuła czyjąś rękę na ramieniu, odchyliła leniwie powieki i ujrzała zmartwiony wzrok Isabelle.
- Beth, przepraszam Cię za niego. Naprawdę nie wiem co mu szcz... - zaczęła czarnulka, lecz Lyn szybko jej przerwała.
- Nie Izzy. To nie twoja wina abyś mnie teraz przepraszała. Przynajmniej wiemy co Alec naprawdę o mnie myśli. - Czarnulka na jej słowa opuściła smutno głowę i uśmiechnęła się nieśmiało. Westchnęła ciężko, nie wiedziała co powiedzieć bo wiedziała, że blondynka ma rację a jej brat nigdy się już nie zmieni.
- Ale wiem kto może mi pomóc z tym wszystkim. - powiedziała nagle Beth. Czarnulka zmarszczyła brwi i spojrzała na swoją rozmówczynię, - Pamiętasz tą księgę, co dla mnie ukryłaś gdy pojawiłam się tamtej nocy u was w instytucie?
Isabelle natychmiast pokiwała twierdząco głową. - Oczywiście, że tak.
- Nie pamiętam czy ci opowiadałam od kogo ją mam.. - Izzy pokręciła głową. - Więc jest ona od Florence, czarownicy, która była zaprzyjaźniona z moim instytutem i jednocześnie moją mentorką. Przygotowywała mnie do jakiś rytuałów, uczyła zaklęć ale ja wtedy nie widziałam w tym sensu. Bo przecież jestem Nocnym Łowcą, na co mi magia skoro nie mam nawet do niej daru. Jednak teraz... zaczynam powoli wszystko rozumieć Izzy. Florence zostawiła mi wiadomość w księdze. Wskazała mi innego czarownika... o kocich oczach.
Czarnulka wytrzeszczyła oczy w zdziwieniu i otworzyła usta by coś powiedzieć ale nie dane jej było tego zrobić bo zjawiła się Clary.
- Wiemy gdzie jest Magnus...
***
Jace zaprowadził ich do hangaru, który na pierwszy rzut oka wydawał się opuszczony. Łowcy dzierżąc bronie ostrożnie ruszyli naprzód. Beth zmarszczyła brwi i zaczęła się rozglądać dookoła. Szła z tyłu, wolała unikać czarnowłosego, który to od momentu, gdy mu przyłożyła, mierzył wrogim spojrzeniem. Co nie ukrywała, przysporzyło wiele satysfakcji. Liczyła, że teraz Alec zacznie ją tratować poważniej. Przecież wiem, że zaufania od tak się nie dostaje, trzeba na nie zapracować a ja próbowałam udowodnić, że jestem lojalnym towarzyszem po dobroci, wzruszyła ramionami.
- Magnus jest za tym płotem - wskazał przed siebie blondyn.
- Mieszka w magazynie?- zapytała Clary.
- Niezupełnie, to czar. - odpowiedziała jej Beth.
- Ty - zwrócił się do rudowłosej Alec - Nie przeszkadzaj - Clary przewróciła teatralnie oczami. Następnie spojrzał się posępnie na Beth - A ty..
- Zamilcz. - powiedziała twardo blondynka i wyprzedziła go. Ten tylko zacisnął szczękę i dłonie w pięści. Nagle ujrzeli dwóch walczących mężczyzn.
- O Boże, Valentine znalazł Magnusa! - powiedziała zaskoczona Clary.
Nocni Łowcy ruszyli do przodu.
- Tato - Beth usłyszała dziecinny głos. - tato? - Odwróciła się w jego stronę i ujrzała jak drobna dziewczyna klęczy przy martwym mężczyźnie i szturcha go w nadziei, że ten wstanie. Nagle blondynka zauważyła jak członek z Kręgu zbliża się do dziecka. Niewiele się zastanawiając od razu podbiegła dziewczynce na pomoc. Mężczyzna również zauważył Beth wobec tego odwrócił się i skierował ostrze na Nocną Łowczynię. Posłał jej perfidny uśmiech na co Lyn splunęła przed nim na ziemię. I bez zbędnego słowa okrążyła mężczyznę nie spuszczając z niego przeszywającego wzroku. Zbliżyła się do przerażonej dziewczynki i osłoniła ją, chowając za siebie. Wtedy mężczyzna ruszył do ataku. Uniósł z krzykiem ostrze do góry i wyprowadził cios zza lewego ramienia, którego to Beth bez problemu zablokowała i odepchnęła od siebie napastnika. Tym razem to ona postąpiła krok do przodu i wyprowadziła pchnięcie z boku, co zmyliło jej przeciwnika wobec tego nie zdążył odbić ciosu i ostrze Bteh sięgnęło go, przebijając się przez ubranie i rozrywając skórę pod nim. Z rany od razu wypłynęła krew. Członek Kręgu złapał się skulony za bok, a Beth wykorzystując jego zdezorientowanie uniosła stopę i kopnęła go w brzuch, co sprawiło jego upadek. Dziewczyna natychmiast stanęła nad nim i zadała ostateczny cios. W tym samym czasie, słysząc odgłosy walki, podbiegł Alec. Beth widząc go parsknęła śmiechem i wyrwała martwemu mężczyźnie ostrze po czym rzuciła go pod nogi Lightwoodowi. Poprawiła włosy i posłała mu triumfalny uśmiech. Po chwili przypomniała sobie o obecności dziewczynki i natychmiast do niej podeszła.
- Chodź mała...- Beth uklęknęła przy niej a ta natychmiast przytuliła się do Łowczyni. - Już dobrze.. - głaskała ją po włosach po czym wzięła ją delikatnie za rękę i podniosła się z klęczek. W trójkę ruszyli w stronę budynku. Gdy przekroczyli korytarz usłyszeli szmer i hałas spowodowany upadającymi rzeczami.
- Znajdź Izzy i Jace'a - zwrócił się obojętnie Alec do blondynki. - Ja pójdę tam.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła z dziewczynką w przeciwną stronę. Wtem usłyszała z oddali głos innych, tak też w tym kierunku zaczęła podążać. Gdy wkroczyła z małą do pomieszczenia to od razu zauważyła rudą przy oknie. Im głębiej przemierzała pokój to zastała również Jace'a i Isabelle. Stanęła z dziewczynką przy kanapie.
- Magnus - Beth od razu zwróciła się do czarownika, który to właśnie wszedł do pomieszczenia. Bane od razu przytulił dziewczynkę, wszyscy widząc ten widok szczerze się uśmiechnęli.
- Idź do innych. To nie jest miejsce dla dziewczynek - zwrócił się kojącym głosem do małej. Ta od razu pobiegła w swoją stronę, Beth tylko odprowadziła ją wzrokiem i posłała jej pokrzepiający uśmiech, gdy ta odwróciła się na chwilę do Łowczyni by jej pomachać.
- Słyszałem co zrobiłaś dla Zoe. - Blondynka spojrzała na Magnusa. - Nawet nie wahając się, uratowałaś życie dziecka czarownika.
- Miała kłopoty, musiałam jej pomóc. - wzruszyła delikatnie ramionami.
- Nie powiem, zaskoczyłaś mnie. - uśmiechnął się Bane.- Florence widziała od początku twoje złote serce, wiedziała, że jesteś wyjątkowa. - zrobił chwilę przerwy. - I niestety Valentine również o tym wie..
Beth zmarszczyła brwi, słowa czarownika ponownie wywołały w niej niepokój, ale jednak starała się nie dać po sobie tego poznać. - Co masz na myśli?
- Magnus, proszę wysłuchaj mnie, przywróć wspomnienia Clary. - odezwał się w tym samym czasie Jace. - skoro znalazł Cię Valentine raz, to może zrobić to ponownie. Musimy współpracować, pomóż nam.
- Mogę wezwać demona, ale to Clary wypowie żądnie.
Blondynka wytrzeszczyła oczy, jej mentorka wiele razy opowiadała jej a nawet pokazywała z jakimi trudnościami wiąże się taki rytułał.
- Ostrzegam, nie będzie to ani przyjemne ani łatwe.
- Zrobię co trzeba. - odezwała się pewnie Clary.
- Dobrze, ale tutaj nie jesteśmy bezpieczni, to położenie jest spalone. Trzymajcie się, przeprowadzamy się - zwrócił się do wszystkich czarownik i zgrabnymi, szybkimi ruchami stworzył portal i błyskawicznie zmienił ich miejsce położenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top