Rozdział VIII


Pięść blondynki z głuchym jękiem ponownie wylądowała na worku treningowym. Oparła dłonie o ścianę by uspokoić oddech oraz niepokojące myśli, które narodziły się wraz ze słowami wampira. 

Masz coś co nie należy do Ciebie Beth, zastanów się co Flroence...

Tyle,że Ann cały czas próbowała i nie przynosiło to żadnego efektu. Zarywała noce by rozszyfrować znaki w księdze, które zostawiła jej mentorka, zamykała się w bibliotece i czytała wszystko to, co z magią było związane. Jednak miała wrażenie, że żadna z tych czynności nie zbliżała jej choćby o krok do wyjaśnień. Odepchnęła się od ściany i zaciskając zęby, posłała kolejną falę ciosów tego wieczoru. Pot szklił się na czole, a niektóre z kropel spływały jej po skroni. 

Jeszcze po Ciebie wrócę..

Ponownie odbił się  głos krwiopijcy w  jej głowie. Na słowa, które nie dawały jej spokoju od razu po misji ratunkowej, wymierzyła ostatni cios w worek, wkładając w niego całą złość i gorycz. Po chwili oparła dłonie na nim. Po czym opuściła na nie czoło w celu wyrównania oddechu. Pokręciła głową, czuła się bezsilna. Wydawało jej się, że udało jej się pogodzić ze stratą i odepchnąć tragiczne wspomnienia tamtej strasznej nocy lecz te zderzyły się z nią z dwojoną siłą w momencie gdy ten wampir wypowiedział imię czarownicy. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku ale szybką ją starła przypominając sobie słowa swojego ojca.

Nie możesz ulec słabością, nie możesz żadnej takowej posiadać, musisz być silna i wyrzec się wszystkiego co czyni cię słabą.

Odepchnęła się od worka i podniosła ręcznik z podłogi, który przed treningiem rzuciła obok butelki z wodą. Wytarła resztki potu i wyszła z sali. Idąc do swojej sypialni zauważyła, że podejrzanie mało Nocnych Łowców kręci się po korytarzach Instytutu, zmarszczyła brwi i zarzuciła sobie ręcznik przez ramię. Postanowiła, że najpierw się odświeży i dopiero potem poszuka rodzeństwa Lightwood lub Jace'a. Dotarła do swojego pokoju, otworzyła drzwi i natychmiast wyciągnęła z szafy świeżą odzież. Gdy miała rękę na klamce, odwróciła się na chwile za siebie by posłać smutne spojrzenie w stronę księgi, która wciąż leżała na półce nocnej po ostatnich poszukiwaniach prawdy. Ciężko westchnęła i wkroczyła do łazienki. Zrzuciła z siebie przepocone ubranie i weszła pod prysznic, niemal od razu puściła na siebie gorący strumień wody, tak jakby chciała zmyć z siebie całą gorycz wywołaną wizytą wydarzeniami sprzed kilku godzin.

Po odświeżeniu się i przebraniu w czystą odzież wyszła z łazienki i miała zamiar poszukać sowich towarzyszy, jednak jej wzrok powędrował ponownie na księgę. Beth zmarszczyła brwi. Była święcie przekonana, że zamykała ją, bowiem ta leżała teraz otwarta i coś iskrzyło się na przerzuconych stronicach. Zaintrygowana blondynka podeszła do niej i wzięła ją w rękę.  

Cattus confidunt in luscus Magum. - przeczytała na głos świecące się na złoto słowa. Uniosła do góry brew i delikatnie przejechała po świeżo wyrytych słowach. - Zaufaj Magowi o kocich oczach...- przetłumaczyła. Pokręciła głową i mocno zamknęła księgę. Rzuciła ją ze złością na łóżko i zatrzasnęła za sobą drzwi. Znowu czuła ogromne zamieszanie w głowie, nic nie rozumiała i jedyne czego była pewna to tego, że jest cały czas trzy kroki do tyłu i ani trochę nie zbliżyła się do poznania prawdy. Do prawdy, która mogłaby jej pomóc odkryć dlaczego jej mentorka, Parabatai oraz reszta Nocnych Łowców, z którymi wychowała się odkąd skończyła 8 lat, musieli zginąć. Czyżby po to by ona mogła żyć? Przemknęło jej przez myśl. Jednak po chwili gwałtownie zatrzymała się na środku korytarza, bowiem uderzyła ją kolejna okropna myśl. 

- Ja właściwie nie pamiętam nic sprzed 8 oku życia...- wyszeptała i tępo utkwiła wzrok przed siebie. Dopiero po chwili potrząsnęła głową i ruszyła do holu. Potem się tym zajmę pomyślała i przekroczyła próg. Okazało się, że w pomieszczeniu zastała rodzeństwo oraz Jaca' a wraz z rudą i Hodge'a.

Blondynka oparła się o ścianę i kiwnęła tylko głową jako krótkie powitanie. Wszyscy zaczęli słuchać brodatego mężczyzny. 

- Magnus Bane.. - kontynuował Hodge, pokazując równocześnie na dużym ekranie wizerunek czarownika. Blondynka odepchnęła się od ściany i zbliżyła się by lepiej dojrzeć każdy szczegół portretu. Beth zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiała po co mieliby go szukać. - ma ponad trzysta lat. Nie unikał przyjemność każdego stulecia, ma wykwintny i przesadny gust. 

Beth szturchnęła Jace'a w ramię.

- Po co nam czarownik? - zapytała szeptem. Ten uśmiechnął się szeroko i wytłumaczył jej szybko, że owy Bane jest w stanie przywrócić wspomnienia Clary. Blondynka pokiwała na jego słowa delikatnie głową, dając tym samym znać, że zrozumiała. 

Magnus Bane...  powtórzyła w myślach. Świadomość podpowiadała jej, że już wcześniej słyszała imię tego podziemnego. 

- Wygląda jak Podziemny David Guetta - skomentowała Clary.

- Guetta jest Podziemnym, wampirem? - zapytała Izzy - widziałaś go kiedyś za dnia? - uśmiechnęła się czarnulka.

- Skupcie się, to nie są żarty. - mruknął zirytowany czrnowłosy.

- Alec ma rację - powiedział Hodge. - Magnus to silny czarownik. Nie ufa Nocnym Łowcom. 

- To dlaczego pomógł mojej matce? Przecież też jest Nocnym Łowcą

- Nie pomógł jej. Możliwe, że tylko wyświadczył przysługę. - Ruda spojrzała na Hodge'a. - Zapewne dostał sowite wynagrodzenie.

- Czarownicy wymagają zapłaty z góry. - skwitował Jace.

- Clave doniosło, że większość ukryła się przed Valentine'em - poinformował Alec.

- Valentine szuka tego, kto pomógł Jocelyn. - odparł Hodge. Wszyscy usłyszeli nieprzyjemny dźwięk palącej skóry, to była szyja mężczyzny, a dokładniej miejsce jego runy Kręgu. Natychmiast się złapał za nią i syknął z bólu.

- Jak znaleźć Magnusa? - zapytała Clary, gdy Hodge już się uspokoił. 

- On znajdzie nas, umówimy spotkanie. - odezwał się blondyn. - w bezpiecznym miejscu, zbawimy go. 

- Wiem gdzie. - odepchnęła się od stołu zadowolona Izzy. Chwyciła tablet od Hodge'a i wystukała w niego odpowiednie litery. Natychmiast pojawił się plakat z dużym napisem.

- Impreza Podziemnych...? - przeczytała na głos Beth. 

- Dokładnie! - odparła uśmiechnięta Isabelle.

- Nieźle Izzy. - pochwalił ją Jace.

- Skąd to masz?- zapytał jej brat.

- Obserwowałam Podziemnych, z czego wiem, Magnus lubi imprezować. 

- Nie pójdzie na to, nie kiedy Valentine chce go zabić - stwierdziła Beth, na co Alec pokiwał zgodnie głową.

- Oczywiście, że pójdzie. Ukryje się na widoku - odparł Jace.

- Nie wiem to dość...- zaczął Alec.

- Zaufaj mi, jeśli Magnus ma wyjść z ukrycia to tylko na imprezę roku. - zapewniła czarnulka.

Nagle Hodge poderwał się z miejsca i ruszył na podwyższenie w sali. 

- Nie ignoruj jego hedonizmu, lub chciwości. Chodźcie za mną.

Wszyscy obecni przybliżyli się do najstarszego z nich. Ten klęknął na jedno kolano przed kwadratem umieszczonym w dnie podłogi i przyłożył do niego stelę. Po chwili mógł przesunąć go po to by wyciągnąć z niego tajemniczy przedmiot.  Był to naszyjnik skrzący się na czerwono.

- Prawdziwy? - oczy Isabelle świeciły tak mocno jak owa biżuteria.

- Cztero-karatowy Birmański rubin. - odparł Hodge. - Ma szczególne znaczenie dla Magnusa, podarował go swojej kochane, Camille. Kupił go w 1857 roku za londyńską kamienicę. Zaczarował klejnot i ten kto go nosi wyczuwa demony. 

Isabelle dotknęła delikatnie naszyjnika.

- Piękny..

- Magnus od dawna chce odzyskać go, połknie haczyk.

- Wyślę ogniste zaproszenie, musimy się dostać do niego przed Valentinem - powiedział Jace i z uśmiechem opuścił pomieszczenie by wykonać zadanie. Podobnie Isabelle. Wszyscy rozeszli się do siebie, jednak w sali zostali tylko Alec i Beth.

- A teraz wytłumacz mi co, się zadziało w Hotel DuMort - odparł gniewnie czarnowłosy.

Słowa te uderzyły w Beth niczym ciężki kamień. 

- Słucham? - zapytała ironicznie.

- Nie będę powtarzał. - rzekł twardo Alec i znacznie zbliżył się do blondynki. Ta musiała zadrzeć głowę by spojrzeć mu w oczy.

- Myślę, że nie ma czego tłumaczyć. - powiedziała chłodno i wyminęła chłopaka. Ten złapał ją za ramię i niezbyt delikatnie przycisnął ją do ściany.

- A ja myślę, że jest. - syknął. Dziewczyna rzuciła mu spojrzenie pełne złości. 

- Słuchaj Lightwood, nie mam obowiązku ci się spowiadać. - z każdym słowem dźgała go palcem w klatkę piersiową. Gdy skończyła zrobiła krok w bok, z zamiarem opuszczenie sali. Jednak Alec nie dał za wygraną. Zagrodził jej drogę swoim masywnym ramieniem jednocześnie uderzając otwartą dłonią w ścianę, tuż przy jej głowie. Beth aż cofnęła się i w szoku posłała mu zdziwione spojrzenie. - O co Ci tak naprawdę chodzi Alec? - warknęła. Ten zacisnął szczękę i utkwił w blondynce wzrok. Jakby zastanawiał się co ma jej odpowiedzieć, jakby wiecznie bił się z myślami. Jednak wciąż milczał. 

Blondynka prychnęła zirytowana i wyślizgnęła się spod jego ramienia. Ruszyła do swojej sypialni. Cała w złości przemierzyła drogę przez korytarz aż do swojej komnaty, do której po wejściu trzasnęła gniewnie drzwiami. Zmęczona opadła na łóżko i powędrowała wzrokiem do księgi. Dopiero teraz zauważyła, że oprócz tajemniczego napisu, znajdują się również poprzednie inicjały MB. Zmarszczyła brwi. 

- Czarownik o kocich oczach...- szepnęła. Nagle przed oczami stanęło jej ostatnie spotkanie z mentorką...






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top