Rozdział IV

Annabeth usiadła wygodnie na parapecie przy oknie, otworzyła księgę w twardej okładce, którą położyła sobie na kolanach. Ponownie analizowała jej treść. Przynajmniej usiłowała cokolwiek zrozumieć. Niestety wciąż nie nic potrafiła wywnioskować.  Z każdą kolejną stroną czuła się  coraz bardziej sfrustrowana. Ciężko westchnęła i z hukiem zrzuciła książkę na podłogę.

Co miałaś na myśli Florence?  Pomyślała, chowając twarz w dłoniach. Po chwili wyprostowała się i przejechała ręką po twarzy by następnie poprawić swoje długie blond włosy, które w tamtej chwili miała rozpuszczone. Ponownie westchnąwszy, oparła czoło o zimną szybę okna. Kątem oka dostrzegła, jak Jace wraz Clary dyskutują z jej przyjacielem. Beth momentalnie uśmiechnęła się. Gdy Lewis natarczywie wydzwaniał do rudej, ta dwójka postanowiła wyjść z Instytutu by się z nim spotkać. Annabeth nie chciała się zbytnio angażować w sprawy Fray, zwłaszcza,że ta nie budziła mieszane w niej uczucia. Z jednej strony współczuła jej sytuacji w jakiej się znalazła bo sama Beth wie, co to znaczy być zgubionym w Świecie Cieni a z drugiej strony irytowało ją to co ta dziewczyna robi jej z głową. Zawsze gdy ruda jest w pobliżu, Beth słyszała ten szept. Lecz teraz mniej boleśnie go odczuwała niż za pierwszym razem. Nie wiedzieć czemu, blondynka uważała, że ma więcej wspólnego z dziewczyną niż z początku mogła przepuszczać. Dlatego więc, zamiast wyjść z Jace'm na spotkanie rudej z okularnikiem, ruszyła do swojej sypialni z myślą, że teraz uda jej się odnaleźć jakąkolwiek odpowiedź w podarunku od mentorki.

- Ciekawe, jak Wayland poradzisz sobie z tym Simonem..- powiedziała do siebie i posłała mu kipiący uśmiech. Oczywiście Blondyn nie mógł jej zauważyć, bo ten stał tyłem do okna. Zeskoczyła z parapetu i schyliła się po księgę. W momencie, gdy dotknęła grzbietu książki rozbłysły się złote iskry. Annabeth natychmiast cofnęła rękę i marszcząc brwi, odsunęła się od leżącego przedmiotu. 

- Co do...- zaczęła gdy zauważyła na okładce wypalony ślad. Przygryzła wargę i nerwowo znowu schyliła się po książkę, jednak gdy ponownie jej dotknęła to nic się nie zadziało. Przyjrzała się dokładnie owemu śladowi. Okazało się, nie jest to zwykła plama, co z początku podejrzewała Beth, lecz inicjały. 

- M i B..?- zdziwiła się i spojrzała w górę, jakby domyślając się, kto jej to podsunął..

Ciężko westchnęła i rzuciwszy księgę na łóżko wyszła z pomieszczenia. Gdy wyszła na korytarz, postanowiła, że poszuka Isabelle, gdyż na ten moment podejrzewała, że sala treningowa jest zajęta. Skierowała swoje kroki do pokoju dowodzenia, bo właśnie tam dochodziły donośne głosy.

- Nie zgadzam się!- usłyszała stanowczy ton głosu Aleca. Zmarszczyła brwi i oparła się plecami o ścianę, krzyżując równocześnie ramiona na piersi.

- Nie zgadzasz się na...?- zapytała zaciekawiona. Wszystkie twarze zwróciły się na nią, bo właśnie w tym momencie zdali sobie sprawę z jej obecności. 

- Nie zgadzam się na ich samozwańczą eskapadę. - odparł czarnowłosy i odwrócił wzrok na Jace'a - rozmawiałem z Clave, wyślą zwiadowców na poszukiwanie Valentine'a 

Valentine nie może cię dopaść.. Rozbrzmiały jej w głowie słowa mentorki. Zmarszczyła w zamyśleniu brwi. Kolejna zagadka, jaką pozostawiła po sobie Florence.

- Mała zostaje tutaj - wskazał Lightwood na Clary. 

- Nie jestem mała, okej?- oburzyła się ruda - Mam gdzieś was i Clave. Znajdę Dot. 

- Ale ta czarownica może coś wiedzieć - powiedział szybko Jace.- Ludzie, Valentine szuka dziewczynę, sama nie będzie bezpieczna.

- Jace ma rację 

- I ty Izzy? - westchnął chłopak. - Dobra, a ty Beth, co o tym sądzisz?

Dziewczyna nadal oparta o ścianę wzruszyła ramionami.

- Co ci szkodzi ? Warto spróbować. - powiedziała niedbale. Jednak w głębi duszy także chciała poznać prawdę bo przeczucie podpowiadało jej, że cała ta z sprawa z założycielem Kręgu, również dotyczy się jej. 

- Dobra, skoro jesteś taka mądra to gdzie mamy szukać?- zwrócił się  zirytowany Alec do rudowłosej. 

- W mieszkaniu Dot, w sklepie...- urwała Clary bo nagle wzięła głęboki oddech. Znieruchomiała. Nie reagowała na nawoływanie jej przyjaciela. 

- Clary, wszystko w porządku? Clary! - zaczął spanikowany Lewis potrząsać ramionami rudej, ale ta wciąż pozostawała niczym w transie. Miała lekko rozchylone usta a jej dłonie ściskały fioletowo iskrzący się naszyjnik. 

- Co się stało? - zapytał zmartwiony Jace. Beth z zmarszczonymi brwiami przyglądała się zachowaniu rudej. Przygryzła wargę, zastanawiając się czy ona sama musiała tak wyglądać gdy w pokoju odkryła dziwne inicjały na księdze. 

Clary po chwili wróciła do obecnych w pomieszczeniu.

- Ja.. o dziwo wiem gdzie jest Dot.- wydukała Fray. 

- Świetnie!- odparł z entuzjazmem Simon. - Ja prowadzę!  - łowcy spojrzeli na niego zdziwionym wzrokiem. - eee.. bo macie jakiś wóz, prawda?

Nikt mu nie odpowiedział. Skakał wzrokiem po każdej z twarzy Nocnych Łowców, a gdy cisza dalej się ciągła spuścił głowę tylko by po chwili znowu ją podnieść - Żartowałeś o runach, prawda? - zwrócił się do Jace'a

Wszyscy wtajemniczeni uśmiechnęli się pod nosem, tylko Beth nie do końca wiedziała o co chodzi.

- Może - poklepał blondyn Simona po policzku.

- Ej, czy ja umrę!?- zapytał przerażony. 

Podeszła do niego rozbawiona Beth i poklepała go po ramieniu. 

- On tylko żartował. Jestem Annabeth.- powiedziała blondynka i podała mu dłoń. Lewis dopiero po chwili uścisnął ją i nieudolnie się uśmiechnął. 

- Simon - potrząsnął dłonią - emm czyli zrobili ze mnie idiotę?- zapytał na głos. Blondynka zaśmiała się  pod nosem i przeszła obok niego.

                                                                                       ***

Po opuszczeniu Instytutu wszyscy kierowali się za Fray, która nie poinformowała nikogo o miejscu docelowym. Nagle dziewczyna przystanęła i ponownie złapała się za naszyjnik.

- Dot. Dot! - krzyknęła i rzuciła się w tylko jej samej znanym kierunku.  Wszyscy ruszyli za rudowłosą. 

- Clary, Clary stój! Dokąd biegniesz?- złapał ją za ramię Jace.

- Dwóch członków kręgu, ci którzy porwali mamę, mają Dot! - powiedziała na jednym tchu. - Musimy ich powstrzymać!

I ponownie pobiegła przed siebie, po chwili wbiegła do kluby, którego nazwę znał każdy z nich. Każdy ruszył za dziewczyną, jednak tylko Annabeth przystanęła na chwilę i rozejrzała się dookoła. Miała dziwne uczucie, że ktoś ich obserwuje. Ostrożnie, nie zdradzając świadomości o obserwatorze, weszła do klubu. 

- Chciała pomóc! - powiedziała Clary- przepadła. 

- Clary, przykro mi. - złapał Simon za ramię dziewczynę. 

Blondynka znowu poczuła się obserwowana. Odeszła na bok, gdzie nagle została zaatakowana przez ową postać nożem. Jednak lata praktyki nie pozwoliły by ostrze choćby musnęło skórę blondynki. Szybko wykręciła rękę napastnikowi i spojrzała mu w oczy. To nie był demon. 

- Czego chcesz? - warknęła do członka kręgu. 

- Valentine was szuka -syknął mężczyzna. Dziewczyna nie czekając na dalszą jego wypowiedź wbiła jego broń w klatkę piersiową i opuściła ciało. Odchodząc odciągnęła ja trochę na bok by nie wzbudzać zbytnich podejrzeń. 

I tak wszyscy są albo naćpani albo pijani... 

Pomyślała i zauważyła, że jej towarzysze nie ruszyli się z miejsca. Nadal stali w tłumie.

- Wynośmy się stąd szybko. - powiedziała do każdego. Clary słysząc jej słowa spiorunowała ją wzrokiem.

- Valentine porwał moją mamę i Dot a ty chcesz się poddać?- powiedziała oskarżająco. Blondynka szybko podeszła do niej i niebezpiecznie zbliżyła swoją twarz do jej. 

- Słuchaj młoda, właśnie zabiłam jednego z ludzi Valentine . Nadal nic nie rozumiesz?- zapytała. Clary otworzyła usta by coś powiedzieć ale Beth skutecznie jej przerwała- Ciebie już szukają wszędzie. - warknęła i wyszła z klubu. 

Wszyscy przez moment osłupieni patrzyli po sobie. Nie do końca rozumieli co się właściwe stało. Pierwszy z klubu wybiegł Alec. 

Od razu dogonił blondynkę i złapał ją za ramię.

- Ej, Annabeth... zaczekaj. 

Dziewczyna gwałtownie się obróciła strącając jego dłoń. Zdziwiona spojrzała na czarnowłosego. 

- Powiedz mi, co tu trudnego jest do zrozumienia?- rzuciła zła jak osa. - Czy ona zdaje sobie sprawę, że gdziekolwiek się ruszy to oni pójdą za nią?! - machała rękami na wszystkie strony. 

Alec szybko złapał ją za przedramiona.

- Ej, Beth.. tylko spokojnie. - powiedział patrząc się w jej oczy. Ona wciąż zła, zmrużyła swoje i wydęła usta ciężko przy tym wzdychając. 

- Ehh.. dobrze.- westchnęła ciężko i wychyliła sią zza wysokiego Lightwood'a. Zauważyła, że reszta również wychodzi z klubu. Odsunęła się delikatnie od niego a ten stanął obok niej, czekając na przyjaciół. 

- Znam inne rozwiązanie...

- Nie ma mowy! - odparło zgodnie rodzeństwo na słowa Jace'a

- Nie boję się Cichych Braci

Annabeth zmarszczyła brwi. Nie była pewna do czego dążył blondyn. 

- Kto to? - dopytywała Clary. 

- Nocni Łowcy z wyższymi mocami - wyjaśnił.

- Potrafią odzyskać wspomnienia. - dopowiedziała Isabelle.

- Możesz przez to zginąć. - dokończył niedbale Alec. 

Simon na ton jego głosy aż się wzdrygnął.

- Masz okropne podejście - stwierdził z przekąsem. 

- Złamaliśmy co najmniej osiemnaście zasad Clave - zwrócił się czarnowłosy do Jace'a - A ty chcesz iść do Miasta Kości? Nie ma opcji, nie zezwalam. 

- Decyzja należy do Clary. - odparł, zbliżając się do przyjaciela.

- Jace oszalałeś? - odparła Izzy. - Ona nie wie z czym się mierzy, nie jest gotowa..

- A jest inny sposób by odzyskać wspomnienia?

Nikt jej nie odpowiedział.

- To się zgadzam. - odparła pewnie.

- Widzicie?- zapytał uśmiechnięty Jace i ruszył przed siebie. Clary ruszyła dumnie za nim. 

- To się źle skończy..- skwitowała Annabeth. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top