Rozdział II
Odgłos, jakie wydawały kolejne uderzenia w worek treningowy, rozchodziły się twardo po sali. Cios za ciosem. Pot szklił się na jej czole ale Beth tylko wytarła jego krople niedbale i zaciskając zęby, nie przerywała zajęcia. Tego wieczoru tragiczne wspomnienia nocy sprzed kilku miesięcy, rysowały szponami po powierzchni jej umysłu. Zawsze, gdy myśli nie dawały jej spokoju, przychodziła tutaj by potrenować i zawsze gdy wybierała obiekt upustu nerwów, którym jest właśnie owy worek, to odchodziła od niego tylko wtedy gdy jej knykcie były zdarte aż do krwi. Isabelle zawsze ją karciła za takie zachowanie, a Annabeth zazwyczaj na jej słowa wzruszała ramionami. Jej zachowanie diametralnie się zmieniło. Nocny atak, sprawił że, stała się zamknięta w sobie przez co, wybudowała wokół siebie mentalne mury. Jedną osobą, z która potrafiła do niej dotrzeć to była młodsza z rodzeństwa Lightwood. Przez te kilka miesięcy, które spędziła w nowojorskim Instytucie, szlifowała swoje umiejętności i co najważniejsze, próbowała rozszyfrować przedśmiertne słowa swojej opiekunki. Po mimo upływu czasu, nadal nie wiedziała, co jej mentorka miała na myśli. Isabelle próbowała zawsze ją wyciągnąć by rozerwała się ale ona tylko wychodziła z budynku na konieczne misje.
Annabeth wyprowadziła ostatni cios i z ciężkim oddechem oprała się o ścianę. Dopiero teraz poczuła na sobie czyjś wzrok.
- Jak długo tutaj stoisz?- zapytała nie patrząc na obserwatora. Odepchnęła się od ściany i zaczęła ściągać bandaż elastyczny. Czarnowłosy oparty o futrynę, wzruszył tylko ramionami na jej słowa.
- Pomyślałem, że chcesz iść z nami do Pandemonium.
Blondynka zmarszczyła brwi i posłała zdzwione spojrzenie swojemu rozmówcy. - Do Pandemonium? - zapytała a mężczyzna miał jej już coś odpowiedzieć, gdy ta wyciągnęła otwartą dłoń - Może nie chcę wiedzieć. Powiedz mi tylko Alec, czy mam wziąć broń.
Czarnowłosy pokiwał twierdząco głową na co Beth uśmiechnęła się zadowolona. Wychodząc z sali szturchnęła Aleca i ruszyła w kierunku swojej sypialni, po drodze przełożyła sobie ręcznik na bark i wytarła resztę potu z szyi.
Gdy odświeżona, przebrana i z przygotowaną bronią, zmierzała z wyjścia z Instytutu spotkała Isabelle. Była ubrana w czarny płaszcz, co nie było zadziwiające ale oprócz niego, na głowie miała platynową perukę, na widok czarnulki Beth uśmiechnęła się szeroko i pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Nie mogłaś się powstrzymać, co?
Isabelle szeroko się uśmiechnęła i wyrównała krok blondynki.
- Oh... no ale tylko odrobinkę - pokazała swoje śnieżnobiałe zęby, na jej słowa Beth również posłała jej szeroki uśmiech i w tym samym momencie dołączyli do nich Jace i Alec, ci również posłali między sobą rozbawione spojrzenia i bez słowa ruszyli do klubu.
Beth przez całą drogę przysłuchiwała się w milczeniu rozmowom towarzyszom i tylko zapytana kiwała głową. Przekroczyła próg Pandemonium jako pierwsza, od razu rozglądała się po klubowiczach w poszukiwaniu celu. Isabelle jak zwykle pewna siebie przemierzała pomiędzy przyziemnymi, Jace szedł przed nią a Alec był kilka kroków za nimi. Beth odeszła kawałek na bok, odbijając się od osób, od których smród alkoholu krwi demona drażnił w nozdrza. Blondynka kąta okiem dostrzegła, że jej towarzysze podążają za kobietą w fioletowej sukience. Natomiast ona na wszelki wypadek rozglądała się, czy ktoś nie kroczy za nimi. Jej uwagę przykuło dziwne zachowanie jakiejś rudowłosej dziewczyny, która wierciła wzrokiem plecy Jace'a i przepychała się pomiędzy innymi by do niego dotrzeć. Anna zmarszczyła brwi i ruszyła za nastolatką.
- Co ona kombinuje?- zapytała samą siebie, gdy zobaczyła, że ruda wchodzi za kotarę. Tam gdzie byli pozostali Nocni Łowcy. Upewniła się, że jej nóż znajduje się za paskiem i również przekroczyła kotarę. Szukała wzrokiem rudowłosej, i zobaczyła ją jak patrzy z uwagą na Jace'a. Był przy kobiecie, którą śledzili, szeptał jej coś do ucha i wyciągnął ostrze. Gdy zobaczyła to nastolatka zrobiła krok do przodu. Annabeth przeczuwała co chce zrobić ruda, dlatego szybko do niej podeszła.
- Uważaj!
- Nie!
Krzyknęły na raz Beth i owa rudowłosa w tym samym czasie. Nastolatka odepchnęła kobietę w fioletowej sukience na kanapę a tej od razu wyrosły macki z twarzy. Ann szybko wzięła za ramiona rudą i ostrożnie odepchnęła ją od demonicy i Jace'a. Następne demony rzuciły się na Łowców. Isabelle z bransoletki natychmiast wyciągnęła srebrny bicz i oplotła nim szyje napastników. Nagle rudowłosa chwyciła nóż, który wypadł blondwłosemu i przeszyła na wylot jednego z demonów. Jace widząc to postawił krok w jej stronę ale kolejny demon zagrodził mu drogę. Na szczęście Alec rzucił mu ostrze, z którego następne kreatury zmieniały się w popiół. Annabeth cięła, kopała napastników, gdy w pewnym momencie zauważyła, że jeden z nich ma zamiar ruszyć za nastolatką. Jasnowłosa natychmiast się na niego rzuciła ale ten okazał się być silniejszy i przygwoździł ją po podłogi. Annabeth upuściła ostrze, które teraz leżała jakiś metr po za jej zasięgiem. Spojrzała w jego kierunku i przeklęła siarczyście. Gniewnie spojrzała się na macki demona, gdy jedna z nich wbiła się w jej przedramię. Krzyknęła z bólu i podkurczyła nogi by go odepchnąć. Gdy się jej to udało, chwyciła szybko nóż i przebiła kreaturę na wylot. Z szybkim oddechem rozejrzała się z rudowłosą ale ta zdążyła opuścić pomieszczenie. Annabeth upewniwszy się, że jej towarzysze są cali, wyszła zza kotary i ruszyła szukać w tłumie nastolatki. Jak na złość nie mogła nigdzie jej dojrzeć. Wyszła przed klub i zauważyła, że ta jest już w taksówce. Ponownie przeklęła i z zrezygnowaniem oparła się o ścianę by narysować sobie stelą Iratraze.
Westchnęła i odepchnęła się od ściany ze zamiarem powrotu do środka. Jednak zobaczyła dwóch nieciekawych mężczyzn w ciemnych okularach z dziwną runą na szyi. Zmarszczyła brwi i zaczęła się rozglądać się za swoimi towarzyszami, jednak ich nie zauważyła. Stwierdziła, że nie zdąży powiadomić żadnego z nich o tych podejrzanych osobnikach.
- Niech to szlag - powiedziała i ruszyła za nimi.
Śledzenie ich nie było proste. Przez cały czas się odwracali i podstępnie kiwali do siebie głowami. Kilka razy jasnowłosa zgubiła ich z oczu, Annabeth martwiła się, że już dawno odkryli, że ktoś podąża za ich śladami i dlatego specjalnie obrali taką trasę a nie inną. W pewnym momencie zgubiła ich na dobre. Wściekła kopnęła najbliższy śmietnik, z którego wysypały się śmieci. Gdy nagle zobaczyła tajemniczy błysk w jednym z okien kamienic. Nie wiedząc dlaczego, ruszyła w tamtym kierunku. Czuła, że to właśnie tam powinna się udać. Wbiegła do mieszkania i to co w nim zastała przerosło jej jakiekolwiek wyobrażenia. Wszędzie walały się zniszczone meble i odłamki szkła. Kątem oka zauważyła jak ta sama rudo włosa co była w klubie stała naprzeciwko demona. Natychmiast ruszyła w jej kierunku by zaskoczyć kreaturę, gdy ta odwróciła łeb i spojrzała się wprost na blondynkę.
- No dalej..- zachęciła demona a ten jakby wysłuchał ją i ruszył w jej kierunku. Annabeth natychmiast wyciągnęła ostrze i wbiła je w tułowie kreatury. Pozostał po niej tylko popiół. Blondynka zmarszczyła brwi, gdy zauważyła, że ktoś trzyma w ramionach rudą.
- Jace? - zapytała z niedowierzaniem.
Ten tylko posłał jej typowy dla siebie uśmiech i ruszył w stronę wyjścia.
- Musimy ją zabrać do Instytutu
I zniknął za ścianą.
Annabeth ponownie pokręciła głową i ruszyła za blondynem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top