Rozdział 12
- Gdzie idziemy? - zapytałem, idąc ramię w ramię z Cielem.
Chłopak był niezwykle spokojny, prowadząc mnie polną drogą. Wiatr poruszał zbożem, które cicho przez to szumiało.
- Jak to gdzie? Przed siebie. - odparł tajemniczo, nie zmieniając kierunku, ani nie rozglądając się po otoczeniu.
- Przed siebie? Droga przed siebie również musi gdzieś prowadzić.
- To prawda. Ja jednak nie myślę, gdzie idziemy. Istotne jest to, abyśmy szli do przodu. Dzięki temu mamy pewność, że nie zaczniemy się cofać. - złapał mnie za dłoń, splatając nasze palce.
- Nie brzmi to zbyt rozważnie. Co, jeśli dojdziemy donikąd? Albo się zgubimy? Lepiej nie odchodzić daleko.
- Nie przekonamy się, jeśli nie spróbujemy. Powiedz, jak daleko można zajść, nie ruszając się z miejsca?
- Myślę, że nigdzie.
- No właśnie. Nie myśl więc, gdzie idziesz. Chodź nieznajomymi ścieżkami, przecieraj nowe szlaki, a gdzieś tam na pewno czekać będzie coś dobrego. Podobnie jest z pisaniem. Aby dalej się rozwijać i pisać lepsze teksty, musisz zaznajamiać się z nowymi gatunkami i wychodzić poza strefę komfortu, aby zadowolić siebie i czytelników.
- No właśnie, miałeś mi pomóc przy pisaniu powieści. - ożywiłem się, przypominając sobie o tym istotnym szczególe.
- Ach tak? Nie przypominam sobie. - odparł zaczepnie. - Mówiąc serio, przecież cały czas ci pomagam. Nie mogę napisać za ciebie, bo to ty znasz bohaterów. Ty siedzisz im w głowach i sprawiasz, że zaczynają żyć. Bądź dumny z tego, co stworzyłeś. To część siebie.
- W takim razie nie lubię tej części mnie.
- Myślę, że warto abyś ją polubił. Książki, które napisałeś to czas, wysiłek i umiejętności. Jesteś bardzo zdolny, wiesz? Czasami czytałem twoje dzieła i myślałem ,,on to ma talent, ja nigdy nie dojdę do takiego poziomu''. Podejrzewam, że nie jestem jedyny. Pielęgnuj to, co w tobie dobre, i na każdą próbę wyrażania siebie patrz z dystansem i uśmiechem jako na coś, co czegoś cię nauczyło.
- Ja ci zazdroszczę tego, że zawsze wiesz co powiedzieć. Jak pocieszyć i pomóc, zmotywować mnie, mimo że nie potrafię z tej motywacji skorzystać. Wydajesz się wiedzieć wszystko.
- Jeszcze nie wszystko, jestem jedynie dość oczytany. Niektórzy zarzucają mi mówienie w zbyt ''skomplikowany'' sposób. To pewnie wina tego, że tak bardzo kocham wiersze, dlatego też brzmię tak mądrze.
- Wiersze?
- Mhm. - podwinął rękawy białej koszuli. Cały był ubrany w śnieżnobiałe, eleganckie ciuchy. - Myślę, że dobry wiersz potrafi zdziałać więcej niż cokolwiek ujętego w prosty sposób, oczywistymi formułami. Najbardziej kochałem wiersze wtedy, kiedy czułem się źle. Pomagały mi zrozumieć co czuję i ubrać w słowa to, czego nikt inny nie umiał.
- Czułeś się źle?
- Każdy czasem się tak czuje. Mnie ostatnio zdarzało się to bardzo często. O tym dowiesz się jednak później. Nie mówmy o tym teraz. Chcę się tobą nacieszyć. - mocniej ścisnął moją rękę, co odwzajemniłem, trzymając w uścisku jego gładką dłoń.
- Nacieszyć? Widzisz mnie prawie codziennie i nigdzie się nie wybieram. - zaśmiałem się, lecz szybko zamilknąłem. Z niepokojem odkryłem, że Ciel jest śmiertelnie poważny.
- Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. - stanął ze mną pośrodku drogi. - Pamiętaj, że jesteś dla mnie niezwykle ważny.
- Zaczynam się martwić. Wszystko w porządku?
- Nie. - odparł krótko, bardzo mnie tym zaskakując. Zazwyczaj utrzymywał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Muszę iść, ale ty tu zostaniesz. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Obiecuję, że dokończysz serię i napiszesz jeszcze masę bestsellerów. Pamiętaj tylko, żeby stosować się do moich rad i przemierzać nieprzetarte jeszcze szlaki oraz, przede wszystkim, szukaj inspiracji tak, jak cię tego uczyłem. Chodź do miejsc, które ci pokazałem, i odwiedzaj mnie czasem.
- Przecież często cię odwiedzam, nie mieszkasz daleko. - zaśmiałem się ponownie, teraz już słabo, nie wiedząc, czy chłopakiem targa rozkojarzenie, czy może ubzdurał sobie coś dziwnego i zaraz wróci do siebie. - Lubię cię odwiedzać, więc nie martw się. Jeszcze będziesz miał mnie dość.
- Ciebie nigdy nie mam dość. - położył dłoń na mojej twarzy.
Jego dotyk był delikatniejszy niż zazwyczaj. Kciukiem zaczął gładzić mój policzek, poczułem przez to, jak zimne ma palce. Był też trochę bledszy niż zazwyczaj.
- Cieszę się. Nigdzie się jednak nie wybierasz, więc skąd przemowa brzmiąca jak pożegnanie?
- Bo to jest pożegnanie, Alois. - przybliżył się, po czym delikatnie musnął ustami mój drugi policzek.
Umknęło mojej uwadze, kiedy zdjął rękę z mojej twarzy, a drugą wyswobodził z uścisku. Potem odsunął się i znów zaczął iść przed siebie, tym razem beze mnie.
- Zaczekaj! - chciałem pójść za nim, jednak natrafiłem na coś w rodzaju przeszklonej ściany oddzielającej mnie od niego niczym najtwardszy mur. - Ciel!
Krzyknąłem najgłośniej, jak umiałem. On jednak nie obdarzył mnie upragnionym spojrzeniem swoich cudownych oczu. Nie odwrócił się, aby uśmiechnąć się w lekki, lecz urzekający sposób. Zupełnie nie zwrócił uwagi na moją rozpacz, krocząc przed siebie, dopóki nie rozpłynął się jak we mgle, zostawiając mnie samego.
Podniosłem się gwałtownie do siadu, czując pot spływający mi po plecach i serce walące tak mocno, jakby miało wyrwać się z piersi. Oddech miałem urywany, jakbym dopiero co przebiegł maraton.
Więc... To był tylko sen? Jedna z nocnych mar, których nie znosiłem, lecz czasem mi się przydarzały? Czemu jednak nawiedził mnie Ciel? Nigdy wcześniej nie uczestniczył w koszmarach, a żadna z nocnych rozpaczy nie była tak wyraźna, jak przeżyta przed chwilą wizja.
W przypływie niepokoju wziąłem do ręki telefon, nie przejmując się światłem jakie wydzielał, które na początku niemal mnie oślepiło. Oprócz tego w pokoju panował mrok. Przez roztargnienie nie pomyślałem nawet, aby włączyć lampkę. Co za tym idzie jedynie księżyc otulał zarysy mebli delikatną poświatą. Kiedyś bardzo bałem się ciemności, wręcz dostawałem ataku paniki, kiedy musiałem zostać sam wśród mroku. Kto by pomyślał, że tym razem do ataku paniki doprowadzi mnie głupi sen z przyjacielem w roli głównej. Taką przynajmniej miałem nadzieję, że był po prostu głupi. W końcu to tylko sen.
- Odbierz, Ciel, odbierz. - szeptałem, wsłuchując się w głuchy sygnał nawiązywania połączenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top