★.9.★
Czas stanął w miejscu, spojrzałam na Izzy, potem na Jace'a, znów na Izzy, wpadłam w jej objęcia, dygocząc.
– Co z nim?
– Valentine Morgenstern porwał go i się nim wysługuje. Tropią...
– Nimfy – powiedział Jace. – Ze względu na talenty chłopca jest im łatwiej, a dodatkowo znał jedną z nimf, która uczyła go wielu rzeczy, w tym tropienia.
Spojrzał na mnie, a ja poczułam, jak moje włosy zaczynają płonąć. Zrobiłam krok w tył, odsunęłam od siebie Izzy i zaczęłam iść do wyjścia, z każdym krokiem przestawałam słyszeć cokolwiek, złość przejęła nade mną kontrolę, czas zwolnił, a ja kroczyłam dumnie, kiedy zobaczyłam Aleca. Trzymał w rękach róże, obrywał z nich płatki i zjadał. Spojrzałam na niego krzywo, a za mną pojawiła się Izzy, która mnie przytuliła.
– Uspokój się, Kitty – Alec podszedł do mnie i dał mi parę płatków.
– Co tam, Izzy? – Ominął mnie i odsunął siostrę. Wtedy poczułam coś dziwnego. Zapach lasu, wody i czegoś ostrego ciągnął się za Aleciem. Zadrżałam, czując to. Podeszłam do chłopaka i nabrałam powietrza.
– Alec? Kogo dotknąłeś?
– Nie wiem, ktoś na mnie wpadł.
Moje oczy zapłonęły na niebiesko, zjadłam płatek róży.
Łapiąc rękę Izzy ruszyłam do windy. Po kilku chwilach byłam w swoim pokoju.
Popchnęłam Izzy na łóżko i usiadłam okrakiem na jej kolanach, przodem do twarzy. Pocałowałam ją zachłannie i dotknęłam bluzki. Dziewczyna pociągnęła za moje włosy, co tylko bardziej mnie nakręciło. Uśmiechnęłam się między pocałunkami.
– Masz piękne oczy, przyjemnie jest się z tobą całować Lilia, ale mamy pracę.
Jęknęłam cicho i zeszłam z niej.
– Uczesz się mała, idź do biblioteki i poczytaj coś, póki nie ma zakłóceń ani demonów, możesz trochę odpocząć.
Izzy wyszła z mojego pokoju, a zapach tego czegoś, nadal był w moich nozdrzach. Uczesałam dwa warkocze i ruszyłam do wyjścia, kiedy poczułam ten silny zapach. Wyszłam z pokoju i rzuciłam się na Aleca. Ten upadł z siły, jaką na niego natarłam.
– Rany Alec, jak ty pięknie pachniesz – wymruczałam i spojrzałam na niego.
– Co?
– Na kogo wpadłeś?
– Nie wiem, miał kaptur, o co ci chodzi z tym zapachem?
– O to, że mnie pobudza i doprowadza do szału – moje oczy zaczęły zmieniać kolor.
– Jace – chłopak zaczął krzyczeć, a z pokoju obok wyskoczył Jace i zaczął mnie odciągać, jednak ja trzymałam się mocno Aleca.
– Nie czujecie? Przecież on pachnie jak świeżutki pączek, który trzeba zjeść.
W korytarzu pojawił się Henryk i Mimi.
– Co wy robicie, mogę wiedzieć?
– On tak ładnie pachnie – przytuliłam się do niego, a Henryk podszedł bliżej, kot podobnie jak ja, położył się na ramieniu Aleca.
– Co jest z nimi? - spytał Henryk.
- Ona czuje coś, czego my nie czujemy i to działa na nią jak wabik – mruknął zdyszany Jace.
– Lilia, jesteś rozpalona?
– Jego zapach ucieka – mówiłam w hipnozie.
– Wiem, co to może być. Trzeba ją odciągnąć teraz. Alec, a ty musisz natychmiast się przebrać.
Henryk złapał Aleca i w końcu nas rozdzielili. Otrząsnęłam się i spojrzałam na Aleca.
– Ty idziesz wyprać ciuchy, a Lilia idzie ze mną, teraz. Jace, pilnuj by nie zbliżyła się do Izzy.
Alec zniknął w bocznym korytarzu, a Henryk zabrał mnie mnie do windy.
– Czemu tak zrobiłam?
- Prawdopodobnie Alec miał styczność z jakimś gatunkiem, który wyczuje tylko nimfa, myślę, że to był Satyr.
– Satyr?
– Tak, są z twojego gatunku, a jeśli kogoś szuka, czuć od niego mocniejszy zapach, ma zwabić osoby z gatunku, najczęściej kobiety, które wyszukają dla niego to, co chce. Minusem jest to, że nimfy wariują przy tym zapachu i są napalone, jakby miały cieczkę.
Henryk się zaśmiał i wyszedł z windy, po czym ruszył do biblioteki. W środku szedł w stronę jednej z alejek. Była tam gruba księga o stworzeniach nadprzyrodzonych. Na jednej stronie były nimfy, a na drugiej mężczyźni z rogami .
– To są nimfy, a to satyrowie. Kobiety, jak i mężczyźni, bardzo mocno na siebie reagują, dlatego zazwyczaj spotykają się tylko w pełnię.
– I co jeśli się spotkają?
– To zależy, jednak za każdym razem jest inaczej, a ja wiem jedno: jeśli w mieście jest satyr, to przyszedł tylko po nimfę, tak więc ogłaszam, że nie wychodzisz dopóki nie zniknie.
– Skąd wiemy, że zniknie?
- Łowcy mają patrole, dopóki będą przesiąknięci tym zapachem, będziesz siedzieć w Instytucie ucząc się run i technik walk.
Uśmiechnął się i odłożył księgę.
– Zmykaj do Izzy.
Jak na rozkaz pobiegłam do czarnowłosej, która sklejała swój naszyjnik, co chwilę uderzając w blat.
– No nie mogę, no! To się nie klei!
Przytuliłam ją od tyłu.
– Mogę spróbować?
– Możesz, ale mówię ci, ten naszyjnik się nigdy nie naprawi, okropność .
Zaśmiałam się i wzięłam wszystkie części naszyjnika.
– A teraz mała magia – moje ręce zabłysły na srebrno, odsłoniłam je i kamień był w całości, jakby nigdy nie był popsuty.
– Jak to zrobiłaś?
Wzięłam jedno ze swoich ostrzy i zaczęłam się bawić.
– Jestem nimfą, minerały to mój żywioł. A to tylko rubin, z wielką ilością magii.
Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło i wzięła ostrze blondyna.
– Wiesz, co ci powiem? Mój brat ciągle psuje te ostrza, ale jak bierze swoje prywatne ostrze, po ojcu, to zawsze jest całe i zdrowe, on to robi specjalnie!
Przewróciłam oczami.
– Marudzisz Izzy, coś jeszcze posklejać? – Moje ręce zaświeciły się na niebiesko.
Alec pov
Siedziałem wściekły na łóżku i odbijałem piłkę o ścianę. Co jest nie tak z tą nastolatką? Do pokoju wszedł Jace i dostał piłką w udo po czym złapał ją i przebił Stellą.
– Niesamowite, znów popsułem twoją nową piłkę.
– Ciągle mi je niszczysz, przyzwyczaiłem się – wziąłem następną z koszyka na parapecie i wróciłem do mojej czynności.
– Lilia zakochała się w Izzy – powiedział po dziesięciu minutach mojego głuchego odbijania piłki. Zatkało mnie to na tyle, że piłka uderzyła mnie w czoło, a ja uderzyłem w ramę łóżka.
– Auć! Kurwa! Znowu!? Czekaj moment, boli – Jace poszedł do mnie i przejechał po runie leczącej, chwilę po tym nie czułem żadnego bólu, popatrzyłem na mojego parabatai jak na debila.
– Nie, nie żartuję. Izzy i Lilia są razem.
– Jace, to, że moja młodsza o rok siostra zawsze dostaje wszytko, nie znaczy, że dostała i Lilie.
– One są razem! Całują się, gdy tylko są koło siebie!
– Jak długo?
– Chwile przed tym, jak uciekła pocałowała ją, a jak wróciła już były razem. Zdążyły się już, minimum, sto razy wymacać. A uwierz, sam byś chciał dołączyć, nasza siostra potrafi być gorąca! – przygryzł wargę, myśląc o czymś.
– Na anioła, Jace, nasza siostra była hetero.
– Wiesz, gdybym był seksowną dziewczyną, a Lilia powiedziałaby, że jej się podobam, zmieniłbym orientację na jakąkolwiek, byle by z nią być.
Przewróciłem oczami i wstałem z łóżka.
– Okej, chodźmy poćwiczyć.
– Jutro wieczorem idziemy na imprezę.
– Mhm, rusz się kupo mięśni, idziemy ćwiczyć zmianę tempa.
Lila pov
Zaczęło się powoli ściemniać, a ja pomagałam Izzy w naprawianiu broni, tak więc zostało nam mało czasu na trening. Obie, uczesane w warkocze, weszłyśmy na salę treningową. Widziałam obok chłopców, którzy trenują przy Henryku. Wzięłam dwie metalowe rury i stanęłam na baczność. Bransoletki Izzy zmieniły się w dwa kije, też z metalu, i stanęła w pozycji obronnej.
– Wiesz jak ćwiczy się zmianę tempa?
– Wiem.
Mrugnęłam do niej i natarłam. Zaczęłam powoli atakować ją z różnych stron, a ta skutecznie odbijała. Wtedy zaczęłam przyspieszać. Wszystko wokoło zniknęło, a moja runa przechodzenia przez ściany rozbłysła na srebrno. Izzy nagle przestała i swoją Stellą uruchomiła swoją runę.
Nie wiedząc, kiedy znalazłyśmy się w sali chłopaków walcząc, a nie zmieniając tempo. Dochodziły też brudne zagrania. Po kilku minutach, z jednej Izzy, powstało jeszcze dwóch wojowników. Mianowicie Jace i Alec.
Każdy po kolei mnie atakował, a ja robiąc uniki, zaatakowałam najsilniejszego. Atakował za bardzo górą, a za mało dołem. Podwinęłam jego nogę, przez co upadł, zostali Izzy i Alec. Wzięłam się za Izzy, ponieważ chciałam trochę dać popalić Alecowi za pójście do Magnusa. Uderzyłam w jej kije, wyrywając je, chwilę później Izzy leżała obok blondyna. Poczułam dziwną wściekłość, zaatakowałam Alek\ca, który odpierał moje ciosy, tą technika co ja. Wtedy przypomniały mi się ciosy Henryka, zaczęłam je stosować, a Alec zaczął ostro dyszeć, był spocony tak, że koszulka się do niego kleiła. Uderzyłam go rurą w nogę, przez co się lekko zgiął, jednak nadal walczył, zaczął mocniej atakować swoją techniką, obserwowałam jego oczy, a on moje. Czułam się jak w tańcu. Zrobiłam obrót i wycelowałam w szyję chłopaka. Sekundę potem nasze klatki się stykały ze sobą i oboje ciężko oddychaliśmy. Wyślizgnęłam się z jego objęć i usiadłam obok Izzy kładąc na niej głowę.
– Jace i Izzy odpadli, Alec jakimś cudem nadal żyje, więc wszytko w porządku, co? – Henry zaczął się śmiać i spojrzał na mnie.
Wtedy poczułam znów ten intensywny zapach, a nad nami zapaliło się czerwone światło.
– Intruz... – mruknął Henryk i ruszył w stronę wyjścia z sal. Odrzuciłam rury i wzięłam dwa sztylety, pobiegłam za nim.
– Lilia! – Krzyknęła Izzy, jednak ten zapach za bardzo mnie przyciągał.
Zobaczyłam jak moi przyjaciele biegną za mną. Stanęłam przed wyjściem z Instytutu. Agnes stała obok i patrzyła, co się dzieje.
Moje zmysły wariowały.
– Lilia, nie wychodź, nie wiemy, czy to znów nastolatkowie, czy demon.
Przewróciłam oczami i wybiegłam z Instytutu. W krzakach się coś poruszyło. Czyjeś srebrne oczy patrzyły na mnie. Poczułam zapach krwi. Ta istota potrzebowała pomocy.
Alec stanął za mną i wymierzał łukiem w krzaki, a Izzy i Jace stali gotowi do walki. Odepchnęłam ich i w ukryciu zaświeciłam oczami oraz ręką, wtedy zobaczyłam kto był w krzakach. Wysoki umięśniony chłopak o niebiesko szarych oczach i blond grubych włosach. Wyglądał totalnie jak ja. Jego koszulka była zakrwawiona, a on sam tylko wyszeptał:
– Lilia... – zamknął oczy i już leciał w dół, kiedy go złapałam, położyłam na ziemi.
Zadrżałam, ten chłopak zna moje imię i wygląda jak męska seksowna wersja mnie!
Obróciłam się do chłopaków.
– Pomóżcie mi go wnieść.
– Lilia, nie wiemy kto to.
Spojrzałam na niego spod byka i sprawdziłam, czy chłopak żyje.
– Łowcy przecież chronią inne stworzenia.
– Tak, ale nie wiemy, czym on jest.
– Skąd wiesz, czy nie jest Nocnym Łowcą? Jeśli ty nie pomożesz mi go wnieść, to zawołam Henrego.
Alec się odwrócił i spojrzał na matkę, która kiwnęła tylko głową. Uśmiechnęłam się i złapałam go za nogi, a Jace za ręce i zaczęliśmy go nieść. Przyglądałam się jego sylwetce. Był przystojny, nawet jeśli wyglądał jak mój brat bliźniak. Spojrzałam na Izzy, która była zaniepokojona. Uśmiechnęłam się tylko do niej i wniosłam chłopaka do instytutu. Alec zobaczył, że bariera nie została naruszona.
– To Nocny Łowca, inaczej nie przeszedłby bariery – powiedziała wyraźnie zadowolona Izzy. Zanieśliśmy chłopaka do sali, gdzie zajmowaliśmy się ranami.
Chłopak pachniał jak miód, las, kwiaty, jak jebane niebo. Położyłam go na łóżku i wzięłam nożyczki. Podeszłam do chłopaka i rozcięłam mu koszulkę. Alec wyciągnął Stellę i złapał rękę chłopaka. Zareagowałam od razu zabierając jego Stellę.
– Hej, co ty robisz!?
– Alec, nie wszystko od razu można wyleczyć.
– Ale Agnes...
– Wiem, że ci kazała, słyszałam, jednak możesz się wstrzymać? Na chwilę?
Usiadł pod ścianą, a ja odsłoniłam koszulkę szarookiego. Miał ranę ciętą, ktoś go zaatakował.
– Izzy! Lupa! – Wykrzyknęłam, a ta po dobrej minucie pojawiła się z lupą.
Wzięłam do ręki moją Stellę, która się rozbłysła, przykładając lupę do rany, lekko ją otworzyłam. Cięcie było robione specjalnym ostrzem, akurat w takim miejscu, gdzie będzie mógł krwawić obficie, ale na tyle by dotarł aż tu. To jest wiadomość... Wiedzieli też, że od razu będę chciała go zabrać do środka i uleczyć... nie przewidzieli, że to zbadam, raczej.
– Macie ziele angielskie? – Spytałam, przeczuwając co zaraz się stanie.
Tak jak myślałam, Izzy pobiegła po ziele, a chłopak podskoczył i zaczął dygotać, wyglądało to jakby miał atak padaczkowy. Gdy przybiegła Izzy z zielem od razu delikatnie włożyłam w ranę.
– Ostrze było zatrute, nie wiem czym i raczej się nie dowiemy chyba, że ktoś umie wydobyć sok z liścia. To wiadomość.
– Dla kogo?
– Prawdopodobnie dla mnie.
Powiedziałam pół szeptem i wyciągnęłam ziele foczym Stellą nakreśliłam znak uzdrowienia obok rany. Chłopak miał spocznie czoło, walczył z trucizną od dobrych trzydziestu minut. Odsunęłam z czoła jego włosy i delikatnie pocałowałam. Potem jakby nigdy nic, wyszłam z pokoju i poszłam po świeże ubrania dla niego. Gdy wróciłam, w sali był tylko Alec, który patrzył na jakiś zeszyt. Był zamknięty, a chłopak ewidentnie próbował go otworzyć. W końcu rzucił zeszytem prosto we mnie, schylając się, uniknęłam ciosu. Podniosłam zeszyt i zobaczyłam na nim gwiazdę, zdobioną kryształkami i czymś jeszcze.
– Co się stało?
– Miał to w bluzie, to coś znaczy, na pewno znaczy, ale nie wiem co i nie wiem jak to otworzyć.
Oparł się o krzesełko i złapał za głowę, podeszłam do niego i przeczesałam mu włosy.
– Spokojnie Alec, jak wstanie może nam powie, co to jest – spojrzał na mnie, jego oczy nie wyrażały nic.
Podeszłam do chłopaka i go rozebrałam do bokserek, ubrałam go w świeże ubrania. Stare przejrzałam, żeby zobaczyć czy coś w nich jest, ale nie znalazłam nic oprócz naszyjnika, na którym był pierścionek podobny do wstążki.
Gdy zaczęłam mu się przyglądać, do mojej głowy napłynęły obrazy.
Zobaczyłam kobietę o srebrnych włosach, która trzyma kogoś na rękach, obok stoi chłopczyk o złotych włosach, a kobietę przytula mężczyzna o świecących białych włosach. On miał złote oczy i mocne rysy twarzy. Kobieta o srebrnych włosach miała oczy o tej samej barwie, oczy odbijały światło jeziora. Chłopczyk wziął na ręce to dziecko, które trzymała kobieta i się uśmiechnął.
– Hej Lili, jestem twoim bratem, a to mama i twój tata, w sumie to prawie mój tata, jesteśmy nad wodą, właśnie się urodziłaś, wiesz?
To byłam ja, moje oczy mieniły się na trzy kolory.
– Tato, dlaczego Lilia nie mówi do mnie?
– Jest jeszcze za mała Louis, kiedyś będziesz musiał ją... – coś wybuchło za moim ojcem.
Wstał i rozłożył trzy pary skrzydeł. W jego rękach pojawił się ognisty miecz.
– Różo, zabierzesz Lilię do swojego przyjaciela, ja zajmę się Louisem.
Kobieta zabrała mnie i zaczęła biec, a mały chłopczyk zaczął płakać, mój ojciec złapał go za rękę i uciekli w drugą stronę.
Wizja się ucięła, a ja upadłam na ziemię.
– Ja mam brata...
- rozdział poprawiony przez: opsididitagainx/vcrayonsv
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top