Rozdział III

Dalej trwała noc. Ange szła między uliczkami dobrą chwilę, rozglądając się za dobrym miejscem na zaczęcie swoich poszukiwań. Nie wiedziała jednak jak takowe miejsce mogłoby wyglądać. Mieszkania dla niej odpadają, gdyż podejrzewała, że moc domowników nie jest tak niesamowita jaką by chciała. Do rannych nie będzie zachodziła, gdyż nie zamierzała opanowywać osobę tylko po to, aby samej się męczyć z ranami bądź chorobami. Skierowanie się do kościoła to czyste samobójstwo, a jej nie śpieszno umierać. 

Gdy była w Piekle, słyszała wiele plotek na temat różnych gildii, które się stale rozwijały. Jako najniebezpieczniejszą stale słyszała "Gildia Poszukiwaczy". Dość dziwna nazwa według Ange, lecz uważała, że powinna się do takowej udać. Ryzyko było wysokie, lecz warte zachodu, jednak był mały problem. Nie wiedziała jak takowy budynek gildii wyglądał. Za każdy razem słyszała jak potężni są tam ludzie. Same pochwały, jednak nikt nigdy nie wspominał wyglądu budynku.

- Przesuń się, nie mam czasu, aby walczyć z kolejnym demonem. - Nagle usłyszała Ange za swoimi plecami. Błyskawicznie się odwróciła, aby jak najszybciej się dowiedzieć czy to o niej mowa. Przed nią stał dość młody mężczyzna o niebieskich oczach i krótkich, brązowych włosach. Był odziany w potężnie wyglądającą, srebrną zbroję. Podpierał równie srebrzysty miecz na swoim prawym ramieniu. Spoglądał wprost na nią, więc pomyślała, że nie mogła to być pomyłka. Zmarszczyła brwi, na co niemalże natychmiast zareagował mruknięciem. - Przestań się tak na mnie gapić i rusz się.

Ange jednak dalej nie była do końca przekonana, dlatego wyprostowała się, stale na niego spoglądając. Nic nie mówiła, lecz była przygotowana na możliwy unik. W dodatku była przekonana, że gdyby uciekała, za nic w świecie by jej nie dogonił. Chyba że skorzystałby ze swojej mocy, jeśli takową miał. Według plotek rycerze jednak nie odznaczali się zbyt wielką mocą.

Nagle podniósł tarczę i machnął ręką tak, aby ją uderzyć. Jednak cios do niej nie dotarł. Nawet się nie poruszyła. Była zbyt daleko, aby mógł ją dosięgnąć. Gdyby użył miecza, na pewno ostrze by do niej dotarło. Nieco ją to zdziwiło, dlatego postanowiła skorzystać z chwili powrotu ręki, aby prześlizgnąć się za jego plecy. Dotknęła jego zbroi, aby następnie stworzyć falę energii, która go powaliła na ziemię. Miecz brzęknął o ziemię, zatrzymując się dość niedaleko od rycerza. Jęknął słyszalnie z bólu, co jeszcze bardziej upewniło Ange, że jest coś z nim nie tak. Skorzystała z większej mocy, fakt, lecz większość zatrzymała zbroja, dlatego wątpiła, aby ten atak mógł go zranić.

Mimo wszystko się uśmiechnęła. Zawsze dla niej to było miłe uczucie, gdy pokona osobę, która chwilę temu powodowała u niej strach i niepokój. Wskoczyła na niego, całkowicie z niego szydząc. - Puszczę Ciebie wolno, jeśli powiesz mi gdzie znajduje się Gildia Poszukiwaczy. -zaproponowała, zerkając na niego spod buta. Owszem, nic nie ważyła, dlatego tym bardziej ją bawił fakt, że nie mógł się sam podnieść.

- Po moim trupie. - wydyszał, próbując się podnieść jedną ręką, tą którą trzymał tarczę. Ten jego ruch upewnił Ange do jednej rzeczy. Był ranny, dość poważnie w prawą rękę, którą z reguły trzymał miecz. Kobieta się uśmiechnęła, po czym z niego zeszła tak, aby stać naprzeciwko niego. Spoglądanie na jego nieporadne próby podniesienia się koiło jej serce. Jednak nie chciała z drugiej strony, aby się wymęczył.

- Pomogę Ci, jeśli zaprowadzisz mnie do Gildii Poszukiwaczy. - poprawiła swoją prośbę. Po kilku sekundach ciszy odwróciła się i zrobiła kilka kroków przed siebie, oddalając się od rycerza. - Jak chcesz, choć sama nie mam pojęcia czy nie wykrwawisz się przez tą ranę na prawym ramieniu. - Uśmiechnęła się i nieco zwolniła, dając mężczyźnie więcej czasu do namysłu. 

- Dobra! Zgadzam się! - Jęknął z całych sił, z powrotem upadając na metalową klatę zbroi. Ange się uśmiechnęła niezwykle władczo. Zatrzymała się. Odwróciła i ponownie podeszła do rycerza. Dotknęła jego głowy. Tak jak przypuszczała. Jego moc była poziomu nieco większego od plażowicza, lecz stale mu było daleko do tamtego mnicha. Dopiero teraz ją zaczęło zastanawiać w jaki sposób ją więc widzi. Czy to ze względu na jego ukrytą zdolność? Nawet jeśli, to nie zmienia faktu, że jego moc była strasznie opłakana. 

Złapała zbroję swoją dłonią, po czym z całej siły pociągnęła, powodując, że zbroja po kilku sekundach się zdematerializowała jakby nigdy nie istniała. Rycerz upadł na twarz, będąc w jakichś prosto zrobionych łachmanach. Jego szok i zaskoczenie, które malowało się na jego twarzy, było nie do opisania. Przypisała jego reakcję na fakt, że utracił prawdopodobnie swoją, drogą zbroję. Lecz czy życie nie jest tego warte?

- Wstawaj więc i prowadź. - odparła rozkazująco Ange, siadając na ramieniu rycerza podczas gdy ten wstawał. Po podniesieniu się, chwycił swój oręż rannym ramieniem. Oczywiście krew stale ulatywała z jego ciała tuż pod pachą, lecz wytrzymywał cały ten ból. Niezadowolony ruszył w wyznaczonym przez nią kierunku.

Przez cały czas milczeli. Nie odzywali się do siebie ani słowem. Nagle rycerz przystanął przed budynkiem, od którego można było usłyszeć huczne śpiewy i śmiechy. - To tutaj. - odparł ponurym tonem, aby następnie się odwrócić i skierować w swoją stronę. Najprawdopodobniej do miejsca, które pełni rolę szpitala dla takich jak on - Poszukiwaczy Przygód.

Ange zeskoczyła z niego, po czym na własnych nogach się zatrzymała przed drzwiami Gildii. Dla niej to wszystko wyglądało jakby to była zwykła karczma, do której schodzą się przeróżni, pobliscy pijacy. Zacisnęła usta nieco zaniepokojona. Nie przewidziała tak wielu osób w środku. Myślała, że takowych "jednych z najlepszych" jest mniej. Z jednej strony miała determinację, aby wejść, wtedy, teraz, natychmiast, jednak powstrzymywała ją niepewność, że zostanie natychmiast zaatakowana. Odsunęła się o krok, aby przyjrzeć się budynkowi, czy aby nie mogła się prześlizgnąć przez okno.

Nagle została popchnięta, przeszła przez drzwi niemalże bez jej zgody aż w końcu mogła się odsunąć od "spychacza", który nawet jej nie widział. Po prostu szedł przed siebie, kierując się do pijackiego wodopoju. Nosił ciężką zbroję. Nie tak drogą jak rycerza sprzed chwili, lecz należała do tych "grubych". Rozejrzała się wokoło, gdy dopiero się zorientowała, że jest na samym środku pomieszczenia. 

Otaczało ją kilkadziesiąt stolików, każdy z przynajmniej trzema krzesłami. Aż dziw, że tyle się tutaj zmieściło, gdyż Gildia z zewnątrz wyglądała na o wiele mniejszą. Dostrzegała niektóre ciekawe spojrzenia, skierowane w jej stronę. Najpewniej to oni mieli dostatecznie dużo mocy, aby dostrzec przynajmniej jej zamazaną formę. Szybko jednak wracali oni do swoich rozmów, popijając do tego kufel kolejnego trunku. 

- Pijacy. - Mruknęła do siebie z odrazą, cofając się. Nie patrzyła za siebie. Nagle wpadła na coś twardego co przeszkodziło jej w cofaniu się.  Spojrzała się za siebie. Zagrodziła mu dziewczyna w równie mocnej zbroi, która przyglądała jej się jakby ją oceniając. Ruchem ręki wybiła Ange z równowagi, która wylądowała tyłkiem na podłodze.

- Nie stój tak, magu. Dzisiejsza noc jest zarezerwowana specjalnie dla Drużyny Sokoła. - Po tym minęła ją, idąc do stolika, przy którym się śmiała cała paczka. Ange dopiero dostrzegła, że kobieta w zbroi trzymała cztery kufle w drugiej ręce. Rycerka szybko dołączyła do ich śmiechu. 

- Nazwała mnie magiem, więc potrafiła mnie dokładnie dostrzec. - mruknęła do siebie Ange, powoli wstając. - Jednak ich czujność jest prawie całkowicie uśpiona.. - dodała, rozglądając się po reszcie. Każdy się śmiał, rozmawiał, nie tracił dobrego humoru. Ange uśmiechnęła się chytrze. Była to dla niej idealna okazja. Po krótkim rozejrzeniu, dostrzegła drzwi - najprawdopodobniej prowadzące do magazynu. Potrzebowała tylko chwilę prywatności.

Skierowała się do drzwi, otworzyła je i zastała dość przytłaczającą ciemność.  Nim jednak postanowiła zrezygnować z tego pomysłu została nagle popchnięta tak, że zleciała ze schodów, których nie mogła dostrzec przez brak światła. - Ile mam mówić? Żadnego podkradania zapasów! - Jedynie usłyszała potężny głos barmana tuż przed zamknięciem się drzwi. Po tym niemal natychmiast usłyszała zgrzyt od klucza. 

Po podniesieniu się, westchnęła, spoglądając w stronę światła, które przelatywało do magazynu przez szpary między drewnem od drzwi. Nim zaczęła wdrapywać się po schodach, których nie widziała, wpadła na pomysł. Chciała trochę prywatności - dostała to, co chciała. Wiedziała, że zużyje na tą sztuczkę nieco więcej magii niż powinna, lecz nie miała innego wyjścia. Taka sytuacja może się już nie przytrafić.

Przez kolejne kilka minut dotykała siebie w całkowitych ciemnościach. Chciała wyczuć swoje kształty, nawet te najmniejsze. Z kolorami nie miała problemu, w Piekle często przypatrywała się lustrze, czesząc się, układając włosy, bądź farbując swoje pasemka. 

Nagle z drzwi od magazynu dało się usłyszeć ciche pukanie. Potężny barman spojrzał w tamtą stronę z zaskoczeniem. Przecież niedawno ją zamykał, a nie widział, aby ktoś tam wchodził. Czyżby jego wzrok był na tyle już stary, aby nie dostrzegać takich rzeczy? Z lekką obawą podszedł do drzwi, przekręcił klucz i otworzył drzwi. Jego oczom ukazała się przyjemna dla oka kobieta, która jako pierwsza zaczęła.

- Przepraszam, nazywam się Ange. Chciałam się zapytać o to czy bym mogła zostać kelnerką, lecz nim się zorientowałam.. zostałam zamknięta w magazynie. - Przetarła teatralnie pojedynczą łzę. Mimo wszystko była przekonana odnośnie swojego aktorstwa. W danej chwili nie miała duchowej formy, a zwykłą, materialną. Jednak było to sztuczne ciało, które w każdej chwili może się zepsuć w postaci nagłego wykrwawienia, zaprzestania bicia serca, przerwania nerwów. Oczywiście, jeśli ciało nie wytrzyma, nie oznacza, że taki sam los spotka samą Ange. Jednak stworzenie takiego ciała wymaga czasu, precyzji, a także sporej ilości magii, co nie jest opłacalne do długich podróży ze względu na potrzebę stałych "prac konserwacyjnych".

Barman przypatrzył się Ange z pewną dozą podejrzliwości. Nagle pociągnął ją za ramię, aby ją wyciągnąć za ramię, zamykając za nią drzwi od magazynu i przekręcić ponownie klucz w zamku.- Dobrze, zgodzę się ten jeden raz. Wyjątkowo spory ruch jest dzisiaj. - odparł z cichym westchnięciem. Powrócił do nalewania kufli. W międzyczasie znalazł jakąś tacę, na której zaczął stawiać kufle. Ange błyskawicznie zrozumiała, że jej plan się udał. Uśmiechnęła się zadowolona z siebie, a chwilę później zaczęła służyć jako kelnerka.

Nie czuła się jakby robiła coś wbrew swojej naturze. Według Ange bycie kelnerką nie jest prostą sztuką jaką by się zdawało. Stale trzeba uważać, aby niczego nie wypuścić, mieć głowę na karku i nie przestawać się uśmiechać. W dodatku trzeba być stale w dobrym humorze, aby klienci mogli bez problemu zagadać i się pośmiać. 

Ange zbierała puste kufle, przynosiła pełne, żartowała i gadała z Poszukiwaczami. Również im chwaliła włosy i pod fałszywym pretekstem zostania fryzjerką dotykała ich głów. W takich momentach bez trudu mogła wyczuć kto i jakie miał natężenie mocy. Po niecałych dwóch godzinach spamiętała imiona, u których dostrzegła największy poziom mocy. 

Pierwsze imię należało do długowłosej blondynki o niebieskich oczach, która pomyliła Ange z przypadkowym magiem. Nazywała się Saber. Drugie należało do jednego z jej kompanów - John'a. Krótkowłosego blondyna o mocnych, brązowych oczach. Nosił o wiele cięższą zbroję niż inni z Drużyny Sokoła. Trzecie i ostatnie imię należało do samotnika, który najmniej lubił jej dotyk. Siedział w rogu i nie nosił zbroi jak większość. Widać było, że przemawiały do niego szaty i wszystko co związane z magią. Jego imię brzmiało Satoshi. Miał średniej długości, ciemnofioletowe włosy i żywo pomarańczowe oczy. 

Ich moc, która w nich drzemała była do siebie porównywalna, lecz o wiele większa od mnicha z plaży. Uważała, że to będzie idealna sytuacja. Miała trzy potencjalne osoby do opętania, a one nawet tego nie zauważą, gdy zacznie się do tego przymierzać. 

Jako swój pierwszy cel obrała samotnika. Było to zrozumiałe, gdyż był najłatwiejszym celem. Gdy cała sytuacja odnośnie kufli się uspokoiła, podeszła do samotnika, aby się do niego dosiąść.

- Jeżeli chcesz, możesz mi powiedzieć o swoich problemach, z chęcią Ciebie wysłucham. - zaczęła Ange, kładąc swoje dłonie na jego dłoniach. Jego zachwianie co powinien zrobić wytrąciło go z równowagi. Nie spodziewał się jej bezpośredniości, na co tylko uśmiechnęła się uprzejmie, dalej przygotowując sztuczkę opętania. Nim jednak zdążył zebrać siły i cokolwiek odpowiedzieć, Ange przejęła kontrolę nad jego ciałem. Owszem, opierał się wewnętrznie, lecz jego opór szybko ustępował. Nawet sama Ange była zaskoczona tym jak szybko przełamała jego psychiczną obronę. Podobno przejmowanie ciała zajmuje nawet kilka minut, a tutaj minęło ledwo kilka sekund. 

Nim jednak zaczęła się cieszyć z rezultatów i przyjemnego dotyku pobieranej mocy, czuła, że coś jest nie tak. Czuła dziwne gorąco, które zaczęło się powiększać. Nim się zorientowała, ciało chłopaka, w którym się znajdowała, zaczęło płonąć magicznie niebieskim płomieniem. Ange szybko wróciła do swojego ciała, aby jedynie dostrzec jego gasnące życie w oczach. Nagłe spalone zwłoki upadły na podłogę, przykuwając całą uwagę Gildii.

Ange jako jedyna dobrze wiedziała co się stało. Już kiedyś słyszała o czymś takim, lecz nie wierzyła, że to się w jej przypadku przytrafi. Podobno demony  nie tylko dla samej żądzy szukają wielkiej mocy, a też dlatego, że niektóre ciała nie potrafią wytrzymać tak dużej demonicznej magii. Wtedy pozostała niewykorzystana demoniczna magia zmienia się w magiczny ogień, co skutkuje spaleniem się ciała od wewnątrz. Po powrocie do duchowej formy, niestrawiona przez ogień magia, wraca do demonicznego właściciela.

- Więc nawet taka moc nie może utrzymać mojej magii.. - Szepnęła do siebie w widocznym szoku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top