Rozdział V
Cała trójka wyjechała z miasta bez większego problemu. Skierowali swoje wierzchowce w stronę ich celu - Klanu Kruków. Wszyscy mieli pojęcie jak długa jest ta droga, lecz pchała ich chęć zemsty za swojego lojalnego towarzysza. Jednak Ange jako jedyna miała inne plany. Nie zamierzała wciągać się w konflikty pomiędzy Gildiami, Drużynami i Klanami, gdyż wiedziała, że potem nie będzie miała żadnego odwrotu. Chciała znaleźć idealne naczynie, aby w końcu zacząć swoje nowe życie.
Przez cały dzień podróżowali bez słowa. Nie było żadnych przerw na jedzenie ani na odpoczynek. Ange to nie przeszkadzało, gdyż i tak głodu ani zmęczenia nie odczuwała. Nie wiedziała jednak, że jest w duchowej formie.
Powoli zapadał zmrok. Nagle, gdy zaczęli wjeżdżać do małej mieściny, zatrzymał ich młody młodzieniec. - Podróżnicy, zatrzymajcie się, wysłuchajcie mnie! - krzyczał z rozpaczą w głosie. Konie się zatrzymały tuż obok, a on dalej kontynuował. - Proszę, pomóżcie mi! Siostra! Moja ukochana siostrzyczka została uprowadzona! Musicie mi pomóc!
- Poproś o pomoc innych. My tu jesteśmy tylko przejazdem. - przerwał mu nagle John swoim poważnym, aczkolwiek spokojnym tonem. - Z pewnością ktoś...
- Oni mi nie pomogą! - wykrzyknął nagle młodzieniec, padając na kolana. - To Oni mi ją ukradli! Uznali ją za wiedźmę! Moja kochana siostrzyczka! Ona jest zbyt miła, aby być wiedźmą! Proszę! Błagam! - Jego głos się nagle załamał, a sam upadł czołem na ziemię. John i Saber spojrzeli na siebie, po czym razem głęboko westchnęli.
- Zobaczymy co się da zrobić. - próbował uspokoić go John. - Wiesz przynajmniej gdzie ją dokładnie zabrali? - spytał się tuż po tym. Nie zamierzał szukać igły w stogu siana - jakkolwiek duży by nie był.
- Zabrali ją do katakumb pod kościołem. - odpowiedział mu, łkając. Najwidoczniej jego siostra dla niego wiele znaczyła. - Mówili coś, że to miejsce ją oczyści, będzie mogła ... się.. wyspowiadać... Moja siostrzyczka! - Rycerze dali koniom znać, aby ruszyły. Wsłuchiwanie się w dalsze jego szlochy byłoby bezcelowe.
Plotki w mieścinie bardzo szybko się rozchodziły. Dowodem był fakt, że mieszkańcy zasłaniali okna błyskawicznie, gdy ich dostrzegali. Cała trójka się domyśliła, że wszyscy się odwrócili od rodzeństwa. Zaakceptowali już los jego siostry, że zostanie skazana na śmierć pod zarzutem bycia wiedźmą.
- Serce mi pęka na ten widok.. - szepnęła nagle Saber. John przytaknął bez słowa, najwyraźniej dzieląc z nią te same zdanie. Ange natomiast nie potrafiła współczuć. Stracił siostrę z powodu własnej słabości. Jedynie osoby silne zdołają uchronić to, co dla nich cenne. Tak było w Piekle. Już dawno by straciła tytuł szlachecki, gdyby nie jej determinacja i bezwzględność, gdy dąży do określonego celu.
Nagle zatrzymała ich grupka kapłanów, do których najwidoczniej dotarła plotka, że podróżni zamierzają pomóc. Jak to plotki - nie ukazują pełnej prawdy, gdyż cała dwójka rycerzy sama nie miała pojęcia czy cokolwiek będą mogli coś zrobić. Nie wiedzieli czy zarzut był słuszny czy nie.
- Stójcie, przybysze! - zakrzyknął nagle pastor, prostując rękę w nich stronę. Między palcami miał opleciony różaniec, a pod pachą trzymał księgę - zapewne Biblię. Ange mimo wszystko się schowała za Saber, nie chcąc, aby ją zauważyli. - Wiem, w jakim celu tutaj przybyliście. Nie oddamy Wam małej wiedźmy! - krzyknął, a przyboczni kapłani tylko skinęli swoimi łysymi głowami. Saber i John utrzymywali spokój. Mężczyzna w zbroi wyprostował się jakby został czymś znieważony.
- Zważ na swój ton, księdzu. Jesteśmy z Drużyny Sokoła. Tylko tędy przejeżdżamy. - odparł poważnie. Pastor nieco zbity z tropu opuścił dłoń. Spodziewał się, że zamierzają odebrać im małą nawet poprzez użycie siły. - Jednak.. - Księża zmarszczyli brwi, lecz John mówił dalej. - .. chcielibyśmy ujrzeć tą "wiedźmę". Pokonaliśmy wiele demonów i opętanych ludzi, których nazywacie "wiedźmami". Jeśli uznamy ją za opętaną, wtedy odejdziemy.
- Wtedy odejdziecie.. - powtórzył Pastor, spoglądając na dwójkę z dozą podejrzliwości. Nie ufał im. Byli nieznajomymi spoza mieściny, obcy, którzy nie znali ich obyczajów. - Dobrze.. - zgodził się, odwracając się wraz z księżmi. - Chodźcie, zaprowadzę Was. - odparł. Był przekonany, że ta siostra chłopaka jest wiedźmą. W przeciwnym wypadku próbowałby ich spławić. Wszyscy ruszyli w stronę kościoła.
Konie przywiązali do płotu, który okrążał święte miejsce mieściny, po czym skierowali się do środka. Ange nie miała problemu z przebywaniem w kościele. Słyszała jedynie w Piekle dziwne plotki, że niektóre kościoły są na tyle poświęcone, że każdy demon, który spróbuje wejść, zostanie odrzucony, a nawet spalony. Jednak takich kościołów jest mało ze względu na ilość mocy, którą trzeba wykorzystać, aby stworzyć takową anty-demoniczną barierę, która by trwała przez wiele lat.
Pastor bez słowa poprowadził ich do katakumb. Po otwarciu drzwi, ukazały im się schody, które zaprowadziły ich do długiego korytarza oświetlonego gdzieniegdzie przygasłymi pochodniami. Szybko jednak przeszli do części, która bardziej przypominała lochy z czterema celami.
W jednej z cel przesiadywał strasznie wychudzony starzec w samych szmatach. W jego oczach odbiła się rozpacz, lecz również i bolesne zaakceptowanie swojego losu. Podróżni nie zwrócili uwagi na starca. Mimo wszystko nie chcieli zostawać w tej mieścinie dłużej niż to było potrzebne.
Wszyscy się zatrzymali przed celą, w której siedziała dziewczynka w swojej sukience. Wyglądała na 11 lat. Miała czarne, proste włosy sięgające do ramion. Do tego jej niewinne spojrzenie brązowych oczu z początku wszystkich zwątpiło, że to ona usłyszała zarzut bycia wiedźmą.
- Oto Ona. - odparł ponuro Pastor jakby czymś właśnie sobie ubrudził język. Podszedł i otworzył drzwi od celi. Zerknął na podróżnych czujnie, nic już nie mówiąc. Jako pierwsza weszła Saber najwidoczniej pewna swoich umiejętności. Podeszła do dziewczynki i przykucnęła tuż przed nią. Przyjrzała się, błędząc wzrokiem po jej sukience, ramionach i włosach.
Minęła minuta, a Saber wstała, aby następnie wyjść z celi. Pokiwała głową, że nic nie wyczuła. John postanowił również sprawdzić. Tak samo jak kobieta, przykucnął naprzeciw dziewczynki. Jego wyraz był poważny, dlatego dziewczynka się cofnęła do ściany najwidoczniej przestraszona. Nagle coś usłyszał. Chwycił dziewczynkę za rękę i ją odwrócił na tyle, aby móc zobaczyć jej plecy. Cała trójka ujrzała na jej karku przyczepionego demona, który wyglądał jak kwiat z czterema, dużymi płatkami. Demon zasyczał złowrogo. John głęboko westchnął, po czym puścił ją i odszedł.
- Ma Pastor rację, jest opętana. - Odparł dość smętnie John. Pastor się uśmiechnął z ulgą, po czym szybko zamknął celę na klucz.
- A nie mówiłem? Księża mają zawsze rację. A teraz, odejdzcie. Chcę się przygotować na jutrzejszą egzekucję. Demony należy tępić! - Zakrzyknął na końcu niemalże z czegoś natchniony. Ange zacisnęła tylko usta na jego widoczną nienawiść do demonów. Chociaż dziwił ją fakt, że nawet na nią nie spoglądał. Jakby była niewidzialna.
Trójka wyszła z kościoła i wsiadła na wierzchowce. Nie żegnając się, odjechali w dalszą podróż.
Po dość długiej chwili dotarli do małego zajazdu, u którego się zatrzymali. Wierzchowce zostawili w stajni, wzięli swój bagaż i wynajęli jeden pokój na koszt Gildii Poszukiwaczy. Pomieszczenie, w którym mieli spać, było skromne. Trzy łóżka i małą szafeczką tuż obok. Nie było szafy ani komody, gdyż był to zajazd a nie żaden hotel. Łazienka znajdowała się na korytarzu. Jako pierwsza postanowiła skorzystać Ange.
Akurat jakaś inna dziewczyna wychodziła, dlatego nie musiała otwierać drzwi, a zamykały się same dość powoli z racji, że były nieco przechylone. Pierwsze co zrobiła po wejściu było sprawdzenie czy jej ciału nic nie jest jednak coś było nie tak. Nie potrafiła go wyczuć. Nieco spanikowała, lecz wolała się jeszcze upewnić. Spróbowała przejść przez drzwi od łazienki jakby była w duchowej formie. Udało jej się.
Szybko zaczęła się rozglądać. Powróciła do łazienki, do recepcji, aby się dowiedzieć gdzie się podziało jej ciało, nie wiedząc, że straciła je już na początku podróży. Dała sobie z nim spokój po pół godzinie. Gdy zamierzała już wejść do pokoju, gdzie przebywali jej towarzysze podróży, usłyszała gromkie chrapanie dwóch osób. Nienawidziła chrapania, uważała je za jedno z najgorszych dźwięków. Zresztą nie potrzebowała snu.
Postanowiła wyjść na zewnątrz, przejść się. I tak nikt jej nie widział. Fakt, że nie miała ciała, wyjaśniał jej wiele, aczkolwiek małych rzeczy.
Jej myśli bardziej się zaczepiły o demona, który opanował dziewczynkę. Teraz zrozumiała. Jego syczenie nie było do Johna, że go odkrył. Był to znak dla niej, aby nie zbliżała się do niego, a tym bardziej do jego zdobyczy. Uznawał te dziecko za swoją własność. Ten demon był równie dziecinny, gdyż uważał się o wiele silniejszego od ludzi. A ta satysfakcja, gdy odchodzili. Ange ją widziała i dopiero jej się ta chwila przypomniała z potrójną siłą. - Znaj swoje miejsce.. - warknęła Ange, kierując się z powrotem do mieściny.
Przebiegła całą drogę, która zajęła jej nieco ponad godzinę. Zatrzymała się przed kościołem. Była wkurzona. Żaden pomniejszy demon nie będzie z niej szydził. Ona była szlachcianką, a on zwykłym gadem, którego zamierzała zdeptać. Skierowała swoją rękę w stronę drzwi od kościoła, które z hukiem się otworzyły.
Ange przechodząc tuż obok ławek, ruszała nimi, aby narobić jak największego hałasu. Nawet jeśli Pastor by przyszedł, nie zauważyłby jej. Nie widział jej w katakumbach - to był dowód na jego małą moc. Ange podeszła do kolejnych drzwi. Po donośnym trzasku, katakumby stały dla niej otworem, a zamek nadawał się tylko do wymiany. Przeszła do "lochów" i zatrzymała się przed celą dziewczynki. Brązowe oczy z przerażeniem i dziecinną ciekawością wpatrywały się za Ange. Nie widziała jej.
- Kwiatuszku mój, przyszłam po Ciebie! - krzyknęła zirytowana Ange. Dwoma ruchami rąk skrzywiła kraty tak, aby można było bez problemu przejść. Podeszła do dziewczynki, która zamknęła oczy przez nagły trzask prętów. Cały się trząsła, lecz Ange nawet na to nie zważała. - Wyrwę Cię jak chwasta. - warknęła ciężkim tonem.
Mocą zrzuciła dziewczynkę na podłogę na brzuch, aby mieć dostęp do jej karku, do którego był przyczepiony roślinny demon. Ange oparła jedną nogę o plecy dziewczynki i chwyciła dwoma rękoma za łodygę. Demon, aby się uchronić, wgryzł się w jej dłonie. Jednak popełnił w ten sposób błąd, gdyż to jeszcze bardziej wkurzyło Ange. Zaczęła wyciągać demona. Nie zważała na bolesny pisk dziewczynki ani na złowrogie syczenie. Zamierzała się tego demona pozbyć i to zrobi.
Nagle wszystko puściło, a Ange o mało się przez to nie przewróciła. Zerknęła z wyższością na kwiata. Gdy ujrzała jego spojrzenie pełne nienawiści, uśmiechnęła się władczo, okrutnie i spaliła go swoją magią. Otrzepała dłonie jakby właśnie wyrzuciła śmieci. - Nikt bez powodu nie będzie się przede mną wywyższać. - powiedziała już spokojniejsza. Nim się odwróciła, zaskoczył ją nagły głos dziewczynki.
- Proszę, kim jesteś? Nie chcę być sama.. - odparła słabo. Oddychała bardzo ciężko ale to było zrozumiałe, gdyż takie wypędzanie demona jest strasznie bolesnym lecz skutecznym sposobem. Mimo wszystko oczy błądziły po celi, najwyraźniej nie potrafiąc zobaczyć Ange. Kobieta spojrzała na nią, po czym ciężko westchnęła. Miała straszną słabość do dzieci ze względu na ich niewinność i bezbronność.
- Nie jesteś sama, masz przecież swojego brata. - odpowiedziała. Na wspomnienie o jej brata, dziewczynka się rozpłakała. - Nie płacz. Mogę Ciebie bezpiecznie odprowadzić do brata. Strasznie się o Ciebie martwi. - Dziewczynka nie potrafiła powstrzymać swoich łez i cichego wycia. Szybko jednak zrozumiała, że chce jak najszybciej się stąd wydostać i wrócić do swojej jedynej rodziny, dlatego wstała. - Kieruj się moim głosem. - dodała Ange.
Kobieta zaczęła stale powtarzać sylabę "la", wyprowadzając dziewczynkę z katakumb. Jednak coś nie mogło jej dać spokoju. Z tego powodu rozkazała dziewczynce poczekać na nią tuż przy wejściu kościoła. Niechętnie się zgodziła.
Ange powróciła do katakumb i zatrzymała się przed celą starca. Zacisnęła zęby, po czym przeszła między kraty, zbliżając się do niego. Położyła na nim dłonie, po czym przygotowała swoją moc. Opanowała go, lecz nie przejmowała jego świadomości.
- W końcu wolny.. - Usłyszała jego ostatnie słowa, gdy czuł, że zaczęły go pożerać magiczne płomienie. Odeszła, gdy płomień nie zmienił go w popiół.
Gdy wróciła na górę, dostrzegła Pastora, który trzymał dziewczynkę i coś jej wykrzykiwał. Ironicznie się uśmiechnęła, powoli podchodząc do mężczyzny.
- Zamknij oczy, dziecko. - powiedziała, gdy była już za Pastorem. Dziewczynka posłusznie się posłuchała. Ange chciała wypróbować nową sztuczkę. Natychmiast, gdy dotknęła Pastora, przeniosła swoją magię do jego ciała. Nie wyczuła żadnego oporu jakby nie istniał. Dziewczynka została wypuszczona z rąk mężczyzna, a on sam zaczął się spalać w magicznych płomieniach dopóki nie zginął.
- Chodź za mną. Nie patrz się za siebie. - nakazała Ange dziewczynce, która natychmiast się jej posłuchała i zaczęła iść za systematycznym dźwiękiem "la", zostawiając za sobą spalone zwłoki Pastora w wejściu do kościoła. Był to środek nocy, dlatego nad ranem mieścina się dowie o jego śmierci.
Ange zaprowadziła dziewczynkę do domu brata bez żadnych problemów. Nie dostrzegała, aby ktokolwiek chodził drogą bądź wyglądał przez okno, dlatego uważała, że są bezpieczni. Nie zamierzała być świadkiem ckliwej scenki. Dlatego tuż przed domem powiedziała nagle: - Zrobiłam to z prywatnych pobudek. Jednak, jeśli dalej będzie chciał mi podziękować, niech zapamięta moje imię: Ange. I uważaj na demony. - Dziewczynka szybko przytaknęła. Ange otworzyła swoją mocą drzwi od domu, za którymi zniknęła dziewczynka z nową falą płaczu i wycia.
Ange po tym postanowiła wrócić do zajazdu. Tym razem zajęło jej to trochę dłużej. Gdy dotarła na miejsce, słońce już dawno wzeszło, a jej tymczasowi kompani przygotowywali się na dalszą podróż.
- Pośpiesz się, Ange. Wiem, że o świcie jest najlepszy czas na spacery, lecz musimy ruszać. Nie chcemy przekładać naszej zemsty ani dzień dłużej. - narzekała Saber, upewniając się, że bagaż jest przymocowany do jej wierzchowca. Ange tylko się uśmiechnęła przepraszająco, podchodząc do nich.
Po niedługim czasie ruszyli dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top