Prolog
- Następna osoba! - zakrzyknął nagle strażnik, siedząc przed potężnym biurkiem wykonanym z bardzo ciemnego kamienia. Prawie nikt nie słyszał o drewnie. A przynajmniej tutaj - w Piekle. Z długiego rzędu wystąpiła wysoka kobieta. Zatrzymała się w odpowiednim miejscu spoglądając na niego czujnie, niemalże wyczekująco. - Imię? - dodał strażnik, podnosząc wieczne pióro, aby zamoczyć je w kałamarze krwi.
- Ange - odpowiedziała oschle, a mężczyzna jakby ignorując jej zachowanie, zaczął pisać na wyprostowanym pergaminie. Nim zadał następne pytania, kobieta dodała zniecierpliwiona.
- Pochodzę z rodu Moodblood, wiek 19, zielone oczy, brązowe włosy z biało-czerwonymi pasemkami. Byłam tutaj jeszcze wczoraj, aby otrzymać pozw..-
- Przymknij się albo mnie zdenerwujesz! - krzyknął nagle strażnik, powodując u niej mimowolne ciarki. Jego ton był tak głęboki, iż mogła wyczuć jego bas na ramionach. - Możliwe, że był tutaj ktoś inny w moim zastępstwie.
- Ale...- jęknęła Ange, lecz dostrzegłszy nagły wzrok mężczyzny, zamilkła. Przeczuwała, że cała ta sytuacja może się źle skończyć, jeśli będzie go poganiać, a tym bardziej go pouczać. Z tego powodu zatrzymała dla siebie uwagę, że nie miał żadnego dnia wolnego od momentu podjęcia się tej roboty. O zastępstwie już nie wspominając.
Strażnik wrócił do powolnego spisywania informacji na jej temat, dopisując wiele innych słów, które były narzucone przez system ustalony przez poprzedniego strażnika kilkanaście lat temu. Czas mijał, kolejka stawała się dłuższa, a osoby z mniejszymi sprawami zaczęły się niecierpliwić. Jednak nikt nie zamierzał poganiać mężczyzny, który bacznie spoglądał na słowa z krwi.
- Czas i miejsce pobytu? - spytał się strażnik, spoglądając na kobietę, która zaczęła się coraz bardziej denerwować.
- Wieczność i nieokreślone. - odpowiedziała. Mężczyzna natychmiast się poderwał najwidoczniej wnerwiony jej odpowiedzią, lecz jeszcze nic nie odpowiedział. Zmierzył ją przeszywającym wzrokiem, lecz nic innego nie dostrzegł prócz jej determinacji i wielkiej chęci wyrwania się z tego miejsca jakim było Piekło. Jego usta wykrzywiły się w pogardliwy uśmiech i się zaśmiał.
- Ha ha! Demon chce się wydostać z Piekła i tak sobie hulać po Ziemi? Widzę, że jeszcze era samobójców się nie skończyła. - Z takim pogardliwym spojrzeniem wrócił do pergaminu. Usiadł, zacisnął palce na swoim piórze. Spojrzał po raz ostatni na kobietę, po czym dopisał kilka słów. Dodał na końcu: - A idźże precz. Nie potrzebna jest nam szlachta, która tylko zbija bąki.
Ange zanim odpowiedziała pełna oburzona na jego ostatni komentarz, otrzymała pergamin i została odepchnięta tajemniczą mocą do portalu, który cały się palił zielonym ogniem. Wyglądał jakby tylko czekał, aby pożreć kolejną ofiarę, która miała czelność żyć na Ziemi. Zanim do niego wleciała, szepnęła do siebie z pojedynczą łzą szczęścia w oku.
- W końcu się uwolniłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top