||
Weszłam po schodach. Nie widziałam prawie niczego bo wszędzie było ciemno. Usłyszałam kroki...
Wystraszyłam się i weszłam do najbliższego obok mnie pokoju. Cicho przymknęła drzwi. Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że prawdopodobnie osoba będąca tutaj mnie nie zauważyła.
Odwróciłam się. Był to jeden z największych błędów jakie w życiu popełniłam. Na podłodze leżały zwłoki.
Po chwili zorientowałam się, że w pokoju są kolejne drzwi. Chciałam szybko wyjść ale było już za późno.
Stanął przede mną groźnie wyglądający człowiek, pomimo tego ubrany w garnitur.
Niebo się rozchmurzyło. Księżyc zaczął mocniej dawać blask przez okno pokoiku.
Twarz wydawała mi się bardzo znajoma, jednak z szoku i przerażenia nie mogłam jej rozpoznać.
Mój strach był tak wielki, że nawet nie zorientowałam się gdy znajoma postać uderzyła mnie czymś twardym w głowę.
~
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Wszystko mnie bolało. Wiedziałam tylko tyle, że jestem uwięziona.
Usłyszałam kroki. Odgłosy zmierzały do pomieszczenia w którym się znajduję.
Tajemnicza postać weszła do pokoju. Spojrzał na mnie aby upewnić się, że odzyskałam przytomność. Zapalił światło.
W tym momencie wszystko stało się oczywiste. Znajdowałam się w jednym pokoju z samym Andrzejem Dudą.
Szybko rozejrzałam się dookoła. Byłam przywiązana do krzesła, a sam pokój musiał być piwnicą. Nie było tam okien czy mebli. Tylko kilka półek i zwisająca ze ściany żarówka.
-obudziłaś się - powiedział zażenowanym głosem Andrzej.
Spojrzałam na niego. Już miałam wydusić z siebie pytanie, ale on zaczął mówić pierwszy.
-skoro wszystko widziałaś to masz teraz tylko 2 wyjścia. Albo pomożesz mi zabić kilka osób... Albo sama zginiesz - powiedział obojętnie.
-p... pomogę... Pomogę ci - cicho wyszeptałam.
Po czym Andrzej (Dlaczego mnie tak rozwala pisanie tego x""""D) wyjął z kieszeni ostry nóż i podszedł bliżej mnie.
Zamachnął się i
PrzeciOŁ sznur, którym byłam przywiązana do krzesła
BADUM TSSS
KTO MYŚLAŁ ŻE ANDRZEi ZABIJĘ SWOJEGO WSPÓŁPRACOWNIKA?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top