Rozdział 6: chcę czegoś więcej
W sobotę rano pojechałem do Poznania, tak jak umawiałem się z Danielem, znaczy miał to być piątek z ale potem zmieniliśmy na sobotę. Przed dziesiątą byłem u niego, więc wyciągnąłem go gdzieś na śniadanie na miasto. Chciałem z nim pogadać o tym, co zajmowało moje myśli przez tydzień.
To znaczy, Daniel zajmował moje myśli i to, że chyba czuję do niego coś więcej. Sam nie jestem pewien, co czuję. Wiem, że skoczyłbym za nim w ogień, oddałbym za niego życie. I nawet bym się nad tym nie zastanawiał. Byłem tego pewien już dawno. A ostatnio... Zacząłem o nim myśleć trochę w innym aspekcie... Jak o chłopaku, z którym mógłbym być. I muszę przyznać, że Daniel jest piekielnie seksowny, ale to też zauważyłem już dawno.
I jeszcze ostatnio ten sen... Trochę dziwny. W sumie nie było tam nic wielkiego. Tylko ja i Daniel, piliśmy wino, co nam się zdarzało rzadko, ale jednak. Oglądałem z chłopakiem coś w telewizji, nawet nie wiem co, po prostu leciało coś w tle. A my skupiliśmy się na rozmowie ze sobą. I pocałunkach. Długich, mokrych i głębokich pieszczotach, które przerywaliśmy dopiero, jak brakowało nam powietrza. I cholernie mi się to podobało. I ten cudowny uśmiech Daniela, do którego miałem ogromną słabość. Od zawsze tak było. I jego pięknie błyszczące szaro - niebieskie oczy.
Gdy się obudziłem, wiedziałem, że ten sen nie jest przypadkowy, bo cały dzień myślałem o Danielu. Ale i tak, gdy się obudziłem miałem takie dziwne uczucie. Z jednej strony takie "WTF? Przecież to mój przyjaciel, nie powinienem o nim myśleć w ten sposób!". Ale z drugiej strony... Byłem ciekawy, jak smakują jego usta i... Chciałbym chyba żeby między nami było coś więcej. Bo zaczynałem o nim myśleć w sposób, w jaki nie myśli się o przyjacielu.
W każdym razie, gdy jedliśmy, mówiłem mu o Weronice, z którą miałem kontakt. Odezwałem się do niej, ale nie mówiłem jej, że będę dziś w Poznaniu. Daniel był zdziwiony, że tak przejąłem się jej słowami. Ale uważał, że to bardzo dobrze. I, że Weronika miała rację.
Po zjedzeniu śniadania, cały czas nie schodziliśmy z tego tematu.
- Mam nadzieję, że rozumiesz, czemu tak mi zależało żebyś tak nie robił? - rzucił, pijąc herbatę.
- Rozumiem i wiem, że masz rację - oparłem łokcie na stoliku, wspierając brodę na dłoniach. - Dwa miesiące głupoty mi wystarczyło. Niecałe w sumie, bo pierwszy dopiero - zauważyłem, mając na myśli, że jest pierwszy lutego, a ja i Marek rozstaliśmy się siedemnastego grudnia. Tydzień przed Wigilią.
- I to za dużo - westchnął. - Nie fajnie się patrzyło na to co robisz i... - urwał i po prostu patrzył mi prosto w oczy przez chwilę.
- I? - dopytałem, a on spuścił na chwilę wzrok na swoje dłonie, w których trzymał kubek.
- Boże... - mruknął i ukrył twarz w dłoniach, a potem potarł rękami skórę twarzy.
- O co chodzi? - pochyliłem się w jego stronę, wyciągając ręce na stoliku.
Zaczynałem się stresować tym, co chce mi powiedzieć. Bo ja chciałem z nim porozmawiać o tym, że może... Za jakiś czas moglibyśmy spróbować. Być dla siebie kimś więcej. Ale jeśli on mi zaraz powie, że poderwał jakąś laskę, to się chyba załamę.
- Muszę ci coś powiedzieć - szepnął, patrząc mi prosto w oczy.
- Ja tobie też, to może...
- Ty pierwszy - przerwał mi, a chciałem właśnie powiedzieć żeby on mówił pierwszy. Zmrużyłem oczy i patrzyłem na niego, a on się tylko uśmiechnął. Wiedział, co chciałem powiedzieć.
- No dobra - wziąłem głęboki oddech. Splotłem ręce i oparłem się na przedramionach. Nie odrywałem wzroku od twarzy Daniela.
- Kocham cię - wypalił nagle blondyn, a ja tylko otworzyłem zaskoczony usta, bo nie spodziewałem się ani tego usłyszeć, ani że się teraz odezwie. - Nie zrozum mnie źle... Nie oczekuję, że nagle rzucimy się sobie w ramiona.
- Właśnie miałem ci powiedzieć, że czuję do ciebie coś więcej - szepnąłem, czym go kompletnie zaskoczyłem. - I z jednej strony, chciałbym żeby między nami było coś więcej, ale z drugiej nie czuję się jeszcze gotowy, aby wejść tak od razu w związek i...
- Musimy działać powoli? - domyślił się, a ja pokiwałem głową.
- Tak... W sensie... - westchnąłem. - Po prostu... Nie wiem, jak mam to ująć - rozłożyłem ręce, a Daniel się tylko uśmiechnął.
- Wyluzuj - szepnął i położył dłoń na mojej, a ja się do niego uśmiechnąłem. - Mamy czas na wszystko i nigdzie nam się nie spieszy - zapewnił mnie.
- Ale na randkę mogę cię zabrać, chyba, co? - rzuciłem z uśmiechem, a Daniel się zaśmiał.
- Chyba możesz - odparł i wypił ostatni łyk swojej herbaty. Oblizał usta, co uważnie obserwowałem, a gdy spojrzałem mu w oczy, widziałem, że się lekko zmieszał. - Kiedy? - zapytał, pochylając się w moją stronę.
- Nie znam jakoś dobrze Poznania, ale myślę, że na następny tydzień możemy się umówić. Piątek wieczór? - zaproponowałam. Zabiorę go gdzieś. Jeszcze nie wiem gdzie, ale coś wymyślę.
- No dobrze - uśmiechał się szeroko. - Mi pasuje - dodał.
Po kilku minutach wyszliśmy z kawiarni, w której byliśmy i skierowaliśmy się do mojego auta. Zajęliśmy miejsca, a ja odpaliłem silnik.
- Karina już zabrała wszystkie swoje rzeczy? - zapytał.
- Tak. Wczoraj w dzień pomagałem jej zabrać resztę jakiś drobnych gratów... Mam cały dom dla siebie - zaśmiałem się lekko.
- Z pewnością. Z Wiolą, Hubertem i Kariną to nawet nie odczujesz, że będziesz mieszkał sam... No i ze mną oczywiście.
- Mam nadzieję - zaśmiałem się.
Było między nami teraz lekko krępująco. Czułem to. Ale nie zamierzałem też jakoś bardzo zmieniać swojego podejścia do Daniela. Bo moim zdaniem to, że obaj chcemy czegoś więcej od tej relacji nie oznacza, że nie możemy się też przyjaźnić. Bo przecież mój chłopak i mój najlepszy przyjaciel to idealne połączenie w jednej osobie.
Po dotarciu pod mieszkanie Daniela, zaparkowałem na jednym z miejsc należących do blondyna i wysiedliśmy z auta. Podeszliśmy do drzwi prowadzących do wnętrza bloku i przepuściłem w nich Daniela. Nabrałem tego nawyku, że przepuszczam drugą osobę, spotykając się z Markiem, czy wcześniej z Olkiem.
Daniel zaśmiał się tylko, bo to nie pierwszy raz, kiedy otworzyłem mi drzwi. Kiedyś potrafiłem to zrobić i w ostatniej chwili wepchnąć się przed nim, co się zawsze kończyło przepychaniem w dalszej drodze.
Jak tylko weszliśmy do mieszkania Yoshi rzucił się na mnie, ignorując zupełnie Daniela, który tylko śmiał się, bo pies prawie mnie przewrócił.
Na miejscu prawie cały dzień siedzieliśmy na kanapie. Rozmawiając i wygłupiając się, jak to często mieliśmy w zwyczaju.
I jakoś powoli, ta niezręczność która pojawiła się w kawiarni, zniknęła.
- Zostaniesz do jutra? - zapytał w pewnej chwili Daniel.
- Nie mogę - zsunąłem się na kanapie i ułożyłem głowę na oparciu, patrząc na niego. - Jutro rano muszę nagrywać film... Umówiłem się już z Wiolą, Hubertem i Kariną.
- Co będziecie nagrywać? - usiadł przodem do mnie, opierając łokieć o oparcie kanapy.
- Karina zagra moją dziewczynę na filmie, tak jak wcześniej. I film będzie o tym, że robimy na niej prank, że ją zdradzam - wyjaśniłem, a Daniel się zaśmiał.
- A potem Tymon jest zazdrosny - śmiał się.
- Pozwolił na to, to chyba nie jest aż taki zazdrosny - zauważyłem, patrząc na niego. - Zresztą... Nie ma powodu... Ale z drugiej strony... On nigdy nie wiedział, że jestem na przykład z Markiem. Nie miał pojęcia, że mam kogoś, więc mógł mnie w jakimś sensie uważać za konkurencję.
- Może i tak... A Marek... Próbował się z tobą kontaktować? - oparł głowę na dłoni, uważnie na mnie patrząc.
- Co jakiś czas próbuje. Ale nie mam zamiaru z nim gadać - wzruszyłem ramionami.
- Może powinieneś? Pogadać z nim i definitywnie zamknąć ten rozdział? - zasugerował.
- Ja go już zamknąłem. Definitywnie i nieodwracalnie. Nie chcę z nim nigdy więcej rozmawiać, czy nawet go widzieć.
- No dobrze. Jak uważasz - westchnął.
- Uważasz, że to złe podejście, prawda? - podniosłem się i usiadłem przodem do niego.
- To co ja uważam nie jest najważniejsze... Twoje zdanie i uczucia są kluczowe w tej sprawie i...
- Ale... - przerwałem mu. - Twoje zdanie jest dla mnie ważne - położyłem rękę na oparciu kanapy i wyciągnąłem ją w jego stronę, aby musnąć opuszkami palców jego przedramienię.
- Uważam, że powinieneś z nim pogadać - opuścił rękę, na której wspierał głowę i położył ją na mojej, tak że jego palce dotykały zgięcia mojego łokcia. - Zwłaszcza, że on tak desperacko próbuje się z tobą skontaktować.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, bo... Nie wiem, czy mam ochotę słuchać o tym, że bez siebie nawzajem nasze kanały nie będą tak dochodowe.
- Co? - zdziwił się.
- Tak mi powiedział... Że po tym jak w listopadzie dowiedziałem się, że mnie zdradza, chciał żebyśmy zostali razem, nie dlatego, że mnie kocha, ale dlatego, że to dla nas bardziej korzystne finansowo - powiedziałem. Zapomniałem, że wcześniej mu o tym nie wspominałem.
- Kurwa... A ja go broniłem... - westchnął.
- Nie mam do ciebie o to pretensji - przesunąłem palcami po skórze na jego ramieniu, muskając opuszkami zewnętrzną jego stronę. - Ja się nie zorientowałem, to jak ty się miałeś zorientować - obserwowałem ruch moich palców na jego skórze.
- Z boku widzi się więcej - przesunął dłoń i położył ją na zgięciu mojego łokcia. - Ale jak widać... Za bardzo byłem wpatrzony w ciebie żeby zauważyć, że Marek coś kręci.
- Nie było cię na co dzień, więc nie miałeś możliwości tego zobaczyć - uśmiechnąłem się lekko. - Pogadajmy o czymś innym - szepnąłem.
- O czymś konkretnym? - posłał mi uśmiech.
- Owszem... Jakieś życzenia, co do tego, gdzie mam cię zabrać?
- Ale wiesz, że w sumie nie musisz. Możemy po prostu...
- Wolisz coś bardziej... Takiego romantycznego, czy creepy? - zaśmiałem się, a on mi zawtórował.
- Głupio pytasz. Im bardziej strasznie tym lepiej - stwierdził.
- Jesteś nienormalny.
- Jestem - potwierdził, a ja zacząłem się śmiać.
- To coś wymyślę... Jakiś nawiedzony kościół, czy coś - zażartowałem, a on się roześmiał.
- Jestem jak najbardziej za - odparł z uśmiechem. Przesunąłem dłoń i zewnątrzną stroną palców przesunąłem delikatnie po jego policzku.
Umrę ze strachu na tej randce. To bardziej niż pewne. Ale zrobię to dla niego. A potem tydzień będę spał przy zapalonym świetle.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top