Anarchy in the UK
Podkopujcie ich pompatyczne autorytety, odrzucajcie ich prawa moralne, waszym znakiem rozpoznawczym niech będzie anarchia. Róbcie tak wiele chaosu i zakłóceń jak to możliwe, ale nie pozwólcie wziąć się przez nich żywcem.
~Sid Vicious, Sex Pistols.
Nasze spotkanie przebiegło zwyczajnie. Poznaliśmy się na jednej z imprez zaraz po koncercie jaki daliśmy. Był jednym z wielkich fanów naszej kapeli. Często z chłopakami widzieliśmy go na naszych koncertach. Nie bawił się tak jak inni. Często stawał przede mną i po prostu śpiewał z nami nasze kawałki. Reszta fanów robiła kocioł, rzucali się i głośno wiwatowali. Byli tak zupełnie różni od niego. Był tajemniczy i cholernie seksowny ze swoimi mocno podkreślonymi kocimi oczami. Intrygował nie tylko mnie, ale również moich kompanów z zespołu, więc kiedy w końcu go poznaliśmy, nic dziwnego, że popadłem w zabójczy romans, który doprowadził do tragedii.
~~~~
To był z tych jednych wieczorów kiedy całe moje życie zmieniło swój bieg. Byliśmy wykończeni po dwugodzinnym koncercie w Seulu. Jednak to nam nie przeszkodziło zabawy. To był już rytuał. Zbieraliśmy się w tym samym klubie w którym graliśmy i rozkręcaliśmy imprezę. To właśnie na niej, poznałem go osobiście. Poznałem chłopaka, który w jednej sekundzie wywrócił moje życie do góry nogami.
-Słyszałem, że jest Groupie.- usłyszałem głos, naszego mocno już wstawionego wokalisty.
-Pieprzysz głupoty, Kyungsoo. Ktoś taki jak on, nie mógłby być aż tak pochrzaniony.- odezwał się nasz perkusista.
-Tao, ten chłopak przyjaźni się z moim chłopakiem, a więc jest Groupie.- odezwał się Sehun, druga gitara. Ja byłem gitarą prowadzącą.
-A widzisz? Nie mówiłem?- powiedział triumfująco, klejąc się do swojego chłopaka, a zarazem naszego basisty. Kai, odwzajemnił jego pieszczotę, mocno całując go w usta. Byliśmy przyzwyczajeni do takich momentów, często i gęsto nawet na scenie okazywali sobie uczucia.
-Chanyeol, chcesz go poznać?Ma na imię, Baekhyun.- zapytał mnie z błyskiem w oku, gitarzysta. Prychnąłem cicho pod nosem. Nie interesowały mnie Groupie...nie potrzebowałem ich do życia. Fakt często je wykorzystywałem do zaspokojenia swoich potrzeb, ale na pewno nie chciałem, żeby ten uroczy chłopak okazał się jednym z tych parszywych małolat, które latają za nami tylko po to, aby się z nami pieprzyć.
-Jeśli Ty go nie chcesz, ja chętnie go przerżnę.- odezwał się Kai, na co dostał w pysk od swojego chłopaka.
-Jesteście popierdoleni.- powiedziałem i wstałem od stolika. Swoje kroki skierowałem do toalet. Chciałem chwilę odpocząć od tego chaosu, który był na zewnątrz. Wszedłem szybkim krokiem, potrącając jakiegoś chłopaka. Po chwili zorientowałem się, że jest to obiekt naszych rozmów. Zilustrowałem go. Siedział na podłodze i zbierał coś z niej.
-Co tam masz?- zapytałem z ciekawości, pochylając się nad nim. Z bliska był jeszcze piękniejszy.
-Nie Twój zasrany interes.- odpowiedział chłodno, po czym odrzucając moją pomocną dłoń, wstał na nogi.
-Nie bądź taki chłodny.- odpowiedziałem nader wesoło. Jego skwaszona mina wcale mnie nie drażniła, a wręcz przeciwnie rozśmieszała mnie jeszcze bardziej.
-Nie wiem co Cię takiego bawi, ale możesz już stąd iść.
-Dlaczego mnie wyganiasz? Przeszkodziłem Ci w czymś?
-Tak, przeszkodziłeś.- odpowiedział i wszedł do jednej z kabin. Niestety nie udało mu się przede mną zamknąć drzwi, bo już po chwili znalazłem się razem z nim w środku tego malutkiego pomieszczenia.
-Czy Ty do cholery nie rozumiesz, że chce pobyć w tej chwili sam?!- warknął na mnie.
-A co masz rozwolnienie?- zapytałem śmiało.
-Nie.- odpowiedział krótko i się zawstydził.
-Więc o co chodzi?- zadałem pytanie.
-Nie chce, aby osoba, którą podziwiam patrzyła na to co właśnie chce zrobić.- powiedział wbijając wzrok w rzecz, którą miał zamkniętą w swojej drobnej piąstce. Niewiele myśląc rozplotłem jego silny uścisk. Moim oczom ukazał się woreczek z białym proszkiem.
-To narkotyki?- zapytałem, trzymając woreczek w dłoni, na przeciwko swojej głowy.
-Nie, mąka. Zamierzam piec ciasto w kiblu. Oczywiście, że są to narkotyki!- odpowiedział, wyrywając mi z dłoni woreczek.
-Ile już to bierzesz?- zapytałem.
-Dziesięć lat.
-A ile masz lat?- ponownie zapytałem.
-Dwadzieścia trzy.- odpowiedział potulnie, przygotowując sobie kreskę.
-To tyle ile ja. Jak sądzisz Baekhyun, mogę też tego spróbować?- zapytałem śmiało.
-Po co będziesz to brał, skoro nie jesteś uzależniony?- zapytał głupio i wciągnął jedną kreskę do swojego nosa.
-Więc dlaczego Ty zacząłeś brać?- zapytałem.
-Bo chciałem być uzależniony.- odpowiedział wymijająco.
-Też chcę być uzależniony.- odpowiedziałem podchodząc do niego jeszcze bliżej. Jego osoba z każdą chwilą wydawała mi się piękniejsza, nawet wtedy kiedy widziałem jak jego wzrok staję się przytłumiony przez narkotyk.
-Chanyeol...Ty nie możesz. Nie chcę być osobą odpowiedzialną za Twój upadek.
-Nikt tutaj nie mówi o upadaniu.- odpowiedziałem cicho, przytulając się do jego nóg. Byłem już pijany i nie myślałem racjonalnie. Chłopak totalnie zawrócił mi w głowię i nawet nie zamierzałem stamtąd wychodzić.
-Dam Ci tylko małego szczurka...i nie proś mnie więcej o to.- uległ mi. Pochylił się nade mną, formując z białego proszku kreseczkę, dużo mniejszą od tej jego. Podziwiałem jego lewy profil, który był perfekcyjny. Pocałowałem go w szyję, moje usta przeszły mrówki. Jęknąłem cicho czując jak palce blondyna zaciskają się na moich włosach. Odchylił moją głowę do góry, tak bym mógł patrzeć mu prosto w oczy.
-Jesteś piękny.- wyszeptałem.- Chcę Cię mieć tylko na wyłączność.
-Nie wiesz w co się pakujesz, Park Chanyeol.
I rzeczywiście nie wiedziałem.
~~~~~
Obudziło mnie głośne walenie w drzwi. Z wczorajszego wieczoru nie wiele pamiętałem. W zasadzie to pamiętałem dużo. Sam ze sobą się kłóciłem...czułem się beznadziejnie i nie tylko dlatego, że wypiłem wczoraj przerażającą ilość alkoholu, ale dlatego, że obudziłem się sam. Bez chłopaka z którym wczoraj spędziłem noc, pieprząc się i ćpając.
Podszedłem leniwie do drzwi w celu otwarcia ich. Kiedy już to zrobiłem moim oczom ukazał się wściekły menadżer mojego zespołu. Mojego...bo w końcu ja go założyłem.
-Możesz powiedzieć mi co Ty wyprawiasz?!- krzyknął na mnie i mocno uderzył mnie w twarz. Zatoczyłem się do tyłu, jednak nie przewróciłem.
-O co Ci do kurwy nędzy chodzi, Kris?!- warknąłem na niego.
-Za pięć minut masz być na cholernej scenie oddalonej od tego miejsca o dziesięć pieprzonych kilometrów! I Ty się jeszcze pytasz o co mi chodzi?! Coś Ty robił cały dzień?!- warknął na mnie ponownie wchodząc do mojego pokoju hotelowego, zabierając potrzebne mi rzeczy, po czym siłą wytargał mnie na zewnątrz wprost do samochodu.
-Przebieraj się.- powiedział obrażony. Bez powiedzenia czegokolwiek wykonałem jego polecenie. Kris był moim dobrym przyjacielem, nie bałem się go, ale czułem do niego respekt.
-Gdzie byłeś?- zadał mi pytanie, kiedy przebrany już siedziałem wpatrując się w widok za oknem.
-W pokoju.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Skoro byłeś w pokoju to dlaczego we wszystkich gazetach jest Twoje zdjęcia jak niszczysz własność państwową?- zapytał spokojnie.
-Co takiego?- zapytałem zdziwiony. Nic takiego nie pamiętałem. Kris jedynie podsunął mi prasę pod nos. Wszędzie były nagłówki: "Park Chanyeol dopuszcza się wandalizmu". Westchnąłem cicho, to nie tak miało być...to wszystko przez te narkotyki.
-Żeby to było ostatni raz.
Pokiwałem głową. Wysiadłem przed klubem w którym to właśnie dzisiaj mieliśmy zamiar zagrać porządny koncert. Niestety już byłem spóźniony około czterdziestu minut. Wszedłem na widownie i zacząłem przepychać się w stronę sceny. Kris gdzieś się ulotnił. Po kilku chwilach słyszałem już głośne krzyki fanek, które kleiły się do mojego ramienia. Odtrącałem je wszystkie i szukałem wzorkiem tylko jednej osoby. Nigdzie go nie widziałem. Swoje oczy skierowałem na scenę , gdzie po kolei zaczęli wychodzić wszyscy z mojej kapeli. Uśmiechnąłem się do nich przepraszająco. Pokiwali jedynie głowami po czym mając już wszyscy instrumenty w dłoniach, Kyungsoo odezwał się do publiczności.
-Jesteście gotowi na złamanie kilku zasad?! Jesteście gotowi na rocka!? Przyjmijcie anarchię głęboko w swoje serca!
Tyle wystarczyło, aby powstała wrzawa. Nie czekaliśmy na nic więcej, zaczęliśmy grać. Dawaliśmy z siebie wszystko. Piosenka za piosenką. Tłum szalał, a ja pomimo malującego się szczęścia na mojej twarzy, czułem silny brak czegoś. I nawet wtedy kiedy Baekhyun w końcu pojawił się przede mną, ja wciąż czułem pustkę, ale pomimo tego, mój humor odrobinę się polepszył. Grałem najlepiej jak tylko umiałem, aby Baekhyun był zadowolony. Robiłem to dla niego.Grałem dla niego, nie dla tych wszystkich ludzi. Liczył się on i kokaina.
-Dziękujemy bardzo! Sex, Drugs and Rock'n Droll!
Po koncercie nie musiałem długo na niego czekać. Zjawił się za kulisami już po pięciu minutach. Szczęśliwy, że mogę go w końcu dotknąć nie omieszkałem się w okazaniu mu swojego pragnienia. Tak szybko jak przyszedł, tak szybko wepchnąłem go do pierwszej lepszej kabiny w toalecie i zdarłem z niego ubrania. Nie były nam potrzebne słowa. Teraz potrzebowaliśmy jedynie brutalnego seksu. Całowałem jego usta zawzięcie, a on odpowiadał mi tym samym. Nawet wtedy kiedy ugryzł moją wargę, aż do krwi byłem mu wdzięczny za to, że był tu ze mną. Nie pieprzyłem się w żadne przygotowania go. Wszedłem w niego zamaszystym ruchem, nie patrząc na to, że sprawiam mu ból. To się teraz nie liczyło. Liczyła się chwila w której on oddaje mi swoje ciało. Nasze głośne jęki i krzyki było pewnie słychać w całej łazience, ale mieliśmy to gdzieś. Trzymałem go mocno w swoich ramionach pieszcząc pocałunkami, jego drobne ciało. Mocno zaciskałem palce na jego pośladkach drapiąc je swoimi długimi czarnymi paznokciami. Nie sprawiało mu to bólu, sprawiało mu to cholerną przyjemność.
-W końcu czuję, że żyję.- wyszeptał zaraz po orgazmie, który przeżyliśmy, a ja przytaknąłem mu tylko, bo nie byłem w stanie wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku.- Chcesz kokainy?- zapytał mnie, wysypując na lusterko odrobinę białego proszku. Po chwili tak jak poprzedniego dnia zaczął formować kreseczki, jedną większą drugą mniejszą, a ja choćbym chciał odmówić, to utwierdziłem się w przekonaniu, że już nie umiałbym tego zrobić. Narkotyki tak samo jak Baekhyun zawładnęły moim życiem.
~~~~~~~
Ten romans ciągnął się już dobre pół roku. Ani ja, ani tym bardziej Baekhyun nie chcieliśmy się ze sobą rozstawać. I odkąd to wszystko się zaczęło coraz trudniej było mi się dogadać z ludźmi z zespołu. Twierdzili, że Baekhyun mnie zmienia, zmienia mnie w parszywego chuja, którym byłem zawsze. Tolerowali go tylko ze względu na mnie, ale gdy tylko pozostawaliśmy sami, wykłócali się ze mną o niego. Chcieli abym go porzucił jak psa...nie rozumieli, że nie potrafiłem już bez niego żyć. Kiedy w końcu udało mi się ich przekonać do niego, do prasy wyciekła notka, o tym, że jestem uzależniony od narkotyków. Na światło dzienne wyciekły również zdjęcia z jednej z moich upojnych nocy z moich kochankiem. To przechyliło czarę goryczy. Wszyscy w zespole kazali mi wybierać pomiędzy nimi, a miłością mojego życia. Oczywiście, że wybrałem Baekhyuna. Jednak chociaż bardzo by chcieli nie wyrzucili mnie z kapeli, ja sam zaś obiecałem poprawę. I starałem się, na prawdę się starałem uciec od bójek, pijaństwa i narkotyków. I tak bardzo jak tego chciałem, to tak bardzo mi się to nie udawało. Baekhyun szczelnie mi to utrudniał, będąc nadpobudliwym pod wpływem narkotyków. Często, żeby uniknąć zadym chowałem się w swoim pokoju hotelowym wraz z Baekiem. Tam do rana pieprzyliśmy się i zażywaliśmy narkotyki.
~~~~~
Pokój hotelowy, w którym pierwszy raz kochałem się z Baekiem, nie był tylko świadkiem naszych żałosnych uniesień. Był świadkiem mojego upadku. I tak jak mówił na początku Baekhyun, stoczyłem się. Stoczyłem się na samo dno. Nie umiałem przeżyć już godziny bez kokainy, brałem więcej nawet niż sam Baekhyun. Często między nami dochodziło do bójek o ostatnie gramy tego gówna. Biliśmy się wtedy do krwi. I nie patrzeliśmy na to, że się kochamy. Liczył się wtedy narkotyk. I teraz było tak samo. Narkotyku było tylko na jedną marną kreskę, a wiadomym było, że ani mi ani jemu tego nie wystarczy. Upojenie alkoholowe pobudziło nas do krwawej jatki jaką sobie zafundowaliśmy. Oczywiście, że wygrałem ja. Byłem silniejszy od Baekhyuna, który swoją mizernością przypominał mi jak drobną istotą jest. Później zawsze przepraszaliśmy się za swoje czyny i kochaliśmy do bólu, ale teraz z Baekhyunem było coś nie tak. Podszedł do mnie cały umorusany we krwi i pocałował krótko. Czułem jego krew na swoich wargach, zaskomlałem cicho w jego ramiona. Z moich oczu poleciały łzy. Zrobiłem najokropniejszą rzecz jaką mogłem zrobić w całym swoim życiu.
-Kocham Cie, Chanyeol. I pomimo tego, że narkotyki towarzyszyły nam cały czas, ja nie kochałem ich. Kochałem Ciebie. I proszę Cię, nie bierz już tego ścierwa, tylko żyj normalnie.- wyszeptał ścierając moje łzy z twarzy. Nie dowierzałem. Nie wierzyłem w to, że byłem wstanie dźgnąć go nożem, że byłem wstanie w ogóle podnieść rękę na chłopaka w którym się zakochałem. Zaskomlałem głośno.
-To ja Cię kocham Baekhyun. To nie powinno się wydarzyć, ja nie chciałem.- wyjęczałem łącząc się z nim w bólu.- Przepraszam! Baekhyun! Nie masz prawa mnie zostawiać! Nie możesz! Nie pozwalam Ci! Obiecuje, że razem pójdziemy na odwyk! Przestaniemy brać to ścierwo. Zaczniemy żyć jak normalni kochający się ludzie.
I chociaż bardzo chciałem, aby usłyszał te słowa to, niestety on mnie już nie słuchał. Skonał na moich rękach. Pocałowałem jego w jeszcze ciepłe wargi. I położyłem go na łóżku. Wciągnąłem ostatnią dawkę narkotyku i sięgnąłem po butelkę spirytusu. Wypiłem go na raz. Mój przełyk palił żywym ogniem, ale to było nic w porównaniu z tym co działo się w moim sercu. Sięgnąłem po opakowanie tabletek przeciwbólowych i je również połknąłem na raz. Następnie rozbijając butelkę o hotelową ścianę, wróciłem do łóżka, do Baekhyuna. Usiadłem nad jego ciałem i patrząc się w jego martwe oczy, przeciąłem sobie nadgarstki, kiedy zauważyłem, że to nic nie dawało, podciąłem sobie tętnicę szyjną. To już wystarczyło. Wystarczyło, abym odpowiedział za to co mu zrobiłem. I chyba pierwszy raz w życiu byłem szczęśliwy. Byłem szczęśliwy, że umieram. Wracałem do niego, do chłopaka, który był czysty niczym łza. Nie ćpał, nie pił, nie palił, nie puszczał się. Był zwykłym chłopakiem takim jak ja. A łączyła nas pasja do muzyki i cholernej miłości, o którą znowu musielibyśmy walczyć. Tylko tym razem już bez dragów, bez alkoholu i bez przemocy. W następnym życiu znowu chciałbym być gwiazdą rocka, który spotyka Byun Baekhyuna na swojej drodze, ale tym razem w obskurnej toalecie nie wziąłbym dragów, a tym bardziej nie pozwoliłbym na to, aby blondyn je wziął. Jestem ucieleśnieniem wszelkich stereotypów o histerycznych, skorych do uzależnień, nieobliczalnych artystach. Zaś Baekhyun nie był grzecznym chłopakiem. Był agresywny, cierpiał na napady agresji, malował się i ubierał wyzywająco. Żył na krawędzi i nie patrzył wstecz.
Nasza legenda zbudowana została na spirali seksu i przemocy. To umocniło naszą więź, a narkotyki to zepsuły.
Bo przecież wszystko zaczyna się od jednej kreski.
Zawarliśmy pakt, więc teraz wypełniam swoją część postanowienia. Proszę pochowajcie mnie obok mojego ukochanego. Pochowajcie mnie w skórzanej kurtce, jeansach i motocyklowych butach. Żegnajcie.
~~~~~~~
Ostanie zdania, są cytatem, zmienionym na potrzeby opowiadania. Oryginał brzmi tak:
"Zawarliśmy pakt, więc teraz wypełniam swoją część postanowienia. Proszę, pochowajcie mnie obok mojej ukochanej. Pochowajcie mnie w skórzanej kurtce, jeansach i motocyklowych butach. Żegnajcie."
We had a death pact I have to keep my half of the bargain.Please bury me next to my baby. Bury me in my leather jacket, jeans and motor cycle boots. Goodbye.
Jest to pożegnalny list Sida z Sex Pistols.
Groupie to osoby ( przeważnie kobiety), które podążają za sławnymi kapelami w poszukiwaniu erotycznej bądź emocjonalnej bliskości.
Krótki oneshot i jak zwykle Baekyeol, nie wiem kiedy znudzi się wam to, ale obiecuję, że następny oneshot będzie już z innym paringiem :) Nie wyszło tak jak chciałam. Miało być bardziej dramatycznie, ale niestety mój humor nie jest tak łaskawy jak bym chciała. Oneshot oparty jest na romansie Sida Viciousa i Nancy Spungen. Oczywiście nie wszystko jest kropka w kropkę, ale pomysł wzięty jest z ich historii. Wiele faktów się ze sobą zgadza, ale równie dużo jest różnych. Mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie to opowiadanie, liczy na szczere komentarze.
Pozdrawiam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top