♔ Wspomnienia「1」

L a u r e n

Stanąwszy w jednej, niezachwianej z pozoru pozycji, kobieta zacisnęła wargi. Jej oczy były skupione bezpośrednio na widok przed nią, czyli na część panoramy, która skąpana została w dużej ilości przez wieżowce czy też drapacze chmur. Miała wrażenie, że wewnętrznie nieposłuszne ciało zaczyna się trząść, z całym bagażem wnętrzności, jednak tylko wyćwiczona samokontrola oraz pomoc zaciśniętych wokół siebie ramion nie pozwoliła, aby było po niej widać, że traci grunt pod stopami.

W przenośni i prawie dosłownie, gdyby zrobiła kilka kroków w przód i nie miała na przeszkodzie szklanej ściany.

W momencie, kiedy to ciepła dłoń wtargnęła mozolnie na szczyt jej ramienia, wypuściła krótkie westchnięcie przepełnione samo w sobie brzemieniem obaw.

— Lauren.

Wielokrotnie słyszała swoje imię wypowiadane z ust drugiej kobiety. Jeszcze lepiej pamiętała ton głosu, który przeważnie rozbrzmiewał, kiedy rzeczywiście go używała.

Najczęściej w tym łagodnym sposobie wypuszczania tego ciągu liter czuła przyjemne ciepło w klatce piersiowej, a jej serce delikatnie się ściskało — tak przyjemnie, ponieważ przywykła do tego, jak się do niej zwracała i uwielbiała to bardziej, niż komukolwiek by się przyznała.

— Camila, ja... — Cichy świst rozszedł się po pomieszczeniu, gdy łakomie chwyciła powietrze do tego stopnia, że zaczęły ją palić płuca. Może nie aż tak, jak normalnie przy rytualnym popalaniu w stresowych sytuacjach, ale wystarczająco, żeby była w ogóle mowa o kolejnych ekscesach jej własnego, zdradliwego i obłapionego strachem organizmu. — Chyba nie dam rady.

Nienawidziła przyznawać się do tego, że czegoś nie potrafiła — albo, że nie potrafiła się przemóc. Tak długo budowała wizerunek kobiety, która mogłaby przejść po przysłowiowych trupach do celu lub sama być powodem, dla którego owe trupy znajdowałyby się na horyzoncie, zamiast pełnych życia sylwetek, a teraz co?

Teraz wracała do tej dziewczyny, która była wrażliwa, nieodporna na znieczulicę i przerażona tym, co ktoś mógłby sobie o niej pomyśleć.

I, cholera, bolał fakt, że rujnowała wizerunek tej kobiety, która miała być silna oraz może poniekąd inspirująca chłodnym, analitycznym podejściem.

Czy to było tego warte?

Nie miała kurewskiego pojęcia, dlatego spojrzała ze wstydem na własne stopy, w irracjonalnej obawie, że mając swoje własne oczy wyżej, napotka jakiś karcący wzrok.

— Przeszłaś długą drogę do tego momentu — przypomniała jej młodsza kobieta, subtelnie zaciskając palce na zakrytym ramieniu Lauren. — Nie musimy tego robić. Nie musisz tego robić. Pamiętaj tylko, że trzymałaś się tej decyzji od dawna i może faktyczne wcielenie jej w życie może być przerażające teraz, ale później odczujesz ulgę.

— Skąd pewność o uldze? — Musiała zapytać. Nie myślała trzeźwo, potrzebowała nakierowania. I Camila była do tego odpowiednią osobą. Zawsze była.

— Nie czułaś ulgi, kiedy zdałaś sobie sprawę, że możesz mi o sobie opowiedzieć? O prawdziwej wersji, nie tej, którą widzę w pracy.

— To coś innego.

— Czyżby? Każdy kiedyś był nieznajomym. Spójrz, gdzie teraz jesteśmy, Lauren — starsza tego nie widziała, ale Camila uśmiechnęła się pod nosem na pierwsze przebłyski wspomnień.

— Tak, ale... Wciąż, to nie jest dokładnie to samo. Nie czuję się sobą.

— Jesteś pewna, że nie czujesz się sobą, czy może boisz się wrócić do starszej wersji siebie, żeby stworzyć z niej nową? — Potarła ramię Lauren. — To dopiero początek. Będzie nim, jeśli rzeczywiście podejmiesz się tego kroku.

Starsza brunetka miała wrażenie, że jej klatka piersiowa zaraz wybuchnie. Ta mieszanka uczuć — w dużej mierze nieznanych — była zatrważająca. Obawiała się, że wybuchnie i może skończy się to jakimś całkowitym załamaniem tej przesadnie opanowanej pozy poprzez pokazanie jakichś emocji.

W najgorszym przypadku mogłaby pozwolić sobie na kilka łez.

— Boję się, Camila — głos, który wcześniej był taki pewny, teraz stał się niemal bezbarwnym szeptem.

— Wiem. Też się boję. Za ciebie i za siebie, i za to, co czeka nas dalej — Camila zrobiła chwilową pauzę. — Ale to też sprowadza nas do powrotu w czasie. Mam wrażenie, że podobnie się czułaś, kiedy miałyśmy swoje początki. Pamiętasz?

Lauren odchyliła odrobinę głowę w tył, eksponując jasną skórę szyi.

Oczywiście, że pamiętała.

Kobieta za jej plecami wtargnęła w stabilne życie dość niepostrzeżenie. Niby zaczęło się to od jednego, drugiego, trzeciego wymuszonego wyjścia. Potem poleciała za tym fala spotkań, która utworzyła obowiązek jakiejś względnie sformalizowanej znajomości w porównaniu do tego bezimiennego obchodzenia się ze sobą w pracy.

Lauren nienawidziła zmian. Najbardziej tych, które dotyczyły jej życia zawodowego, bo prywatne i tak praktycznie nie istniało.

Cóż, przynajmniej przed poznaniem Camili na dobre rzeczywiście było ono znikome.

Udział tej niepozornej postaci, która mogła okazać się tylko przelotną znajomością, którą Lauren miała wybór porzucić bez niepotrzebnego przywiązywania się, wywarła impakt, jakiego nikt nie podejrzewał — nie tylko Camila czy Lauren.

Tutaj chodziło o wszystkich dookoła nich — jakichś bliższych znajomych, przyjaciół, nawet rodzinę. Ta jedna relacja więcej zmieniła więcej niż większość z wcześniej wymienionych wspólnie skombinowanych.

— Pamiętasz nasze początki, Lauren? — Ponowiła pytanie po tym, jak przeszła bardziej do boku kobiety i miała jakiś wgląd na profil jej twarzy.

Zauważyła malutki uśmiech w kąciku ust. Pamiętała.

— Pamiętam — mruknęła w odpowiedzi, opuściła odrobinę barki, a na sam koniec przekręciła na bok głowę, aby zielone oczy napotkały brązowe. — Wszystko pamiętam.

——

Usunęłam poprzedni cringe'owy opis na dole. Jest progres 🤟

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top