Rozdział 2. Alex Blake
Uderzał nerwowo palcami w kierownicę. Powietrze, które trafiało do jego płuc poprzez uchylone okno jeepa było rześkie i przyjemne. Nie lubił oddawać się melancholii, ale dziś nie mógł powstrzymać się przed rzucaniem ukradkowych spojrzeń w stronę koron drzew pokrytychzłocistopomarańczowymi liśćmi. Beacon Hills było dzisiaj w pełni swojej piękności, starając się najwidoczniej zakamuflować niedawne, brzydkie rany pod warstwą liściastych puszków. Stilinski, przygryzając skuwkę od sznurka jego szarej bluzy, zaczął wyobrażać sobie Dereka z Peterem grabiących liście.
W końcu rozległ się trzask, a skuwka gładko zsunęła się z jego półotwartych ust. Stiles nerwowo oblizał wysuszone wargi, widząc coraz bliższą, kobiecą sylwetkę. Czarnowłosy przez ostatni czas wielokrotnie wyobrażał sobie siebie, pozbawionego przyjaciół - istny wrak człowieka, funkcjonujący mimowolnie bez żadnego powołania. Skłamałby, mówiąc, że Alex nie znajdowała się w podobnym stanie do tego w którym on sam jeszcze niedawno znajdował się w swojej wyobraźni.
- Jeep CJ-5 z rocznika 1980. Nieźle - powiedziała cicho, rozglądając się wokół. - Mój znajomy też się interesował starymi modelami aut.
Stilinski miał wrażenie, że zmęczenie na jej twarzy było w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach podobne do tego, jakie zwykle malowało się na jego taty. Wyjątkowo blada karnacja podkreślała ciemne półokręgi pod jej niebieskimi oczami. Błękit jej tęczówek był przyćmiony przez delikatnie, spuchnięte powieki. Nie miała na sobie żadnego makijażu, a jej czarne fale były rozczochrane. Wyraźnie za duża, czerwona bluza, wisiała bezwładnie na wąskich ramionach, podkreślając niekorzystnie szczupłość sylwetki. Stiles poczuł obcą gorycz w ustach, którą chciał przytłamsić słowami. Przekręcił kluczyk w stacyjce samochodu.
- Moi znajomi nie podzielają raczej twojej opinii co do Roscue - powiedział, spoglądając na pobliską taśmę klejącą. - Stiles - dodał, wyciągając rękę.
Jej źrenicę nagle się powiększyły, jak gdyby dopiero teraz dostrzegła siedzącego obok niej chłopaka. Brązowooki momentalnie poczuł dziwne ssanie w żołądku i był przekonany, że nie jest to raczej związane z brakiem śniadania. Leki na ADHD jak dotąd skutecznie eliminowały jego oznaki głodu.
- Och, no tak... Myślałam, że to oczywiste - wychrypiała, spoglądając na jego dłoń.
Stiles uniósł jedną brew i nerwowo oblizał wargę. Oczywiste? Jego umysł potrzebował pożywki, kolejnej sprawy. Miał tego świadomość, że zachowuję się teraz trochę irracjonalnie, jednak nie potrafił się powstrzymać przed szybkim przeanalizowaniem siedzącej obok niego osoby. Napięta cisza rozluźniła się nieco, gdy na blade policzki nieznajomej, wpełzł czerwony rumieniec.
- Ech... Przepraszam. Nigdy nie byłam dobra w poznawaniu ludzi i takie tam - powiedziała, energicznie pocierając szyję. - Jestem Alex. - dodała, ściskając jego dłoń
Rzucił krótkie spojrzenie w jej stronę, by po chwili obdarzyć ją słabym półuśmiechem. On też nie był dobry w poznawaniu nowych ludzi. Właściwie to przez ostatnie kilkanaście lat, trzymał się kurczowo tych samych osób. Gdy podczas jazdy, przednią szybę musnął brązowy listek, Stiles wrócił myślami do jego wizji Petera i Dereka zamiatających liście. Mimowolnie przypomniał sobie czemu nigdy nie lubił poznawania nowych osób.
- Okej, już prawie jesteśmy. Gotowa na pierwszy dzień w Beacon Hills? - zapytał wyraźnie zaspanym głosem. - Jak to powiedział C3PO do Lei R2 mówi, że szanse przeżycia...
- Wynoszą siedemset dwadzieścia pięć do... jednego. - Dokończyła, spoglądając na zasłaną liściastym puchem, drogę.
Stiles spojrzał szybko z mieszanką podziwu i zaskoczenia w jej kierunku. Jego usta uformowały się dużą literkę "o" , jednak ostatecznie znów zamknęły się na skuwce sznurka. Zauważył jak Alex ze zmęczeniem lub rezygnacją przymyka powieki. Od tamtej pory jeszcze parę razy odlepiał wzrok od drogi, rzucając ukradkowe spojrzenia w stronę Alex. Raz nawet wydawało mu się, że dostrzegł na jej twarzy mały uśmieszek, chwilę później zasłonięty przez jeden z kosmyków czarnych fal.
Poranna jazda do szkoły była jednym z ulubionych momentów w jego dniu i jak wszystko co przyjemne, trwała krótko. Roscue odsapnął ciężko, gdy czarnowłosy powolnym ruchem wyjął kluczyki ze stacyjki.
- Jesteśmy. - powiedział, wzruszając ramionami
Dziewczyna tylko skinęła, zabierając swoje rzeczy. Po chwili wyszli oboje, ramię w ramię idąc w stronę wejścia. Wymieniali się jakimiś półsłówkami, ale Stilinski miał wrażenie, że ona w pewnym sensie celowo go od siebie odpycha. Rozmawiali może zaledwie z trzy, cztery minuty jednak Stiles był nastolatkiem, który nie mógł usiedzieć w miejscu, a samo milczenie było dla niego istnym chrztem bojowym. Szczególnie, gdy szybko pojął, że dziewczyna wydaję się podzielać jego zainteresowania.
- Okej, a co uważasz o Strażnikach Galaktyki?
- Przereklamowane - mruknęła.
Zamachał nerwowo rękami (właściwie to wyglądało jak gdyby walczył ze chęcią uduszenia Alex), ostatecznie by schować obie dłonie za karkiem. Wziął głęboki oddech, gdy dostrzegł nieznikający uśmieszek na ustach dziewczyny, który bezskutecznie starała się zakamuflować, odwracając głowę, w pretekście poprawy torebki na ramieniu.
- Stiles?
Stilinski właśnie nabierał powietrza, żeby uzmysłowić kroczącej obok niego czarnowłosej, że Strażnicy Galaktyki, nie są przereklamowane tylko niedocenianie biorąc pod uwagę fakt popularności durnych romansów o wampirach. Przez moment chciał jeszcze ignorować czyjś głos, jednak, gdy odwracając się zauważył twarz Scotta momentalnie tego zaniechał.
- Hej, stary - powiedział, ściskając dłoń przyjaciela. - Mógłbyś czasem ODBIERAĆ TELEFON?
Powiedział to dość podniesionym głosem, nadal odczuwając lekką irytację z powodu niedawnej rozmowy. Scott jednak nie odpowiedział, niezbyt subtelnie zadając wzrokowo pytanie przyjacielowi co do tożsamości osoby stojącej obok niego. Alex jednak nie wydawała się, ani trochę onieśmielona. Wręcz znudzona... A może trochę zaintrygowana? Stilesowi trudno było się skupić, bo wciąż jego uczucia były nieco urażone.
- To jest Alex - westchnął, wypychając czarnowłosą nieco do przodu. - Alex. Scott. Scott. Alex.
- Hej - bąknął szatyn. - Przepraszam, ale kim ty... - Uciął, widząc jak za plecami Alex, Stiles dramatycznie gestykuluję wyrażając swój sprzeciw.
- Alex, chyba musisz iść do sekretariatu po plan? - zapytał słodko czarnowłosy. - O to, te drzwi. Idź, idź. - dodał, popychając ją lekko.
Zgromiła go spojrzeniem, ale po chwili cicho westchnęła znikając za wskazanymi drzwiami. Stiles oblizał wargi i spojrzał z dezaprobatą na przyjaciela.
- O co ci chodzi?
- Scotty, Scotty... Gdybyś wczoraj odebrał... - Zaczął, ale uciął w połowie wzdychając ciężko. - Nieważne. Kojarzysz tą aferę z West End? Zabójstwo czterech nastolatków?
Scott zamyślił się na krótką chwilę, a czarnowłosy za ten czas nerwowo potupywał stopą. Już powoli zaczął tracić cierpliwość, gdy Scott w końcu powiedział "ta, kojarzę". Po wymownym spojrzeniu brązowookiego McCall znów się zamyślił. Tym razem, gdy oderwał wzrok od podłogi Stiles widział, że jego źrenice się rozszerzyły w zaskoczeniu.
- Tak, to ona - powiedział. - Alex Blake. Wprowadzili się tuż obok nas, zaledwie kilka dni temu. Jej matka prosiła mojego tatę, żebym się nią zaopiekował do końca tygodnia - dodał smętnie.
Rozejrzał się dookoła i podszedł o krok bliżej do szatyna.
- Scott, czy ona nie... Nie wyczułeś nic dziwnego?
Ku jego irytacji, przyjaciel przewrócił oczami.
- Ona nie jest wilkołakiem - odpowiedział monotonnym głosem. - Wiesz co, Stiles? Może taka opieka dobrze ci zrobi. Ostatnio mam wrażenie, że zaczynasz mieć małą obsesję na punkcie tych wszystkich paranormalnych rzeczy. Wyluzuj, trochę okej? Po Darachu... Chyba należy nam się nieco odpoczynku?
Ale Stilinski nic nie odpowiedział i nie odzywał się do McCalla, aż do końca lekcji ekonomii (i nie odzywałby się pewnie dłużej, gdyby trener nie wyśmiał przy całej klasie Scotta, który chciał iść na lekcji do łazienki). Ku jego zaskoczeniu Alex miała całkiem niezłą orientacje, albo szczęście bo na przerwie znalazła go bez problemu. Nie odzywała się zbyt wiele, ale Stiles stwierdził, że jej obecność nie bardzo mu przeszkadza. Scott natomiast wydawał się dość szybko ją polubić, ze swoim typowym, łagodnym podejściem.
Nie rozmawiali dziś w szkole z Allison, Lydią i Isaac'iem, wiedząc, że zbytnie przywiązywanie Alex do ich paczki na dłuższą metę nie będzie wróżyło nic dobrego. Jednak z jej relacji z lekcji, stwierdzili, że ich plany nie mają żadnego znaczenia bo Blake zgarnęła już sobie sympatię Isaaca i Lydii, między którymi dziwnym trafem siedziała w trzyosobowej ławce na chemii.
- Masz chyba konkurencję Stiles - powiedział Lahey, kiedy chłopak w samotności poszedł wyjąć książki z szafki.
- Zrób nam wszystkim przysługę i uduś się tym szalikiem.
- Ta nowa zdaję się być mądrzejsza od Lydii. Gadane w sumie, też ma nieźle. - Zmarszczył brwi. - Ma jednak w sobie coś...
Czarnowłosy zesztywniał.
- Martwego? - dokończył Isaac, nim rozpłynął się w tłumie.
Wiedział, że szatyn mógł go najzwyczajniej w świecie podpuścić, ale nie mógł przestać o tym myśleć. Co to w ogóle znaczyło? Nic nie mówił Scottowi, bojąc się znów wzmianek o jego tak zwanej "obsesji". Dzień Stilesowi dłużył się niemiłosiernie, nim wraz z Alex i McCallem weszli do jego jeepa.
- Jezu Chryste, w końcu. - Westchnął, zatrzaskując drzwi od strony kierowcy.
- Trener jest O-KROP-NY - wrzasnęła czarnowłosa na tylnym siedzeniu. - Chciałam mu włożyć ten kijek od lacrosee do d...
- Eee spokojnie - przerwał Scott, lekko się uśmiechając.
- Serio Scott? - Odwrócił się Stiles w jego kierunku. - Jak można przed każdym meczem mówić mowę z filmu Dzień Niepodległości ?
Stilinski z zaskoczeniem zauważył, że dzień w obecności Blake nie był taki straszny. Nie nawiązała nawet słowem o swoich przyjaciołach, podsuwała im natomiast tematy do rozmów pozbawionych jakichkolwiek wilkołaków, samej udzielając trafnych opinii. Rzeczywiście była dość inteligentna.
- Może chcielibyście przyjść do mnie pooglądać jakieś filmy? - zapytała nagle.
- Ooo tak, Scott, nie oglądałeś Gwiezdnych Wojen, a obiecałeś mi, że...
- Nie mogę dzisiaj. Pracuję u Deatona do późna.
- Scott pracuję dorywczo w klinice weterynaryjnej.
Zapadła niezręczna cisza.
- Ale właściwie czemu nie możecie się spotkać beze mnie?
Stiles przytaknął, będąc już myślami w odległej galaktyce.
Przede wszystkim chciałabym bardzo podziękować za wnikliwą korektę fioletowykameleon ! ❤
Dziękuję wszystkim którzy przeczytali moją pracę, jestem bardzo zadowolona z takiego pozytywnego odbioru! Kocham Was, Wasza obecność mnie napędza do dalszego pisania!❤
Mam nadzieję, że nowy rozdział Wam się spodobał :D Za niedługo biorę się za tłumaczenie pewnego opowiadania z angielskiego wattpada + dostałam już zgodę autorki, teraz jeszcze raz to przejrzę czy rzeczywiście praca jest tym czym myślę, że jest (XD chodzi o to, że nie jestem pewna czy ona rzeczywiście przekazuję jakieś wartości jak sugeruję opis tej pracy).
Jeśli macie jakieś sugestie dotyczące fabuły ff dzielcie się z nimi w komentarzach! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top