Rozdział dwudziesty szósty

Na początku chciałam rzucić jakimś ultra motywującym cytatem w stylu: „Kwiaty zawsze odrastają, nawet jeżeli ktoś na nie nadepnie, więc ja także odżyłam po moich gorszych dniach", ale prawda jest taka, że jedynym pasującym określeniem byłoby porównanie mojej osoby do zombie. Grunt, że jestem i postaram się więcej nie nawalić przynajmniej w tym temacie (a bądź co bądź, mam szerokie pole manewru, jeżeli chodzi o psucie wszystkiego).

Koniec biadolenia nade mną, pomordujmy się nad Tessą, jej fanaberiami i całym tym dziadostwem!

Dla przypomnienia: akcja dzieje się w samochodzie Hardina kilka minut po tym, jak chłopak zrobił naszej bohaterce pierwszą w życiu palcówkę.

Dłoń Hardina nadal spoczywa na moim udzie, a ja mam nadzieję, że nigdy jej nie zdejmie.

To brzmi jak jakaś nieprzyjemna narośl na ciele, niechciana odnoga albo czyrak.

Mój wzrok znów przykuwa symbol nieskończoności nad jego nadgarstkiem – jestem ciekawa, czy coś dla niego oznacza. Wydaje się, że jest dla niego czymś bardzo osobistym, wytatuowany w tym miejscu, tuż nad nagą skórą jego dłoni. Zerkam na drugi nadgarstek, czy ma tam identyczny symbol, ale niczego nie znajduję. Symbol nieskończoności jest dość powszechny, zwłaszcza wśród kobiet, ale sposób, w jaki dwie pętle na końcach tworzą serca, budzi we mnie ciekawość.

A czy po prostu nie mógł go sobie zrobić pod wpływem chwili albo dlatego, że PO PROSTU mu się podobał? Tak od czapy, zauważył wzór i stwierdził, że spoko, walnę go sobie na nadgarstku?

– Jakie jedzenie lubisz?

Cóż za zaskakująco normalne pytanie z jego strony.

Przepraszam, ale... O CO MIAŁ SIĘ ZAPYTAĆ, SKORO JEDZIECIE NA KOLACJĘ?

Dzienna dawka głupoty: 236

Tessa odpowiada, że jest wszystkożerna, pod warunkiem, że w tym „wszystkim" nie będzie keczupu. Jej awersja względem tego znanego sosu staje się powodem żartów bohaterów (suchych jak stopy Cejrowskiego), których pozwoliłam sobie (i Wam) oszczędzić.

[Hardin] sięga do gałki radia, żeby włączyć muzykę, ale zatrzymuje się i zamiast tego znów kładzie dłoń na mojej nodze.

Chciałabym pochwalić tutaj pana Scotta, który pamiętał o takim drobnym szczególe, jak upodobania muzyczne Tessy, które nie są kompatybilne z jego własnymi. Moje brawa za umiejętność słuchania i korzystania z nabytej wiedzy, bo z własnego doświadczenia wiem, że u niektórych o takie cechy ciężko.

– Co planujesz robić po ukończeniu college'u? – Już mnie o to pytał, w swoim pokoju.

Tak pytał, ale byłaś wtedy nachlana (i nie, ten wypity kubek wody nie sprawił, że nagle wytrzeźwiałaś) i mogłaś mu powiedzieć, że w przyszłości chciałabyś zająć się sprzedażą obwoźną i handlować gumowymi kaczkami do kąpieli.

– Chcę od razu przeprowadzić się do Seattle i mam nadzieję, że znajdę tam pracę w wydawnictwie albo zostanę pisarką. Wiem, że to głupie – dodaję, nagle zawstydzona swoimi ambicjami.

Nie będę kwestionować jej planów na przyszłość, bowiem w literaturze YA (zwłaszcza tej z niższej półki) bohaterki znajdują dobrze płatne prace dwa dni po otrzymaniu dyplomu, więc...

– To nie jest głupie. Znam kogoś w Vance Publishing House. To kawał drogi, ale może powinnaś aplikować tam na staż. Mógłbym z nimi porozmawiać.

– Słucham? Zrobiłbyś to dla mnie? – Mój głos staje się piskliwy, bo jestem naprawdę zaskoczona. Był dla mnie miły przez ostatnią godzinę, ale aż tyle się nie spodziewałam.

Znalazł się absolwent Wyższej Szkoły Bajeru, bo w końcu, jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz.

– Jasne, to nic takiego.

Wydaje się ciut zawstydzony. Jestem przekonana, że nie jest przyzwyczajony do robienia miłych rzeczy.

I oczywiście trzeba mu to wypominać. Jak tak, to jęczysz, że jest bezczelny, niewychowany, NIEGRZECZNY, niemiły i w ogóle jakiś na „nie", ale jak już próbuje zachowywać się lepiej niż człowiek pierwotny to problem, BO TO JAKIEŚ DZIWNE.

Wyżej sra, niż dupę ma: 109

Dzienna dawka głupoty: 237

– Ojej, dziękuję. Naprawdę. I tak muszę zacząć szukać pracy albo stażu, a to byłoby dla mnie dosłownie spełnienie marzeń – wykrzykuję i zaczynam klaskać w dłonie.

Dobra, to teraz będziemy pastwić się nad kwestiami technicznymi. Zacznijmy od rzeczy prozaicznej: dojazdy. Według Google Maps, z Washington Central University do Seattle jest... 1h i 45 min drogi. Samochodem, którego Tessa nie posiada. Faktycznie, w trakcie roku akademickiego, kiedy studiuje się dziennie to bardzo opłacalna decyzja, kiedy na same dojazdy potrzeba prawie trzech godzin (jeżeli znalazłaby sobie samochód lub szofera z samochodem, bo jakieś inne środki lokomocji to pewnie dodatkowy czas), a mogę się założyć o rękę, że w niedziele jej nikt do pracy nie pójdzie, więc opcja pracy w weekendy odpada.

Dzienna dawka głupoty: 238

Sprawa druga: sama kwestia czasu. Nie wiem, jak to wygląda w Stanach, w Polsce orientuję się tak pi razy drzwi, że staże odbywa się po ukończeniu studiów, a praktyki w trakcie (więc niech ktoś mnie poprawi, jeżeli się mylę lub doprecyzuje temat). Z własnego doświadczenia ze szkoły średniej wiem, że praktyki odbywa się w trakcie nauki i nie są one płatne, a staże i różne kursy, za które można otrzymać stypendium stażowe – po godzinach nauki. A właściwie w dni, kiedy jej po prostu nie ma (czyli najczęściej w ferie i wakacje, bo soboty i niedziele rzadko kiedy są dniami pracy w jakichś biurach czy urzędach).

W takich warunkach Tessie pozostają godziny wieczorne i... dłuższe dni wolne. Jeżeli weźmiemy pod uwagę pierwszą opcję: może się okazać, że braknie jej doby na dojazdy do tego wydawnictwa.

Dzienna dawka głupoty: 239

Spoko, propozycja wydaje się kusząca: staż w wymarzonym miejscu pracy, jakieś pieniądze i jeżeli zapadnie im pozytywnie w pamięć, być może możliwość pracy w przyszłości. Nie mówię, pomysł niezły, ale z wykonaniem już gorzej.

Wjeżdżamy na mały parking koło starego budynku z cegły.

– Mają tu naprawdę wspaniałe jedzenie – oświadcza Hardin, wysiadając z samochodu.

Niech zgadnę... Jest zupa z keczupu i knedle z keczupem, z keczupu szarlotka, i kompot, i babka?

Podchodzi do bagażnika, otwiera go... i wyciąga z niego kolejny zwykły czarny podkoszulek. Naprawdę musi ich mieć niewyczerpane zapasy. Podobał mi się bez ubrania tak bardzo, że zapomniałam, że w końcu będzie musiał coś na siebie włożyć.

Powstrzymaj na kilkanaście minut chuć i zjedz tę kolację bez obrzydzania jej czytelnikom, błagam.

Wchodzimy do środka i siadamy w dość odosobnionym miejscu. Stara kobieta podchodzi do naszego stolika i podaje nam menu, ale Hardin odkłada je i zamawia hamburgera z frytkami, gestem dając mi znać, że powinnam zrobić to samo.

No to niezły wybór, w McDonaldzie miałabyś szerszy.

W stodole chowany: 46

Brakowałoby mi tylko stwierdzenia, że w tym cudownym miejscu z cudownym jedzeniem tylko hamburger jest zjadliwy, ALE JEST PRZYNAJMNIEJ TANIO. Nie przepłaciłby, skoro i tak nad jeziorkiem był stratny.

Postanawiam mu zaufać i składam identyczne zamówienie, tyle że bez keczupu, rzecz jasna.

Zawiodłam się, myślałam, że autorka zapomni o awersji bohaterki do tego sosu po dwóch stronach od ujawienia faktu, że ona istnieje.

Gdy czekamy, opowiadam Hardinowi o dorastaniu w Richland, o którym nigdy nie słyszał, bo pochodzi z Anglii. Niewiele stracił; miasteczko jest małe, wszyscy tam robią to samo i nikt nigdy nie wyjeżdża. Nikt z wyjątkiem mnie: ja nigdy tam nie wrócę.

Co piątek powtarzam sobie, że już nie wrócę do tego miejsca, wychodząc ze szkoły, ale co się okazuje? Że w poniedziałek lecę tam na złamanie karku, byleby nie spóźnić się na rozszerzenie z angielskiego.

I Tessa będzie robić to samo, chociażby ze względu na zaborczą matkę. No i gdzie się zgłosi, gdy coś jej w życiu nie wyjdzie? Do przyjaciół, których nie ma?

Mistrz planowania: 38

Hardin niewiele mówi o swojej przeszłości, ale jestem pełna nadziei i cierpliwa. Bardzo interesuje go moje dzieciństwo – marszczy brwi, gdy opowiadam mu o alkoholizmie taty. Wspominałam już o tym, gdy się kłóciliśmy, ale tym razem robię to bardziej szczegółowo.

Nie wiem, czy bardziej podziwiam jej otwartość (bo ja sama w życiu nie opowiadałabym o tak intymnych rzeczach ze swojego życia obcemu chłopakowi), czy jest mi jej żal z powodu takiej naiwności, bo tak naprawdę nie wie, co on mógłby zrobić z tą wiedzą (najzwyczajniej w świecie mógłby rozgadać to wszystkim znajomym, a to raczej nic miłego, kiedy ktoś z góry przypina ci łatkę córki alkoholika).

Powrotna podróż do akademika upływa w spokojnej atmosferze. Hardin zatacza długimi palcami kółka na mojej nodze, a mnie ogarnia rozczarowanie, gdy dostrzegam znak WCU przy wjeździe na kampus i studencki parking.

Ciekawe, czy robił to przez całą drogę, bo jeżeli tak, to mam pytanie: wygodnie zmienia się biegi zębami?

– Dobrze się bawiłeś? – pytam.

Mam wrażenie, że jesteśmy sobie o wiele bliżsi niż parę godzin temu. Potrafi być naprawdę miły, kiedy się stara.

No tutaj mamy książkowy przykład naiwności. Owszem, stosunki seksualne w jakiś sposób zbliżają ludzi, bo fizycznie nie możesz być już bliżej drugiej osoby, ale nigdy nie zastąpią GODZIN rozmów i całego etapu poznawania się; na to zawsze potrzeba czasu i seks nie jest magicznym eliksirem na przeskoczenie tego.

Dzienna dawka głupoty: 240

– Tak, w sumie tak. – Wydaje się tym zaskoczony. – Słuchaj, odprowadziłbym cię do pokoju, ale nie chcę grać w dwadzieścia pytań ze Steph... – Uśmiecha się i odwraca do mnie twarzą.

– Rozumiem. Zobaczymy się jutro.

Nie jestem pewna, czy powinnam się pochylić i pocałować go na pożegnanie, więc ogarnia mnie ulga, gdy jego palce chwytają luźne kosmyki moich włosów i zaczesują za ucho. Przytulam twarz do jego dłoni, a on pochyla się i dotyka wargami moich ust.

Oczywiście, cała masa ludzi, która mogłaby zobaczyć ich na parkingu, jest mniejszym złem, niż ciekawość Steph.

Dzienna dawka głupoty: 241

Zaczyna się to jak zwykły, łagodny pocałunek, ale szybko moje ciało opanowuje żar i pragnę więcej.

I might hate myself tomorrow, but I'm on my way tonight...

Z pewnością chcesz czegoś więcej na uniwersyteckim parkingu, Tesso.

Dzienna dawka głupoty: 242

Bohaterowie gżą się w najlepsze przez pół strony, aż przerywa im telefon Tereski.

– Kolejny alarm? – pyta kpiąco Hardin.

Uśmiecham się i otwieram usta, żeby odpowiedzieć mu równie kpiąco, ale gdy patrzę na wyświetlacz i dostrzegam, że to Noah, zamieram. Rzucam okiem na Hardina i wiem, że się wszystkiego domyślił. Jego mina się zmienia; zaczynam się bać, że go tracę, tracę ten nastrój, więc ignoruję połączenie i rzucam telefon na siedzenie pasażera. Nie myślę teraz o Noah. Spycham go do najdalszych zakamarków umysłu i zamykam te drzwi.

Fajnie, tracisz Hardina, rozumiem, ale dlaczego ma na tym cierpieć Noah? Dlaczego KTOKOLWIEK ma cierpieć przez twoje niezdecydowanie? Bo jak na razie jedyną osobą, która zasłużyła na te wiadra pomyj, jesteś ty jedna.

Hardin nie ma żadnych zobowiązań, pytał się, czy chcesz, aby cię dotknął i się zgodziłaś. Mając kochającego i czekającego na ciebie chłopaka. Coś tu nie klika, jak trzeba.

Wyżej sra, niż dupę ma: 110

Mary Sue jak się patrzy: 45

Dzienna dawka głupoty: 243

Pochylam się, żeby znów pocałować Hardina, ale mnie powstrzymuje i odsuwa się.

– Chyba już pojadę.

Jego zimny ton budzi we mnie obawę. Gdy dostrzegam jego pełen rezerwy wzrok, lód natychmiast zastępuje pożar w moim ciele.

– Hardin, odrzuciłam połączenie. Porozmawiam z nim o tym wszystkim. Nie wiem jeszcze jak ani kiedy... ale na pewno niedługo, obiecuję.

Terefere, obiecanki cacanki, a głupiemu radość. Nic z tym nie zrobisz, bo nie masz ani krztyny odwagi cywilnej i się boisz. I w sumie słusznie.

Własny kręgosłup poszukiwany: 16

Mary Sue jak się patrzy: 46

W głębi ducha wiedziałam, że powinnam zerwać z Noah zaraz po tym, jak pocałowałam Hardina po raz pierwszy. Nie mogę z nim chodzić, skoro go zdradziłam. To zawsze wisiałoby nad moją głową jak mroczna chmura wyrzutów, a żadne z nas by tego nie chciało.

To, że zdawałaś sobie z tego sprawę, jestem w stanie zaakceptować (sama mam z tym problem; wiem, że jakaś relacja jest toksyczna, potrafię wskazać nawet konkretne zachowania, a i tak będę w to brnąć), ale dlaczego ty JUŻ nie masz wyrzutów sumienia, to nie rozumiem. „Wisiałoby...", a już nie wisi? Zdradziłaś go już kilka razy, O KILKA ZA DUŻO. A nadal mówisz w trybie przypuszczającym, jakby to miałoby się dopiero stać.

Wyżej sra, niż dupę ma: 111

Mary Sue jak się patrzy: 47

Dzienna dawka głupoty: 244

To, jak czuję się przy Hardinie, to kolejny powód, dla którego nie mogę być z Noah. Kocham Noah, ale gdybym naprawdę kochała go tak, jak na to zasługuje, nie żywiłabym wszystkich tych uczuć do Hardina.

Mylisz popęd seksualny z jakimiś wyższymi uczuciami, słonko.

Wyżej sra, niż dupę ma: 112

Mary Sue jak się patrzy: 48

Dzienna dawka głupoty: 245

Drama Queen: 57

– O czym chcesz z nim porozmawiać? – syczy Hardin.

– O tym wszystkim. – Macham rękami. – O nas.

– O nas? Chyba nie próbujesz mi powiedzieć, że zerwiesz z nim... dla mnie, prawda?

W tej jej wewnętrznej paplaninie rozchodziło się dokładnie o to, więc... tak.

Kręci mi się w głowie. Wiem, że powinnam zejść z jego kolan, ale nie mogę się ruszyć.

– A ty tego... nie chcesz? – pytam szeptem.

– Nie, a niby czemu? To znaczy, jasne, jeśli chcesz go rzucić, proszę bardzo, ale nie rób tego dla mnie.

– Ja tylko... Myślałam... – Nie mogę znaleźć słów.

– Już ci mówiłem, że nie umawiam się na randki, Thereso.

No tu mu trzeba przyznać rację: mówił. I nie tylko on, bo Steph także ją ostrzegała. Wszystko ma na własne życzenie.

– Jesteś odrażający – mówię gorzko, zbierając swoje rzeczy. Hardin wygląda tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale tego nie robi. – Od dzisiaj trzymaj się ode mnie z daleka... Mówię poważnie! – krzyczę, a on zamyka oczy.

Ale... ale on cię nie wykorzystał. Szczerze przyznał, że nie umawia się z dziewczynami i unika zobowiązań, ZAPYTAŁ, czy może cię dotknąć i ty na to wszystko wyraziłaś zgodę.

Jak mogłam być taka głupia? Wiedziałam, jaki jest, gdy zgodziłam się znaleźć z nim sam na sam, a mimo to dosłownie podskoczyłam, widząc nadarzającą się okazję. Tylko dlatego, że był dla mnie dzisiaj miły, wbiłam sobie do głowy, że co... że zostanie moim chłopakiem?

Uściślając: był miły przez kilka godzin, bo stwierdzenie „dzisiaj" to wyolbrzymienie.

Nawet nie mogę się gniewać na Hardina. Powiedział mi, że się nie umawia, ale dzisiaj tak dobrze się bawiliśmy, był taki miły i wesoły, że naprawdę uznałam, że budujemy jakiegoś rodzaju związek.

Eh, naiwna, naiwna dziewczynko.

Dzienna dawka głupoty: 246

To wszystko było jednak tylko grą, żeby mógł się dobrać do moich majtek. A ja mu na to pozwoliłam.

Cieszę się, że to zrozumiałaś i przestałaś obwiniać wszystkich dookoła o swoją głupotę.

Tym smutnym akcentem kończymy rozdział dwudziesty szósty, a już w następnym przywitamy weekendowego gościa! Blacha ciastek dla pierwszej osoby, która zgadnie, o kogo chodzi.

Podsumowanie:

Wyżej sra, niż dupę ma: 112

Własny kręgosłup poszukiwany: 16

Ciemnogród opuszczony: 20

Znane i (nie)lubiane: 20

Chanel vs. Walmart: 3

Mary Sue jak się patrzy: 48

Dzienna dawka głupoty: 246

Mistrz planowania: 38

Drama Queen: 57

Gorsza niż typowy sebix: 19

Karuzela nastrojów: 38

Kim Dzong Tessa: 4

Gary Stu do kolekcji: 5

Słodko aż do porzygu: 7

Uczuciowy karton: 2

Pani Dulska: 2

W stodole chowany: 46

^^^

Cześć i czołem!

Już na wstępie przepraszam za spory poślizg czasowy. Wiem, że komuś obiecałam rozdział w święta, ale jak widać na załączonym obrazku – nie udało się.

Chciałabym napisać, że teraz wszystko wróci do normy i rozdziały będę dodawać systematycznie, ale tego nie wiem. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Teoretycznie powinnam mieć teraz więcej czasu, ale w praktyce może okazać się coś zupełnie innego.

Mój semestr w tym roku jest krótszy, niż normalnie powinien być, do tego pewnie dojdzie masa nadprogramowych zajęć, pewnie masa innych zobowiązań i może okazać się, że nie starczy mi czasu na oddychanie.

Nie chcę zawieszać analizy, dlatego oficjalnie zostajemy przy regule "rozdział co dwa tygodnie", a co z tego wyjdzie, zobaczymy w przyszłości. Postaram się ogarnąć coś w ferie, ale mój czas wolny w tym okresie też stoi pod wielkim znakiem zapytania.

A skoro jest już okazja: z okazji Nowego Roku (chociaż mamy już połowę stycznia) chciałabym życzyć Wam samych sukcesów, mnóstwa powodów do radości i uśmiechu. Aby 2018 spełnił Wasze oczekiwania albo chociaż miło Was zaskoczył ;)

Gdyby ktoś chciał się jakoś ze mną skontaktować lub po prostu zobaczyć, czy żyję, zapraszam na mojego Twittera: letztenbriefx. Link powinnam mieć także w opisie na Wattpadzie.

Nowy rozdział: 26.01.2018 r.

Do napisania,

Liv

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top