Prolog
Ciemnoskóra, czarnowłosa kobieta biegła przez miasto. Wyczuwała w powietrzu coś dziwnego. Szukała kogoś. Ten ktoś był w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Dobiegła do najbardziej podejrzanej dzielnicy miasta. Zatrzymała się na chwilę, nasłuchując. Jedyne, co słyszała, to cisza. Nagle po okolicy rozniósł się huk i trzask. Kobieta pobiegła w tamtą stronę.
To, co zobaczyła, mocno nią wstrząsnęło. Jej najlepszy przyjaciel i partner leżał nieprzytomny na chodniku. Z tego, co mogła zobaczyć w ciemności, z jego ust spływała strużka krwi. Zakryła usta dłonią, zaraz jednak ocknęła się. Podeszła bliżej mężczyzny i dotknęła jego dłoni. Była zimna. On umierał! Spróbowała go podnieść, był jednak za ciężki. Wyjęła z kieszeni komunikator i wezwała pomoc.
— Szybko... Szybko... — szeptała. W tym momencie mężczyzna otworzył oczy. Kobieta widziała w nich strach i zmęczenie. W świetle latarni wyglądał jak martwy.
Po kilku minutach pojawiła się pomoc — kilku rycerzy Jedi.
— Co tu się stało? — zapytał jeden z nich.
— On... On umiera! — kobieta wskazała ruchem głowy na mężczyznę leżącego z głową opartą na jej kolanach.
— Spokojnie... — Jedi delikatnie dotknął jej dłoni. — Da sobie radę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top