2.
Brunet zajął się bydlakiem, ja podeszłam do zakrwawionego Steve'a.
- Matko! Steve nic ci nie jest?
- Bell, przestań!- odpowiedział kuzyn, nie lubiłam jak mnie tak nazywał- co ma Anabell to Belli? Nie wiem. Czy tak ciężko to powiedzieć?
- Po pierwsze: nie mów tak do mnie, a po drugie: nie, nie przestanę! Następnym razem mogą cię zabić! Czy ty, chory człowieku, mógłbyś nauczyć się uciekać? Co w tym złego?- zdenerwowałam się na Steve'a. Tak nie można! Chudy jak patyk, ale człowiek!
- Dziękuję, Anabell, że mnie wybawiłaś z opresji- powiedział, wyraźnie akcentując słowo Anabell i opresji.
- To nie mnie dziękuj.
- Jak nie?! Przecież gdyby nie twój słodki głosik, nigdy bym was tam nie znalazł!- odezwał się, Barnes, najsławniejszy z najsławniejszych podrywaczy, dawny przyjaciel z dzieciństwa. Jejku, nie widziałam go już siedem lat! To jest, a raczej to był mój pierwszy urlop. Trwal tylko 2 dni, więc nie miałam czasu się z nim spotkać. No, co jak co, ale dość wcześnie zaczęłam karierę w wojsku, a dokładniej w wieku 18 lat.
- Pfff, i kto to mówi? Wszystkowiedzący James, niezastąpiony podrywacz, kojarzysz? - zapytałam zbulwersowana. Serio. Wszystko, ale nie podrywacze. Kiedyś "słodki" James, zajmował się poszukiwaniem zdechłych padalców, teraz, tych żywych. Chodzi o te zarozumiałe panienki, które zajmują się plotkowaniem itp.
- Co, zazdrosna jesteś, słońce?
- BARNES! JAK ŚMIESZ TY...
- Anabell, uspokój się. - powiedział Steve. Gdyby nie on, rzuciłabym się na chłopaka i wydłubała mu oczy. Wdech, wydech. Doskonale, a teraz policz do dziesięciu. Jeden, dwa, trzy, cztery... Ale z tym "słońcem" przesadził.
- Ann, wiesz, tak na złagodzenie atmoswery, może na zgodę zgodziłabyś się pójść ze mną na tą wystawę u Stark'a? - zaproponował z uśmiechem. Jejuś, taki uśmiech! O czym ty myślisz kobieto! On powiedział do ciebie "Ann"! Kolejny, idiotyczny skrót od pięknego imienia- Anabell.
- Wiesz, może i bym poszła, ale pod jednym warunkiem. Przprosisz mnie...
- Za co?!- wszedł mi w zdanie.
- Hmm... Zastanówmy się... MOŻE ZA TO SŁOŃCE, ANN I ZA NIESŁUSZNE OSKARŻENIA?!
- A więc przepraszam! Nie musisz na mnie krzyczeć. - fakt, troszeczkę przesadziłam.
- Ja też cię przepraszam- potrafiłam przyznać się do błędu.Ach tak! Testy do wojska! -Zapomniałam zapytać, dostałeś już przydział?
- Tak, sierżant James Barnes, jutro wyjeżdżamy. To moja ostatnia noc tutaj, więc zapytam raz jeszczę- czy pójdziesz ze mną na tę wystawę?- pomyślmy... Jeśli z nim pójdę, nie wyśpię się, ale jeśli, to spełnię prośbę żołnierza, który jedzie na front. Skądś to znam. Moim życzeniem, zanim wyjadę do wojska, było to, by dziewiętnastoletni James, wytrzeźwiał na dzień porzegnania. Łatwo się domyślić, że je spełnił. Teraz kolej na mnie.
- Oczywiście, sierżancie Barnes.
Wiem, wiem. Rozdział do dupy. Anabell niezrownowazona, tak jak ja, mało opisów i do tego mnóstwo błędów! Ale cóż, jak się nie lubi przecinków i pisze z telefonu...
Pozdrawiam wszystkich, Sebastian lubi koty, ajm niedziela.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top