Rozdział 40
Na ukojenie serc!! Upewnijcie się, że przeczytaliście 39!!!
Zostałam zaszantażowana św. Mikołajem!!! Mam nadzieję, że lekko odkupiłam winy.
Enjoy<#
*******
-Co wy robicie razem?- zapytałem sceptycznie odrywając się od nich.
- Niall pojechał z Maurą do Irlandii a my się dawno nie widzieliśmy.- sprostował Malik.
Około godziny później pojawił się obok nas nasz lekarz. Zerwałem się z miejsca.
- Nie mamy pojęcia co mogło spowodować taką gorączkę. Na pewno to żadna choroba zakaźna. Jednak jego stan jest poważny ale stabilny. Sprowadziliśmy już najlepszego lekarza od chorób tropikalnych miejmy nadzieje, że on coś pomoże.
- Boże.- pisnąłem zakrywając usta.
- Spokojnie Louis. Musisz mi wszystko powiedzieć co jedliście? gdzie byliście? Czy nie zauważyłeś czegoś podejrzanego?- pytał a ja skupiłem się na jego słowach.
- Nic mi się nie przypomina.- powiedziałem bezradnie. – Jedliśmy to samo jedzenie, piliśmy tę samą wodę. Nie mam pojęcia co mogło się wydarzyć.
- No nic. Trudno.- oznajmił spokojnie mężczyzna. – Doktor Knight powinien pojawić się tu lada chwila.
- Mogę do niego wejść?- zapytałem niepewnie.
- Wolałbym nie. Niby upewniliśmy się, że to nie żadna ze znanych nam chorób zakaźnych, ale mimo wszystko możemy nie znać ich wszystkich. – powiedział pewnie.- Poczekajmy na Knihgta dobrze?- dodał i uspokajająco położył mi dłonie na ramionach. Pokiwałem głową i znowu przyległem do ciała Zayna.
Kolejna godzina była dla mnie jak rok. Liam przyniósł sobie i Zaynowi kawę a we mnie próbował wcisnąć herbatę. Niestety ja nie mogłem nic przełknąć. W tym samym czasie do sali Harrego wszedł wysoki postawny mężczyzna w białym kitlu. Domyśliliśmy się, że to owy specjalista od chorób tropikalnych. Po półgodzinie lekarz wyszedł z pokoju i stanął obok nas.
- Dzień dobry.- powiedział donośnym barytonem.- Który z panów to mąż pacjenta?- zapytał a ja zerwałem się z krzesła.
- To ja.- oznajmiłem szybko.- Louis Tomlinson.- powiedziałem podając mu dłoń a lekarz spojrzał na mnie podejrzanie.- Znaczy Styles.- sprostowałem swój błąd.- Louis Styles. Co z nim?
- Coż.- zaczął powoli tak jakby chciał jak najbardziej po ludzku wytłumaczyć co jest z moim mężem.- Podejrzewamy u Pana Stylesa leiszmaniozę.- oznajmił a ja spojrzałem na niego wzrokiem „ nie mam pojęcia o czym mówisz, ale brzmi to strasznie".- Już wyjaśniam..- kontynuował.- Jest to choroba przenoszona przez owady. Powoduję ona wysoką gorączkę, wymioty i sinienie skóry, stad też ten nietypowy kolor skóry pana męża. Niestety powoduję ona również uszkodzenie śledziony w dość szybkim czasie. Nie wiemy, który owad spowodował zakażenie. Najczęściej są to komary albo meszki. Jednak nie zauważyłem żadnych śladów na jego szyi czy dłoniach. – tłumaczył a ja czułem jak nogi uginają się pode mną. Natychmiast obok pojawił się Zayn, który podtrzymał mnie w pozycji pionowej.
- Co teraz?
- Niestety dopóki nie odkryjemy co ukąsiło pana męża jesteśmy bezradni. Możemy jedynie kontrolować pracę jego śledziony, aby nie doszło do jej całkowitego uszkodzenia i potrzeby jej usunięcia. Najlepszym sposobem było wprowadzenie go w śpiączkę.
- Na jak długo? – tym razem odezwał się jak zawsze merytoryczny Liam.
- Dopóki nie znajdziemy antidotum.
- Nie możecie podać mu wszystkiego?- zapytał Zayn.
- To tak nie działa. Każdy owad zaraża innym pasożytem. Objawy choroby są te same ale leczenie już nie. Gdyby cokolwiek się panu przypomniało. Czy pan Styles nie skarżył się na żadne ukąszenia?- dopytywał a wtedy mnie olśniło. Las, przeklęta plumeria i „auć" Harrego.
- Byliśmy w lesie a on chciał zerwać dla mnie kwiatka. – powiedziałem cicho.
- I?- zachęcał mnie lekarz.
- Coś go ukuło. W łydkę, ale on powiedział, że to jakiś kolec z krzaka. – oznajmiłem i widziałem jak oczy lekarza rozszerzają się.
- W którą łydkę?- zapytał podekscytowany a ja musiałem sobie szybko to wyobrazić.
- W prawą. W prawą.- powtórzyłem.
-Przepraszam panów.- oznajmił lekarz i szybkim krokiem udał się w stronę sali loczka.
Chwilę potem pojawił się obok nas Greg.
- I co?- wyskoczył do niego Liam.
- Znaleźliśmy ugryzienie na łydce.
- Co teraz?- dopytywał.
- Musimy pobrać próbki, aby ocenić co to za owad. To może potrwać dość długo radze wam jechać.- oznajmił spokojnie, patrząc błagalnie na mnie.
- Nie ma mowy. Ja tu zostaję.- powiedziałem pewnie.
- Lou.- zaczął Zayn
- Nie Zayn. Postaw się na moim miejscu! Też nigdy nie zostawiłbyś Nialla.
- Zostaniemy. – powiedział Liam w stronę naszego lekarza.
- Dobrze a więc chociaż pójdźcie do mojego gabinetu. Jest tam wygodna kanapa, czajnik i kawa.- oznajmił podając Liamowi klucze.
Przystaliśmy na jego propozycję i już po chwili leżałem na kanapie zwinięty w kłębek z głową na kolanach Malika. Liam natomiast poszedł do bufetu po coś do jedzenia. Mulat rozmawiał ze swoim narzeczonym tłumacząc mu całą sytuacje. Niall oczywiście oznajmił, że już jest w drodze na lotnisko i wraca do nas. Następnie zaczął wibrować mój telefon, spojrzałem na wyświetlacz. Anne. No tak przecież dobrze wie, że jesteśmy już w Londynie a zapewnie telefon Hazzy nie odpowiada. Podniosłem się na kanapie z zamiarem odebrania połączenia.
- Anne.- szepnąłem wiedząc jak ciężka czeka mnie rozmowa. Wziąłem głęboki oddech i przesunąłem palcem po ekranie.
- Tak?
- Lou skarbie co się z wami dzieje? Mieliście się odezwać zaraz po obudzeniu a mamy już dwunastą a od was cisza.- oznajmiła wesoło. Nawet nie wiedziałem, że jest już tak późno.- Wiem, ze ty lubisz sobie pospać ale Harry na pewno jest już na nogach.- na samo wspomnienie o jej synu przełknąłem wielką gulę w gardle.- W dodatku nie odbiera ode mnie telefonów.- kontynuowała.
- Anne.- oznajmiłem spokojnie przerywając.
- Co się dzieje Louis?
- Hazz... My... On...- nie wiedziałem jak jej to wytłumaczyć a w moich oczach natychmiast pojawiły się łzy.
- Lou? Louis? Co się stało?- dopytywała moja teściowa a ja milczałem nie mogąc wyrzucić z siebie słowa. Z pomocą przyszedł mi Zayn, który odebrał ode mnie urządzenie.
- Anne.- powiedział z pełnym spokojem mój przyjaciel
- Boże Zayn co się dzieje?- pisnęła kobieta. Jej głos był tak donośny, że nie trzeba było dawać na głośnomówiący.
- Harry jest w szpitalu. To jakaś tropikalna choroba, jest w śpiączce.
- Matko.
- Spokojnie. Wszystko jest pod kontrolą. Jesteśmy u Grega w klinice a on sprowadził najlepszych specjalistów. Spokojnie.- ponowił swoją prośbę.
- Jadę do was.- oznajmiła a Malik spojrzał na mnie pytająco. Przytaknąłem potwierdzająco głową. Nie to, że potrzebowałem Anne. Chciałem mieć przy sobie Melanie.
- Dobrze. Tylko spokojnie i ostrożnie.- poinstruował ją mulat.
- Melanie.- szepnąłem do niego.
- I weź Melanie. Louis jej teraz potrzebuję.
- Dobrze tak. Będziemy za kilka godzin.- powiedziała i zakończyła połączenie. Zayn odłożył mój telefon na stolik a ja ponownie skuliłem się na jego kolanach. Nawet nie wiem kiedy odpłynąłem.
Obudził mnie dopiero płacz dziecka. Szybko zerwałem się a w gabinecie Grega zobaczyłem Anne i Robina z Melanie na rękach. Natychmiast podbiegłem do nich i odebrałem moją córkę. Wtuliłem się w jej małe ciało i zacząłem płakać. Jednak chwile potem uświadomiłem sobie, że skoro oni tu są musiało minąć kilka godzin. Spojrzałem na Zayna a ten jakby czytając mi w myślach od razu się odezwał.
- Ukąsił go pająk. Zaczęli już podawać lekarstwo.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś.- oznajmiłem twardo.
- Skarbie miałeś ciężką noc i zmieniłeś stresy czasowe.- powiedział spokojnie a w tym samym czasie pojawił się Greg.
- I jak?
- Lekarstwo działa. Jednak nie możemy wybudzić go jeszcze ze śpiączki. Śledziona i inne narządy zostały lekko uszkodzone i potrzebują trochę czasu na regeneracje.
- Ile?- wypaliłem natychmiast.
- Nie wiem Louis. Każdy organizm jest inny. Jeden potrzebuje dwóch dni a inny dwóch miesięcy.- powiedział a mną wstrząsnęło.- Nie mówię, że tak będzie.- sprostował szybko widząc moją reakcję.- Harry jest śliny. Odkąd jestem jego lekarzem chorował tylko raz. Wierzę, że szybko wyjdzie z tego.- oznajmił pokrzepiająco. – Możesz go zobaczyć.- powiedział dodatkowo, uśmiechając się.
- Nareszcie.- oznajmiłem oddając Melanie Zaynowi całując ją wcześniej.
Podążyłem za lekarzem do sali, w której leżał mój mąż. Harry leżał na łóżku a go jego rąk i klatki piersiowej przyczepione były jakieś pikające maszyny. Usiadłem na Krzesie obok i złapałem go za rękę. Gdyby nie te przeklęte urządzenia i jego sina skóra wyglądałby jakby spał.
- Ty idioto!- wyrzuciłem.- Po co był ci ten cholerny kwiat! Jak zawsze jesteś w gorącej wodzie kąpany. Mówiłem ci, że w tym przeklętym lesie jest robactwo. Nie pomyślałeś o nas. Co by było gdyby to coś cię zabiło?- zadałem mu pytanie płacząc, chociaż wiedziałem, że i tak mi nie odpowie. Uniosłem delikatnie jego rękę i zapewnie nie powinienem ale wsunąłem się obok niego na łóżko tak żeby nie uszkodzić żądnego z kabelków. Potrzebowałem po prostu jego bliskości. Kiedy tylko poczułem jego ciało obok zasnąłem po raz kolejny.
Po kilku godzinach obudził mnie delikatnym szturchnięciem Zayn.
- Skarbie stan Hazzy jest stabilny. – oznajmił jak pełniej profesjonalnej klasy lekarz.- Melanie jest już bardzo zmęczona powinniście wrócić do domu. – podniosłem się delikatnie i spojrzałem na mojego męża. Stałem między młotem a kwokałem. Z jednej strony mój mąż, leżący w śpiączce w szpitalu, który ledwo co Ne umarł. Z drugiej moja córka, która od tygodnia nie widziała się ze mną. Tak bardzo jak nie chciałem opuszczać Stylesa tak bardzo pragnąłem wrócić z córką. Moje zdezorientowanie szybko zauważył Malik.
- Zostaniemy z Niallem razem z Tobą i Mel a jutro z samego rana tu wrócimy. – zaproponował a ja przystałem na jego propozycję. Pocałowałem prosto w zimne usta mojego męża.
- Kocham cię. Wrócę jutro. Przepraszam ale Melanie mnie potrzebuje. Potrzebuje nas.- sprostowałem.- Obudź się. Błagam.- dodałem głaszcząc go po włosach. Posłałem mu ostatnie spojrzenie i wyszedłem razem z Zaynem z jego sali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top