Rozdział 4

   Dziś wstałam dość wcześnie, mimo spokojnego snu. Była dopiero siódma, ale wiedziałam, że już nie zasnę. Dalej miałam w głowie słaby zarys snu, w którym Skylar spadła do wulkanu. ,,Czy to naprawdę może się stać, że zginie z powodu nie zaufania do mnie?"
- zadałam sobie pytanie.
   Postanowiłam później powiedzieć Hermionie o dziwnym śnie.
   Przez chwilę leżałam w bez ruchu na plecach i wpatrywałam się w sufit. Gdy miałam dość zajmowania mojego umysłu trochę dziwnymi myślami, postanowiłam zajrzeć do książki o zielarstwie; może chciałam się więcej dowiedzieć o mandragorze, a może po prostu z nudów.
   Gdy tak przeglądałam kartki natrafiłam na interesujący rozdział... Z mandragorą... O co nam chodziło ostatnio...
   Zaczęłam czytać. Po jakiś piętnastu minutach skończyłam rozdział. Było po ósmej, a na dole słyszałam głosy przygotowywanego śniadania.
   Odłożyłam książkę i zeszłam na posiłek. Hermona już go kończyła.
Gdy się dosiadłam nawet się nie przywitała, no może powiedziała tylko niemrawo ,,cześć".
- Co się stało? - spytałam.
- Nic, tylko Harry nie odpisuje na nasze listy, trochę się o niego martwię.
- Czemu się martwisz, przecież on jest w twoim wieku, a nie jakimś małym dzieckiem.
- Może i nie, ale wiesz, on nie ma rodziców, a z tego co mówił w tamtym roku ma naprawdę okropnych opiekunów.
- Typowa Hermiona. Zawsze się o wszystkich martwi. - zaśmiałam się z niej trochę. Ona tylko na mnie spojrzała karcącym wzrokiem, po czym też się zaśmiała.
- Skylar i Rose dzisiaj przyjdą?
- spytała siostra.
- Nie wiem... Pewnie tak...
- Chodzi o tą waszą niby kłótnię wczoraj? - dodała ściszając głos, by nasza mama nie słyszała.
- My się nie pokłuciłyśmy. Ona była tylko lekko dotknięta, bo jej nie powiedziałam od razu o liście... Ale co do tego to muszę ci coś powiedzieć...
- Co?
- Nie tutaj! - syknęłam wskazując mamę głową.
- To chodźmy do mojego pokoju.
- oznajmiła.
- Zjadłyśmy. Idziemy na górę.
- dodała już głośniej i bez słowa poszłyśmy na górę do jej pokoju.
   Hermiona usiadła na łóżku i dała mi znać, żebym zrobiłam to samo, ale nie mogłam; chodziłam tylko tam i z powrotem.
- Przestań chodzić, tylko się zatrzymaj i powiedz o co chodzi.
- zarządziła moja siostra.
Zatrzymałam się, ale nie patrząc na nią usiadłam na parapecie jej okna i wyglądając przez nie opowiedziałam jej o śnie.
- ...i myślisz, że coś takiego może się stać? - zakończyłam swoją opwieść pytaniem. Ale ona tylko się na mnie spojrzała i wybuchła śmiechem.
- Myślałam, że kto jak kto, ale ty mnie akurat zrozumiesz i mi pomożesz. - rzuciłam rozczarowana.
- Przepraszam. Ale ty masz tak bujną wyobraźnię i się nie dziwię, że masz takie sny. I nie, to raczej się nie zdarzy, że wpadnie do wulkanu. - powiedziała i znów zachichotała.
   Lekko obrażona i zła na siostrę wyszłam z jej pokoju i poszłam do swojego. Kiedy już miałam zatrzasnąć drzwi usłyszałam za plecami głos Hermiony.
- No nie obrażaj się, nie chciałam cię zranić. Po prostu nie widzę powodu by tak się zamartwić twoim snen, bo po pierwsze: u nas raczej nie ma aktywnych wulkanów, a po drugie: jesteście przyjaciółkami i chyba jedna ,,kłótnia" nie sprawi, że straci do ciebie zaufanie.
- Niech ci będzie. Ale i tak dzięki.
- uśmiechnęłam się do niej i odwróciłam się od drzwi.
   Dałam mojej sowie trochę okruchów ze śniadania, usiadłam na parapecie i zaczęłam czytać poradnik jak nauczyć się być animagiem.
   Po pół godzinie usłyszałam dzwonek do drzwi i postanowiłam otworzyć.
Poszłam otworzyć. Jednak siostra mnie uprzedziła, a ja poczekałam na schodach i patrzyłam kto przyszedł. Do pomieszczenia weszła Rose.
- Hej Rose! - powitałam ją.
- Cześć Amy! - odpowiedziała.
Poszłyśmy do mojego pokoju.
- Skylar nie przyszła? - spytała się Rose.
- Myślałam, że już u ciebie jest.
- Jak widzisz, nie ma jej.
- westchnęłam.
- Ona zawsze przychodziła do ciebie pierwsza i zawsze byłyście najbliższe. - w jej oczach zagościło lekkie odrzucenie. Dostrzegłam to i zrobiło mi się głupio, że to powiedziała moja jedna z dwóch najlepszych przyjaciółek. Jeszcze tego brakuje, że ona też się ode mnie odwróci.
- Przecież ty też jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
- próbowałam ją pocieszyć.
- Ale wy jedziecie do Hogwartu.
- Przecież ty masz za prawie miesiąc jedenaste urodziny.
- Ale przecież mogę w ogóle nie dostać listu! - jej głos drżał z obawy.
- Ale wtedy dalej będziesz moją najlepszą przyjaciółką! I Skylar na pewno też!
- A jeśli nie dostanę? To wtedy się nie zobaczymy przez cały rok, ja będę gnić i się nudzić w mugolskiej szkole, podczas gdy wy będziecie się świetnie bawić w szkole dla czarodziei!
- krzyknęła.
- Jeżeli już tak będzie, w najgorszym wypadku, a mam nadzieję, że nie, nie będziemy się ,,świetnie bawić" bez ciebie. A poza tym będziemy przyjeżdżać na ferie, święta wielkanocne i bożonarodzeniowe, no i wakacje.
- Ale to nie będzie to samo...
- zawodziła.
- Dobra, ja nie wiem już czym cię pocieszyć. Nie będę ci mówiła jak masz myśleć, ani nic z takiego. Tylko wiesz, że mogą pomyśleć, że nie chcesz jechać?
- Co to znaczy: mogą pomyśleć, że nie chcesz jechać?
- Nie zastanawiało cię nigdy dlaczego i jakim cudem dzieci z czarodziejskich rodzin, albo tym bardziej mugolaki dostają listy akurat w dzień swoich jedenastych urodzin? Może się tak przypatrują? I wiesz, jeżeli tak to mogą usłyszeć jak tak gadasz, że możesz nie dostać listu i mogą pomyśleć, że nie chcesz go dostać.  
   Nastała krótka chwila milczenia podczas, której Rose rozmyślała nad moimi słowami.
- Ty wiesz w ogóle czemu Skylar nie przyszła? - spytała nagle.
- Nie, choć mam pewne podejrzenia. - odpowiedziałam, a ona się na mnie spojrzała z ciekawością.
- No wiesz, przez to, że wam nie powiedziałam od razu o liście i sowie... - wyznałam i zanim się obejrzałam opowiedziałam jej mój sen.
- ... Jak myślisz: czy coś takiego może się stać? - zadałam znów to samo pytanie.
- MYŚLISZ, ŻE MOŻE ZGINĄĆ PRZEZE MNIE?! - wybuchła.
- O matko! Siostra się ze mnie śmieje, a przyjciółka krzyczy na mnie.
- westchnęłam.
- Czyli nie chodzi ci o to, że przeze mnie zginie?
- Nie! Że zginie tak, ale nie przez ciebie, tylko przeze mnie. Bo nie będzie mi ufała...
- A... Jak tak to dobra... A jak zginie, bo nie będzie ci ufała to już jej sprawa.
- wzruszyła ramionami. Posłałam jej mordercze spojrzenie i przestała się tak uśmiechać.
- Naprawdę jest ci wszystko jedno, że twoja przyjaciółka wpadnie do wulkanu, czy nie?
- Nie, jasne, że nie... A co mówiła Hermiona?
- Mówiła, że nie ma się czym przejmować. Że u nas nie ma wulkanów, a tym bardziej aktywnych. Że niepotrzebnie chisteryzuję... No tego typy rzeczy...
- Może faktycznie lekko chisteryzujesz? Może Hermiona ma rację?
- Co masz na myśli?
- Wiesz... To był tylko sen... Pokłuciłaś się ze Skylar i ci się przyśnił koszmar...
- Czyli ty też uważasz, że to bzdury?
- zapytałam z lekką ulgą. ,,Może naprawdę mam bujną wyobraźnię?"
- Nie obraź się... Ale tak; też uważam, że to tylko twoja wyobraźnia spłatała ci figla.
- Niby czemu mam się obrażać?! Cieszę się, że to tylko moja chora wyobraźnia i nic więcej.
- zaśmiałam się.
   Chwilę się śmiałyśmy, po czym moja mama zawołała nas na obiad.
- Już tak późno? - zapytała Rose kiedy schodziłyśmy po schodach.
- Jak widzisz pewnie tak. Czas leci najszybciej kiedy się jest w towarzystwie przyjaciółki i się rozmawia o tego typu rzeczach.
- odpowiedziałam z uśmiechem.
   Po obiedzie poszłyśmy na dwór. Trzeba korzystać jeszcze z pięknej lipcowej pogody.
   Poszłyśmy z Rose do ogrodu. I położyłyśmy się wśród kwiatów.
- Ciekawe, czy jutro Skylar przyjdzie? - zagadnęła nagle Rose.
- Nie wiem... Zrobi jak będzie chciała... - wzruszyłam ramionami.
   Po dziesięciu minutach znudziło nam się leżenie i poszłyśmy się przejść.
- Chciałabyś w Hogwarcie grać w Quidditcha? - zaskoczyło mnie trochę to pytanie. Zwykle tylko rozmawiamy o domach Hogwartu. Ogólnie mało wiemy o Quidditchu.
- A co?
- Nic, tak się pytam.
- Przecież my praktycznie nic nie wiemy o tym sporcie.
- A Hermiona?
- Ona też nie. Nie zaiteresowała się nim i chyba już nie zaiteresuje.
- To chyba możesz mi chociaż powiedzieć, czy chciałabyć grać, czy nie skoro nic o nim nie wiemy.
- Nie wiem. - przyznałam szczerze.
- Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. Nie wiem przecież jeszcze, czy się na miotle utrzymam.
   Nastała malutka chwila ciszy. Zwykle gadałyśmy przez cały czas, ale teraz nie miałyśmy o czym.
- Jak myślisz, do którego domu trafisz?
- Chciałabym do Gryffindoru...
- Nie do którego być chciała trafić, ale do którego myślisz, że trafisz?
- Nie wiem. Shlytherin odpada nawed, gdybym chciała... Nie jestem zbyd mądra, więc Ravenclav może też odpada... Jakaś super odważna też nie jestem, a tacy trafiają do Gryffindoru... Nie wiem... Może Hufflepuff. A ty?
- Też nie wiem. Ravenclav na pewno odpada, bo jestem tępa... Shlytherin też... Na pewno nie jestem odważna, więc Gryffindor też można już skreślić... Chyba też Hufflepuff, ale nie jestem pewna... Wiem gdzie na pewno może trafić Skylar.
- Gdzie? Chociaż chyba się domyślam co powiesz.
- A gdzie indziej może trafić jak nie do Ravenclavu?
- Tak. Największe prawdopodobieństwo, że tam trafi.
- Na jaką lekcję najbardziesz czekasz? - kurde, Rose nie gada już pesymistycznie.
- Eeeemmmm... Chyba na miotlarstwo, latanie na miotle musi być ekstra. A ty?
- Hmmmm... Chyba też na miotlarswo, ale bardziej na opiekę nad magiczymi zwierzętami.
- Wow Rose, nie poznaję cię. Gdzie się podział ten twój pesymizm, który wziął nad tobą górę odkąd dostałyśmy listy. - stwierdziłam zdumiona.
- E tam. To nic takiego. Po prostu mam już dosyć tak narzekać przez cały czas, kiedy jest możliwe, że ja też dostanę ten list. - wzruszyła ramionami.
- Czyli nareszcze to do ciebie doszło?
- Czyli nareszcze to do mnie doszło.
   Przez kilka minut się śmiałyśmy, aż moja mama oznajmiła, że Rose musi już ićś.
   Poszłyśmy w stronę domu. Ja żeby odprowadzić przyjaciółkę, ale też na kolację, bo okazało się, że jest już dość późno.
   Po posiłku poszłam w dobrym humorze do pokoju, po drodze zbierając ze stołu okruchy dla ptaka.
- Mogę wejść? - usłyszałam, gdy tylko ułożyłam się wygodnie na parapecie mając zamiar czytać poradnik.
-

Jasne. - powiedziałam, a zaraz weszła Hermiona.
- Co ty taka szczęśliwa?
- Sama nie wiem. Może dlatego, że Rose już cały czas nie gada pesymistycznie, że nie dostanie listu z Hogwartu.
- Co, przekonałaś ją, że nie warto marudzić na zapas?
- Więcej. Cały dzień przesiedziałyśmy na rozmowach o Hogwarcie, na jakie lekcje czekamy najbardziej, i takie tam.
- żekłam zadowolona z siebie.
- Serio, gadałyście o tym na jakie lekcje czekacie najbardziej? Ona też powiedziała na jaką czeka?
- spytała z niedowieżaniem.
- Tak.
- No to super.
- I co będziecie teraz robić, jak nie przekonywać Rose?
- Będzemy cały czas gadać o Hogwarcie, a co innego? A... Dzięki, że mi przypomniałaś; jak dużo wiesz o Quidditchu?
- Nie wiele. Za bardzo się tym nie ineteresuję...
- Ale my bardzo i chcemy się o tym dużo dowiedzieć.
- przerwałam jej.
- Wiem, że to ulubiony sport czarodzieji... Gra się w to latając na miotłach...
- To akurat wiem. A coś jeszcze? Na przykład jakie są zasady, albo coś takiego?
- Zasad za bardzo nie znam... Wiem, że w każdej drużynie jest po siedmiu graczy... Ale nie wiem nic więcej...
- Jak byłaś na pierwszym roku nie oglądałaś żadnych meczy?
- Oglądałam, jasne, że tak. Ale wiesz, z oglądania nie wiele się zna, bo cały czas gracze zrzucają się z mioteł i w ogóle.
- I na pewno nic więcej nie wiesz? - zapytałam słodkim głosem.
- Na pewno.
- A nie masz jakiś książek o tym?
- Nie. Mówiłam ci, że się tym nie zaintetesowałam, więc nie kupiłam żadnych książek o Quiddichu. Ale w Hogwarcie jest tego mnóstwo. I kupisz sobie trochę jak będziemy na Pokątnej.
- dwa ostatnie zdania dodała po zastanowieniu.
- Dobra.
- A co do Pokątnej to powinnyśmy niedługo się tam wybrać.
- Poczekajmy może na urodziny Rose. - prosiłam.
- Ona ma za prawie miesiąc. A jak nie dostanie?
- To poczekamy na jej urodziny, jak dostanie list to pójdzemy na Pokątną we trójkę... Znaczy w czwórkę. A jak nie dostanie, to pójdzemy w trójkę...
- przekonywałam.
- Dobra, poczekamy na urodziny Rose.
- Dzięki. - podziękowałam, po czym mocno ziewnęłam.
- To ja już cię nie zagaduję.
- powiedziała to zauważając.
- Dobranoc.
- Dobranoc. - znów ziewnęłam i poszłam do łazienki.
   Ubrałam piżamę i wślizgnęłam się do łóżka, nawet nie zauważając kiedy zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top