Rozdział 3

   Dzisiaj Skylar kończy jedenaście lat. Postanowiłm powiedzieć jej o sowie i o liście, bo niby kiedy jak nie w urodziny?
   Ubrałam się, umyłam zęby, a włosy splotłam w mały warkoczyk z tyłu głowy, pozostawiając rozpuszczone włosy, żeby ukryć oko. Gdy wszystko zrobiłam zeszłam na dół na śniadanie, po czym wróciłam znowu do pokoju. Zawołałam sowę, a ona mi wleciała na ramię i poszłyśmy w stronę drzwi. Przed wyjściem siostra zawołała mnie ze schodów.
- Gdzie się wybierasz? - spytała.
- Idę do Skylar. - odpowiedziałam.
- Z sową? - zdziwiła się.
- Muszę w końcu jej powiedzieć. Może u niej będzie jeszcze Rose i wtedy powiem obu. - wzruszyłam ramionami.
- Chcesz iść z sową do jej domu i chwalić się u niej, że dostałaś list z Hogwartu, kiedy ona ma urodziny? - spytała sceptycznie.
- W sumie masz rację. Ja nie chciałabym, żeby moja najlepsza przyjaciółka przyszła do mnie w dzień moich jedenastych urodzin i się chwaliła, że dostała list ze szkoły o której obie marzyłyśmy. Tak, poczekam. Powiem jej od razu gdy do mnie przyjdzie.
- poparłam rozumowanie siostry.
   Gdy się odwróciłam i już miałam odejść rozległ się dzwonek do drzwi. Odwróciłam się i je otworzyłam. W progu stanęła Skylar. Na jednej ręce siedziała ładna sowa płomykówka, a w drugiej trzymała list. Rude włosy miała rozczochrane, a jej dwukolorowe oczy błyszczały radością. Widać było, że biegła. Popatrzyła na mnie i wbiegła do środka.
- Patrz co dostałam! Po wakacjach jadę do Hogwartu! Co to za sowa na twoim ramieniu?! Ty też tam jedziesz?! - krzyczała szczęśliwa Skylar.
- Ej, ogarnij się. Po pierwsze, super, że dostałaś list ze Szkoły Magii I Czarodziejstwa. Po drugie, tak, ja też tam jadę po wakacjach. I po trzecie, tobie też go SOWA przyniosła, a nie MUGOLSKA POCZTA? - zadawałam jej pytania, ukrywając podekscytowanie.
- Chodźmy do mojego pokoju i wszystko mi opowiedz.
- zaproponowałam.
- Ech, no dobra. Ale ty też mi wszystko wyjaśnisz. - powiedziała już trochę spokojniej. Poszłyśmy więc do pokoju, ale gdy tylko zaczęłyśmy rozmowę, Hermiona powiedziała, że przyszła Rose.
   Zawołałam ją na górę, a gdy weszła Skylar zaczęła wszystko od początku:
- Dziś się obudziłam dość wcześnie. A raczej obudziło mnie jakieś pukanie do okna. Wstałam więc i spojrzałam w szybę, a w nią ta sowa pazurami drapała.
- wskazała na swoją sowę obok mojej na szafie.
- Otworzyłam okno i ją wpuściłam. Ona wleciała, usiadła na biurko i wyciągnęła nóżkę, do której były przyczepione dwa listy. Zdjęłam je, a sowa wleciała na szafę. Przyjrzałam się listom. A potem spojrzałam na te listy... zobaczyłam, że są z Hogwartu! Z HOGWARTU! - zrobiła przerwę, odetchnęła głęboko kilka razy, poprawiła bluzę, którą miała na sobie i nerwowo kontynuowała.
- Otworzyłam pierwszy, a w nim było zaproszenie na pierwszy rok do szkoły. Ucieszyłam się jak nie wiem, że pierwszego września pojadę do Hogwartu.
- A ten drugi list, co w nim było?
- przerwałam jej.
- Nie przerywaj mi. No więc w drugiej kopercie był jakiś list od dyrektora, w którym było napisane, że sowa jest moja.
- odparła podając mi list.
- Hmm... Do mnie też przyszedł list o podobnej treści, ale i w twoim i w moim liście nie ma wytłumaczenia czemu dostałyśmy te sowy. - powiedziałam oddają jej list.
- Hej Rose, co ty się nie odzywasz? I dlaczego jesteś smutna?
- zwróciłam się do blondynki zauważając, że nic nie mówi ( co było do niej nie podobne ) i smutno wpatruje się w dywan.
- Nie, nic. Cieszę się, że dostałyście listy z Hogwartu. Ale trochę mi smutno, że nie będziemy się widzieć przez prawie rok. - wyznała nie patrząc na nas.
- Ale przecież ty jeszcze nie skończyłaś jedenastu lat.
- prubowałam ją pocieszyć.
- Może jeszcze go zostaniesz. Na jedenaste urodziny. - dodała Skylar.
- Może i macie rację. Przecież urodziny mam za miesiąc. Nie warto jest przecież zamartwiać na zapas. - przyznała Rose, po czym wrócił jej dobry nastruj.
- Ej, a my przypadkiem nie miałyśmy sprawdzić co to mandragora? - przypomniała Skylar.
- Miałyśmy. To co idziemy po książkę do Hermiony?
- podsunęłam.
- Jasne. Chcę się dowiedzieć jak zacząć się zmieniać w zwierzę.
- odparła Skylar.
- A bynajmniej zacząć. - dodała Rose.
- Hermiona możemy zobaczyć twój podręcznik do zielarstwa?
- spytałam siostry.
- Jasne, a co chcecie sprawdzić?
- Nic takiego. Chcemy po prostu wiedzieć o jakich roślinach będziemy się uczyć.
- powiedziałm.
- A, okej.
- Dzięki. - podziękowałyśmy i poszłyśmy do mojego pokoju.
- Mandragora, gdzieś tu powinna być... - mówiłam pod nosem kolejno przewracają kartki w poszukiwaniu rośliny.
- Jesteś pewna, że znajdziemy tu to czego szukamy? - spytała Rose.
- Tak, jestem pewna. Hermiona mówiła w tamtym roku, że pierwszego dnia przesadzali mandragory.... O jest!
- krzyknęłam uszczęśliwiona, że znalazłam odpowiednią stronę.
- No i co tam piszą. Co one robią?
- zawołała Skylar.
- Tu pisze, że mandragory mają przeraźliwy krzyk jak się je wyciągnie z ziemi, który może zabić dorosłego człowieka.
- To jak oni je przesadzali?
- zapytała Rose z lekkim przestrachem. 
- Po pierwsze: tamte mandragory były jeszcze młode i mogły najwyżej ogłuszyć na kilka kodzin. A po drugie: przesadzali je w nausznikach. - powiedziałam.
- Dobra, czytam dalej. Jest też napisane, że mandragory jak dojrzeją są używane do przygotowania eliksirów na różne trucizny. Ale nic ne ma o tym do czego to jest potrzebne do nauki animagi.
- A w tej książce od Hermiony tego nie ma? - zaproponowała Skylar.
- Nie wiem, może jest. Na razie przeczytałam co to animagia, że jest jedną z najtrudniejszych sztuk do nauczenia w świecie czarodziejów i tak dalej.
- To co poszukamy? - spytałam.
- Czekaj, przecież ty też miałaś nam opowiedzieć jak to było kiedy dostałaś list. - przypomniała Skylar.
- A dzięki. Zapomniałam... No więc w moje urodziny obudziła mnie Hermiona mówiąc, że przyszedł do mnie jakiś list. Gdy wstałam dała mi kopertę. Była bardzo rozradowana gdy mi podawała ten list. Zobaczyłam na nim pieczęć Hogwartu, a z tyłu moje imię. Otworzyłam, a tam było zaproszenie na pierwszy rok nauki.
- A ta sowa? Skąd ją masz?
- przerwała mi Rose.
- Gdybyś mi nie przerwała to bym do tego doszła. - odparłam jej.
- Ale wczoraj gdy poszłam ją zawołać na śniadanie, gdy weszłam do jej pokoju po prostu osłupiałam. Bawiła się z tą sową.
- wskazałam na moją sowę.
- Kiedy poprosiłam ją o wytłumaczenie powiedziała, że mój list przyniosła sowa. Dała JEJ list i wleciała na jej szafę. Dała jej jakieś okruszki i ją wypuściła, a ona poleciała. Jednak wróciła właśnie wczoraj dając Hermionie kolejny list zaadresowany do mnie. A kiedy mi go dała i przeczytałam wynikało z niego, że dostałam tego ptaka od dyrektora Hogwartu.
- A czemu my nic o tym nie wiedziałyśmy do tej pory?
- zapytała Skylar, a w jej głosie dosłyszeć można było żal.
- Sama nie wiem. Bałam się, że się ode mnie odwrócicie, dlatego, że to ja dostałam list ze Szkoły Magii I Czarodziejstwa a nie wy.
- przyznałam.
- Ale już wiecie i możemy o tym zapomnieć. - powiedziałam.
- To szukamy tej mandragory w twojej książce? - zmieniła temat Rose.
- Jasne. - odpowiedziałam.
- Jasne. - dodała po chwili Skylar lecz z mniejszym entuzjazmem.
   Ale nie zdąrzyłyśmy nawet sięgnąć po książkę, kiedy z dołu dobiegł nas głos mamy mówiącej, że Rose i Skylar mają już iść do domu. Pożegnałyśmy się, Skylar zawołała swoją sowę i poszły. A ja wizięłam poradnik jak zostać animagiem i zaczęłam szukać do czego jest mandragora. Lecz moje myśli znów zajęło poczucie winy, że im nie powiedziałam od razu.
   Miałam wrażenie, że Skylar się na mnie zawiodła, że pomyślała, że nie mam do niej zaufania.
   Poczucie winy nie dawało mi spokoju, więc postanowiłam powiedzieć o tym Hermionie, ponieważ zawsze mogłam na niej polegać.
   Po namyśle poszłam do siostry.
- Mogę wejść? - spytałam pukając.
- Jasne. - odpowiedziała.
- Możemy pogadać? - zapytałam wchodząc.
- No jasne. O co chodzi? - dopiero teraz odłożyła książkę, jakby wyczóła, że sprawa jest poważna.
- Chodzi o to, że mam wrażenie, że Skylar myśli, że nie mam do niej zaufania. - wyznałam.
- Czemu?
- Przez ten list. Przez to, że im nie powiedziałam od razu. Jakbyśmy nie były przyjaciółkami... Mam wrażenie, że się tak jakby pokłuciłyśmy.
- Nie odzywa się do ciebie?
- Nie, ale jakby...
- Jakby co?
- No sama nie wiem. Co mam zrobić, żeby mi wybaczyła?
- Nie wiem. Ale możesz im powiedzieć, że nie chciałaś ich okłamywać, że tak jakoś dziwnie wyszło. Ale musisz im powiedzieć, że im ufasz.
- I myślisz, że to pomoże?
- Może tak, może nie. Ale możliwe, że aż tak nie będzie obrażona.
- Ech... No dobra. Jutro z nimi porozmawiam. Ale dzięki.
- Nie ma za co. - odpowiedziała z powrotem zaczynając czytać.
   Wyszłam z jej pokoju i zaczęłam rozmyślać nad słowami siostry. Ledwo weszłam do swojego pokoju, mama zawołała nas na kolację. ,,Już tak późno? Tak długo siedziałam u Hermiony?"
- zamyśliłam się.
   Kolacja minęła nam w milczeniu.
   Po posiłku poszłam do swojego pokoju, wciąż rozmyślając co mogłabym powiedzieć przyjaciółkom, żeby znów mi ufały. Oczywiście po drodze wzięłam jakieś okruszki ze stołu dla sowy. Gdy weszłam rzuciłam ptaku jedzenie i sięgnęłam po książkę od Hermiony.
   Od razu znalazłam słowo mandragora, ale nie to co potrzebuję. Roślina była tylko wymieniona w ,,liście rzeczy potrzebnych" do nauki animagii.
   Postanowiłam się położyć i nie zadręczać się poczuciem winy.
   Gdy tylko zamknęłam oczy zasnęłam niespokojnym snem.
   Śniło mi się, że Skylar ma kłopoty i ja, albo Rose możemy ją ocalić. Była w jakiejś dziurze, chyba zaraz miała wpaść do wulkanu. Trzymała się krawędzi dwoma rękami, po jednej stronie stała Rose, a po drugiej stałam ja. Wyciągnęłam rękę, żeby jej pomóc, ale ona odmówiła mówiąc: ,,Czemu miałabym ci ufać i się nie bać, że mnie póścisz?". Nie przyjęła mojej pomocy. Wyciągnęła rękę do Rose, ale ta stała za daleko. Nie zdąrzyła jej złapać i Skylar spadła do lawy.
   Obudziłam się dysząc ciężko. Rozejrzałam się po pokoju. ,,Na szczęście to był tylko sen"
- pomyślałam z ulgą.
   Gdy uspokoiłam oddech i myśli wzięłam poradnik o animagii i zaczęłam czytać. Po jakiś dwudziestu minutach oczy zaczęły mi się kleić. Odłożyłam książkę i zamknęłam oczy, już w spokojniejszym śnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top