#8

Serena POV

-S-satoshi? C-co ty tutaj robisz?- byłam bardzo zdziwiona gdy go zobaczyłam. Nie że się nie cieszyłam czy coś ale myślałam że on jest już od około tygodnia w regionie Alola.

-Nie cieszysz się że mnie widzisz?- zapytał ze zmartwioną miną.

-Oczywiście że się cieszę! Jestem w tym momencie najszczęśliwszą osobą na świecie! Po prostu dalej nie mogę uwierzyć że tu jesteś.

-To się upewnij- odpowiedział z uśmiechem.

-Niby jak?

Chłopak wyciągnął swoją dłoń w moją stronę. Z niepewnością ruszyłam też, i moją w ten sam sposób. Nasze ręce w pewnym momencie się zetknęły. 

-I co?- zapytał.

-Teraz już chyba uwierzę- odpowiedziałam wycierając łzy szczęścia przez śmiech. Płakałam i śmiałam się w tym samym czasie, nie mogłam opanować emocji. W sumie najbardziej w tamtym momencie chciałam po prostu wbiec mu w ramiona i wtulić się jak najmocniej ale nie byłam pewna czy byłaby to dobra decyzja...W końcu dokładnie nie wiem co on myśli o naszym pocałunku i ogólnie o nas razem. Przez długi czas staliśmy z wciąż dotykającymi się w powietrzu dłońmi w niezręcznej ciszy.

-Może usiądziemy na ławkę?- zaproponował wskazując na miejsce, w którym sama wcześniej spędzałam czas.

Pikachu zeskoczył z ramienia swojego trenera i podbiegł do moich stworków. Zaczęli się witać.

-A to co?! Czyżbyś złapała Mudkipa?!- wykrzyknął chłopak patrząc na mojego nowego przyjaciela.

-Taak. To znaczy w sumie to on sam chciał ze mną podróżować więc zabrałam go ze sobą.

-Ale super!

Po tym jak usiedliśmy na ławce Satoshi opowiedział mi wszystko i wyjaśnił skąd tu się właściwie znalazł. Ja też zaczęłam mu mówić o spotkaniu z Haruką i o naszych treningach. Potem zaczął się temat konkursów.

-...no i tak się stało że przegrałam mój pierwszy konkurs w Hoenn.- zakończyłam opowiadać zaciskając nerwowo usta.

-Wiem o tym, bo sam widziałem wszystko obserwowałem.- odparł z zadowoleniem.

-Co?! Jak to?!- dopiero co tu przyjechał, a pierwsze co zobaczył to mnie przegrywającą konkurs. Masakra. Ja bym chyba na jego miejscu automatycznie wróciła do Kanto po takich wrażeniach.

-Nie przejmuj się tym zbytnio. Pamiętaj że każda porażka to również w pewien sposób krok do wygranej. Poza tym mi tam się twój występ podobał i to bez względu na to czy wygrałaś czy nie- odparł z dumą i szczerym uśmiechem.

Moje oczy zabłysnęły. Chyba nawet trochę się zarumieniłam...

-T-tak no w sumie masz rację...-odpowiedziałam nerwowo pocierając dłońmi. Mimo że znamy się już dość długo to dalej bardzo denerwuję się w jego towarzystwie. W końcu dosłownie kilka centymetrów ode mnie siedzi chłopak, który podoba mi się od dzieciństwa i jeśli teraz powiem coś głupiego to mogę to wszystko dosłownie popsuć w kilka minut. A może ja po prostu za dużo myślę?

-A właśnie prawie bym zapomniał.- mruknął chłopak pod nosem sięgając po coś do plecaka. Wyciągnął z niego jakieś średniej wielkości opakowanie obwiązane różową wstążką. W sumie przypominało trochę to jedno, które ja też kiedyś mu podarowałam.

-Co to jest?- zapytałam.

-Po prostu otwórz- odpowiedział Satoshi z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.

Po spojrzeniu do środka ujrzałam dużą ilość świeżo wypieczonych makaroników w różnych smakach.

-To dla mnie?- spytałam.

-No jasne. Znaczy no wiesz myślałem że moglibyśmy je razem zjeść gdy przechodziłem koło piekarni...- odpowiedział pocierając palcem o nos, co oznaczało że tez się denerwuje.

-Czyli nie upiekłeś ich sam?- zapytałam z uśmiechem.

-Eee no wiesz bardzo chciałem ale nie mam zbytnio takich umiejętności jak ty w pieczeniu a poza tym nie miałem zbytnio czasu i..- nie dałam mu dokończyć

-Spokojnie- zaśmiałam się- byłam tylko ciekawa. To nie ważne że je kupiłeś w sklepie. Ważne że są i że zjemy je wspólnie.

Satoshi POV

Uff już myślałem że się zezłościła. I znowu to zrobiła. Posłała mi najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek mogłem zobaczyć. Po chwili mój brzuch wydał jakiś dziwny dźwięk.

-Przepraszam...Jestem już bardzoo głodny- zachichotałem.

-No to jemy!- odparła dziewczyna sięgając po jednego makaronika do opakowania.

Po pewnym czasie skończyliśmy jeść i trochę powspominaliśmy naszą podróż. Po chwili twarz Sereny lekko spoważniała.

-Too kiedy zamierzasz wracać?

-Już ci mówiłem że mam rok do ligi więc po prostu wrócę kiedy i ty będziesz stąd wyjeżdżać. Wrócimy razem.- odparłem.

-Czyli czas na kolejną wspólną podróż?- zapytała.

-Jasne! Ale jest jeszcze jedna sprawa.

-Jaka?

-Musisz mi coś obiecać- odpowiedziałem.

-Co takiego?

-Że od teraz już się nie rozstaniemy na taki długi okres czasu.

W sumie to było tylko trochę dłużej niż tydzień...ale dla mnie to już zbyt długo. W momencie, w którym wypowiedziałem te słowa jej oczy zaświeciły jak milion iskierek. Spojrzała na mnie z tymi swoimi najsłodszymi na świecie rumieńcami na policzkach.

(uznajmy że na tym zdjęciu Serena jest w swoich ciuchach :D)

-To jak będzie?- upewniłem się.

-Zgoda!

-To mi nie wystarczy. 

-To co mam niby zrobić żebyś mi zaufał?- zapytała z jeszcze bardziej czerwoną twarzą.

-Myślę że na razie to mi wystarczy- powiedziałem wyciągając mój mały palec u prawej ręki w jej stronę- obiecaj mi na mały paluszek. Tylko pamiętaj że obietnicy na ten palec NIGDY się nie łamie.

-Dobrze! Zapamiętam!- wykrzyknęła dziewczyna z entuzjazmem wyciągając swój palec w moją stronę.

(link do zdjęcia: http://weheartit.com/entry/165871678)

Po złożeniu naszej obietnicy spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Mógłbym w nie patrzeć w nieskończoność a one nigdy mi się nie znudzą i zawsze będą tak samo piękne. No i chyba w tym momencie się trochę zarumieniłem...w sensie że JA dla odmiany tym razem. Usłyszałem cichy śmiech. Serena zabrała swój palec żeby zakryć obiema rękoma swoją twarz.

-Co jest takie śmieszne co?- zapytałem z zaciekawieniem. 

-Ktoś tutaj się zawstydził...

-Nie prawda!- wykrzyknąłem zakrywając twarz.

Dziewczyna zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. Kocham widzieć ją w takim stanie. Jednak dalej coś mi bardzo przeszkadzało. Trochę się wstydziłem ale uznałem że spróbuję. Chwyciłem jej ręcę odrywając jej ręce.

-C-co robisz?

-Odkrywam twój uśmiech. Nie rozumiem dlaczego się zakrywasz...

Serena siedziała cała czerwona jak burak. Po tych wszystkich wrażeniach wybraliśmy się do najbliższego Centrum Pokemonów. Na następny dzień wypoczęci i gotowi do podróży stanęliśmy na małym wzgórzu, z którego mogliśmy zobaczyć wiele lokacji i miast, które tylko czekały aż je odwiedzimy. Staliśmy i razem wpatrywaliśmy się w czyste niebo. Spojrzałem na nią. Gdy ta zorientowała się że na nią patrzę odpowiedziała mi szczerym uśmiechem. Po chwili usłyszeliśmy ciche rozmowy i śmiechy. 

Jakaś para przechodziła tamtą ścieżką rozmawiając. Szli trzymając się mocno wspólnie za ręce. Spojrzałem na Serenę. Jej oczy były mocno skierowane na parę i ich splecione dłonie. Domyślałem się o czym myśli. Byłem trochę nerwowy ale chciałem żeby była szczęśliwa więc zawołałem jej imię.

-Serena!- podałem moją dłoń w jej stronę.

Dziewczyna spojrzała najpierw na mnie a potem na moją rękę wyciągniętą w jej stronę. Oczywiście od razu mocno się zarumieniła. Podała mi swoją dłoń. Mocno ją chwyciłem i splotłem nasze palce.

-To idziemy- odparłem.

-Tak- odpowiedziała dziewczyna.

I w ten sposób znów zaczęliśmy kolejną podróż. Wspólną podróż. Jestem ciekaw co ona nam przyniesie.

Serena POV

Oficjalnie jestem najszczęśliwszą osobą na świecie


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top