#36
Satoshi POV
Zakłopotany postanowiłem wyjść z sklepu i dla pewności szybko wszystko wyjaśnić. Jednak nie zdążyłem zrobić nawet kroku, bo moje ciało samowolnie się zatrzymało. Do Sereny podbiegł Hilbert. Mówił coś do niej. Wyglądał na przejętego. Co on w ogóle z nią robi? Gdzie jest Hilda? Są sami? Ruszyłem w stronę wyjścia. Zza pleców słyszałem głos dziewczyny, żegnającej się ze mną jednak nie miałem ochoty już jej widzieć. Niby nie zrobiła nic złego ale nie potrafię ot tak jej teraz odpowiedzieć. Wystarczająco się już ,,popisała".
Serena POV
Stojąc zamurowana rozmyślałam nad wszystkim. Co teraz? Co powinnam zrobić? Udawać, że nie widziałam, olać to...nie. Muszę z nim szczerze porozmawiać. Pewnie wszystko to jakieś nieporozumienie i zaraz się wyjaśni. Z transu wypłoszył mnie Hilbert przybiegający nie wiadomo skąd.
-Tam też go nie ma- odparł ciężko oddychając.
Dalej nie mogłam uwierzyć, że tak bardzo przejął się zniknięciem chłopaka i zaangażował się w jego poszukiwania razem ze mną. Może jednak nie jest, aż tak irytujący jak mi się od początku wydawało. Ale teraz nie miało to dla mnie większego znaczenia.
-S-satoshi!- wykrzyknął mój pomocnik dopiero zwracając uwagę, iż ten już się znalazł.
Sama nie zauważyłam kiedy wyszedł ze sklepu. Zwróciłam na niego wzrok ale dziwnie od razu miałam ochotę spuścić go w dół- co poczyniłam.
-Znalazłeś to czego szukałeś?- zapytałam cichym głosem cały czas utrzymując wzrok na mokrej od deszczu ziemi.
Przez deszcz zrobiło się trochę chłodniej niż wcześniej w skutek czego na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Przemoczone włosy i ciuchy też nie pomagały. Ale cieszyłam się, że jest cały. Nic mu nie jest. W sumie tylko o tym myślałam przez cały czas, a gdy w końcu go widzę pytam o zagubiony przedmiot zamiast o jego samopoczucie. Sama nie wiem dlaczego. Czy ja czuję do niego żal? Za ten mały gest?
-Co?- chyba na chwilę odpłynął w myślach gdzieś indziej- aa tak. Na szczęście wszystko się wyjaśniło.
-Cieszę się- odparłam zagryzając delikatnie dolną wargę.
Dobrze widzieć, że jest cały i zdrowy. Nie specjalnie obchodzi mnie to co zgubił. Jednak jakimś dziwnym sposobem nie potrafiłam z siebie wydusić słów, które były by bardziej odpowiednie.
Satoshi POV
Dziewczyna nie wyglądała za zadowoloną. Rozmawiała ze mną ale czuć było, że coś jest nie tak. To pewnie przez to co zobaczyła. Muszę jej to jakoś wyjaśnić.
-Ja...- chciałem zacząć opowieść jednak coś innego zwróciło moją uwagę. Ciecz w coraz większej ilości ociekająca z jej ubrań i lekki dygot jej ciała.
Jestem idiotą. Stawiam swój wizerunek na pierwszym miejscu. Wyjaśnię jej to później w lepszym i bardziej komfortowym miejscu.
Podszedłem w jej stronę ściągając swoją bluzę. Jej zdrowie jest najważniejsze. Na pewno nie chcę przeżywać jej choroby po raz drugi.
-Masz bo znowu się rozchorujesz- poradziłem zaczynając lekko nakładać materiał na plecy dziewczyny.
Nie zdążyłem jednak tego zrobić. Jej ręka przytrzymywała przedmiot. Spojrzałem na nią zdziwiony. Wzrok miała spuszczony w dół już od jakiegoś czasu.
-Ej co ty myślisz, że robisz! Serena się o Ciebie martwiła!- usłyszałem głos Hilberta.
-Martwiła?- zacząłem analizować fakty.
-Mówiłeś, o powrocie przed zachodem słońca! Zawsze dotrzymujesz słowa więc od razu zaczęliśmy Cię szukać. Myśleliśmy, że coś Ci się stało- wyjaśnił.
Zrobiło mi się głupio.
-Dzięki za troskę ale tym razem...Ja po prostu zepsułem sprawę- oświadczyłem ze szczerością- nie zwróciłem uwagi na czas i się zagapiłem. Teraz miałem wracać ale znaleźliście mnie pierwsi.
Głowa dziewczyny się podniosła. Od razu zwróciłem na nią uwagę.
-Serena Przep...- nie dała mi dokończyć.
-Cieszę się, że nic Ci się nie stało.
Zacisnąłem lekko pięść. Nie wiem czemu ale bez problemu było czuć jak atmosfera robiła się dziwnie napięta i to z każdą sekundą coraz bardziej.
-Jesteś pewna, że nie chcesz?- zapytałem ponownie upewniając się i pokazując bluzę dziewczynie. Ta jednak ponownie odmówiła stwierdzając, iż da sobie radę. Założyłem więc ją nie zapinając zamka i zwróciłem się do chłopaka:
-A gdzie Hilda?
-Została na plaży w razie gdybyś tam wrócił.
-Rozumiem.
Potem muszę jeszcze raz porozmawiać z Sereną. Chce ją szczerze przeprosić. Zachowałem się okropnie. W końcu zaczęliśmy powolnym krokiem iść w stronę plaży. Tam mieliśmy odebrać Hildę i ruszyć w stronę Centrum Pokemon, żeby ukryć się przed deszczem.
-Serena może już pójdziesz od razu co centrum?- zaproponowałem.
W końcu pogoda się nie zmieniała więc może lepiej by było gdyby tam na nas poczekała.
-Wolę iść z wami- od razu zareagowała.
-Jesteś pewna?
-Nie chcę znowu czekać.
Serena POV
-Nie chcę znowu czekać- mogło to zabrzmieć zwyczajnie ale mnie strasznie to bolało.
Nie chcę gdzieś iść i bezczynnie czekać, a potem może jeszcze znowu się zawieść bo nie wróci z jakiegoś innego powodu. Gdy ostatni raz się na coś takiego zgodziłam zawiodłam się. Nie chcę tego czuć ponownie. W każdym bądź razie niby powiedziałam mu, że cieszę się, iż nic mu nie jest ale i tak czuję się dziwnie. Myślałam, że jak go znajdziemy wszystko będzie dobrze tymczasem od moment gdy nasze oczy się spotkały czuję się okropnie. Najgorsze jest to, iż nie znam dokładnego powodu takiego uczucia. W końcu to nie ten pocałunek... on nic nie znaczył prawda?
Idąc tak przez ten deszcz uznałam, że już mi w sumie wszystko jedno. Zaczęłam pierwsza rozmowę:
-Satoshi co to była za dziewczyna?- zagryzłam nerwowo wnętrze policzka.
-Serena...porozmawiamy o tym w Centrum. Teraz musimy się pospieszyć. Im dłużej będziemy na dworze tym większa szansa, że coś Ci się stanie.
Wkurzyło mnie to. Chcę z nim szczerze porozmawiać. Tu i teraz.
-Nie obchodzi mnie pogoda.
-Nie chodzi o pogodę tylko o to jakie ona może mieć na ciebie skutki.
-Nie obchodzą mnie skutki!- wykrzyknęłam zatrzymując się przed ulicą.
Wybuchłam. Nie wytrzymałam. Chłopacy również stanęli prawdopodobnie zdziwieni moim zachowaniem.
-Serena coś się stało?- zapytał mój chłopak.
-Stało się! Nie dotrzymujesz obietnicy, potem widzę Cię w jakiś dziwnych sytuacjach a teraz próbujesz zbyć problem na drugi plan. Chcę z tobą o tym szczerze porozmawiać! Czy to takie trudne? Nie obchodzi mnie pogoda. Obchodzi mnie nasza więź i chcę ją teraz jakoś podtrzymać bo mi na tobie zależy!- podniosłam głos jeszcze bardziej.
Przez długą wypowiedź czułam jak brak mi tchu.
Chłopak stał z dziwnym wyrazem twarzy. Pewnie był po prostu w szoku.
-Dziwnych sytuacjach?- skomentował Hilbert- Satoshi co ty zrobiłeś?
-A co Ciebie to obchodzi?- podniósł głos w jego stronę.
Zdziwiło mnie to. Aż tak go to rozdrażniło? Rzadko widzę go w takim stanie.
-Łoo spokojnie. Tylko zapytałem.
-To nie pytaj- podsumował- idź lepiej pilnuj swojej dziewczyny-rozmowa zaczęła się rozwijać.
-Słuchaj możesz mieć coś do mnie ale Hildy w to nie mieszaj. Co Ci odbiło?
-Zamknij się już- po tej wypowiedzi zapadła lekka cisza.
-Satoshi! Uspokój się! Ja chcę z tobą porozmawiać! Możesz mnie chociaż wysłuchać?!- próbowałam jakoś ukoić sytuację.
-Przepraszam. Poniosło mnie- skomentował- Hilbert...możesz nas na chwilę zostawić samych?
-Jasne...- odparł odchodząc.
Jednak zanim przeszedł przez ulicę ostatni raz spojrzał się w moją stronę. Jakby chciał mi coś powiedzieć. Gdy chłopak trochę się oddalił Satoshi zaczął od razu opowiadać swoją historię z dzisiejszego dnia.
-...i tak to było- zakończył.
Przez cały czas słuchałam z skupieniem, w tym samym czasie wgapiając się bezcelowo w kropelki deszczu spływające z mojego przemoczonego, czerwonego kardigana.
-Rozumiem- zareagowałam.
Sama nie wiedziała co o tym myśleć. W końcu z jego opowieści nie wynikało, że była to jego wina i po co miałby ją np. zmyślić? Jednak w dalszym ciągu czułam pewnego rodzaju niedosyt. Uznałam jednak, że się myliłam. Myślałam, że po jego wyjaśnieniach będziemy w stanie normalnie porozmawiać ale nie wiedząc czemu nie miałam nic do powiedzenia.
-Możemy już iść- odparłam ruszając w stronę przejścia.
-Czekaj!- chwycił mocno mój nadgarstek.
Nie wiem czemu ale odruchowo chciałam wyrwać się z tego uścisku. Jego dotyk nie był już taki sam. Wiem, że w sumie pomiędzy nami nie stało się nic wielkiego ale dalej miałam do niego żal. Za każdym razem gdy na niego spoglądałam widziałam tą samą scenę, która przytrafiała mnie o niemiłe dreszcze.
-Puść...- powiedziałam cichy tonem.
Jednak w skutek tych słów jego uścisk zrobił się jeszcze mocniejszy.
-Puść mnie!- krzyknęłam jednak ten w tym samym czasie również miał co do powiedzenia.
-Jest czerwone nie widzisz?!
Szybko oprzytomniałam, spoglądając na światło. Miał rację. Samochody pędziły przed moim nosem a ja nie zwróciłam na to uwagi. Co się ze mną dzieje. Wyrwałam się z uścisku i uklęknęłam na chodniku chowając twarz w dłoniach. Chciało mi się płakać jak nigdy ale nie mam zamiaru pokazać mu jakiegokolwiek znaku słabości. Nie teraz.
-Serena! Co Ci jest? Coś nie tak?- pytał z przejęciem.
-Satoshi...czy to co widziałam...czy to miało dla Ciebie jakieś znaczenie?
-Oczywiście, że nie!
-Dlaczego kłamiesz...- wyszepnęłam cicho sama do siebie.
-Słucham?
-Dlaczego kłamiesz?!- krzyknęłam tym razem spoglądając mu głęboko w oczy- Dlaczego w takim razie wolałeś spędzić czas z nią, niż ze mną...Ja...ja nie rozumiem...
-Serena to nie tak naprawdę! Nie chciałem, żeby tak wyszło!
-Ale wyszło- odparłam z żalem. W sumie wszystko mi już jedno- skomentowałam.
Skłamałam.
Oczywiście, że tak nie jest. Inaczej bym nie panikowała nad taką drobnostką. Martwię się o nas.
-Ja chcę być teraz sama...- powiedziałam wstając.
Ruszyłam w stronę Centrum. Poczułam jednak jego rękę na moim ramieniu.
-Poczekaj! Porozmawiajmy jeszcze!
-Nie chcę.
-Posłuchaj Przepraszam! Obiecuję, że wszystko związane z tą dziewczyną nie ma dla mnie jakiejkolwiek wartości przysięgam! Jutro pójdziemy na plażę! Poczekamy na zachód słońca i obejrzymy go razem tak jak Ci obiecałem!
-Ja...nie wiem. Jak na razie mam dość zachodów słońca- skomentowałam bez entuzjazmu.
-Co?
-Słuchaj...
-Oglądałaś go z kimś innym- odparł pod nosem.
-A co miałam zrobić? Nie przyszedłeś...
Satoshi POV
Obejrzała go z kimś innym. Z Hildą i z... i z Hilbertem. W końcu to moja wina...
Nawet nie zwróciłem uwagi kiedy dziewczyna zaczęła biec sama w stronę Centrum Pokemon.
-Czek...- coś przyciągnęło moją uwagę.
Przydepnąłem lekko butem kwiat leżący na ziemi. Ten sam, który kilka sekund temu dziewczyna miała wpięty we włosy. Podniosłem go z kałuży wpatrując się bezradnie w przemokniętą roślinę.
-Jestem beznadziejny- pomyślałem.
Serena POV
Biegłam przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Czułam tylko jak woda z głębokich kałuży, w które nieuważnie wchodziłam chlapała na wszystkie strony. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach i mieszać się z kropelkami deszczu. Czy to moja wina? Jego? Może zrobiłam tą awanturę bez sensu? Jednak dalej czuję do niego żal, za to co zrobił. Nie wiem. Jedna myśl utrzymywała mi się w głowie- jestem beznadziejna. Nie zasługuję na niego. Wszystko zepsułam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top