#34

Serena POV

Staliśmy tak wpatrując się w siebie nawzajem przez chwilę. Z transu wyrwał mnie plusk wody, stworzony przez Hildę, która zaczęła biec w stronę kiwającego do niej Hilberta. W tym momencie uświadomiłam sobie, że stoję w stroju kąpielowym odkrywającym 3/4 mojego ciała przed moim własnym chłopakiem. I oczywiście nie powinno być to nic dziwnego tym bardziej, że raz już byłam w takiej sytuacji w Kalos. Ale tym razem poczułam się zawstydzona. Może powodem był fakt, że ostatnim razem opiekowałam się Eureką na plaży i po prostu nie miałam czasu na takie myśli. Teraz jednak sytuacja była kompletnie inna. Staliśmy tak sam na sam skupieni tylko i wyłącznie na sobie. Lekki, chłodny wietrzyk ulotnił się, przyprawiając u mnie gęsią skórkę. W tym samym czasie jednak słońce grzało mocno jak nigdy. Po chwili poczułam lekkie pchnięcie, a następnie wylądowałam podtaflą wody. Próbując złapać równowagę pod wodą poczułam grunt. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że jest tutaj aż tak płytko biorąc pod uwagę fakt, jak daleko w głąb weszłyśmy z Hildą. Kiedy chciałam już wypływać na górę zauważyłam coś dziwnego. Moja wizjapod wodą nie była najlepsza ale zaczęłam przecierać oczy nadgarstkiem z nadzieją, iż to mi trochę pomoże. W tym momencie osłupiałam. Satoshi płynął w moją stronę. Po dosłownie kilku sekundach był na przeciwko mnie. Wyglądał na dość zmartwionego. Pewnie pomyślał, że coś mi się stało. W końcu nie wypłynęłam od razu po zanurzeniu się. Poczułam jak chwyta moje dłonie. Skupiłam się na jego twarzy.

Wpatrywaliśmy się w siebie cały czas będąc pod taflą wody.

Satoshi POV

Po złapaniu jej nadgarstków od razu spojrzałem jej w oczy. Maleńka struga światła przedostająca się z powierzchni oświetlała mi minimalnie widok. Kolor jej oczu był identyczny jak kolor czystej wody. Włosy zaś unosiły się delikatnie w górze. Panowała kompletna cisza. Nasze twarze były naprawdę blisko. Ten moment był wyjątkowy. Nie da się jednak tego kompletnie opisać.Chciałem, pozostać w takim stanie do końca swojego życia. Wpatrywać się tak w nią bez przerwy.

Serena POV

Poczułam jak zaczyna mi powoli braknąć tlenu. Chcąc, czy nie chcąc musiałam wypłynąć na brzeg. Zrobiliśmy to razem w dalszym ciągu trzymając się za ręce. W pierwszym momencie dość ciężko było mi złapać stabilny oddech. Poczułam lekkie klepanie po plecach.

-Już dobrze?- usłyszałam głos mojego chłopaka.

Kiwnęłam twierdząco głową.

-Co ty myślisz, że robisz?- usłyszałam krzyk.

Nie często słyszę go mówiącego takim tonem. Przeraziłam się lekko. W końcu to nie moja wina, że...

-A co? Niech patrzy co robi!- odpowiedział jakiś inny męski głos.

Odwróciłam się, w celu ogarnięcia sytuacji.

Czyli Satoshi nie mówił tego do mnie. Kłócił się z jakimś blondynem.

-Słucham? To ty wpadłeś na nią znienacka. Lepiej uważasz jak się ruszasz!- ciągnął dalej Satoshi.

Stałam bezradna przypatrując się całej sytuacji.

-I co mi niby zrobisz jak nie będę? A może to twoja dziewczyna co? Wiesz widziałem lepsze- stwierdził chłopak.

-Powtórz to jeszcze raz- odparł Satoshi zaciskając lekko pięść.

Widziałam jak nerwowy był. Nie chciałam, żeby zrobił coś czego potem by żałował.

Chłopak, który wszczął całą tą walkę uśmiechnął się szyderczo.

Widziałam jak ręka mojego chłopaka lekko się unosi. Domyśliłam się co miał zamiar zrobić. Szybko podbiegłam w jego stronę chwytając go za dłoń.

-Już wystarczy! Przestań...proszę- zabłagałam spuszczając lekko głowę w dół- Nie warto.

Nie spodziewałam się, że moje słowa tak łatwo zadziałają. A jednak- udało się.

Chłopak wplótł palce u ręki w moje i ruszył w stronę plaży ciągnąć mnie za sobą. Gdy myślałam, że to koniec usłyszałam cichy szept chłopaka po drugiej stronie:

-Hmph. Łamaga.

W tym momencie sama nie wiem jak to wszystko się potoczyło. Zauważyłam tylko jak Satoshi uderzył go z całej siły pięścią w twarz. Następnie spokojnie do mnie wrócił jak gdyby nigdy nic. Po wejściu na brzeg Hilda z Hilbertem kiwali w naszą stronę trzymając jakieś jedzenie. Cieszyłam się na ten widok bo dość zgłodniałam. Pikachu przybiegł i zwinnie wbiegł na swoje ulubione miejsce- ramię Satoshiego. Ja jednak dalej myślałam o sytuacji, która przed chwilą zaszła. Nie wiem czemu ale nie mogłam przestać tego robić.

-Hej słyszysz mnie?- zwróciłam wzrok na chłopaka- to nie jest twoja wina rozumiesz? Nie zamartwiaj się tym za bardzo i chodź coś zjeść- poradził.

-Masz rację- zgodziłam się.

Następną godzinę spędziliśmy na posiłku. Później postanowiłam, że chcę się trochę opalić. Sięgnęłam z torby po butelkę olejku do opalania. Po posmarowaniu nóg i brzucha pozostały jedynie plecy. Logiczne było jednak, że sama nie jestem w stanie dobrze tego zrobić. Zaczęłam się rozglądać za Hildą. Ta jednak nie była nigdzie w polu mojego widzenia. Zawsze jej nie ma gdy ją potrzebuję.

-Rany...- westchnęłam cicho.

-Pomóc Ci?- usłyszałam znajomy głos.

Satoshi przysiadł koło mnie na ręczniku.

-Jakbyś mógł...- odparłam lekko zawstydzona.

-Już się robi!

Położyłam się na plecach. Chłopak nachylił się nade mną i zaczął delikatnie wsmarowywać olejek w moją skórę. Cały czas panowała lekko niezręczna cisza.

-Zrobione- odparł odkładając przedmiot na miejsce.

Od razu wstał.

-Idziesz gdzieś?- zapytałam.

-Hilda poprosiła mnie, żebym jej w czymś pomógł. Nie zajmie to długo. Będziemy tu niedaleko w razie co. No i Hilbert pewnie też zaraz wróci więc nie będziesz sama. Mówił, że skoczy tyko do toalety.

-Ok.

Jeśli mam być szczera to bardzo byłam ciekawa gdzie oni mogą iść razem. Ale ufam Satoshiemu więc nie ma się o co martwić. Tak myślę...

Po opalaniu postanowiłam pochodzić trochę po brzegu. Podczas mojego mini spaceru usłyszałam głośny hałas. Po spojrzeniu w niebo zauważyłam samolot. Ciekawe kto w nim jest i po co? Może to być zwykły podróżujący, czy też ktoś taki jak Satoshi- osoba lecąca na spotkanie z kimś dla niego bardzo ważnym. Świat jest pełen różnych opcji. Można się tylko domyślać. Stałam tak czując jak fale wracają co chwilę, by zmoczyć moje gołe stopy. Wiatr ponownie zawiał. Zamknęłam na chwilę oczy. Czułam jak powietrze lekko unosi kosmyki moich włosów. Pochłonęło mnie przez chwilę coś w stylu wewnętrznego spokoju. Po chwili poczułam jak ktoś przytula mnie od tyłu. Jego ramiona otuliły się wokół mojej szyi, a głowa usadowiła się na ramieniu. Ułożyłam moją rękę na jego dłoni dalej mając zamknięte powieki.

-Pięknie tu co?- odparł Satoshi.

Od razu wiedziałam, że to on.

-Tak.

-Wiesz...tak sobie myślałem. Chciałbym kiedyś zamieszkać w takim domku nad morzem. Z tobą. Co ty na to?- pod wpływem tych słów otworzyłam oczy.

Długo jednak nad odpowiedzią zastanawiać się nie musiałam. Widok wzburzonego morza i dźwięk fal będące codziennością- zapowiadało się zachęcająco.

-Brzmi cudownie- skomentowałam.

Chłopak zwrócił uwagę na dłoń, którą ułożyłam na jego.

-Podoba mi się, że nosisz ją nawet teraz w ten sposób- uśmiechnął się wskazując na niebieską wstążkę zawiązaną na moim nadgarstku.

Oczywiście był to mój obowiązek. Od razu wiedziałam, że muszę ją mieć nawet jeśli nie założę swojej sukienki. Jest dla mnie bardzo ważna. Słyszałam, że nie powinno się zbytnio przywiązywać do przedmiotów, bo te mogą łatwo zniknąć. Kto wie. Patrząc w horyzont rozmyślałam nad tym co nas jeszcze czeka w życiu. Tam daleko są miejsca, w których jeszcze nie byliśmy i ludzie, których nie spotkaliśmy. Cały czas poznajemy świat. Razem.

Po tej krótkiej rozmowie przymknęłam z powrotem oczy. Wydawało mi się, że chłopak zrobił to samo. Staliśmy tak przez moment wsłuchując się w spokojny dźwięk fal. Z tego momentu wyrwał mnie lekki pisk. Po otwarciu oczu zauważyłam małą dziewczynkę leżącą z twarzą w piasku. Szybko kucnęłam na przeciwko niej, pomagając jej wstać.

-Wszystko dobrze?- zaczęłam upewniać się w tym samym czasie otrzepując z niej piasek.

Dziewczynka jednak zaczęła tylko płakać.

-Gdzie twoja mama?- usłyszałam głos Satoshiego również siedzącego koło nas.

-Chyba się zgubiłam...- odparła cicho szlochając.

-Nie martw się pomożemy Ci znaleźć mamę- postanowiłam.

Jednak nasze poszukiwania nie trwały zbyt długo. Z niedaleko słychać było nieustanny krzyk.

-Jennie! Jennie gdzie jesteś?!

Na te słowa dziewczynka od razu zwróciła wzrok przed siebie.

-Mama!- wykrzyknęła z ekscytacją wbiegając w ramiona kobiecie.

Widok był przeuroczy. Sam fakt jak mocna potrafi być więź pomiędzy rodzicem a dzieckiem jest niesamowity. Z uśmiechami na twarzach przyglądaliśmy się jak szczęśliwa para odchodzi w swoją stronę. Po całej tej sytuacji kucnęłam wpatrując się znów w wodę. Tym razem bawiło się w niej pełno dzieci. Poczułam jak mój chłopak siada koło mnie. Po chwili ciszy zaczął znów rozmowę.

-Myślałaś kiedyś na dziećmi? W sensie czy chciałabyś je mieć w przyszłości?

Nie powiem zdziwiło mnie to pytanie. Od razu moja twarz zmieniła się w czerwonego buraka.

-Cz-czemu pytasz?

-A tak sobie. Ciekawość.

Siedziałam nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Po chwili namysłu ułożyłam głowę na ramieniu chłopaka.

-Może kiedyś. W sumie jeśli miałabym je mieć je z tobą to czemu nie.

Chłopak się zaczerwienił.

-Nie powiem, gdyby jednak miały charakter po tobie to nie wiem czy byłabym w stanie ogarnąć chociaż jedno- zachichotałam.

-Co to niby miało znaczyć?- zapytał lekko oburzony.

-Heej zakochańce!- usłyszałam krzyk Hildy.

Satoshi automatycznie wstał otrzepując swoje krótkie spodenki z piasku. Wyciągnął do mnie rękę pomagając mi wstać. Gdy już chciałam zrobić krok do przodu poczułam jak przyciąga mnie za nadgarstek w swoją stroną.

-Swoją drogą zapomniałem powiedzieć, że wyglądasz w tym stroju bardzo ładnie- szepnął mi do ucha.

Od razu cała moja twarz przybrała czerwoną barwę.

-No dalej chodźcie!- zniecierpliwił się Hilbert.

-No przecież idziemy!- odpowiedział mu Satoshi,ruszając w jego stronę trzymając mnie w tym samym czasie za rękę.

Swoją drogą ciekawe co robi Haruka- dziewczyna, którą spotkałam po przyjeździe do Hoenn. No i Wally, czy też Eureka i Citron. Mam nadzieję, że wszyscy sobie dobrze radzą. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top