#12

Serena POV

Nadszedł ten dzień. Dotarliśmy do miasta Slateport. Słynie ono z dużej ilości portów. Słyszałam też, że to tutaj zbiera się bardzo dużo osób z najróżniejszych regionów. Stanęłam przed halą konkursową.

 Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w stronę Satoshiego.

-Powodzenia! Wierzę w Ciebie! Mówię Ci, że ta wstążka jest już twoja!- odparł z szczerym uśmiechem.

Odpowiedziałam mu tym samym i pewnym krokiem ruszyłam do środka. Po wejściu i uszykowaniu się do występu zostało jeszcze trochę czasu. Zajęłam głowę dodatkowymi myślami na temat różnych strategii. Jednak wiedziałam już mniej więcej jaki mam plan. Ten konkurs różni się minimalnie od mojego poprzedniego. Główna różnica polega na tym, iż w dzisiejszym konkursie używa się dwóch Pokemonów w obu rundach. Postanowiłam najpierw użyć Sylveona i Panchama. Rozglądałam się w celu znalezienia mojej rywalki Lutii, jednak nie mogłam jej znaleźć. Może po prostu dzisiaj nie przystępuje do konkursu. W sumie nie powinno mnie to obchodzić. Muszę skupić się na sobie. Satoshi będzie mnie obserwował. Przyszedł czas na pierwszą rundę. Weszłam powolnym krokiem na scenę. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Po ich otwarciu spojrzałam na widownie. Ale nie tak samo jak poprzednim razem. Teraz obchodził mnie wzrok tylko jednej osoby. Brązowooki siedział z jajem i Pikachu na siedzeniu. Patrzał w moją stronę. Gdy na niego spojrzałam uśmiechnął się. Zwróciłam wzrok przed siebie. 

Zaczynam.

Zwinnym ruchem wyrzuciłam dwa Pokeballe w górę.

-Sylveon! Pancham! 

Gdy Pokemony się ukazały od razu zaczęłam działać.

-Sylveon baśniowy wiatr!

Po użyciu ataku arena wypełniła się pięknym różowym pyłem.

-Teraz podnieś za pomocą swoich wstążek Panchama!

Sylveon wykonała moje polecenie. Następnie sama wiedziała już co robić. Zaczęła biegać wokół areny w dalszym ciągu trzymając wstążkami towarzysza. Pancham zaczął wykonywać różne akrobacje w powietrzu. 

-Teraz go podrzuć! A następnie podwójny zespół!

Pokemon wypuścił Panchama i rzucił go wysoko w powietrze. Następnie utworzył kilka swoich klonów.

-Pancham kamienne ostrze!

Pancham w locie po wykonaniu kilku salt użył ataku w ostatniej chwili. Dużo niebieskich bloków w postaci kamienia zaczęło pojawiać się spod ziemi.

-Sylveon teraz!

Klony Sylveona zaczęły pojedynczo wskakiwać na każdy z bloków kamienia. Gdy każdy z nich już zajął swoją pozycję na kamieniach wydałam kolejne polecenie.

-Baśniowy wiatr!

Wiatr zniszczył każdy blok z kamienia i resztę klonów w skutek czego niebieski pył z kamiennego ostrza i różowy pył z baśniowego wiatru połączyły się w piękny sposób.

 Sylveon wylądowała stając na dwóch przednich łapach. Pancham wskoczył na jej wstążki znajdujące się nad jej głową. Zakończyli świetną pozą.

-Koniec!- wykrzyknęłam.

Usłyszałam oklaski i krzyki. Spojrzałam w stronę chłopaka. 

Satoshi POV

Po spojrzeniu na Serenę w jej oczach było widać piękne iskierki. Byłem z niej dumny. Bez problemu przejdzie do kolejnej rundy. Ruszyłem w stronę poczekalni żeby się z nią spotkać.

Serena POV

-Byłaś niesamowita. Jestem z ciebie dumny- odparł chłopak kładąc swoją rękę na moim ramieniu.

-Dziękuję!

Po chwili na ekranie małego telewizora zaczęły pojawiać się zdjęcia osób przechodzących do kolejnego etapu. Poczułam jak Satoshi mocno chwyta moją dłoń. Spojrzałam w górę. 

Jest!

Moje zdjęcie ukazało się o wiele szybciej niż poprzednio. Dobrze. 

-Powodzenia!- usłyszałam krzyk chłopaka.

Po odwróceniu się w jego stronę zobaczyłam jak wyciąga swoją zaciśniętą pięść w moją stronę. Odwzajemniłam gest przybliżając swoją pięść do jego.

(coś w tym stylu :) :D)

-Dam z siebie wszystko!- odparłam.

-A jak!- odpowiedział w tym samym momencie wyciągając swoją rękę w moją stronę. Usadowił dłoń na czubku mojej głowy i pogłaskał mnie po niej delikatnym ruchem. Oczywiście się zarumieniłam.

-S-satoshi bo mnie potargasz...

-I tak wyglądałabyś najpiękniej na świecie. Jak zawsze.- zachichotał i posłał mi najszczerszy uśmiech na świecie.

Następnie przystąpiłam do dwuwalk konkursowych. Pierwsze z nich wygrałam w miarę omijając jakiekolwiek poważniejsze problemy. W tym momencie stałam gotowa stoczyć ostatnią walkę. Jeśli ją wygram wstążka jest moja. Nie przegram. Razem z Braixen i Sylveonem byłam gotowa do walki. Miałam zamiar wystawić Mudkipa zamiast Sylveon jednak uznałam, że może to wciąż być minimalnie za duża ilość stresu dla niego. Następnym razem. Tym czasem...Zaczynamy. Moja przeciwniczka miała w swojej drużynie Poochyene i....Mudkipa?! Przyjrzałam się jeszcze raz żeby się upewnić. Jednak mój wzrok mnie nie mylił. U jej boku stał Mudkip. W sumie może będę w stanie wyciągnąć coś przydatnego.

-Błotny cios! Na obu Pokemonach!- dziewczyna zaczęła walkę.

Mudkip zaczął biec w stronę mojej drużyny.

-Braixen miotacz płomieni!

Poochyena zblokuj! Atak piaskiem!

Piasek zderzył się z miotaczem płomieni w skutek czego na całej arenie pojawił się dym, który strasznie utrudniał widoczność.

-A teraz akcja!

-Sylveon baśniowy wiatr!

Jednak zanim mój Pokemon zdążył wykonać atak Poochyena wyskoczył z chmury dymu i dalej biegł w naszą stronę.

 W tym samym momencie Mudkip zrobił to samo i w końcu zaatakował błotnym ciosem. Sylveon zdążyła odeprzeć oba ataki za pomocą siły baśniowego wiatru. Jednak niestety Braixen nie była taka szybka i błotny cios trafił w jej oczy przez co od tej pory jej wzrok był ograniczony.

-Braixen! Możesz dalej walczyć?

-Brai!

-Wodna broń!

-Braixen! będę mówiła jak masz omijać ataki!

Sylveon z Poochyena w dalszym ciągu walczyli tymi samymi atakami.

-Podskocz! Teraz w lewo! Prawo! W przód!- krzyczałam najgłośniej jak mogłam. 

W pewnym momencie ataki ustąpiły. Najwidoczniej Mudkip się już zmęczył. 

-Mudkip przybliż się do Braixen!

Niemożliwe. Przecież Mudkip nie miał już sił żeby się przemieszczać. Jednak po chwili zwątpiłam w te słowa. Okazało się że ataki wodną bronią nie miały jako główny cel zaatakowanie Braixen. Głównym celem było zgromadzenie wokół niej odpowiedniej ilości wody, żeby wodny Pokemon mógł się sprawniej przemieszczać. I to właśnie robił. Mudkip sunął po tafli wody prosto na Braixen. Spanikowałam.Nie wiedziałam co mam zrobić. Dłoń zaczęła mi się strasznie trząść. Znowu przegram...znowu porażka...Sylveon też nie była w najlepszej sytuacji. Zmęczyła się unikaniem ataków Poochyeny. Chociaż ten również nie wyglądał najlepiej. Sporzałam na drugi koniec areny na moją rywalkę. Uśmiechała się. W pewnym momencie usłyszałam krzyk z widowni.

-Nie poddawaj się! No dalej!

Spojrzałam na niego. Oczywiście. Znam ten głos. I to nawet bardziej niż mi się wydaje. 

Satoshi

Ma rację. Nie poddam się. W głowie ujrzałam widoki momentów, które spędziliśmy razem w Hoenn. Jak jedliśmy razem makaroniki, nasza obietnica na mały palec, jak się przytuliliśmy, nasze splecione dłonie, uśmiechy, rumieńce...

Moja głowa nie będzie już więcej spuszczona w dół na scenie. Podniosłam twarz spoglądając na światło. Następnie z zdeterminowaną miną spojrzałam na moją rywalkę. 

-Jeszcze się nie poddałam!- wykrzyknęłam zagryzając wargę. 





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top