Amortencja

  Jest już ranek, ale Sam jeszcze śpi. Becky patrzy na męża z miłością. Jego brązowo-złote włosy miękko układają się na poduszce. Długie rzęsy kładą się cieniem na policzkach, usta z lekko wydętą dolną wargą układają się do leciutkiego uśmiechu. Cała jego postać jest pięknie ułożona w łóżku obok Becky. Która wzdycha głośno, szczęśliwa.
Sam budzi się powoli i spogląda na nią nieprzytomnie. W takich chwilach, od kilku tygodni Becky zawsze ogarnia lekka panika. Ale nie, nie ma czego się lękać. Sam uśmiecha się do niej promiennie, wita, całuje. Becky unosi się do samego nieba. Eliksir miłości, amortencja, wciąż działa bez zarzutu. Przy śniadaniu jest kilka uroczych chwil, które Becky uwielbia.
Rozmawiają o sprawie, którą razem prowadzą. Sammy jest zachwycony jej radami i potakuje we wszystkim. Becky parzy mu ulubioną kawę latte, ściera ślad mleka z kącika ust, podsuwa smakołyki. Nawzajem smarują sobie tosty masłem, a potem Sam doprowadza ją niemal do łez ze śmiechu- wypychając sobie policzki płatkami i udając chomika.
Jest szczęśliwy, bo jego żona jest szczęśliwa. Później wychodzą, Sam obejmuje Becky długim, muskularnym ramieniem, a pod wpływem tego dotyku dusza Becky zdaje się nic nie ważyć, znowu unosi się pod chmurami.
Na ulicy, przy niedbale zaparkowanym chevrolecie impala z 1967 roku spotykają Deana.
Starszy z braci Winchesterów mierzy oboje ponurym spojrzeniem.
Jego obecność drażni Becky. Postanawia coś z tym w końcu zrobić. Nie powinien zakłócać szczęścia jej i swojego brata. Słodko uśmiecha się do Deana.
-Może wpadłbyś do nas na obiad w niedzielę? - proponuje- Upiekę ciasto, pogadacie sobie z bratem...? Patrzy zachęcająco na Sama. Sam, który początkowo ledwo skinął bratu głową, teraz zgadza się na wszystko z uśmiechem. Jak Becky chce, tak będzie.
Jeżeli dodam eliksiru do wszystkiego, nawet do sosu, kawy i ciasta, myśli Becky, zużyję go więcej niż zwykle. Ale za upolowanie Deana Winchestera demon z rozdroża na pewno dołoży kolejne dwadzieścia lat szczęścia w zdrowiu i miłości i to z oboma Winchesterami.
I weeelki zapas eliksiru...
Och, i mogliby jeździć Impalą we trójkę. Ale tym razem Sam będzie prowadził, postanawia Becky. - Pamiętaj, niedziela- powtarza na głos, uśmiechając się jeszcze szerzej do Deana, po czym przytula się do męża i odchodzą.

Właściwie, doskonale się złożyło, dochodzi do wniosku Dean. Nie muszę kombinować jak się dostać do tego gniazdka miłości.
Kiedy przyjdzie na niedzielny obiad, lewą ręką poda Becky kwiaty, a z prawej porazi braciszka paralizatorem.
Kocha go, ale przecież nie będzie walczył z obłąkanym dryblasem. Bo to, że chwilowo Sam nie wykazuje się rozumem i rozsądkiem, to jasne i oczywiste.
A później zabierze się za tę małą, wredną wiedźmę i porządnie ją przypiecze na początek.
Nienawidzi wiedźm.  

impala1533-Maire


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: