III

Dean leżał na łóżku wpatrując się w jeden punkt. Starał się nie zamykać oczu, ale mimo tego obrazy wracały. Wciąż czuł mrowienie na wargach, a w ustach ten słodki smak Castiela. Pocałował własnego przyjaciela, znaczy... To on pocałował jego, ale to nie miało znaczenia. Tracił zmysły, a klątwa mieszała mu w głowie. Przecież on nie był gejem, nigdy, przenigdy nie patrzył w ten sposób na innego mężczyznę, a co dopiero na Casa. Owszem, było coś między nimi szczególnego, ale nie aż tak, by mógł go całować. Co to to nie! Przymknął oczy i znów poczuł ten dziwny ucisk w środku, dokładnie ten, gdy Cas złączył ich usta. Nie, to niedorzeczne. Wstał i już miał ruszyć przed siebie, gdy nagle zakręciło mu się w głowie i z powrotem usiadł na łóżko. Przed oczami zrobiło mu się czarno, a ciemność pochłonęła całą jego pamięć.

Rozejrzał się po pokoju mając obłęd w oczach. Gdzie on do cholery był? Spojrzał na swoje dłonie i dokładnie je obejrzał od samych równo spiłowanych paznokci po nadgarstki. Nie poznawał tych dłoni. Wstał z łóżka i zaczął krążyć po pokoju. Pierwszy raz widział te ściany, łóżka, ten stół i te zasłony. Dziwne, dlaczego nie pamiętał, jak tu się znalazł? Zaczął nieco panikować. Poszedł do łazienki i zatrzymał się przy lustrze, w którym ujrzał swoje odbicie. Powoli przejechał dłonią po swoim policzku, jednak nie miał pojęcia, czy to aby na pewno jest on.

- Kim jesteś? - zapytał cicho wpatrując się w odbicie. Przekręcił powoli głowę w prawą stronę, potem w lewą przyglądając się, jak mężczyzna po drugiej stronie lustra wykonuje identyczne, zsynchronizowane z nim ruchy. Nie poznawał go, nie poznawał siebie.

W końcu wyszedł z łazienki i ruszył do wyjścia. Złapał za klamkę i szarpnął, jednak drzwi się nie ruszyły. Co było do cholery? Sprawdził, czy zamki są otwarte i znów szarpnął. Nic, ani drgnęły. Coś nie chciało, by stąd poszedł, ale niby dlaczego? Skrzywił się i wrócił na łóżko. Gdy usiadł poczuł ból w skroni i wszystko, całe wspomnienia, te od najlepszych po najgorsze w jego życiu wróciły do niego uderzając go z prędkością pociągu pospiesznego. Poczuł łzy w oczach i rozpłakał się, wariował. W ciągu tych pół godziny, odkąd Castiel zniknął z jego oczu, stracił pamięć już trzy razy. Każde trzy razy błąkał się po pokoju, patrzył w lustro i starał się wyjść, jednak na próżno.

- Serio Cas? Kazałem ci się wynosić! - warknął, jednak nie czuł już gniewu. Schował twarz w dłoniach i łkał cicho. Dean Winchester nie płakał, ale w tym momencie już nie wiedział, czy aby na pewno jest sobą.

Sama nie było, pojechał do miasta, a on miał zostać pod opieką tego pierzastego kretyna. Nie miał chęci na niego patrzeć, ale może i dobrze, że został. Przynajmniej miał na niego oko i gdyby zrobił coś głupiego, zareagowałby.

Westchnął przeciągle i spuścił wzrok na swoje dłonie.

- Dzięki, że jesteś - powiedział cicho pod nosem i przetarł łzy. Nie umiał przyznać się, że złość nieco zelżała i chciał, by anioł już wrócił.

Bał się.

Tak cholernie się bał.

Nie wiedział jak panować nad tą klątwą, co ona potrafiła z nim zrobić? Nie zdążył dokończyć myśli, a ona uciekła razem zresztą jego wspomnień. Znów patrzył przed siebie niewiedzącym nic wzrokiem. Znów był obłąkany, jak dziecko, które zgubiło swoich rodziców w tłumie. Nie wiedział, co się dzieje.

Cas nie mógł na to wszystko patrzeć. Oczywiście słyszał i widział wszystko, bo stał w rogu pokoju hotelowego, w którym przebywał Winchester, ale ukrywał się. Dean nie chciał go jego obecności i mimo że podziękował, czuł, że nie jest mile widziany Za każdym razem, gdy mężczyzna podchodził do drzwi, Castiel przytrzymywał je, by nie dało się ich otworzyć. Nie mógł pozwolić na to, by cokolwiek mu się stało. Obiecał Samowi, że zaopiekuje się starszym Winchesterem i miał zamiar dotrzymać obietnicy.

Jednak to nie było takie łatwe.

Cas też się męczył, ciężko mu było patrzeć na ten zabłąkany wzrok mężczyzny, gdy tracił pamięć. Nie chciał nawet wiedzieć, jak się czuł. Chociaż wiedział, że nikt nie zastanawiał się jak on się czuł. Podle? To było chyba za słabe określenie. Gdy Winchester kazał mu zniknąć, jego serce i nadzieja rozpadły się na maleńkie kawałeczki. Został odrzucony, a razem z tym miłość do Deana Winchestera została głęboko w nim zakopana. Po co miał okazywać coś, co nie było chciane.

Zamyślił się i nie zauważył, gdy Dean, oczywiście będąc teraz pod kontrolą klątwy wyszedł z pokoju hotelowego i ruszył przed siebie.

- Cholera jasna, Dean - Cas nie miał zamiaru teraz bawić się w kotka i myszkę. Bez zastanowienia zmaterializował się i ruszył za blondynem. Co za uparty dzieciak, pomyślał i zachciało mu się śmiać z faktu, jak szybko zamienili się miejscami.

Łowca szedł przed siebie rozglądając się po okolicy zatopionej w mroku. Był już późny wieczór, a wokół widoczne były jedynie neony wskazujące zajazd, hotel i bar oraz światła przejeżdżających niedaleko samochodów. Mężczyzna zbliżał się do ruchliwej drogi, przy której wybudowane było miejsce, w którym się zatrzymali. Miał już wejść na asfalt, gdy nagle poczuł na ramieniu mocny uścisk i został obrócony twarzą do mężczyzny, którego nie znał. Zmarszczył brwi.

- Przepraszam, ale... znamy się? - zapytał marszcząc brwi.

Cas westchnął zrezygnowany, złapał go za ramię i zaczął prowadzić z powrotem do pokoju.

- Dokąd idziemy? - zapytał Dean zestresowany, rozglądając się wokół, szukając pomocy. - Zostaw mnie, zboczeńcu - zaczął się szarpać i krzyczeć.

Cas wkurzył się i spojrzał na mężczyznę.

- Uspokój się, to ja, Cas, twój przyjaciel.

- Przyjaciel? - zdziwił się Dean. - Jaki przyjaciel zaciąga kumpla do pokoju motelowego? - odezwał się o chciał się wyrwać.

Cas wywrócił oczami, wolał już, gdy Winchester wpatrywał się w niego jak zakochany głupek niż jak panienka na gwałciciela.

- Bo tu się zatrzymaliśmy? Ty, ja i twój brat - powiedział Castiel tracąc cierpliwość.

Dean rozejrzał się po okolicy nieco zestresowany. Rozglądał się za potencjalnym bratem, ale też za potencjalnymi świadkami tego, jak facet w trenczu próbuje zaciągnąć go do pokoju bóg jeden wie po jakie licho.

- Tak? To gdzie mój brat? - zapytał.

Cas zagryzł wargę.

- Pojechał, a ty zostałeś pod moją opieką, także proszę, wracaj do pokoju.

I to było już za wiele. Dean zaczął się szarpać i wydzierać, by ktoś mu pomógł, a Cas czując, jak kilka osób spojrzało na nich zaczął trochę panikować. Nie mógł nic zrobić, bo przecież nie uśpi go na oczach kilkunastu par oczu, gdzie potem mógłby mieć problem z dopadnięciem każdej i pozbyciem się tego momentu z ich pamięci.

- Dean, cholera jasna, uspokój się - złapał go mocno i spojrzał mu w oczy. Wtedy to zobaczył, dosłownie wzrok Winchestera zmienił się.

- Co się... - chciał zapytać już wkurzony, że Cas tu jest, że go trzyma w uścisku, ale ogarnął co się działo wokół. Rozejrzał się po ludziach, którzy przyglądali się im. Przełknął.

- Spoko, nie ma to jak przyjacielskie kłótnie i wygłupy - oznajmił i spojrzał zmrożonym wzrokiem na anioła. - Cas, wracajmy do pokoju - powiedział beznamiętnie. Na szczęście nie musiał się powtarzać, bo już po chwili znaleźli się wewnątrz pomieszczenia. Dean zatrzasnął drzwi i spojrzał na Castiela.

- Cholera - warknął. Podszedł do lodówki i wyjął jedno piwo. Otworzył je zębami, wypluł kapsel z ust i napił się biorąc od razu kilka łyków. Odsunął szyjkę butelki od warg i spojrzał na Casa. - Dzięki - burknął i odwrócił wzrok, bo poczuł coś dziwnego. Coś, co od razu strącił do najgłębszych zakamarków umysłu.

- Nie ma za co, obiecałem, że...

- Tak, wiem, że będziesz moją niańką - parsknął i znów się napił.

Cas skrzywił się widząc to.

- Nie powinieneś pić, Dean - oświadczył dość spokojnie anioł, w końcu to już był ten normalny, stary Dean Winchester.

- A ty co, moja matka? - odgryzł się i znów się napił.

Anioł westchnął bezsilnie i usiadł na łóżku.

- Nie, ale uważam, że pijany nie poradzisz sobie lepiej z klątwą. To na pewno nie polepszy sytuacji - powiedział dosyć spokojnie, chociaż zachowanie łowcy nieco go irytowało.

Winchester wywrócił oczami i puszczając te uwagi mimo uszu wypił do końca. Zerknął na Anioła Pańskiego, oczywiście spotkał się jedynie z przeszywającym go zimnym wzrokiem niebieskich oczu. Poczuł lekkie dreszcze na skórze na myśl o tych...

Nie!

STOP!

Pieprzona klątwa naprawdę mieszała mu w głowie. Oblizał usta i skierował się do jednego z łóżek, oczywiście z dala od Castiela. Zrzucił ze stóp buty i położył się. Czuł wciąż na sobie wzrok Casa, jednak nie chciał o tym myśleć. To był długi dzień i naprawdę chciał już zasnąć.

Nie był w stanie. Co chwilę męczyła go połowiczna utrata pamięci, potem znów wszystko wracało i tak w kółko. Zaczął wariować.

- Cholera, Cas! - w końcu usiadł i spojrzał na mężczyznę, który patrząc na niego przekręcił głowę.

- Tak, Dean? - zapytał.

Winchester lekko odetchnął i spojrzał na przyjaciela.

- Pomożesz mi... zasnąć? - zapytał niepewnie.

Brunet przez moment patrzył na łowcę coś rozważając, ale w końcu kiwnął głową, wstał i podszedł do blondyna. Ukucnął przed nim i spojrzał mu w oczy. Musiał sprawdzić, czy to był w stu procentach jego Dean. Znaczy nie był jego, ale czy to był ten stary Dean Winchester. Był. Uśmiechnął się słabo i przyłożył do czoła mężczyzny dwa palce. Użył swojej łaski, a gdy łowca upadał, złapał go i powoli położył na łóżku. Okrył go kołdrą i dotknął delikatnie jego policzka. Obiecał, że będzie czuwać.

***

Sam poszukiwał jakichkolwiek informacji czy śladów. Znalazł tylko jeden trop, którym postanowił podążyć. Przy ciele, które wciąż leżało w lesie znalazł mały amulet, który coś mu przypominał. Gdzieś już wcześniej widział taki znak. Złapał go w dłoń i zabrał ze sobą. Wsiadł do samochodu i przetarł twarz dłońmi. Nie wierzył, że jego brat wpadł w takie gówno. Oczywiście nie była to jego wina, nie był na niego zły, bardziej mógłby wściec się na los albo boga, ale po co sobie szarpać jeszcze bardziej nerwy.

Prawda była taka, że nie był pewien, czy da radę pomóc Deanowi. Nie przerażała go sama klątwa, bardziej to, co mówiła Rowena. Klątwa postępowała bardzo szybko i tak naprawdę nie miał pojęcia ile miał czasu na pozbycie się jej. Westchnął i otrząsnął się. Musiał być silny dla Deana, musiał mu pomóc. Odpalił samochód i ruszył przed siebie. Oczywiście nie miał zamiaru o tej porze jechać już do biblioteki, gdyż była zamknięta. Pojechał prosto do motelu, gdzie gdy tylko wszedł zastał Castiela siedzącego nad śpiącym Deanem. Czuł, jak medalik ciąży mu kieszeni.

- Co z nim? - zapytał młodszy Winchester zamykając za sobą drzwi.

- Śpi - powiedział anioł i westchnął. - Sam mu w tym pomogłem, bo nie mógł zasnąć - dodał.

Łowca skrzywił się i usiadł na krześle.

- Cas, a co jak...

- Nawet tak nie myśl - przerwał mu anioł, bo on nie dopuszczał do siebie tej myśli. Obaj spojrzeli na twarz blondyna. Castiel dobrze wiedział, co działo się w jego głowie, że nawet podczas snu klątwa nie dawała mu spokoju. Męczył się śniąc w kółko to samo, wytwarzając różne sprzeczne obrazy.

_________________________________

W końcu dodałam nowy rozdział. Powiem wam, że chyba zajmę się aktualnie tylko jednym ff, by móc chociaż jedno skończyć. Co o tym myślicie?

Oczywiście jeśli czytacie zostawcie coś po sobie.

Pozdrawiam xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top