II
Sam starał się już od pół godziny dodzwonić do Roweny, ale wiedźma była poza zasięgiem. Zerknął znów na swojego brata, który wciąż siedział na łóżku wpatrzony w Castiela, który stał na środku pokoju. Nie rozumiał, co się działo, czemu Dean tracił pamięć, czemu stawał się taki inny i przede wszystkim dlaczego zobaczył skrzydła anioła. Chciałby znać odpowiedzi na te wszystkie pytania, ale nawet nie byli w bunkrze, a w internecie nie znalazł żadnych przydatnych informacji. Wiedział jedynie, że wiedźma, która rzuciła na Deana ten urok, wciąż żyła.
Zerknął na zegarek, a potem za okno, ściemniało się, a słońce rzucało już swoją ciemnopomarańczową poświatę na niebie. Westchnął i nie wiedział już, co ma poradzić, jak pomóc swojemu bratu.
- Co tu robimy? - zapytał po raz kolejny Dean, zerkając na Sammy'ego, a ten znów musiał w skrócie powiedzieć mu, dlaczego siedzą w tym pokoju hotelowym. Robiło się to trochę męczące, ale musiał być cierpliwy. Samuel spojrzał na anioła starając się odczytać emocje z jego twarz.
Castiel czuł się naprawdę dziwnie. Teraz przez to, że Dean widział jego skrzydła, musiał je chować, nie tylko przed oczami wszystkich, ale też przed starszym Winchesterem, co wymagało większej siły i skupienia. Stał na środku pokoju patrząc teraz na obu braci, nie miał potrzeby się odzywać, a w myślach starał się zlokalizować miejsce pobytu Roweny.
Jednakże nie był w stanie w stu procentach się skupić, ta sytuacja za bardzo go ruszyła, a pytania kłębiły mu się w głowie błagając o odpowiedź. Czemu Dean widział jego skrzydła? Co to za cholerna klątwa? Ścisnął mocno dłonie w pięści starając się uspokoić kotłujące w nim ludzkie emocje, nad którymi już dawno przestał panować. Tak naprawdę już nie widział potrzeby udawania, że nie ma uczuć, w tym momencie jedynie łaska, nieśmiertelność i skrzydła zdradzały, że był aniołem pańskim, nic więcej. Dla Winchesterów poświęcił bardzo wiele, ale to oni nauczyli go odczuwać i nie wstydził się tego, że był naprawdę ludzkim aniołem. Owszem, jego bracia, którzy teraz nie byli już po jego stronie, brzydzili się tym, jak bardzo dał się zmienić, ale jemu to nie przeszkadzało. Teraz należał do kompletnie innej rodziny.
Po chwili z zamyślenia wyrwał go trop, znalazł ją. Nie wiele myśląc i nie informując o niczym młodszego Winchestera zniknął z motelowego pokoju i pojawił się w miejscu, gdzie była Rowena. Kobieta o ognisto czerwonych włosach siedziała przy okrągłym stole grając z trójką mężczyzn w pokera. Anioł przechylił głowę stojąc tuż przed nimi.
- Cassie, co cię sprowadza? - zapytała kobieta trzymając w dłoniach swoje karty z dala od facetów, którzy teraz wpatrywali się w bruneta wielkimi oczami. Nawet na niego nie spojrzała, wyczuła jego obecność.
- Jak on tu... - zaczął jeden z nich, ale Cas mu przerwał.
- Potrzebuję... Twojej pomocy - powiedział lekko się krzywiąc, nigdy nie przepadał za tą kobietą, a teraz naprawdę była potrzebna.
Rowena uniosła brew uśmiechając się jak kocica.
- Panowie, kończymy rozgrywkę - odparła czekając, aż mężczyźni pokażą swoje karty, a gdy ukazała swoje, okazało się, że wygrała. - Dziękuję za partyjkę - dodała, zgarnęła wszystkie żetony i wstała. Podeszła do Castiela i przeszli razem w odosobnione miejsce. - Co się dzieje, dzieciaku?
Cas patrząc teraz na kobietę nie był pewien, czy to był dobry pomysł, żeby prosić ją o pomoc. Nie ufał jej, jednak był na tyle zdesperowany, że tylko ona była ich ostatnią deską ratunku.
- Na Deana została rzucona klątwa, nie wiemy jaka i jak bardzo jest silna - powiedział spokojnym, swoim niskim, chropowatym głosem.
Rudowłosa kiwnęła głową zastanawiając się nad czymś.
- Ah, nasz biedny Winchester, co mu dolega?
- On... Traci pamięć - odparł patrząc uważnie na kobietę.
Ona również przyjrzała mu się i lekko zaśmiała.
- Coś jeszcze, Castielu? Mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego - powiedziała roześmianym głosem.
Westchnął, nie miał już innego wyjścia.
- Widzi... moje skrzydła - powiedział niezbyt zadowolony z tego, że to właśnie jej musiał wyznać tak intymną rzecz..
- Oh - uśmiechnęła się szeroko. - Dobrze wiem, co to oznacza u was aniołów, ale dziwne, że to nie ty mu je pokazałeś, a sam je zobaczył - zamyśliła się. - Chciałabym go zobaczyć, czy byłbyś w stanie udzielić mi transportu?
Cas położył dłoń na jej ramieniu i już po chwili znaleźli się z powrotem w pokoju hotelowym.
Obaj Winchesterowie wciąż siedzieli w tej samej pozycji, jakby na moment nieobecności Castiela czas u nich zatrzymał się i dopiero teraz ktoś wcisnął przycisk „play". Sam uniósł wzrok zaskoczony nagłym pojawieniem się tej dwójki, tak naprawdę nie zauważył zniknięcia anioła, zaś Dean wstał i podszedł do kobiety od razu dotykając jej włosów.
- Jakie miękkie - powiedział uradowany jak dziecko wciąż bawiąc się jej ognisto rudymi włosami. Kobieta zerknęła na Castiela, a potem znów na łowcę.
- Mi tam się podobasz taki, nic bym z tym nie robiła - dotknęła jego policzka chcąc jedynie go poklepać, ale stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Jej oczy zrobiły się białe, usta lekko uchyliły, wyglądała, jakby jej duch opuścił jej ciało. Zobaczyła to, widziała wszystko, Dean biegnący za mężczyzną przez las, już prawie dobiegający do niego, by go dobić, gdy nagle czarownik zatrzymuje się umierający przy drzewie i dłonią dotyka pnia drzewa, gdzie wyrysowany był znak, wymawiając przy tym słowa zaklęcia. Winchester zostaje trafiony, a tuż po tym ciało zmarłego czarodzieja odnajdują dwójka innych, równie potężnych czarowników.
Sam i Castiel od razu podbiegli do Roweny starając się ją przebudzić, ale ta dopiero po chwili wraca do siebie biorąc głęboki wdech.
- Co to było? - zapytał młodszy Winchester naprawdę przerażony.
- Nie mam pojęcia pierwszy raz... Miałam wizję - zdziwiona spojrzała na Deana, który wpatrywał się w nią. - Czarownik, który rzucił na niego klątwę już nie żyje, jest martwy, nawet wiem, gdzie leży jego ciało. Jednak ten znak, wyrysował go tuż przed śmiercią na drzewie. Klątwa będzie się rozwijać, jak choroba, ale nie rozumiem, czemu Dean widzi twoje skrzydełka i... Ci wspólnicy tego czarodzieja, oni są naprawdę silni. Nie wiem, czy zdołam znaleźć jakieś zaklęcie, które uchroni go od pełnej, nieodwracalnej amnezji - oświadczyła wciąż przerażona tym, że zobaczyła wszystko. Nigdy nie miała widzeń, ale to musiała być sprawka klątwy.
Sam zbladł na tę wiadomość, chciał ratować brata. Zirytował go fakt, że nawet Rowena nie mogła nic zrobić. Obiecał sobie, że za wszelką cenę sprawi, by Dean był znów dawnym sobą.
- Ile może mieć czasu? - zapytał Castiel. On również czuł ból, Dean nie był dla niego tylko przyjacielem, a myśl, że mężczyzna zapomni o nim, sprawiała, że kłucie w klatce jeszcze bardziej bolało.
- Nie wiem, w swoim istnieniu tylko raz rzuciłam aż tak silną klątwę. To są dni, może tygodnie, ale patrząc na to, że teraz często zapomina kim jest, klątwa jest naprawdę potężna - powiedziała patrząc na Deana, który nagle jakby oprzytomniał.
- A gdybyśmy zabili tę dwójkę może to by pomogło? Może to by zdjęło ze mnie czar - zaproponował starszy łowca, nagle wracając do swojego normalnego stanu.
- Nie mam pojęcia, może tak być, że oni w trójkę łączą swoje moce, aby jako grupa być silniejszymi, jednak nie jestem pewna, czy to pomoże. Poza tym znalezienie ich może trwać miesiące - powiedziała Rowena naprawdę zaniepokojona stanem starszego Winchestera, co jak co, ale naprawdę go lubiła.
Sam pokiwał głową i usiadł na łóżku. Schował twarz w dłoniach opierając łokcie na kolanach i westchnął ciężko. Czemu nie mogli być już szczęśliwi? Czemu znów coś staje na ich drodze, by ich zniszczyć, rozdzielić? Czym sobie na to zasłużyli? Przecież już tyle poświęcili, by ten cholerny świat mógł dalej istnieć, a Bóg, odwzajemniał im się czymś takim.
- Będę czegoś szukać, przejrzę księgi i może skontaktuję się z Fergusem, na razie nie jestem w stanie wam pomóc - oświadczyła kobieta i spojrzała znów na Deana. - Nie zmarnuj tego, że widzisz jego skrzydła - szepnęła, puściła mu oczko i wyszła z pokoju. Zielonooki łowca uniósł brwi zmieszany i zerknął na Castiela, który, owszem, usłyszał co powiedziała Rowena, ale starał się udawać, że nie miał pojęcia o co chodzi.
Przez dłuższą chwilę panowała niezręczna cisza, każdy z nich starał się przetrawić słowa wiedźmy, które najbardziej uderzyły Sama i Castiela. Żaden z nich nie chciał stracić Deana po raz kolejny, zwłaszcza, że tym razem nie mieli pojęcia ile mają czasu na ratunek. Blondyn jednak myślał teraz o czymś innym. Kim był ten przystojny mężczyzna, który stał przed nim? Te oczy, poczochrane czarne włosy i delikatne rumieńce na twarzy, podobało mu się to. Po chwili jednak dotarło do niego, o czym myślał, że to jest Cas, ten Cas, który jest jego pieprzonym aniołem i najlepszym przyjacielem, dlaczego uważał, że jest przystojny? Dean wiedział jedno, na sto procent nie był gejem.
- Ten...Pójdę się umyć - powiedział zmieszany, podrapał się po brodzie i wyszedł do łazienki. Zamknął się tam, przemył twarz zimną wodą i spojrzał w lustro. - Nazywam się Dean, Sam jest moim bratem, Mary jest moją mamą, a Cas... Cas jest moim przyjacielem... - starał się to powtarzać, ale z coraz większym przerażeniem docierało do niego, że im bardziej chciał to zapamiętać, ulatniało się to z jego pamięci. Starał się zatrzymał łzy, nie chciał płakać, był przecież Deanem... Kim on konkretnie był? - ...a Cas... Kim jest dla mnie Cas?
Usłyszał zza drzwi słowa Sama.
- Musimy coś z tym zrobić. Pojadę do miasta, postaram się znaleźć ich trop, ale jak się nie uda, wracamy do bunkra i może coś tam znajdziemy.
- To dobry pomysł, Sam, pojadę z tobą - oświadczył Castiel podchodząc do młodszego z braci.
- Nie, ty zostaniesz z nim tutaj, ktoś musi go pilnować - polecił Samuel, złapał za kluczyki i kurtkę. - Będę pod telefonem, jakby coś się działo, dzwoń - Castiel kiwnął głową i pozwolił łowcy odejść.
Dopiero gdy drzwi od pokoju zamknęły się, Dean wyszedł z łazienki i spojrzał na anioła. W tym momencie go pamiętał, bardzo dobrze, ale pamiętał również, co jeszcze kilka minut wcześniej o nim pomyślał. To sprawiło, że ścisnęło go w środki, zmieszany podszedł do lodówki i wyjął piwo.
- Chcesz jedno? - zapytał Casa, który wciąż stał na środku pokoju. - I weź usiądź, wiem, że tobie nie robi to różnicy, ale ja czuję się niekomfortowo, gdy tak sterczysz na środku pokoju.
Castiel zrobił to, o co go poproszono i podziękował za alkohol.
- Sam poje...
- Wiem, gdzie Sammy pojechał, słyszałem. A więc... Robisz mi za niańkę? - uniósł brew.
Anioł zaśmiał się.
- Jeśli wolisz tak to nazwać, to owszem.
Zapadła cisza. Dean przyglądał się Castielowi, a ten zauważył, że coś w oczach Winchestera się zmienia. I zmieniało się. Dean znów czuł dziurę w pamięci i zaczął rozglądać się po pokoju pustym wzrokiem. Nie poznawał tych ścian i przede wszystkim nie poznawał tego pięknego mężczyzny siedzącego naprzeciwko niego.
- Czemu siedzisz tak daleko? - zapytał nagle Dean nęcąco wpatrując się w anioła.
Castiel przyglądał mu się z zainteresowaniem, nie mógł uwierzyć, jak szybko klątwa zmieniała łowcę. Ten głos, który usłyszał wywołał ciarki na jego plecach, a włoski na karku stanęły dęba. Czemu musiał mieć aż taką słabość do tego człowieka?
- Lubisz przecież, kiedy nie naruszam twojej przestrzeni osobistej - oświadczył Cas swoim poważnym tonem.
- Czyli nie widzimy się pierwszy raz? - zapytał Dean. Wstał i podszedł do anioła, siadając obok. - Sypiamy ze sobą? - dodał.
Castiela zatkało, aż zadławił się piwem i zaczął kaszleć, co było nienaturalne dla anioła. Co się do diabła działo z jego przyjacielem? Okej, zdarzało mu się czasem myśleć o nim w ten sposób. Przez to, że tak długo żył na tym świecie widział wiele rzeczy, a wyobraźnia czasem płatała mu figle. Nie sypiał, ale miewał czasem sny na jawie, które sprawiały, że coś między jego nogami rosło i zaczynało boleć błagając o jakikolwiek dotyk. Czytał o tym w internecie, obejrzał parę filmów i nauczył się onanizować. Dobrze wiedział, co oznaczało sypianie ze sobą, dlatego w tym momencie spalił buraka.
- Nie - odparł zagrywając wargę i patrząc na butelkę piwa, którą trzymał w dłoniach.
- A nie chciałbyś? - zapytał kusząco starszy Winchester zbliżając się ku szyi anioła. - Ja bym chciał - wyszeptał chuchając ciepłym powietrzem na jego skórę.
- N-nie wiem - wysapał. Poczuł, że coś się zaczyna dziać z jego ciałem, a jego przyjaciel zaczął się przebudzać.
Dean wcisnął nos w szyję Casa i wziął głęboki wdech. W końcu musnął ustami jego skórę i westchnął.
- Podobasz mi się... Jak masz na imię? - zapytał.
- Castiel - wymamrotał cicho anioł czując, że zaczyna się podniecać. To było złe, bardzo, bardzo złe.
- Mmmm, Castiel. Podoba mi się to imię - zaczął całować go po szczęce, a Cas przymknął oczy wstrzymując oddech. Nie było to dla niego trudne zważając na fakt, że nie był człowiekiem. - Czy ja ci się podobam? - tym razem Dean odsunął się by spojrzeć aniołowi w oczy. Czekał na odpowiedź.
Anioł nie odpowiedział, a zamiast tego ruszył do przodu całując mężczyznę jakby głodował. Marzył o tym odkąd uratował łowcę z piekła. Pamiętaj, jak składał jego cudownie piękne ciało, zostawiając na nim znamię swojej dłoni. Dean był przez niego naznaczony, należał do niego, ale Winchester nie musiał o tym, wiedzieć. Ucieszył się, gdy jego przyjaciel odwzajemnił pocałunek równie zajadle co on. Wspiął mu się na kolana i połykał jego usta wplatając palce w rozczochrane czarne włosy. Cas zaczął wariować, to było to, to tego pragnął i tego mu właśnie brakowało. Deana. Tylko dla niego. Całego.
Jednak nie dane mu było długo nacieszyć się tymi pełnymi ustami mężczyzny, bo Deanowi wróciła pamięć. Odskoczył od niego jak poparzony wstając na równe nogi czując, jakby ziemia miała zaraz się pod nim zapaść. Czując, jak z złość w nim narasta spojrzał na anioła ze wściekłością.
- Wynoś. Się. Stąd - warknął i w okamgnieniu Castiel zniknął, a cały nastrój prysł.
_______________________
WOW, w końcu napisałam drugi rozdział do tego opka. Nie wierzę. Mam nadzieję, że wam się podoba. Jak widzicie jakieś błędy, to piszcie śmiało, nie obrażę się.
Mam jednak nadzieję, że się podoba.
Liczę na gwiazdki i komentarze :D
Pozdrawiam xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top