Cz2 Rozdział 1

*Oczami Camili*

- No wreszcie DJ! Ile można - wywracam oczami.

- Przepraszam Mila - wzdycha cicho.

- Nie ważne - mamrocze cicho i przytulam ją - Zadbalaś o to żeby Lauren Cię nie odwiedziła? - patrzę na nią, a ta kiwa głową.

- Między innymi dlatego się spóźniłam. Lauren chyba się na mnie pogniewała - mamroczy biorąc ode mnie bagaże - Hej maluszku - uśmiecha się do mojej córki.

- Ciocia! - wyciąga do niej rączki na co śmieje się cicho i biorę od niej bagaże, a wyższa bierze Annie na ręce i niesie ją do samochodu, a ja tacham toboły.

- Jesteś pewna, że chcą mnie widzieć? - upewniam się gdy wychodzimy z samochodu.

- Żartujesz tak? - Dinah patrzy na mnie trzymając na rękach moją córkę, która przebudza się po dość długiej podróży samochodem - One tam srają, a raczej by stały gdyby wiedziały - śmieje się - zostaw bagaże zaraz je Ci przyniosę - mówi i otwiera przede mną drzwi.

- Camila! - Ally od razu reaguje krzykiem na mój widok. Podbiega i mocno mnie przytula tak samo jak reszta. Nie sądziłam, że kiedyś jeszcze poczuje się kiedyś tak bardzo szczęśliwa. Tak bardzo jak przy NIEJ kiedyś.

*Oczami Lauren"

A może jednak Dinah ma rację? Upijam się. Camile straciłam dość długi czas temu, ale nie mogłam i szczerze mówiąc nadal się nie mogę otrząsnąć po tym jak wyjechała, tak jak sobie nie mogę wybaczyć tego, że na to pozwoliłam...

Hamuję i wrzucam niższy bieg po czym dodaje gazu zawracając w stronę miasta. Tak DJ ma rację i dobrze o tym wiem. Straciłam Camz, ale nie chcę stracić reszty... Wzdycham i kieruje się na główną drogę w stronę Hansen. Muszę je przeprosić... Po tylu latach sądzę, że im się należy. Dziewczyny pewnie jak co piątek wieczór siedzą u niej przy winie więc zjeżdżam do sklepu kupując każdej z nich po butelce ich ulubionego wina, ale tym razem nie biorę nic dla siebie oprócz soczku. Przez ostatnie lata wypiłam wiele za dużo.

*Narracja trzecioosobowa*

Podczas gdy Jauregui kierowała się w stronę domu Jane, zestresowana układając sobie w głowie co powinna powiedzieć by je przeprosić za te wszystkie niedogodności spowodowane jej osobą.

Camila i reszta dziewczyn siedzą na ziemi i rozmawiają, jednak nie wszystkie bo Dinah cały czas zabawia małą Annie, które się naprawdę uwielbiają.

- Więc... Jak z nią? - Cabello zerka po przyjaciółkach i widząc ich miny jest już w stanie wyciągnąć pewne wnioski.

- Nie będziemy Cię okłamywać... Camila ona jest... Str - najstarsza, ale najniższa z nich przerywa zerkając pytająco na Hansen gdy drzwi wydają charakterystyczny odgłos otwoerania zamka. Za nim farbowana blondynka jest w stanie zrozumieć nieme pytanie przyjaciółki słyszą pewne i szybkie kroki w stronę salonu gościnnego.

- Hej. Chce was przepro... - urywa gdy dostrzega jedną osobę więcej w pomieszczeniu. Normani nim do pomieszczenia wpadła Jauregui zdążyła zabrać małą do osobnego pokoju, by spróbować jakoś ją uspać nie będąc nawet świadka iż wizytę złożyła im sama Jauregui - Camila? - Lauren wypuszcza z dłoni reklamówkę z winami, które kupiła dla przyjaciółek. Nastała grobowa cisza, a serca oby dwóch Kubanek waliły jak młot pneumatyczny. Cabello w końcu postanowiła coś ze sobą zrobić. Zbyt bardzo ciąży jej niezręczna cisza i zaskoczenie wszystkich zebranych obecnie w salonie.

- Tak Lauren? - podeszła blisko swojej eks patrząc prosto na nią, a ta stoi jak słup soli obserwując uważnie każdy krok brazowookiej. Ten sam styl poruszania, jest jeszcze piękniejsza niż kiedyś, skąd się tutaj wzięła? Dlaczego ona nic o tym nie wiedziała? Właśnie takie pytania cisną się w głowie farbowanej szatynki. Dlaczego wróciła? Na długo? Ma kogoś? Jest szczęśliwa?

- Miałaś wyjechać - Dinah staje pomiędzy nimi by móc w razie czego zainterweniować. Lauren otwiera buzię chcąc coś powiedzieć, ale nie jest w stanie. W jej głowie właśnie przebiega tysiące pytań i myśli. Za każdym razem gdy chce coś z siebie wydusić nie wychodzi jej to, a z sekundy na sekundę jej oczy zachodzą łzami. Brunetka zerka po przyjaciółkach wiedząc, że nadszedł ten moment gdy w końcu musi się zmierzyć z bolesną dla niej  rzeczywistością.

- DJ. Daj nam chwilę - zerka na blondynkę, a ta kiwa głową po czym zerka na zielonooką - Chodźmy do kuchni - mówi najbardziej spokojnie jak potrafi i idzie przodem. Jauregui po chwili rusza niepewnie za nią starając się kontrolować by nie wybuchnąć płaczem. Camila staje na środku i pokazuje gestem dłoni by usiadła. Robi to natychmiastowo patrząc na nią.

- Dlaczego? - pyta cicho zachrypniętym głosem od emocji.

- Lauren po prostu Cię przepraszam... Musiałam wyjechać

- Nie musiałaś - mówi, ale w jej głosie nie słychać wyrzutu, tylko ból i żal - Pokazałaś mi co oznacza miłość, staranie, chęć bycia przy kimś. Chęć bycia z kimś, a potem odeszłaś! Zostawiłaś mnie tak po prostu. Byłam rozczęsiona. Zawiedziona. Moje myśli nie trzymały się kupy! Dokładnie tak jak teraz! Czy przez te wszystkie lata chodź przez chwilę o mnie pomyślałaś? Pomyślałaś o nas? To wszystko co się między nami działo to kłamstwo? - patrzy na brunetkę, a po jej policzkach płyną łzy - Odebrałaś mi wszystko odchodząc. Sens życia, miłość, przyjaźń, moje serce, które oddał tobie - zakrywa twarz dłońmi czując jak się psychicznie rozpada.

- Lauren nic co było między nami nie było kłamstwem. Tak myślałam o tobie. Myślałam o nas... Myślałam jak mogło to wyglądać gdyby potoczyło się to inaczej. Zraniłam Ciebie, dziewczyny i siebie. Wiem, że to było dla was trudne, ale dla mnie też...

- Więc dlaczego wróciłaś? - wchodzi jej w słowo patrząc na nią zapłakana.

- Dinah mnie znalazła jakiś czas temu w Hawanie. Odnalazła miejsce gdzie myślałam, że nigdy mnie nie znajdziecie. Zraniłam was wszystkich i myślałam, że tak po prostu będzie lepiej - Cabello spuszcza wzrok hamując łzy. Wie, że i ona nie może się teraz rozkleić, a zwłaszcza kiedy Lauren jest w takiej rozsypce.

- Dlaczego nie zostałaś? Nie chciałaś wrócić? - patrzy prosto w oczy kobiecie.

- Chciałam, ale pojawiły się nowe okoliczności... - mamrocze cicho

- Jakie? Poznałaś kogoś i zaciążyłaś? - Lauren robi się nagle wściekła, ale Kubankę nie bardzo to obchodzi. Czuję się dotknięta oskarżeniami wojen byłej.

- Nigdy - mówi twardo wystawiając w jej stronę palca - Ty byłaś pierwszą i ostatnią jaką miałam - mówi zaciskając zęby i wychodzi do pokoju gdzie wróciła Mani z Annie na rękach.

- Nie może zasnąć - mówi pokazując na małą, a po chwili za nią wychodzi Lauren.

- Co ty sobie w ogóle wyobrażałaś Camila, że co? - pyta dalej w nerwach. Ta odwraca się i patrzy na nią gniewnie.

- Bo nie chciałam zmieniać twojego życia na siłę! Zadowolona? - warczy przez zęby po czym podchodzi do przyjaciółki i bierze córkę na ręce nie zwracając uwagi już na nic. Jauregui marszczy brwi gdy dostrzega dziewczynkę wtulającą się w mamę.

- Zaraz mówiłaś, że... - dębieje po chwili, a maluch zerka na kobietę wielkimi zielonymi oczkami - Jak mogłaś?! - szatynka na powrót staje się wściekła domyślając się, że to ich córka. Jej córka. Była matką? A raczej nią jest. Nie widziała swojego dziecka. Ba! Nawet nie wiedziała o jej istnieniu. Wszystko przed nią zataiła. Jak mogła jej to zrobić? - Odebrałaś mi siebie i ją! - robi się coraz bardziej nabuzowana, a przyjaciółki dziewczyn tylko przyglądają się tej całej sytuacji w ciszy. Wiedzą, że muszą dać im czas na wyjaśnienie niektórych spraw, chodź wszystkie wolały uniknąć ich konfrontacji.

Lauren nadal chodzi wściekła w koło, a czteroletnia dziewczynka chowa się w pierś matki bojąc się krzyku i rozjuszonego zachowania drugiej.

- Uspokój się straszysz ją - mruczy głaskając uspokajająco córkę po główce - Wybaczcie dziewczyny, ale chyba pojadę do swojego starego mieszkania, a jutro wrócę do domu - gdy do szatynki dochodzi co powiedziała w końcu staje w miejscu.

- Nie pozwolę Ci wyjechać - mówi poważnie akcentując każde słowo - Nie pozwolę, rozumiesz? Odebrałaś mi siebie, ale nie pozwolę na to byś ponownie odebrała mi córkę - podchodzi bliżej Camili nastroszona. Dinah staje pomiędzy kobietami bojąc się co w kolejnych sekundach może się wydarzyć.

- Wrócimy do domu - mówi dobitnie, a mała zmienia pozycję wczepiając się w nią jak mała małpka.

- Wasz dom jest tutaj. Twój i jej. Jestem jej cholerną matką i mam prawo wychowywać własne dziecko! - znów unosi głos.

- Masz coś jeszcze do powiedzenia Lauren? Jeśli chcesz odbiorę Ci do niej wszelkie prawa jeśli się zaraz nie uspokoisz. Zobacz. Widzisz? - wskazuje na małą - Wystraszyłaś ją. Chcesz od razu sprawić by nie dażyła Cię sympatią? - patrzy prosto w jej oczy, a zielone tęczówki zachodzą ponownie łzami. Pada na kolana, zakrywa twarz dłońmi i zaczyna szlochać

- Błagam cię. Nie odbieraj mi jej. Nie odbieraj mi was - błaga, głośno szlochając, a mała ciekawa zerka na kobietę nie będąc świadoma, że wszystkie bajki o zakochanych księżniczkach które opowiada jej mamusia są prawdziwe. Małej robi się żal tego widoku więc pociąga Camile za kołnierzyk by ją postawiła. Ona dhsla się co chce zrobić jej córką i wacha się chwilę, ale stawia małą na nóżki, a ta trochę niezdarnie podchodzi do Lauren.

- Duze dziewcynki nie płacą - słodko se pleni. Jauregui odkrywa twarz i zerka na małą, która po chwili wdrapuje się jej na kolana. Podtrzymuje ją żeby nie upadła - mama mnie tuli jak ja płace - mówi cichutko i obejmuje małymi rączkami szyję szatynki. Ta przyciąga ją do delikatnego uścisku chowając nos w jej włoskach zaciskając oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top