8

Rano wstaję szybciej niż miałam to w zamiarze, ale to lepiej. Jest dopiero czwarta więc mam godzinę na to by zdołać dobudzić telefonami Norminah i Allyson. Wymykam się z łóżka co wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe, gdyż Camila przygwoździła mnie całym swoim ciężarem. Delikatnie ją odwracam tak by się nie obudziła, oczywiście brunetka kilka razy z powrotem się do mnie mocno wtulała, ale po czwartej próbie w końcu mi się udało. Schodzę na dół do kuchni i robię sobie kawę kilkanaście razy dzwoniąc w między czasie do Allyson.

- Boże dziewczyno czy ty sypiasz kiedyś normalnie? - pyta zaspana. Śmieje się cicho.

- Tak, Ally. Mam do ciebie sprawę - mówię już poważniejszym tonem głosu.

- Skoro dzwonisz już od dwudziestu minut to rzeczywiście - wzdycha - W czym problem?

- Masz dzisiaj wolne, tak? - upewniam się.

- Tak Lauren, a gdy ludzie mają wolne chcą się zazwyczaj wyspać - mamrocze niezadowolona.

- Wybacz. Ja muszę dzisiaj iść do pracy...

- Na Boga! Dziewczyno! Jeśli dzwonisz tylko po to przysięgam, że przysłużę się Bogu żeby osądził Cię jak surowo się da - śmieje się na jej groźbę.

- Ally po prostu boje się zostawić Camile całkiem samą. Mogłabyś przyjechać? - pytam słodkim głosikiem. Słyszę w słuchawce głośne westchnięcie.

- Twój grzech został ci wybaczony. Ogarnę się i przyjadę - zapewnia mnie, a ja oddycham z ulgą.

- Dzięki Alls jesteś wielka.

- Czy to jakaś insynuacja co do mojego wzrostu? - po jej głosie słychać, że się rozbudziła. Chichocze cicho.

- Skądże wielkoludzie. Całuje.

Rozłączam się szybko i idę się ogarnąć. Po wyjściu spod porannego prysznica zerkam na jeszcze smacznie śpiącą i niewinnie wyglądającą Camz. Zadbam by każde kłamstwo obróciło się w coś prawdziwego. Sprawie, że będzie szczęśliwa. Uśmiecham się lekko i schodzę na dół. Nie kłopocze się ze śniadaniem.

Kilka minut później docieram do pracy, oczywiście nie mam zbyt wiele pracy, ale jako szefowa muszę spędzać tutaj czas. Postanawiam, że dam czas Norminah do jedenastej pospać, a sama siadam za biurkiem i włączam na laptopie film romantyczny. Nienawidzę takich, ale tylko dzięki nim nauczę się być dla Camili tą wymarzoną dziewczyną, narzeczoną, a może nawet i żoną...

╔ Oczami Camili

Przeciągam się leniwie, a gdy czuję, że miejsce gdzie jeszcze kilka godzin spała Lauren jest już puste i zimne wzdycham do siebie. Wstaje i zakładam na siebie swój ulubiony satynowy szlafrok i schodzę do kuchni w celu zrobienia sobie swojej ulubionej kawy karmelowej.

- Ally? - pytam zdziwiona gdy widzę pichcącą przyjaciółkę. Mniejsza odwraca się w moją stronę i zerka na mnie.

- Do rannych ptaszków to ty nie należysz - chichocze i kładzie przede mną ogromny talerz z naleśnikami.

- Każdy by chciał wykorzystać wolne - mamroczę i wzruszam ramionami. Dzielnie się czuje oklaskując ich wszystkich na, ale wiem, że tylko tak przekonam się jaka jest prawda. Ally siada obok mnie i sama zaczyna jeść.

- To prawda, ale mi to nie było dane - mamroczę z pełnymi ustami. Uśmiecham się lekko, zapomniałam jak słodko wygląda. Od czasu powrotu ze szpitala nie miałam wiele okazji by spędzić z nią i resztą dziewczyn czasu, ale najważniejsze jest to by spędzać go z Lauren. Jestem ciekawa jak by zachowywała się co do mojej osoby przy dziewczynach. Przyglądam się przyjaciółce cały poranek zerkając na godzinę. Brooke jest wiele bardziej cicha niż zazwyczaj.

W końcu gdy się ubieram i robię lekki makijaż, zbieram się na rozmowę z dziewczyną. To ją znam jak najdłużej prócz Normani więc wiem, że mogę jej zaufać... Nie to, że nie mogła bym Normami, ale ona powiedziałaby DJ, a ta z kolei prędzej czy później wyklepała by wszystko tym swoim niewyparzonym jęzorem.

- Ally? Możemy porozmawiać? - siadam obok niej na kanapie będąc skierowana całkowicie w jej stronę. Odwraca się również przodem do mnie co powoduje, że obydwie siedzimy bokiem do telewizora.

- Pewnie - uśmiecha się miło - Coś się stało? - pyta patrząc na mnie. Kręcę głową przecząco.

- T-to znaczy tak - biorę głęboki oddech. Unosi brwi i opiera się łokciem o oparcie pleców kanapy.

- Mam się martwić? - kręcę znów głową.

- Ale musisz mi obiecać, że nawet gdyby cię katowali nic nikomu nie powiesz - jej oczy stają się duże jak pięć złoty.

- Co się dzieje? - przysuwa się automatycznie jeszcze bliżej mnie.

- Trochę mi głupio... - przygryzam policzek od środka.

- Mila możesz mi powiedzieć wszystko - uśmiecha się pokrzepiająco.

- Bo... Ja - wzdycham i przymykam oczy - Wszystko pamiętam - mamroczę.

- Przypomniałaś sobie? - wola radośnie - Muszę zadzwonić do Lauren! - wola szczęśliwa, a ja w ostatniej chwili zabieram jej telefon z rąk.

- Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! - krzyczę, a ona patrzy na mnie jak na idiotkę.

- Jak to nie? - pyta zdziwiona.

- Ja pamiętam wszystko od początku - mówię - To znaczy przypomniałam sobie na drugi dzień - mówię ze wstydem.

- Nazwałaś mnie krasnoludkiem-zakonnicą nie przez przypadek? - marszczy gniewnie czoło. Wywracam oczami.

- Skup się Ally - wzdycham.

- Dlaczego nikomu nic nie powiedziałaś? - pyta z niedowierzaniem, a w jej głosie słychać zawód.

- Nie powiedziałam bo nie spałam jak planowałyście jak i co z Lauren - wzdycham - Po prostu jestem ciekawa jak daleko ona się posunie w swoich kłamstwach...

- Ale skoro wiesz, że kłamie po co robisz jej tyle stresu? - bawi się swoimi palcami. Wiem, że jest jej żal przyjaciółki.

- Dlatego, że nigdy nie sądziłam, iż Lauren mogła by mnie okłamać. Jestem szczerze szczęśliwsza bo o mnie dba i poniekąd jest kochana...

- Kurwa, Norminah! - Ally unosi ręce ku sufitowi - Camren is Real! - wyrzuca zwycięsko pięść w powietrze.

- Co? - marszczę brwi - I od kiedy ty klniesz?

- Zakochałaś się! - mówi z dumą, a ja kręcę szybko głową.

- Wcale nie Allyson - mówię twardo - Jestem hetero - unosi na mnie brwi.

- Doprawdy Karla? - w tym momencie moje dłonie zaczynają drżeć z nerwów.

- Nigdy. Więcej. Nie. Mów. Na. Mnie. Karla! - akcentuję każde słowo z wrogością przez zaciśnięte zęby.

- Tak, tak - macha na mnie lekceważąco dłonią - Jak długo masz zamiar to ciągnąć? - pyta, a ja wzruszam ramionami.

- Tak długo jak nie zdecyduje się mi powiedzieć prawdy.

╔ Oczami Lauren

- Pani Jauregui? - zerkam na Lucy odrywając wzrok od już drugiego filmu, którego i tak za bardzo nie rozumiem - Pani Hansen i Kordei. Spławić? - uśmiecha się szeroko, a ja marszczę brwi.

- Skądże? Wpuść ich - mamrocze niezadowolona. Oczywiście dobrze wiem, że w większości przypadkach kazałam odsyłać Dinah, to teraz sytuacja jest na tyle poważna żeby w końcu ją tutaj wpuścić. Lucy robi oburzoną minę, ale wychodzi zostawiając otwarte drzwi, a zaraz po niej wchodzą dziewczyny.

- Jak już mi kazałaś tutaj przyjść to wiem, że coś jest na rzeczy - kiwam głową i zatrzymuje film odkładając go na biurko.

- Czy ty oglądasz Grey'a? - Mani marszczy nos ze zdziwienia.

- Lauren takiego pornucha? Na trójkącik nie licz - wywracam oczami.

- Próbuje tylko zrozumieć... - wzdycham - Etyka bycia romantycznej i tak dalej - mamrocze.

- To prędzej poleciła bym Ci...

- Dinah nie chce - kręcę głową - Po prostu próbuje sprawdzić na czym to wszystko polega - mówię pokazując żeby usiadły.

- Ale po co Ci taka wiedza Jaguar? - kręcę głową z westchnieniem.

- Dziewczyny powiem wprost - splatam ręce na biurko zamykając laptopa, którego najpierw używałam do filmu, ale jak się okazało dostawałam zbyt wiele maili na, które musiałam natychmiastowo odpowiadać - Nie chce dłużej okłamywać Camili. Wczoraj zapytała jak się jej oświadczyłam - mamroczę.

- Nadal nie rozumiem dlaczego oglądasz te romansidła - wcina się, co powoduje u mnie dość głośne westchnienie.

- To, że postanowiłam, że dla niej nauczę się być tą, o której zawsze marzyła...

- Mila się upierała, że jest hetero - przypomina Normani.

- Tak wiem. Może i jest, a może była - drapie się po szyi ze stresu - Ale myśli, że jestem jej narzeczoną, a teraz gdy zna przerobioną historię z jej urodzinowego wyjazdu ze zmienionym końcowym faktem...

- Do czego pijesz? - marszczy brwi splatając ręce na klatce piersiowej.

- Po prostu chce być dla niej tą, albo w cudzysłowie tym, co zawsze pragnęła mieć. Chcę się tego nauczyć i przede wszystkim chcę, się jej naprawdę oświadczyć...

- Że co? - Dinah zaczyna kaszleć.

- Czekaj, czekaj - czarnoskóra unosi palec w górę - Wiesz, że to jest głupia decyzja, prawda? - no tego to ja się nie spodziewałam.

- Dlaczego? - pytam zdziwiona.

- Co czujesz przy Mili? - pyta poważnym tonem DJ, co zaskakuje mnie jeszcze bardziej.

- No, hmmm... - przeczesuje nerwowo włosy dłonią opadając bardziej plecami na oparcie krzesła - No gdy jest przy mnie cały czas się uśmiecham i... Podoba mi się to - przygryzam nerwowo wargę, a Kordei popija wodę patrząc na mnie uważnie - Wczoraj... Całowałyśmy się... - zamykam oczy gdy wypluwa całą zawartość wody na moją twarz. Zaciskam mocniej powieki i wargi.

- Że kurwa, co proszę? Ja pierdole - przykłada dłoń do czoła.

- To był wasz pomysł! - warczę wstając. Biorę papierowy ręcznik i wycieram się krzywiąc z niezadowolenia i ze złości - Wiadomą rzeczą było, że kiedyś mnie pocałuje! - wyrzucam ręce w górę - Myśli, że jestem jej cholerną narzeczoną! - wyrzucam papier do kosza.

- Uspokójcie się - zarządza Kordei - Lauren - zerka na mnie łagodnie i podchodzi do mnie - Co jeszcze odczuwasz przy Camili?

- Noo - drapie się po czole - Jest mądra, uwielbiam z nią spędzać czas... Jej perfumy czuję nawet teraz - uśmiecham się lekko do siebie siadając z powrotem - Uwielbiam widzieć jej uroczy uśmiech, rumieńce. Jej oczy - rozmarzam się - Czekoladowe tęczówki - wzdycham - Miękkość jej ust...

- Dobra starczy - mamrocze wysoka farbowana blondynka - Zakochałaś się w niej.

- Nie prawda - od razu zaprzeczam - Po prostu na tyle dobrze się z nią dogaduje, że nie widzę potrzeby wyjścia na imprezę, czy spicia się do nieprzytomności. Dzięki niej nie mogę się doczekać powrotu do domu. Nie jest chociaż tak pusto i ponuro - zaczynam bawić się palcami.

- Jaguar nie oszukuj siebie, bo nas nie dasz rady - mówi Mani - Oglądasz romansidła chcąc się nauczyć bycia wymarzoną kobietą dla Camili. To wcale nie jest nic złego, ale to jak o niej mówisz... Nie przekona ani mnie, ani DJ o tym, że wmawiasz nam, że nic nie czujesz do Camili...

- Jak chcesz się jej oświadczyć? - Dinah zmienia temat, za co mam niezmierną ochotę jej podziękować, a zdarza się takie coś naprawdę rzadko.

- Chce zabrać ją tam gdzie wtedy, zrobić wszystko jak właśnie kiedyś... - wzruszam ramionami - Będę starać się odpowiadać jej na wszystkie pytania, ale w tych, w których skłamie postaram się zrobić tak by niedługo po tym coś powtórzyć, lub po prostu doprowadzić do tego żeby wydarzyło się naprawdę - marszczę brwi na swoją nieskładną wypowiedź.

- Wiesz, że jedno i drugie to praktycznie to samo? - kiwam głową i wzdycham patrząc na Normani.

- Ja... - zamykam oczy i wplatam palce we włosy - Ja po prostu zrobię wszystko by nie było kłamstwa i by miała ten uśmiech na twarzy dzięki mnie tak długo, jak to będzie tylko możliwe.

- Jestem z Ciebie dumna Lauser - DJ klepie mnie po ramieniu - A teraz rób swoje i wracaj do Camili, a my idziemy na obiad - zanim jestem w stanie się odezwać Jane wyciągnęła z mojego gabinetu Normani, a drzwi się zatrzasnęły. Boże one mają rację... Ja kocham Camile.

Wracam do domu dopiero koło dwudziestej zmęczona jak diabli. Niestety zepsuły się wszystkie systemy i musiałam tam siedzieć pierdolone czternaście godzin. Wchodzę do domu ściągając buty i rzucam teczkę na ziemi przy wejściu.

- Nie odbierałaś. Martwiłam się - zerkam na dziewczynę przebraną w moje bokserki i koszulkę. Lustruje jej ciało z lekko otwartą buzią. Potrząsam delikatnie głową.

- Mieliśmy problemy z systemami, a ja trzymam wszystkie kopie zapasowe całej firmy, więc musiałam wszystko po przesyłać im z powrotem - wzdycham i podchodzę całując ją w nosek. Po chwili rozglądam się zdziwiona po mieszkaniu - A gdzie Allyson? - zerkam na szeroko uśmiechniętą Kubankę.

- Powiedziałam żeby poszła odpocząć. Dałam sobie radę, a nawet zrobiłam Ci kolację - za nim kończy mówić wtula się we mnie mocno. Głaskam ją delikatnie po plecach - Strasznie się o Ciebie martwiłam - szepcze. Uśmiecham się lekko i całuje ją w czubek głowy.

- Jestem cała i zdrowa - unoszę jej podbródek tak by na mnie spojrzała. Jej wzrok jest zmartwiony, a na moim sercu robi się ciepło wiedząc, że jej na mnie zależy. Wcześniej oczywiście miałam te same odczucia, ale teraz jest to bardziej intensywniejsze, gdy mam świadomość, że jej uczucia do mnie są silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej myślałam, że mogły by być. Całuje ją delikatnie w usta. Dziewczyna staje na palcach i wplata ręce w moje włosy. Jej usta są ciepłe i miękkie, a pocałunek tęskny, ale delikatny. Układam dłoń na jej policzku delikatnie go głaszcząc, a gdy już nam obu brakuje tlenu opieram czoło o jej. Czuję na swoich ustach jak bardzo jest przyspieszony jej oddech - Chodźmy zjeść i się położymy. Padam z nóg - kiwa głową i łapię mnie za dłoń ciągnąc mnie do kuchni. Popycha delikatnie na krzesło, a chwilę później stawia przede mną spaghetti.

- Starałam się zrobić według twojego przepisu - uśmiecha się - Zjedz spokojnie, a ja jeszcze zmienię pościel - cmoka mnie w policzek, a po chwili znika już na górze. Zjadam wszystko w ekspresowym tempie i idę wsiąść szybki prysznic.

Bardzo się cieszę z tego, że mam ją przy sobie. Wiem, że to nie w porządku i nie powinnam nawet jej całować, nie powinnam myśleć o niej w ten sposób. Wiem także, iż oświadczyny są naprawdę durnym pomysłem, bo gdy odzyska pamięć może mnie wyśmiać, a co gorsza znienawidzić i oskarżyć o to, że wykorzystałam jej niewiedzę i naiwność umysłu, ale jeśli uda mi się sprawić, że dziewczyna będzie się czuła przy mnie naprawdę dobrze i jeśli uda mi się sprawić by mnie pokochała... Może nawet gdy odzyska pamięć nie odejdzie... Wzdycham i wchodzę do sypialni. Camila od razu odrywa nos od książki, a gdy mnie zauważa natychmiast odkłada ją na bok. Siadam obok niej.

- Co ciekawego czytałaś? - pytam zerkając na książkę, ale moje oczy są już tak bardzo zmęczone, że nie jestem w stanie dopatrzeć tytułu.

- Czytałam o grafice - uśmiecha się - Jutro coś popróbuje. Będę mogła popracować w domu, a ewentualne chciałabym wrócić do pracy - mówi patrząc na mnie. Przytakuje lekko.

- Oczywiście jeśli będziesz tylko chciała - wchodzę pod kołdrę i od razu układam głowę na ramieniu Camili, a ona układa natychmiast dłoń na moich włosach i zaczyna się nimi bawić. Nie lubię gdy ktoś tak robi, ale w wykonaniu Camz jest to bardzo przyjemne.

- Myślę, że sobie poradzę - zerkam na nią.

- Wiem, że dasz sobie radę - splatam nasze palce wolnej dłoni - Nie musisz jeśli się nie czujesz na siłach, ale jeśli chcesz...

- Spokojnie Lolo - uspokaja mnie - Ty też tam będziesz, a wydaje mi się, że lepiej byłoby wrócić do ludzi, może bym sobie coś przypomniała - mówi z zastanowieniem. Nie błagam nie przypominaj sobie nic. Wiem, że to jest egoistyczne, ale za bardzo się boję, że mogła bym ją stracić. Odzyskuje świadomość gdzie jestem dopiero gdy całuje moje czoło - Wyglądasz na zmęczoną - wyswobadza dłoń z mojej i pstryka palcami. W sypialni zapada całkowita ciemność - Śpij dobrze Lo - całuje mnie w nosek - Kocham Cię - szepcze i cmokam mnie w usta. Od razu oblewa mnie niesamowity gorąc, a serce przyspiesza na te słowa.

- Ja ciebie też - wyduszam to z ledwością i od razu mocniej wtulam w szyję dziewczyny, na wszelki wypadek by nie zauważyła moich rumieńców. Tak, wiem. Jest ciemno, ale zawsze coś mogło by mnie zdradzić.

- Dobranoc kochanie - wtula się we mnie jeszcze bardziej.

- Dobranoc Camzi - mówię cicho by mój głos nie zdradził, że najchętniej chodziła bym po suficie i krzyczała z radości, że powiedziała mi te dwa magiczne słowa.

______________________________________
Wybaczcie dzień mi uciekł 🤦 wydawało mi się, że dzisiaj piątek dopiero, ale już naprawiam swój błąd. Proszę o wybaczenie 🙏

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top