5

Minęły kolejne dwa miesiące, a ja już naprawdę wariuje. To w sumie daje cztery długie i męczące miesiące w których Camila jest nieprzytomna. Nadal chodzą za mną te dziwne głosy, a właściwie ten konkretny za którym tak bardzo nadal tęsknię. Ten jeden jedyny głos, który chciałabym usłyszeć w realiach, a nie w mojej wariującej głowie, która sobie uraja utęskniony głos z wkurzającymi słowami przyjaciółek. To na pewno nie działa jak w tym filmie gdzie dusza wychodziła z ciała dziewczyny, która była nieprzytomna. Stawiam na to, że może po prostu dostałam już na głowę, ale z jednej strony na pewno uszczęśliwia to DJ i Ally, ponieważ sypiam dłużej i u siebie w domu. Również przeszła mi już trauma co do samochodów. No i tak nadal się boje, ale już nie aż tak. Jakby nie było Camili już nie skrzywdzę, a ja... Cóż, gdyby się coś stało to z całą pewnością należałoby mi się.

- Nadal nic? - pyta Ally podając mi kawę. Kręcę głową z westchnieniem.

- Niestety - mówię - Miło, że Normani i Dinah się zmieniają by z nią siedzieć.

- Nawet bardzo - siada na przeciwko stołu - Normani to się nie dziwię, ale Dinah robi to z wiadomych przyczyn - śmieje się starsza - Tak czy tak lekarze mówią, że to najprawdopodobniejsza pora gdzie może się wybudzić... I módlmy się by tak się stało bo później...

- Bo później są coraz mniejsze szanse. Wiem - wzdycham, a niższa uśmiecha się pokrzepiająco.

- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze - uśmiecham się lekko.

- Wiem, Alls.

╔ Trzy godziny później 

- Jedziemy do dziewczyn? Dinah i Normami skarżą się na kręgosłup - chichocze przyjaciółka, na co potakuje.

- Jasne. Zbierzmy się. Pojedziemy jeszcze po kawę bo ta szpitalna z automatu jest ohydna - żartuje gdy wychodzimy z domu.

Właśnie tak, w końcu umiem się uśmiechnąć i zażartować. Chodź nadal mam ochotę płakać nie chce spowodować tego by przyjaciółki martwiły się bardziej niż to jest naprawdę konieczne. Droga razem z przystankiem na kawę zajmuje nam jakieś dwadzieścia pięć minut. To naprawdę świetny czas dotarcia do celu w godzinach szczytu. Prace wciąż ogarniam z domu, ale i także często się w niej pojawiam. Mimo, że jestem szefową nie oznacza to zwolnienia mnie z obowiązków ponieważ muszę wszystkiego dopilnować. Niektórzy pracownicy jeszcze nie są zbyt kompetentni, ale i tak bardzo ciężko znaleźć kogoś na ich miejsce więc póki co po prostu ich pilnuje czy wykonują zadania, które są im z góry dane.

- Lauren - Ally macha mi ręką przed nosem.

- Huh? - zerkam na nią zdezorientowana.

- Wchodzisz? - kiwam lekko głową, a Allyson popycha drzwi. Wchodzę pewnym krokiem.

- Zamyśliłam się po prostu o pra... - nie kończę zdania gdy widzę siedzącą Camile, a kartonowa podstawka łącznie z kawami wylatuje mi z rąk. Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego kiedy do niej podbiegam i łapię za rękę w której nie ma wenflonu siadając na krzesełku po jej lewej stronie.      - Camzi? - patrzę na przyjaciółkę, a ta zerka na mnie wielkimi oczami.

- Kto to Camzi? - marszczy brwi w zdziwieniu i spogląda na nasze splecione dłonie.

- Nie pamiętasz? - kręci głową przecząco, a moje serce się rozlatuje. Co ja jej zrobiłam?

- Ale ciebie pamiętam - uśmiecha się delikatnie do mnie. Pamięta mnie? Uśmiech bezwiednie wkrada się na moje usta - Jesteś moją narzeczoną - dodaje. Moje oczy robią się wielkie jak spodki, a ciało sztywnieje.

- C-co? - tylko tyle mogę z siebie wydusić po usłyszeniu tych słów.

- A nie jesteś nią? - patrzy na mnie smutnymi oczami, a ja potrząsam głową przecząco.

- N-nie Camzi n-ni-ie jestem twoją narzeczoną - mamroczę.

- Oh - spuszcza głowę zawiedziona.

- Lekarze już byli. Niedawno przywieźli Mile z badań, doktor powinien Cię zawołać gdy już dojdą do wniosku dlaczego nie pamięta i jak długo to może trwać - informuje mnie  Normani, na co kiwam jedynie głową. Zwracam się znów w stronę Kubanki.

- Camila pamiętasz cokolwiek? - pytam z lekkim przerażeniem. Brunetka przygryza wargę w charakterystyczny dla niej sposób zawsze gdy myślała, tak właśnie robiła.

- Wiem, że nazywasz mnie Camzi, a ta stuknięta wysoka blondyna - wskazuje palcem na Dinah - Mila - parskam śmiechem.

- Skąd wiesz, że jest stuknięta? - pytam chodź nie trzeba wiele czasu by to rozszyfrować.

- Bo gdy mnie zobaczyła zaczęła skakać wykrzykując "sikam, aż sikam, leje", a wcale nie sikała - wzrusza ramionami, a Ally wybucha śmiechem.

- A pamiętasz coś jeszcze? - dopytuje.

- Narzeczoną - zerka na mnie - Czyli Ciebie, jakiegoś pieska i jakiś dom z basenem - mamrocze, a ja kręcę głową.

- Camila, ale my wcale nie... Ał, kurwa! - zerkam na Dinah z mordem w oczach. Idiotka uderzyła mnie w tył głowy.

- Jest twoją narzeczoną. Mówi tak żebyś się nie czuła nie komfortowo - zapewnia dziewczynę.

- Wca... - znów mnie uderza, a ja podnoszę się z miejsca - Przestaniesz mnie, do chuja Pana w końcu bić? - warczę do wyższej już wyprowadzona z równowagi, a kiedy mam ochotę jeszcze coś dodać słyszę znaczące chrząknięcie. Od razu każda z nas kieruje wzrok na niskiego, nieco łysiejącego i siwego doktora.

- Mogę Panią prosić, Pani Jauregui? - zwraca się do mnie, a ja potakuję i ruszam w jego stronę. Mężczyzna zawraca i idzie do swojego gabinetu, jak sądzę. Wpuszcza mnie przodem, ale nie podoba mi się to, że wszystko robi tak wolno. Tam jest już przytomna Camila, więc co jak co, ale wolałabym być przy niej - Zrobiliśmy serie badań, które potwierdzają naszą wcześniejszą teorię o zaburzeniu pamięci Pani... - przerywa i patrzy mamie - Jeśli Pani nie chciała przyznać, że to Pani narzeczona to nie widzę problemu, ale proszę pamiętać, że kłamstwo ma krótkie nogi - wywracam oczami.

- Nie ważne - wzdycham - Więc jak długo to może trwać? - patrzę na mężczyznę. Drapie się po już wyłysiałej głowie.

- Wszystko jest w rękach Pani Cabello. Jak mocne ma wspomnienia i wyćwiczony mięsień mózgowy. Może być tak, że odzyska pamięć jutro, za miesiąc, rok, pięć - przymykam oczy i biorę głęboki oddech.

- Rozumiem - kiwam głową i przecieram czoło od potu, który wytworzył się od nadmiaru stresu.

- Ale też myślę, że jest dobra wiadomość. Dziś Pani Cabello musi zostać na obserwacji, a jutro po południu może ją Pani zabrać do domu. Badania prócz tego jednego wyszły bardzo pomyślnie - uśmiecham się lekko.

- Chociaż tyle - przytakuje - To wszystko?

- Tak. Może Pani wrócić do narzeczonej - uśmiecha się do mnie lekko. Wzdycham i mruczę ciche  pożegnanie po czym wracam do sali, ale za nim do niej wchodzę od razu zostaje wypchnięta.

- Co jest kur.. - patrzę na przyjaciółkę - Dinah Jane Hansen, co ty znów odpierdalasz? - pytam wściekła do granic możliwości.

- Zamknij się Jaguar tylko słucha...

- Wkurwiasz mnie - stwierdzam przerywając jej. Próbuje się przepchać do sali, ale łapie mnie za ramiona i przyciska do ściany.

- Słuchaj! - nakazuje. Unoszę brwi i odpycham ją od siebie splatając ręce na klatce piersiowej.

- Masz minutę - mówię ostrzegawczo, co jak z doświadczenia wiem działa jej zawsze na nerwy.

- Nie wyprowadzaj Camili z błędu. Wiem, że kłamstwo jest złe, ale to jedyne co pamięta i dobrze. Będziesz mogła ją mieć pod opieką, nie będzie narażona na Mahone'a i będzie bezpiecznej skoro najwyraźniej nie pamięta dosłownie nic. Będziesz miała na nią oko. Pomyśl...

- Ale ona myśli, że mieszkamy razem - wzdycham.

- No to przewieziemy jej rzeczy do Ciebie. Chociaż ci nie będzie nudno - udziela się Normani - I skołujemy pieska.

- Co? - otwieram szerzej oczy - Bez zwierząt! - nakazuje, a Normani chrząka.

- Przypominam ci, że ona myśli, że ma psa. Ciebie uważa za swoją drugą połówkę więc zaciśnij poślady i się przystosuj - mówi stanowczo, a ja kręcę głową.

- Mam ją kłamać? - pytam bez humoru, na co przytakują.

- Opowiadaj jej nasze wspomnienia, śmieszne historie. Jak sobie przypomni to ją przeprosisz i będzie po sprawie - Mani wzrusza ramionami.

- I mnie znienawidzi - mruczę.

- Nie wyolbrzymiaj - prycha DJ - Nie wyprowadzaj jej z błędu - podpowiada mi.

- Jesteście okropne - mamroczę i wchodzę do sali. Siadam obok Camz, która mi się przygląda.

Może dziewczyny mają rację, zrobię to dla jej dobra i bezpieczeństwa. Będę mogła mieć ją pod ochroną. Obecność Camili i założenie, że jesteśmy zaręczone wyprowadza na wierzch jasny fakt. Zero imprez, kochanek... A zwłaszcza z moją sekretarką podczas pracy, bo niestety jest duże prawdopodobieństwo, że Camila się dowie, a wtedy poczuje się oszukana i zraniona. Czuję się do tego niemalże zobowiązana, bo skoro to przeze mnie tak skończyła, to teraz wypada mi zadbać o przyjaciółkę "narzeczoną" Boże jak dziwnie to brzmi... Przecież ja nawet nigdy w życiu nie miałam dziewczyny, a tutaj z grubej rury dziewczyny wepchnęły mnie w spore bagno. Fakt, że Camz nie wie co z czym się je jest jednak pocieszające ponieważ nie będzie znać mojej mimiki i gdy nie będę czegoś w stanie zrobić zawsze mogę wytłumaczyć, że jestem taka tylko dlatego by nie czuła się z czymś źle.

- Mam dobry gust - uśmiecha się lekko. Zerkam na... Właściwie jak mam ją teraz określać? Zerkam na dziewczynę.

- Dlaczego tak uważasz? - marszczę brwi patrząc na nią.

- Masz śliczne oczy - patrzy swoimi prosto w moje z subtelnym uśmiechem - Jak szmaragdy - stwierdza, a ja czuję palące rumieńce, które wstępują na moje policzki.

- Dziękuję - mówię spuszczając lekko głowę. Camila ziewa więc od razu to wychwytuje - Może prześpij się? - patrzę na nią z nadzieją. Kręci szybko przecząco głową.

- Nie chce - łapie mnie za dłoń.

- Spokojnie będę tutaj kiedy się obudzisz - zapewniam ją głaskając delikatnie jej przyjemnie ciepłą i gładką dłoń.

- Chce do domku - spuszcza głowę wzdymając dolną wargę, która zaczyna drżeć. O nie, tylko nie to.

- Camzi - siadam obok niej na łóżku, a ona od razu się we mnie wtula - Doktor powiedział, że musisz jeszcze dzisiaj tutaj zostać, tak? Jutro zabiorę Cię do domku - kołysze nami delikatnie w przód i tył.

- Obiecujesz? - zerka na mnie zaszklonymi brązowymi oczami, które wydają się jeszcze piękniejsze niż kiedyś... Zaraz co? Camila zawsze miała ładne oczy, a nie piękne... Chociaż wypadało by jej od czasu do czasu coś takiego powiedzieć prawda? Otrząsam się z zamyślenia i potakuje.

- Obiecuję słońce - przytulam policzek do jej boku głowy.

- Połóż się koło mnie - prosi cicho. Powstrzymuję westchnienie i wykonuje niepewnie jej prośbę. Przerzuca nogę przez moje biodra razem z kołdrą, a twarz wciska w moją szyję.

Kilka minut później wiem, że już zasnęła ponieważ zawsze gdy przysypia ma dziwne odruchy. Kiedyś mi o tym wspominała, że przy zasypianiu czuje jak by spadała w dół i stąd te jej odruchy.

Twarz brunetki jest wykrzywiona w lekkim uśmiechu dzięki czemu mogę stwierdzić, że jest chyba naprawdę zadowolona. Nie mogę się powstrzymać i uśmiecham się szeroko. Camzi się obudziła, jest tutaj z nami. Już jej nic nie grozi. Myślałam, że doznałam prawdziwej radości kupując sobie swoje wymarzone auto, ale tamto jest niczym z porównaniu tym teraz. Dziewczyny wchodzą po chwili do sali patrząc na nas z uniesionymi brwiami.

- Ally kluczyki - mówię wyciągając w jej stronę dłoń z kluczami do mojego domu i samochodu - Przewieźcie jak najwięcej rzeczy Camili do mnie. Pośpieszcie się bo jest już późno, a musicie skołować jeszcze psa - mówię do Dinah, która salutuje ze zwycięskim uśmiechem na twarzy - Kupcie też miski, smycz... Wszystko co dla psa jest potrzebne - wzdycham - Przedstawienie czas zacząć - mamrocze już do siebie ponieważ dziewczyny wyszły od razu z sali, by wykonać wszystko o co je prosiłam.

Wiem, że kłamstwo ma krótkie nogi jak to powiedział ten doktor, ale jedno jest pewne. Zaopiekuję się Camilą tak dobrze jak tylko umiem. Nie pozwolę jej przez siebie płakać, ani cierpieć. Postanowione, będzie najszczęśliwszą kobietą na świecie i ja osobiście o to zadbam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top