5.
– Mamo?! – krzyknął nastoletni chłopiec, biegnąc w kierunku wcześniej wymienionej postaci. – Mamo! – zawył głośno, padając na kolana tuż obok twarzy rodzicielki. – Kurwa... Gdybym tylko się pospieszył!
– Zamknij jadaczkę i walcz! Ona na pewno by nie chciała, żebyś zginął, bo użalałeś się nad jej śmiercią! – Do blondyna podbiegła jego siostra, która jednym sprawnym ruchem obroniła chłopca przed uderzeniem ciężkim mieczem prosto w kark. – To nie czas na opłakiwanie zmarłych! Myślisz, że tylko tobie jest z tym ciężko?! Mnie też to boli!
Czarnowłosa otarła policzki z wciąż spływających łez. Nie widziała dokładnie przez słoną ciecz zbierającą się w kącikach jej oczu, ale jednego była pewna — nie mogła się poddać, gdy przed sobą wciąż miała wrogów zagrażających życiu jej bliskich. Musiała chronić braci, którzy bez niej by sobie nie poradzili. Już nie zdołała obronić matki, dlatego spotęgowała całą swoją siłę woli w dwóch krótkich sztyletach, po czym wróciła na pole bitwy.
– Zen... Zabierz stąd Akirę i uciekaj tam, gdzie zawsze – powiedziała umierająca kobieta, odsłaniając spod swojej sukni małe zawiniątko, które okazało się być dzieckiem. – Wierzę w ciebie, kochanie.
Jeszcze przed finalną śmiercią posłała swojemu synowi najszczerszy uśmiech, jaki zdołała z siebie wykrzesać, a zaraz po tym odeszła ze świata żywych, zostawiając trójkę swoich pociech na pastwę losu.
~~~~~~~~~~~~~
Ten moment, w którym czujesz, że już umierasz, a nie potrafisz uronić nawet jednej łzy, bo pogodziłeś się z tym faktem... Czy wiesz, jakie to uczucie? Jakie to uczucie, gdy bliskie ci osoby, które zawsze na ciebie liczyły, stoją teraz i zalewają się słonymi łzami, a ty patrzysz tylko pusto w niebo, uśmiechając się tępo z myślą, że nie możesz ich już uratować? Wiesz, jak to jest? Widzieć ich cierpienie i nie potrafić nic z tym zrobić? Ja niestety to wszystko wiem... już wiem. Kiedyś nie sądziłem, że kiedykolwiek wydarzy się coś podobnego, jednak stało się. Umierałem. Nie istniało żadne lekarstwo zdolne wyleczyć moje przebite na wylot serce. Mogłem w tej sytuacji jedynie leżeć i wykrwawiać się, licząc na to, że po śmierci uda mi się odrodzić w nowym ciele, by obserwować i jednocześnie chronić rodzinę, za której dobro oddałem życie.
Ostatni raz uśmiechnąłem się nieumiejętnie w stronę mojej młodszej siostry, by tylko przed śmiercią móc zostawić jej w pamięci na pamiątkę swoją wesołą twarz, której jeszcze nigdy nie pozwoliłem zobaczyć dziewczynce chociażby na sekundę. Ktoś dla mnie ważny stwierdził kiedyś, że mój uśmiech jest przerażający, dlatego przestałem wyginać usta w rozbawioną podkowę, by nie straszyć ludzi, ale jak tak pomyśleć o tym teraz, to wydaje mi się, że ta osoba powiedziała mi to tylko i wyłącznie w przypływie złości, którą wtedy u niej wywołałem. Byłem naprawdę niedobrym przyjacielem...
– ...ashi! Tadashi, kretynie! – krzyczała o rok młodsza ode mnie siostra, wciąż próbując zatamować krwotok – Myślisz, że pozwolimy ci odejść tak łatwo?! Nie poddawaj się, kurwa! Nie poddawaj się... – załkała, opierając się czołem o moją klatkę piersiową.
– Sayuri, czy braciszek – pociągnęła nosem – Tashi będzie żył? – zapytała, patrząc szklanymi oczkami prosto w moje.
– Spokojnie, Kaede. Nie pozwolę, by ten baran zostawił nas same z tym bałaganem w pokoju, który mieliśmy sprzątnąć razem. – Podniosła głowę z mojej klatki piersiowej, po czym resztkami magicznej siły, która jej pozostała, zaczęła ponownie mnie ratować.
Nigdy niesłuchająca nastolatka wyglądała na naprawdę przejętą tą całą sytuacją, ale dlaczego tak było? Przecież nigdy nie byłem dobrym bratem i szczerze mówiąc, zawsze jej dokuczałem, bo była dziewczyną i w dodatku młodszą ode mnie, dlatego nie rozumiałem, dlaczego chce mnie uratować. Nie raz słyszałem z jej ust, że chce, żebym umarł, a gdy w końcu to się działo, z całych sił starała się utrzymać mnie na tym świecie jak najdłużej. Czy to to właśnie nazywa się siostrzaną miłością? Nie wiedziałem, nic nie rozumiałem, moje myślenie zostało odłączone i zastąpione jedynie możliwością odczuwania bólu fizycznego i patrzenia na zapłakane rodzeństwo, co również niespecjalnie dobrze wpływało na moją psychikę.
– Dlatego właśnie cię nienawidzę! Bo poddajesz się zbyt szybko! – warknęła Sayuri, ocierając łzy z policzków, które ograniczały jej widoczność – Kaede, podejdź do mnie. Szybko!
Malutka kopia mnie prędko usiadła z lewej strony blondynki, znajdując się tym sposobem bardzo blisko mojej twarzy. Mogłem przez to idealnie dostrzec jej opuchnięte od płaczu oczka i ubrudzone od łez oraz kurzu policzki. Miałem ogromną ochotę przetrzeć twarz siostry tak, jak robiłem to zawsze, gdy zupełnie nieświadomie się czymś ubrudziła, jednak w tamtym momencie mogłem o tym jedynie pomarzyć. Kompletnie nie czułem rąk, a jedyną częścią ciała, którą mogłem poruszać, były oczy.
Ślepo wpatrywałem się w coraz szybciej poruszające się usta Sayuri, powoli tracąc słuch. Gdybym nie potrafił czytać z ruchu warg, nie wiedziałbym, że dziewczyna prosiła wtedy Kaede o użyczenie jej jej części mocy, z której i tak jeszcze nie potrafiła korzystać. Brunetka zgodziła się bez wahania, by oddać całą swoją magię siostrze, po czym położyła swoją drobną rączkę na ramieniu blondynki i uśmiechnęła się do mnie szeroko, mówiąc:
– Uratujemy cię, Tashi! Tylko patrz!
Po czym jej brązowe włosy zaczęły jasno błyszczeć, a cała moc, którą wtedy posiadała, przeszła do ciała Sayuri. Wiedziałem, że nastolatka nie zamierza zmarnować daru, który otrzymała od małej kopii mnie poświęcającej swój naturalny kolor włosów tylko i wyłącznie dla mojego życia, bo od razu, gdy owłosienie Kaede z mlecznej czekolady przeszło w białą, wszystkim, co potrafiła, zaczęła mnie leczyć.
Jedynie ja wtedy wiedziałem, że wszystko, co robią, jest bezsensowne, ale nie mogłem im tego powiedzieć nie tylko dlatego, że nie potrafiłem, ale również z tego powodu, iż moje siostry wciąż posiadały nadzieję, że dalej będę żył z nimi w dość pokracznych stosunkach, nie martwiąc się jutrem i każdego dnia obijając się, by przybrać trochę na wadze. Trochę zrobiło mi się smutno z tego powodu, że już nigdy nie będę mógł tego doświadczyć, ale nic nie mogłem zrobić. W końcu zostałem bezsilny, czyż nie?
– Tadashi, do cholery! Otwórz te pieprzone oczy! – krzyknęła Sayuri najgłośniej, jak potrafiła, prawdopodobnie zauważając, że nie mam już siły, by dalej trwać w agonii.
– Braciszku, proszę... Zrobiłam dzisiaj obiad specjalnie dla ciebie. Miałeś go zjeść i powiedzieć, że jest beznadziejny – jęknęła piskliwym głosem białowłosa już dziewczynka, z całych sił ciągnąc moje powieki ku górze.
– Tak trzymaj, Kaede! On nie może zasnąć... Nie teraz, kiedy walczymy o życie tego palanta! – Zobaczyłem, że blondynka zagryza dolną wargę z olbrzymią desperacją wyrysowaną na twarzy.
Kiedy ona tak właściwie mnie polubiła? Jak pamiętam, nigdy się nie dogadywaliśmy. Z całego serca uwielbialiśmy robić sobie różne żarty — od żuków w zupie, po żywe szczupaki pod kołdrą — ale jeszcze ani razu żadne z nas nie było chociażby trochę miłe dla drugiego. Czy to, że umierałem, naprawdę miało tak diametralny wpływ na stosunki między naszą dwójką? Chciałbym to wiedzieć...
Cholera, o czym ja plotę? Pewnie od samego początku zastanawiasz się, do czego tam doszło, że ledwo utrzymywałem przytomność i w dodatku zostałem przebity na wylot... Cóż, pozwól, że wciągnę cię w wir tej nieskomplikowanej historii.
To wszystko zaczęło się chwilę po tym, gdy z samego rana wyszedłem na pole, by trochę popracować. Wtedy zobaczyłem na głównej drodze prowadzącej do naszej wioski dość sporą grupkę mężczyzn. Na początku ich zignorowałem, bo dlaczego miałbym zwracać uwagę na jakichś przechodniów, których zawsze było tam pełno tylko dlatego, że nasza miejscowość leżała pomiędzy dwoma największymi miastami w państwie? Dokładnie — nie było ku temu powodów. Gdybym wcześniej wiedział, że zostanę głównym bohaterem tej tragicznej powieści, zaszyłbym się gdzieś głęboko w piwnicy i nie wychodził z niej przez całe swoje życie, byleby nikt mnie tam nie znalazł.
W naszym świecie istnieją dwie „rasy" ludzi, jeśli tak mogę to nazwać. Ja i moje siostry należymy do tych, którzy potrafią korzystać z magii — tak samo osiemdziesiąt procent naszej wioski — zaś ta druga grupa, to ci zwykli zjadacze chleba, którzy muszą pracować całe życie jedynie swoimi mięśniami, ponieważ nie potrafią wykrzesać z siebie nawet małej części piękna otaczającego ich świata. Tak, nasza siła bierze się z otoczenia — głównie lasów — a dokładniej z natury. Każdy posiada inny dar, którym potrafi dysponować w różnym stopniu. Zdarzało się, że rodzili się tak zwani „geniusze", ale niestety zawsze ginęli w wieku około dziesięciu lat, ponieważ nie mieli zdolności kontrolowania umiaru czerpania magii z otoczenia. Za każdym razem odbijało się to negatywnie na wiosce, ale nikt nie mógł tego powstrzymać — nasz jedyny znachor niedawno odszedł i nie zostawił po sobie kompletnie niczego. Żadnego testamentu czy nawet ksiąg z zaklęciami i miksturami. Prawdopodobnie był zbyt ostrożny i nie ufał nikomu z wioski. Cóż, co się dziwić? Zdarzały się zdrady i różne ataki na nasze miejsce zamieszkania tylko dlatego, że jakieś barany nie potrafiły trzymać języka za zębami i korzystały z czarów w miejscach wypełnionych zwykłymi ludźmi, co z kolei prowadziło do jakichś grubszych sporów między naszymi „rasami", jednak jakimś cudem zawsze udawało nam się wyjść z tego cało. Na naszą niekorzyść znachor zwyczajnie był zbyt ostrożny, jednak opłaciło mu się to.
~
Odnalazłam mój stary notatnik. Nie wiem, czym mogła/miała być ta historia. Jest bodajże z 2016 roku, ale jak na mój wiek wtedy, nie wydaje się wcale najgorsza. A skoro ta książka i tak jest od takich dziwactw, to mam nadzieję, że ktoś poświęcił na to czas. Kontynuacji oczywiście nie będzie, bo kompletnie nie pamiętam, co miałam w głowie. Ale oby kogoś to jakoś zainteresowało. ^^"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top