1.
Biegłam przez las. Nie mam pojęcia jak się tam znalazłam i chyba nie chcę wiedzieć. Zatrzymałam się koło wielkiego dębu i podparłam się o niego. Coś mi podpowiadało, że muszę uciekać. Nie mogłam się zdecydować: iść za tym uczuciem czy czekać, aż coś się wydarzy? Jednak posłuchałam pierwszego przeczucia. Nie widziało mi się zostanie złapanym przez jakiegoś potwora... czy przed czym ja w ogóle uciekałam.
Po chwili odpoczynku ruszyłam dalej. Usłyszałam dźwięk łamiących się gałęzi. Ktoś lub coś mnie śledziło. Przyspieszyłam kroku, a po chwili zaczęłam biec. Wystraszyłam się. Cudem było to, że nie krzyczałam ze strachu czy też nie potknęłam się ani razu. W takiej sytuacji normalnie dawno leżałabym na ziemi, krzycząc w niebogłosy i zalewając się łzami. Bicie mojego serca ciągle przyspieszało. Ten strach... nigdy jeszcze nie odczuwałam go tak mocno.
Zwolniłam kroku. Nie miałam już powoli siły, a poza tym, wciąż nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Cichy szelest liści. Usłyszałam go i od razu pobiegłam przed siebie. Nogi miałam już tak poranione... w sumie tak jak całe ciało. Nie tylko byłam pocharatana, ale i głodna oraz spragniona.
- Jak ja się tutaj znalazłam? - zapytałam samą siebie, wydając z siebie cichy pisk.
Coś się zbliżało. Nie miałam już siły uciekać, jednak, gdy zobaczyłam watahę wilków, moje nogi same ruszyły. Biegłam pędem przed siebie, nawet się nie odwracając. Skręciłam w prawo, usiłując je zgubić, jednak wciąż słyszałam ich głośne ujadanie i to, że siedzą mi na ogonie.
Nadal biegłam. Nie minęło dużo czasu, odkąd je zobaczyłam i zaczęłam uciekać, jednak już opadałam z sił. W dodatku... trafiłam na ślepy zaułek. Przez moment chciałam się cofnąć, jednakże, gdy się odwróciłam, zobaczyłam watahę wilków. Stały w wejściu, zagradzając mi jedyną realną drogę ucieczki. Już wtedy wiedziałam, że jestem nieźle udupiona. Ostatnie wyjścia, które mi pozostały? Walka lub poddanie się, chociaż tego drugiego nie tolerowałam. Musiałam coś szybko wymyślić. Nie było zbyt wiele czasu na takie rzeczy, ale starałam się myśleć racjonalnie. Zresztą... mogłam tylko próbować tak robić.
Złapałam za patyk, który leżał przed moimi nogami i ustawiłam się w pozycji obronnej. Byłam gotowa walczyć, jednak Coś mnie powstrzymało. Nad watahą przeskoczył, w porównaniu do reszty, śnieżobiały wilk. W jego oczach dostrzegłam błękitny blask. Nie wiem, co miał symbolizować. Wiem tylko tyle, że prawie zeszłam na zawał, gdy wylądował przede mną. Miał około dwóch metrów wzrostu. To nie było nawet odrobinę normalne. Odsunęłam się w tył, plecami napotykając zimną ścianę. Aż się wzdrygnęłam z tego chłodu. W dodatku wtedy dopiero zauważyłam, że jestem tylko w lnianej sukience koloru białego, która, prześwitując, ukazywała moją koronkową bieliznę. Całe szczęście, że, uciekając, nie spotkałam po drodze żadnego człowieka. Przecież normalnie spaliłabym się ze wstydu.
Wielki pies odwrócił się do mnie tyłem i warknął groźnie do watahy, która natychmiast uciekła, głośno piszcząc. Białe stworzenie wróciło do mnie. Miałam wrażenie, że odgonił rzeszę wilków tylko po to, by móc zjeść mnie w samotności, nie musząc się z nikim dzielić. Jednak jego zachowanie mnie zaskoczyło. Ułożył się u mych nóg, liżąc delikatnie językiem rany na nich. Padłam na kolana, wtulając się w zwierzę. Jego ciepło było czymś, czego potrzebowałam. Uspokoił mnie. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Prawdopodobnie rozpłakałam się z bezsilności i szczęścia, że jednak jeszcze żyję. Byłam cholernie wdzięczna temu zwierzęciu. Mogłam nawet... w sumie nie wiem co. No w końcu wilki to dzikie zwierzęta i nikt nie musi ich karmić, a co dopiero się takim opiekować. To by było dziwne, a jednocześnie głupie i żenujące.
- Spokojnie, jestem przy tobie... - znikąd odezwał się ktoś.
Usłyszałam ten melodyjny, męski głos. W moich oczach pojawiło się jeszcze więcej łez, a na policzki wparował rumieniec. Uchyliłam powieki i dostrzegłam coś zaskakującego. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom w to, co wtedy zobaczyłam. Ja... tuliłam mężczyznę. MĘŻCZYZNĘ, a nie wilka! Oderwałam się od niego, mocno zaskoczona jego wyglądem i stanęłam na nogach, które mocno mnie bolały. Jego śnieżnobiałe włosy i błękitne oczy mnie onieśmieliły. Naprawdę byłam w szoku... No kto normalny by nie był? A w dodatku przedstawiciel płci silnej był półnagi. Na jego nogach widniały tylko stare, podarte spodnie jeansowe. Wytarłam łzy i spojrzałam na jego umięśnioną klatkę piersiową. Natychmiast się zaczerwieniłam, dlatego zmieniłam obiekt zainteresowania z mężczyzny na trawę, która rosła obok niego. Podniósł się z ziemi, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku. Objął mnie w talii, przyciągając moje słabe ciało do siebie. Wplótł swoje palce w moje brudne, białe włosy. Nasze spojrzenia się spotkały. Nie wiedziałam, co się dzieje. Odruchowo położyłam ręce na jego ramionach. Sama zdziwiłam się swoim zachowaniem. Nigdy nie byłam tak odważna... chyba, bo niewiele pamiętałam. Wszystko jak przez mgłę. Moje dzieciństwo, wiek nastoletni... Nie wiedziałam czy są to prawdziwe wspomnienia, bo w końcu mogłam sobie wszystko wymyślić. No w sumie bym się nie zdziwiła. Widziałam już tyle dziwnych rzeczy jednego dnia, że jedna zmyślona historyjka by mnie nie zdziwiła. Zależy, czego by dotyczyła...
Chłopak położył swoją głowę na moim ramieniu i polizał mnie w szyję. Wzdrygnęłam się delikatnie, łapiąc rumieńca, który przypadkiem przechodził obok.
- Czyli naprawdę nic nie pamiętasz... - szepnął mi do ucha, odsuwając się ode mnie.
Nie wiedziałam, o co może mu chodzić. Jasne, nic nie pamiętałam, ale skąd on to wiedział i dlaczego w ogóle go to obchodziło? Nie chciałam go o to pytać, dlatego tylko skinęłam delikatnie głową, spoglądając na niego ukradkiem.
- Wskakuj! - powiedział głośniej, uśmiechając się smutno.
Po wypowiedzeniu tego jednego słowa, zamienił się w pięknego, dwumetrowego wilka. Położył się na ziemi i warknął uprzejmie, ponaglając mnie wzrokiem. Podeszłam do niego niepewnie, po czym wsunęłam się na jego grzbiet. Futro wilka pachniało tak niesamowicie, że nawet nie potrafię opisać tego zapachu. Może las iglasty wymieszany z męskimi perfumami będzie dobrym określeniem? Nie wiem. W każdym razie, podobała mi się ta delikatna woń.
Chwyciłam mocno futro, przerzucając jedną nogę przez wilka i wtuliłam się w niego. Poczułam jak się podnosi. Trochę się wystraszyłam, ale te uczucie było mi znajome. Normalnie jakbym robiła to od dziecka... jakbym od dziecka jeździła na dzikich zwierzętach.
Otworzyłam oczy, czując, że się zatrzymaliśmy. Śnieżnobiały pochylił się, bym mogła swobodnie z niego zejść. Tak więc postąpiłam. Ześlizgnęłam się na ziemię, po czym rozejrzałam się dookoła. Las, las, las... i wielki wodospad odbijający promienie słoneczne. Podeszłam wolno do wody, tym razem patrząc pod nogi. Nie chciałam się znowu zranić... nie w stopę, bo to by mnie odrobinę zabolało. Zanurzyłam jedną nogę w wodzie, po czym dołożyłam drugą. Tak bardzo pragnęłam się gdzieś schłodzić albo chociaż odpocząć przez chwilę, że zapomniałam o tym, iż nie byłam sama.
- Tu tutaj spotkaliśmy się pierwszy raz - stwierdził zimno, patrząc w dal. - Nadal nie mogę uwierzyć, że nic nie pamiętasz... To zabrzmi egoistycznie, ale - zrobił chwilę przerwy, patrząc mi w oczy - najbardziej boli mnie to, że zapomniałaś o mnie... o nas. - patrzył na mnie, widocznie zraniony. Nie wiedziałam, dlaczego tak było. Chciałam tylko dowiedzieć się czegoś więcej.
- Więc... co tak właściwie się stało? - zapytałam chrypliwym głosem. Chłopak uśmiechnął się smutno, po czym spojrzał w niebo.
- To było kilka dni temu. - zaczął, siadając i opierając się o pień drzewa.
Wyszłam z wody, żeby lepiej słyszeć, co mówi. Podeszłam kawałek i usiadłam obok niego.
- Wyszłaś na polowanie. Wiesz, dzień jak każdy inny. Nie sądziłem, że może się coś stać. Biegłaś za ofiarą i nieszczęśliwie spadłaś z klifu w przepaść. Gdy tylko usłyszałem, że skamlesz, pobiegłem natychmiast w stronę twoich krzyków, jednak ciebie już tam nie było. Została jedynie mała wiewiórka, która powiedziała mi, że nic nie pamiętasz. Amniezja... - skończył, odwracając wzrok w inną stronę.
Zapewne nie chciał, żebym widziała jak mocno cierpi. I pomyśleć, że to wszystko było moją winą. W sumie... to dobrze, że nic nie pamiętałam. Przynajmniej nie wiedziałam, co straciłam przez tę całą amnezję.
- Rozumiem. A mogę jakoś odzyskać pamięć? - zapytałam cicho, wiedząc, że chłopak wciąż jest odwrócony do mnie tyłem.
Klepnęłam go w ramię, ale nie zareagował. Bez dłuższego namysłu przytuliłam się do niego. Ciepło, które biło od chłopaka... czułam, że było mi znajome. Nie mógł kłamać odnośnie tego wszystkiego, co mi powiedział. Przynajmniej intuicja kazała mi tak myśleć.
- Nie mam pojęcia - odparł, odwracając się do mnie.
Miał lekko szklane oczy. Położył się na ziemi i pociągnął mnie ze sobą. Wylądowałam obok niego. Zaskoczył mnie. Nie wiedziałam, dlaczego tak postąpił.
- Nie podnoś się - szepnął, obejmując mnie w talii.
Postąpiłam zgodnie z jego rozkazem. Nic nie słyszałam. Jedynie głośne bicie mojego serca i krew pulsującą mi w uszach. Usłyszałam, że oddech chłopaka się uspokoił, a jego uścisk złagodniał. Podniosłam się i spojrzałam na twarz białowłosego. Była... taka piękna. Wyglądał tak cudownie, gdy spał.
- P-Płakałeś? - szepnęłam, jąkając się.
To było dziwne. Coś go bolało? To moja wina? Może powinnam zniknąć? Westchnęłam cicho, ignorując swoje myśli. Nie chciałam go zostawiać. W sumie tylko dlatego, że wyglądał tak bezbronnie, gdy spał. Chciałam go obronić, chociaż jestem prawie w stu procentach pewna, że nie dałabym rady tego zrobić nawet, gdybym zaciekle walczyła o jego dobro. Oparłam się o drzewo, korzystając z widoku śpiącego... właśnie, jak on w ogóle miał na imię?
Minęło kilka godzin odkąd białowłosy zasnął. Wciąż czekałam, aż się ocknie. Zaczęło się robić ciemno. Usłyszałam szelest liści. Wpierw pomyślałam, że to wiatr i nie ma, czym się martwić. Jednak po chwili w lesie rozbrzmiał dźwięk łamanych gałęzi i czyjś głośny oddech. Wystraszyłam się. Te odgłosy były niematuralne. Zbliżały się do nas coraz bardziej. Z każdą kolejną sekundą hałas nasilał się z każdej strony. Skuliłam się, gdy zauważyłam wysoką, umięśnioną sylwetkę. To było cholernie przerażające. Moje serce zabiło mocniej, gdy postać wyłoniła się zza krzaków. Mężczyzna miał ogromne kły, długie, błękitne włosy, a także był dobrze zbudowany. Nosił jeansy tak samo jak białowłosy. Zbliżył się do mnie szybko, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały. Złapał mnie za szyję i podniósł w górę moje bezwładne ciało. Byłam zszokowana. Ścisnął mnie tak mocno, że prawie się udusiłam. Zamknęłam oczy, nie mogąc powoli oddychać.
Usłyszałam tylko mocny trzask, a zaraz poczułam, że ląduję na ziemi, mocno w nią uderzając. Łapczywie wciągnęłam powietrze. Wyglądało to tak, jakbym chciała zabrać je tylko dla siebie, nie dzieląc się z innymi. Uchyliłam lekko powieki. Obraz, który ujrzałam, sparaliżował mnie. Nie mogłam już nic zrobić. Białowłosy walczył zaciekle z osobnikiem, który mnie zaatakował. Ta jego straszna mina... Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak zagorzale mnie broni. Nie pozwolił mu więcej zbliżyć się do mnie nawet o krok się.
Nagle wymacałam coś metalowego pod swoją sukienką. Nóż. Był przywiązany do mojego uda jakimś starym kawałkiem szmaty. Wyciągnęłam go i ledwo podniosłam się z ziemi. Wycelowałam precyzyjnie, po czym rzuciłam nim prosto między oczy błękitnowłosego. Upadł z wielkim hukiem i zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Długa strużka krwi popłynęła przez jego nos, prowadząc swoją własną ścieżką kolejne strumienie czerwonej cieczy. Podbiegłam do obrońcy i upadłam obok niego na kolana. Był zdenerwowany. Już po dotknięciu go czułam jego bicie serca oraz gorąc ciała mężczyzny. Wyjęłam nóż z ofiary i wycierając go o trawę, schowałam broń w miejsce, z którego została wyciągnięta. Chciałam się do niego odezwać, ale nie zdążyłam otworzyć ust,gdy ten już objął mnie mocno ramionami, głośno dysząc.
- Jesteś cała? - wydukał pomiędzy kolejnymi wdechami i wydechami.
Był strasznie zadrapany. Krew płynęła z niego ciurkiem. Na jego ramieniu widniała wielka szrama, z której lało się najmocniej. Podarłam swoją sukienkę i zatamowałam w pewnym stopniu dopływ krwi do ramienia.
- Chyba tak... Za to ty nie wyglądasz najlepiej. - złapałam go za dłonie, patrząc mu w oczy. - Zabieram cię stąd. - uśmiechnęłam się, wstając i pomagając chłopakowi się podnieść.
Dotarliśmy do chatki w środku lasu, do której słownie prowadził mnie białowłosy. Uchyliłam drzwi i prawie od razu poczułam znajomy zapach. Do moich nozdrzy podstępnie wkradł się aromat, który prawdopodobnie dobiegał z kuchni. Zaprowadziłam mężczyznę do sypialni i położyłam go na łóżku.
Właściwie... jak masz na imię? - zapytałam, siadając obok niego.
Z jego oczu zniknęły iskierki, które jeszcze niedawno pokazywały jakąś nikłą nadzieję na to, że moja pamięć jednak wróci.
- Cole, a ty Sophia, jakbyś zapomniała. - westchnął, odwracając ode mnie wzrok.
Musiał mocno cierpieć przez to, że nie pamiętałam nawet jego imienia, ale to chyba normalne. W końcu go też nie mogłam sobie przypomnieć. Nawet, gdy się mocno starałam i bardzo tego chciałam - nie wychodziło mi to.
- Ładne imię. - zarumieniłam się po wypowiedzeniu tych słów, jednak nie wiem, dlaczego tak stwierdziłam.
- A wiesz, że powiedziałaś mi to, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz? - spojrzał na mnie.
Od razu dostrzegłam powrót iskierek w jego oczach, które jeszcze niedawno z nich uciekły. Zaczęłam sobie coś przypominać, ale było to zbyt odległe wspomnienie, położone za mgłą, której nie pokonasz nawet z ogromną latarką w dłoni.
- Niestety nie pamiętam... wybacz. - spuściłam głowę ze smutkiem, napawając się widokiem pięknych liści bananowców.
Chłopak przysunął się do mnie, obejmując moje ciało bardzo mocno. Słyszałam szybkie bicie jego serca i nierówny oddech, który temu towarzyszył. Z moich oczu poleciały łzy, łzy skutku, bólu, tęsknoty, zapomnienia i nikłej nadziei na powrót wspomnień, którą i ja zaczęłam posiadać. Cole odsunął się ode mnie, ocierając kciukami słone krople z mych policzków. Złapałam go za dłonie, patrząc mu w oczy. Obraz stał się zamglony. Już nic nie widziałam, już nic nie słyszałam.
Podniosłam się szybko z łóżka i pobiegłam pędem do kuchni. Całe szczęście - byłam w domu. Nalałam sobie trochę zimnej wody do szklanki i upiłam mały łyk, w pewnym momencie zastygając w bezruchu. Ktoś stał w drzwiach. To on. Białowłosy opierał się o ścianę, patrząc na mnie zaspanymi oczami. Natychmiast odłożyłam szklankę i podeszłam do niego. Zaczęłam delikatnie przesuwać dłońmi po jego twarzy. Musiałam upewnić się, że jest prawdziwy, a nie ukazany tylko jako wspomnienie. To był on - z krwi i kości. Namiętnie go pocałowałam, wypuszczając z oczu potok łez.
- Nie chcę cię zapomnieć. Cole, kocham cię tak cholernie mocno. Nigdy mnie nie opuszczaj, dobrze? - przytuliłam go, a on natomiast odwzajemnił mój uścisk.
- Tylko jeżeli ty obiecasz, że nigdy więcej nie zaśniesz przed telewizorem przy włączonym filmie, skarbie. - zaśmiał się cicho.
- Obiecuję - szepnęłam mu do ucha.
- W takim razie ja również. - pogłaskał mnie po głowie.
Zostaliśmy w takiej pozycji na długi czas. Nie wiedzieć dlaczego, nie chciałam go puszczać już nigdy.
~
Tak! To moja nowa "książka", która aktualizowana będzie raz na ruski rok. Czasami muszę napisać coś innego niż rozdział jakiegoś fanfiction i tutaj będę publikowała te łan szoty.
Do następnego, yo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top