rozdział dziesiąty

Harry czuł się dziwnie z tym, że zadzwoniła do niego Amber. W pierwszej chwili był to tak ogromny szok, że sam nie wiedział co robi. A potem? Potem grzecznie, acz stanowczo podziękował jej za wszystko i poprosił, żeby więcej do niego nie dzwoniła. Powiedział, że znalazł kogoś innego i że nie interesuje go już znajomość z nią. Był dumny z siebie, że potrafił to zrobić. Był dumny z Zoey że dała mu siłę i wytłumaczyła jak postępować. Nie spodziewał się tego co zastanie po tym jak wróci do kuchni.

Zoey siedziała jak na szpilkach. Nie płakała, chociaż czuła jaj łzy pulsują pod jej powiekami. Nie chciała kłamać, że jej to nie ugodziło. Jest zbyt wrażliwa, za szybko wszystko bierze do siebie. Może dlatego chciała zostać psychologiem? Ponieważ jest tak bardzo empatyczna i wrażliwa, że uciekła w regułki chroniąc siebie. Nie chciała udawać, że nie boli jej to co się stało. Czuła, że Harry nie wyleczył się z Amber po uczuciu jakie włożył w wypowiadanie jej imienia.. Myśl, że jej imię wypowiada całkowicie naturalnie rozrywała jej pierś na milion kawałeczków. Nigdy się do tego nie przyzna. 

Harry był zaskoczony widokiem Zo w takim stanie, to nawet mało powiedziane. Zostawił ją zadowoloną, pełną życia, zaróżowioną. A kiedy wrócił zobaczył bladą dziewczynę, która w swojej kruchej dloni ściskała krawędź blatu, jakby to była jej ostatnia deska ratunku.

- Myślę, że powinieneś już iść. - Słowa, które wydostały się z jej gardła sprawiły, że zatrzymał się w pół kroku.

- Co? 

- Powinieneś wyjść i wrócić do swoich zajęć, Harry. 

- Dlaczego, Zoey? Przecież.. - Nie rozumiał. To przez rozmowę z Amber? Czy ona.. Czekaj, co? Serio pomyślała, że on jeszcze do niej coś? On już nic! Cholera nic! Teraz liczy się tylko Zoey.

- Zoey... - Ale ona nie słuchała.. 

- Musisz wrócić do swoich obowiązków, a ja do swoich. To szalenie nieetyczne Harry, to co robimy. To i tak nie ma prawa bytu. - Harry pokiwał smutno na jej słowa. "To nieetyczne", "To nie ma prawa bytu".. Skoro tak, to, żadne słowa wyjaśnienia że Amber nic tu nie znaczy nie pomogą. Ona już wydała wyrok. 

Zoey czuła się tak samo źle jak za pierwszym razem widząc odchodzącego Harrego. Nie.. Teraz czuła się o wiele gorzej. O wiele, wiele gorzej, ponieważ uwierzyła. Postanowiła dać sobie, im szansę, że coś z tego będzie. Dała kredyt zaufania ich znajomości. I kiedy tylko brunet przekraczał próg mieszkania, zatrzaskując drzwi poczuła się pusta. Lewa strona jej klatki piersiowej została wyrwana. Lekarstwem na ten bół tylko tylko jedno - szloch, który wyrwał się z jej gardła. Tak przeraźliwie bolesny i rozrywający.

Harry był w stanie wybaczyć Zo wszystko. To, że źle zrozumiała jego ton, to że nie uwierzyła mu, że poszedł dalej. Wiedział, że jest nieufna, dlatego miał dla niej duże pokłady cierpliwości. Nie przeżyje tylko jednego - osądziła go i wydała wyrok. Nie dała mu prawa wypowiedzi, dla dała się wytłumaczyć. Wysunęła swoje argumenty całkowicie i na ślepo im wierząc, Harry nie miał możliwości wyjść im na przeciw. Musiał pogodzić się ze starą, chodź pierwszy raz w zyciu tak bardzo nie chciał..

Szczęście jest najniepewniejszym na świecie towarzyszem o najwyższej cenie.

***

każdy z nas uwielbia poniedziałki, prawda? :) totalnie wykończona, a jeszcze tyle nauki przede mną.. no cóż, nie ma co narzekać. co to dla nas bohaterów, prawda? :) oglądałam wczoraj fajny film - Molly Maxwell - polecam, z kategorii dramat :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top