Imiona kwiatów VIII
Kwiat, który krwawi trucizną
❧
Wiosna na dobre zadomowiła się w Hogwarcie, gdy uczniowie wracają po krótkiej przerwie. Lokomotywa na stacji dymi, a Harry szuka wzrokiem Severusa. Chłopak jest wysoki, więc zadanie nie okazuje się trudne; uśmiecha się, gdy widzi charakterystycznie pochyloną głowę, zgarbione ramiona i pochyloną sylwetkę. Jednak uśmiech ten zamiera, a potem gaśnie, gdy widzi, że Severusa otaczają inni Ślizgoni. Nie byle jacy, ale Rowle, Nott... wszyscy ci, którzy za cel biorą sobie Puchonów i czarodziejów innej krwi niż czysta, by drwić na korytarzach i uprzykrzać życie.
Czuje zawód, który ciąży na sercu. Bierze oddech, wymusza na usta radosny uśmiech i dołącza do Seville w drodze do zamku.
Towarzystwo Severusa na stacji nie okazuje się przypadkowe — praktycznie zawsze jest w towarzystwie osób, których Lily nazywa typami spod ciemnej gwiazdy. Dlatego Harry i Severus nie mają okazji porozmawiać przez cały tydzień, dopiero gdy spotykają się w piątek wieczorem w szklarni, Harry czuje, że wreszcie ma Severusa dla siebie.
Stawia słoik ze świetlikami, kiedy Ślizgon wykłada różne fiolki pełne różnokolorowych cieczy. Snape unosi głowę i posyła mu uśmiech — lekko krzywy, ale rozpalający serce aż do żaru.
— Stwierdziłem, że najwyższy czas, abyś spróbował nauczyć się rozpoznawać eliksiry po ich kolorze i konsystencji.
Harry marszczy usta, brwi, każdy możliwy mięsień na twarzy, by wyrazić swoje niezadowolenie.
— To jest skazane na klęskę.
Snape śmieje się cicho pod nosem.
— Wiedziałem, że powiesz coś w tym stylu — mówi, kręcąc głową, a w jego głosie pobrzmiewa coś na kształt czułości. Bierze to Harry'ego całkowicie z zaskoczenie i zupełnie nie wie, co powinien odpowiedzieć.
W czasie gdy Harry walczy w głowie sam ze sobą, Severus unosi do światła fioletową fiolkę wypełnioną bąbelkami. Wygląda jak gazowany napój winogronowy.
— To Eliksir Jadu, udaje symptomy otrucia. Używa się do niego jadu Nietoperzy Wampirzych, który powoduje jedynie omdlenie, które ustaje po paru minutach. Wystarczająco by udać własną śmierć. Głównie składa się z wody i lawendy, ale kolor zyskuje przez trzy krople jadu.
— To tyle by było ze skojarzeń z sokiem winogronowym — mruczy Harry, przyglądając się fiolce spod przymrużonych powiek.
— Naprawdę nie wiem, skąd się to u ciebie bierze.
— Co? Mój oszałamiający intelekt?
— Raczej głupota — parska Ślizgon.
— Ej! — uderza go w ramię. — Wiesz, że gdybym ja coś takiego powiedział, już wychodziłbyś przez te drzwi? — Wskazuje brodą na wyjście ze szklarni.
— To nie tak, że nie staram się zmienić.
Harry czuje jakby właśnie kwiat zakwitł w jego sercu; kwiat, którego delikatne płatki łaskoczą w środku, sprawiając, że ma ochotę śmiać się jak małe dziecko.
— Wiem. — Chwyta Severusa za rękę, kładąc swoją na wierzchu i splatając ich palce razem. — I naprawdę to doceniam.
Snape unosi głowę, jego oczy są lekko zmrużone od uśmiechu i pełne ciepła. Harry pierwszy raz widzi je w takim wydaniu. Palce aż świerzbią, by to narysować. Odsuwa się więc i wyciąga z torby szkicownik.
— Nie przeszkadzaj sobie — odpowiada na oburzony wzrok chłopaka. — Tłumacz mi dalej, ja muszę to narysować, zanim zapomnę. Bo to widok, który nie powinien zostać zapomniany.
Końcówki uszu Severusa rumienią się delikatnie, gdy opuszcza głowę, chowając twarz za włosami. Po chwili jednak unosi kolejną fiolkę, a Harry szkicuje za muzykę mając monotonny, spokojny, niski głos Ślizgona.
Świetliki migoczą w słoiku specyficznym żółto-zielonym światłem, po szklanych ścianach spływają krople deszczu. Tak mija im wieczór, dopóki Harry nie kończy rysunku. Chowa szkicownik, a Severus postanawia, że go przepyta.
— Więc co to za eliksir? — pyta, unosząc do światła wściekle zieloną fiolkę.
— Em... Eliksir Jadu?
Snape posyła mu spojrzenie pełne dezaprobaty. Udaje mu się ono idealnie, a Harry nie pierwszy raz myśli, że te czarne oczy są pełne emocji. Niesamowicie ekspresyjne.
— Nie, okej... to... — Harry stuka palcem o brodę, udając, że próbuje sobie przypomnieć. A prawda jest taka, że słuchał Snape'a, ale nie wyłapywał znaczenia słów, skupiając się na melodii i tonie głosu.
Severus wzdycha ciężko.
— Eliksir Pogardy.
— Wiedziałem. — Uderza pięścią o otwartą dłoń. — Już miałem to mówić, ale mi przerwałeś.
— Oczywiście.
Harry z zadowoleniem zauważa, że w głosie chłopaka pobrzmiewa rozbawienie.
— Ale strasznie dużo tych eliksirów — mówi, przyglądając się rozłożonym fiolkom. — Skąd tyle wziąłeś? Slughorn ci pozwolił wziąć ze swojego składzika?
Snape spogląda na niego jak na idiotę.
— Uwarzyłem — stwierdza po prostu jakby to było oczywiste.
Harry mruga.
— E... Naprawdę? — pyta oniemiały. — Ale ich jest z dwadzieścia! Jak nie więcej.
— Dokładnie dwadzieścia trzy.
— I zrobiłeś to dla mnie? — Harry wiele nie myśli, klęka przy siedzącym Severusie i bierze jego twarz w obie dłonie. Przełyka ślinę, bo to, co ma zamiar powiedzieć, jest bardzo ważne i musi odpowiednio wybrzmieć. — Nie daj sobie nigdy wmówić, że jesteś do niczego, okej? Bo jesteś niesamowity.
Severus po prostu się w niego wpatruje, a Harry zaczyna się zastanawiać, czy jego słowa odniosły zamierzony skutek. Snape potrzebuje wielu komplementów, by uwierzyć we własną wartość, ale jednocześnie kubła zimnej wody na orzeźwienie, by ego mu nie wystrzeliło jeszcze bardziej.
Severus przełyka ślinę, a jabłko Adama uwydatnia się na bladej skórze szyi.
— Teraz... mnie pocałujesz? — pyta lekko zduszonym głosem.
Harry przekręca głowę z uśmieszkiem rozciągającym wargi. Nie może powstrzymać ekscytacji, więc oblizuje usta, próbując utrzymać emocje w ryzach.
— A chcesz?
Snape ledwo co kiwa głową, a Harry szybko zmniejsza dzielący ich dystans i łączy usta w słodkim pocałunku. Severus wciąga powietrze, najpierw spinając się, ale gdy Harry wysuwa język, delikatnie liżąc, prosząc o pozwolenie na wdarcie się do środka, chłopak rozluźnia się, otwierając usta.
Potem gdy wracają do zamku, trzymają się za ręce. Fiolki brzęczą w torbie Severusa, świat otula koc nocy, a Harry czuje bąbelki szczęścia wypełniające całe ciało.
Zderza się z rzeczywistością w poniedziałek rano. Chce podejść do Severusa przy śniadaniu, ale znajduje go w towarzystwie Rowle'a i innych jemu podobnych, więc rezygnuje, czując ucisk zawodu. Przez chwilę stoi jak kołek w Wielkiej Sali, z lekko uniesioną ręką. Snape rzuca mu przelotne spojrzenie, jednak szybko chowa twarz we włosach, by potem wybuchnąć śmiechem na jakieś słowa Notta.
Wiedział, że nie będzie łatwo, ale jednak to trochę boli, zostać tak zignorowanym. Siada koło Seville przy stole Puchonów, nie mając ochoty na nic. Najchętniej wróciłby do dormitorium i zakopał w pościeli aż po sam czubek głowy.
— Co takiś ponury?
— Snape — odpowiada jedynie Harry.
— Mogłam się domyślić. — Miesza swoją herbatę łyżeczką, po czym jeszcze dosypuje cukru. — Co tym razem?
— Nie wiem. Myślałem... myślałem, że zrobiliśmy jakiś krok do przodu, a dzisiaj mnie zignorował.
Te słowa w jego własnych uszach brzmią żałośnie. Dlaczego musi przejmować się każdą głupotą? Albo lepiej: dlaczego Snape musi być tak małostkowy? Tak... tchórzliwy? Bo Harry dokładnie wie, skąd wynika zachowanie Ślizgona — zwyczajnie się go wstydzi przed kumplami.
— Przejmujesz się taką głupotą, naprawdę, Harry?
— No co? Poczułem się zraniony — burczy, odwracając wzrok.
— A nie powinieneś. — Seville oblizuje łyżeczkę. — Głowa dumnie do góry i miej go w dupie.
— Ale ja nie chcę mieć go... nieważne, to brzmi źle...
Puchonka parska śmiechem w herbatę.
— Wiedziałeś na co się piszesz.
— Niby tak...
— Byłeś na to gotowy. Tyle już zrobiłeś, więc się nie poddawaj, tylko po prostu z nim porozmawiaj jak dorosły czarodziej, jakim jesteś.
— W sumie... a wiesz, że możesz mieć rację?
— Ja zawsze mam rację — odpowiada dziewczyna, po czym ponownie dosypuje cukru do herbaty.
Harry jest w stanie porozmawiać z Ślizgonem dopiero wieczorem, gdy nadchodzi czas ich dodatkowych lekcji.
— Naprawdę nie wiem, co ty widzisz w towarzystwie tych śmierciożerców — mówi na powitanie Harry, rzucając torbę pod doniczkę z fioletową rośliną.
— Są w porządku, naprawdę. — Oczy Snape'a nic nie zdradzają, choć drapanie się po ręce może zdradzać lekkie zdenerwowanie. — Spędziłem z nimi teraz przerwę i...
— Nawet nie zaprzeczasz, że są kim są?
Snape wzrusza ramionami.
— Każdy ma swoje przekonania — stwierdza. — Inne wartości, które wyznaje. Inne cele, do których dąży.
— Zabijanie niewinnych to nie jest uznawanie innych wartości — warczy Harry.
— Nie wszyscy mugole są niewinni. — Wzrok Severusa jest mroczny, Harry'ego przechodzą dreszcze.
— Chcesz mi powiedzieć, że Voldemort sprawdza, którzy mugole popełnili coś złego i dopiero potem ich zabija? Och, co za łaskawość.
— Nie ma sensu ci tego tłumaczyć. I tak nie zrozumiesz.
Harry zgrzyta zębami tak mocno, że ma wrażenie jakby się lekko ukruszyły.
— Bo jestem za głupi, tak? — pyta, nienawidząc się za to, że w głosie słychać drżenie zdradzające słabość.
Snape blednie.
— Nie o to mi chodziło, po prostu...
— Ależ oczywiście, że o to ci chodziło! Głupi Potter Numer Dwa, który nie potrafi nawet dobrze zamieszać eliksiru czy odróżnić mięty od pokrzywy! Mam dość ludzi, którzy uważają mnie za idiotę.
— Przecież nic takiego nie powiedziałem!
Harry parska chłodno.
— Więc już wiesz jakie to uczucie, gdy ktoś obraża się za byle gówno.
Wyraz twarzy Snape'a sprawia, że Harry natychmiast chce go przeprosić, przytulić i powiedzieć, że ta rozmowa nie miała miejsce. Ale sęk w tym, że miała. A udawanie, że problem nie istnieje to jak zakopywanie zombie — kiedyś w końcu wygramolą się na powierzchnię.
Dlatego też Harry zaciska usta i nie mówi nic, czekając na reakcję Snape'a.
— Myślałem, że jesteś inny.
Całe współczucie wyparowuje, a jego miejsce zajmuje wściekłość.
— Znowu robisz z siebie ofiarę — stwierdza.
— A może to właśnie ty — palcem dotyka jego klatki piersiowej — robisz to, o co oskarżasz mnie.
— Pierdol się. — Odtrąca jego rękę i wychodzi ze szklarni.
Jest zbyt wściekły by płakać, zbyt smutny by wyżyć na czymś swoją agresję. Może to wszystko było jednak błędem. A on jest idiotą. Beznadziejnie zakochanym idiotą.
Następny tydzień Harry i Severus nawet nie siebie nie patrzą, ignorują się tak bardzo jak tylko można. Snape spędza czas ze Ślizgonami, śmiejąc się z młodszych uczniów o innym statusie krwi, a Harry zatraca się w quidditchu, resztę czasu dzieląc na Seville i Huncwotów.
Sobotnim popołudniem kieruje się na boisku z miotłą w ręku, pech chce, że przy fontannie na dziedzińcu mija Snape'a w towarzystwie innych Ślizgonów, którzy ostatnimi czasy tworzą nierozłączne grono.
Planuje przejść obok nich niezauważenie, ale przeszkadza mu głos Notta.
— Ej, Potter! Nauczyłeś się już jak mieszać eliksiry? — rzuca drwiąco.
Wszyscy zaczynają się śmiać. Harry by się tym nie przejął, gdyby wśród śmiejących się głosów nie słyszał tego należącego do Severusa. Nie odwraca się, po prostu pokazuje środkowy palec.
— Głupia szlama.
Harry jednak chyba ma coś z Gryfona, albo to po prostu gorąca krew Potterów, bo odwraca się, z prędkością światła wyciąga różdżkę i rzuca:
— Levicorpus!
Nott gwałtownie unosi się do góry, zwisając głową w dół. Wszyscy pozostali Ślizgoni też wyciągają różdżki.
— Co? Nie jesteś już taki odważny, Nott? — pyta, przybliżając się.
Wtedy jednak Rowle łapie go za kołnierz. Wściekłość wykrzywia jego ostre rysy twarzy. Nott spada na ziemię, obijając sobie ramię.
— Nie wiem, co ty sobie myślisz...
— Aktualnie to, że jesteś głupszy od trolla. — Harry szczerzy się do niego wyzywająco.
— Ty mały...
Rzuca nim o ścianę, przyciskając szyję ramieniem. Miotła wypada mu z ręki. Jednak Harry wychowywał się z Jamesem i nie z takich opresji wychodził. Na chwilę jeszcze raz się uśmiecha, by po chwili splunąć prosto na twarz Ślizgona.
— Fuj! — Puszcza go i zaczyna wycierać twarz rękawem szaty.
Harry z kolei schyla się po miotłę. Gdy trzyma już ją pewnie w ręku, dodaje:
— Ani kroku dalej, bo mam miotłę i nie zawaham się nią walnąć.
— Ty mały skur... — Rowle wyjmuje różdżkę.
— A, a, a! — Harry uchyla się przed zaklęciem. — Musisz popracować nad celnością! Może pominąłeś lekcję na temat tego, że ludzie od nieruchomych celów różnią się właśnie tym, że potrafią robić uniki.
— Nie denerwuj mnie — warczy Rowle. — Nie chcesz wiedzieć, do czego jestem zdolny.
Harry przelotnie spogląda na Severusa. Ten unika jego wzroku. Harry uderza więc czubkiem trzonka miotły o rękę Rowle'a, wytrącając mu różdżkę z ręki.
— Taki z ciebie wielki czarodziej, a nawet różdżki nie potrafisz utrzymać. A zdradzić sekret? Bez niej jesteś nikim.
Odchodzi, nie oglądając się za siebie, choć bardzo go to kusi. Chciałby zobaczyć minę Severusa, a jeszcze bardziej chciałby, aby Snape do niego podszedł i przeprosił. Jednak nic takiego nie ma miejsca. Harry zgodnie z placem udaje się na boisko i lata, próbując wyrzucić z siebie wszystkie kotłujące się w nim emocje.
❧
Niedziela mija Harry'emu na nauce z Seville, chciał spotkać się z Jamesem, ale ten wymigał się sprawami Huncwotów. Z kolei w poniedziałkowy poranek w Hogwarcie huczy jak w ulu.
Przygląda się szepczącym uczniom, gdy idzie na śniadanie. Wszyscy wydają się podekscytowani plotkami. Całe szczęście przy stole Puchonów siedzi Seville, więc przysiada się do niej.
— Wiesz co się stało?
— Nie spodoba ci się to — odpowiada. — Gdzie jest ten choler... a tu jest. — Zza miski owoców wyciąga cukierniczkę.
Harry czuje nieprzyjemne uczucie. Przypomina sobie o tym, co ostatnio mówił James.
— Mój brat coś odwalił?
— Aha. Coś za co dostał szlaban do końca roku szkolnego. McGonagall była wściekła. — Seville wsypuje trzy łyżeczki cukru do kubka z herbatą. — Zawiesili Snape'a w samej bieliźnie nad jeziorem, a potem go do niego upuścili. Dzisiaj z samego rana. Nie muszę mówić jak bardzo było zimno. Świadków było niewielu, ale wieść rozniosła się szybko.
Z każdym słowem Harry czuje coraz większy wstyd. Że ma takiego głupiego brata, który powinien być mądry. Jednocześnie przepełnia go współczucie, ale wie, że to ostatnie czego chciałby Snape. Dlatego przekierowuje całą swoją uwagę na trzecią emocję — na wściekłość.
— Idę porozmawiać z Jamesem — oznajmia spokojnie.
— Skop mu dupę! — krzyczy za nim Seville, po czym wgryza się w upieczoną kiełbaskę polaną musztardą i keczupem na raz.
Huncwotów nie ma przy stole Gryffindoru, Harry udaje się więc do ich pokoju wspólnego. Przy portrecie Grubej Damy spotyka Lily, która właśnie przechodzi przez przejście.
— Harry! Cudownie. Może ty przemówisz do rozsądku temu imbecylowi. Ja nie potrafię. — Odgarnia włosy i wzdycha. — Czasami nie mam do niego siły. A teraz wybacz, idę przeprosić Severusa.
Harry jest w stanie tylko kiwnąć głową, czując dziwną pustkę, gdy tylko wspomina o Snape'ie. I ukłucie zazdrości. On chciałby pójść do niego, choć wie, że jest ostatnią osobą, którą chciałby teraz widzieć (no, może przedostatnią, bo James z pewnością z chlubą zajmuje miejsce najbardziej znienawidzonej osoby). Zamiast tego jednak musi rozprawić się z bratem, który ciągle popełnia te same błędy.
Jamesa znajduje w dormitorium. Leży na łóżku, rzucając i łapiąc znicza. Złote skrzydełka migoczą, gdy zaciska rękę na kulce, kiedy słyszy skrzypienie drzwi.
— Harry. Przyszedłeś dać mi wykład? Daruj sobie. Lily już to zrobiła. — Od niechcenia podrzuca zniczem.
Harry podchodzi i przy następnym rzucie, łapie znicz w powietrzu. James rzuca mu oburzone spojrzenie.
— Przyszedłem zapytać, czy naprawdę masz mnie za takiego nieudacznika?
— Co? — James podrywa się do pozycji siedzącej. — Nigdy nie...
— To dlaczego mieszasz się w moje sprawy? — przerywa mu Harry, powoli nie panując nad emocjami.
— Bo jesteś moim bratem? To mój obowiązek, żeby cię bronić!
— Bronić? Naprawdę? Tak sobie wmawiasz, by móc spać w nocy?
— Har...
— Nie. Teraz ja mówię — warczy Harry. — Nie potrzebuję twojego ratunku. Nie jesteś rycerzem, który musi ratować damy w opresji. Ja nie jestem damą w opresji. Tylko samodzielną osobą, która naprawdę potrafi o siebie zadbać.
— To mam się przyglądać jak te gnidy znęcają się nad moim bratem?
— Tak bardzo chcesz mnie bronić? — Przybliża się i spogląda prosto w orzechowe oczy brata. — To dlaczego nie zemściłeś się na Nottcie czy Rowle'u? Na tych, co rzeczywiście coś zrobili? Pozwól, że odpowiem za ciebie: bo ja byłem tylko wymówką, byś wrócił do starych nawyków. Po prostu chciałeś upokorzyć Snape'a. To nie miało nic wspólnego z obroną mnie.
— To...
— Mam tego dość, James. Kocham cię, ale... — Odsuwa się i otwiera dłoń. Skrzydełka znicza łopoczą delikatnie, nabierają prędkości, po czym złota kulka po prostu ucieka. — Na razie mam ochotę złamać ci nos.
Wychodząc, słyszy jeszcze jak James woła jego imię, więc pokazuje mu środkowy palec. Jest wkurzony. Na siebie, na Jamesa, na Severusa... na wszystko. Wkłada ręce do kieszeni i próbuje się uspokoić.
Dlaczego wszystko musiało się tak popsuć? Przez chwilę był szczęśliwy. A teraz jedna katastrofa za drugą i nie ma nawet chwili na oddech. Czuje się tym wszystkim przytłoczony. Najchętniej uderzałby pięścią o ścianę, dopóki nie polałaby się krew, Może wraz z nią uszłyby z niego wszystkie te skomplikowane emocje. Bo po prostu na razie nie chce nic czuć.
Szybki marsz trochę go uspokaja, ale gdy dociera do beczułek, za którymi kryje się wejście do pokoju wspólnego i widzi ciemną postać z rękami w kieszeniach, która opiera się o ścianę obok, wszystko wraca ze zdwojoną siłą.
Omija Snape'a, która na początku go nawet nie zauważa, zbyt zajęty wpatrywaniem się we własne buty. Dopiero gdy Puchon wystukuje hasło, podrywa głowę.
— Harry...
— Spierdalaj. —Nie oglądając się za siebie wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi.
Postanawia znaleźć Seville, bo wie, że inaczej nie zaśnie. Albo inaczej: zrobi coś bardzo głupiego, czego potem będzie żałował. Albo po prostu szuka wymówki, by przytulić się do najlepszej przyjaciółki i się wyżalić.
________________________
Harry'ego trochę przytłaczają emocje w tym rozdziale, a pod koniec po prostu ma dość, stąd taki a nie inny język
zostały nam dwie części Imion kwiatów! chcę to idealnie na dziesiątej zakończyć, a potem wreszcie podzielić się z wami mini rozdziałem, który prawie jest już gotowy, tylko czeka, by was zniszczyć i dobić.
zachowanie Severusa ma sens, spokojnie, nie obiło mu tak z czapy. macie jakieś teorie dlaczego?
mam też fajne info! zapraszam na naszego discorda, mamy ciasteczka i fajne fandomowe (mniej lub bardziej) pogadanki ^.^
(z tymi ciasteczkami to kłamstwo, by was zachęcić)
link - https://discord.gg/pYYvq83a
a jeśli go już tu nie będzie/czy po prostu już nie działa, śmiało piszcie na priv to go wam udostępnię.
miłej soboty, mam nadzieję, że rozdział się podobał, w następnym czeka na nas spotkanie pod wejściem do pokoju wspólnego Puchonów (see what i did here xD)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top