Amarylis i Alteo VI
Ból i ekstaza
❧
Następnego dnia Harry udaje się na gabinetu dyrektora zaraz po zakończeniu popołudniowych zajęć. Mężczyzna wita go zmęczonym uśmiechem.
— Dzień dobry.
— Cieszę się, że przyszedłeś. Jak miewa się Severus?
— Szuka lekarstwa. Nie odpuści tak łatwo.
— Niesamowite, jak działa obecność ukochanej osoby, prawda? Cieszę się, że jego motywacja wróciła.
— Mógł pan rozegrać to trochę subtelniej — mówi, siadając.
— Mogłem zrobić wiele rzeczy. — Uśmiecha się tajemniczo. — Przejdźmy do rzeczy, dobrze? Planuję wyprawę po horkruksa i miałem nadzieję, że zechcesz mi towarzyszyć.
Harry nie musi się za długo zastanawiać, chce jak najszybciej zakończyć wojnę i zacząć normalne życie. Oczywiście, nie uśmiecha mu się znów pakować się w to samo bagno, ale wmawia sobie, że to ostatni raz. Świat wróci do normy, a on i Severus będą mogli się w nim odnaleźć i prowadzić normalne życie.
— Jaki jest plan?
Dumbledore odchyla się na krześle, delikatnie mruży oczy.
— Mam pewne podejrzenia... Widzisz... zgłębiam historię, dzieciństwo Voldemorta, staram się poznać go jako człowieka. Wiem, że znam go całkiem dobrze, wiem też, że nie umieściłby kawałków duszy w trywialnym przedmiocie. Nie, dusza jest specjalna, w końcu jest częścią jego, a więc i pojemnik na nią powinien taki być. Przeszukuję jego przeszłość w poszukiwaniu artefaktów i ważnych, wyjątkowych miejsc. Jestem prawie pewny, że znalazłem takie miejsce, ale przez to... — Unosi chorą rękę. — Nie będę w stanie wybrać się tam sam.
Harry wreszcie ma szansę przyjrzeć się dokładnie dłoni. Jest czarna, pomarszczona jak kora starego dębu, przypomina trochę zmumifikowane ciała w Muzeum Brytyjskim. Paznokcie zdają się odchodzić od skóry, są uwypuklone, napęczniałe, połamane przy końcach.
— Mam pytanie, bo rozumiem, że to polowanie na horkruksy to jedyna szansa, ale... jak mamy mieć pewność, że znaleźliśmy wszystkie? Bo powiedzmy, że tak będziemy myśleć, zabijemy jego ciało i ostatni fragment duszy, a on będzie miał ostatni horkruks, o którego nie mieliśmy pojęcia. Wtedy wszystko pójdzie na marne.
— A czy mamy jakiś inny wybór? Musimy zaryzykować. Oczywiście, nigdy nie będziemy mieć stuprocentowej pewności, ale mam solidne przypuszczenia, że Voldemort stworzył siedem horkruksów.
— Tylko siedem? — Gdyby Harry miał obsesję na punkcie nieśmiertelności i nie miałby skrupułów stworzyłby ze sto. Upewniłby się, że zabicie go byłoby absolutnie niemożliwe.
— Tylko? —Dyrektor przygląda mu się z lekkim zmarszczeniem brwi. — Siedem to już potworność.
— Tak, tak, ale Voldemort nie ma żadnych skrupułów, więc co go powstrzymuje?
— Dzielenie własnej duszy... — Dumbledore się zamyśla, jego głos staje się bardziej chrapliwy. — Nie wyobrażam sobie tego okropnego bólu. Dusza nie jest nieskończona, to nie materiał, który możesz podrzeć bez konsekwencji. Nawet materiału nie możesz dzielić na skrawki w nieskończoność, zawsze dojdziesz do momentu, kiedy nie będzie to już fizycznie możliwie. I nawet jeśli teoretycznie materiał ci na to pozwoli, to twoje możliwości będą ograniczone, to ty nie podołasz.
— Okej, czyli teoria z setką horkruksów odpada, świetnie. Skąd siedem? — pyta.
Voldemort zawsze był dla niego kimś w oddali, o kim trochę strach był nawet myśleć. Obiekt nienawiści, na którego łatwo było zrzucić winę za każde niepowodzenie, na każdą śmierć. To jego winił za Severusa. Dzięki temu mógł być z ukochanym i poniekąd oszukiwać sumienie.
— Wielu czarodziejów wierzy, że to szczęśliwa liczba. Lord Voldemort uwielbia symbolikę, na tym buduje swoje imperium. Siedem to symbol jego potęgi.
Harry nadal uważa, że liczba dziesięć czy sto byłaby odpowiedniejsza, ale on nie jest czarnoksiężnikiem, który chce zawładnąć magicznym światem.
— Więc kiedy się wybieramy? Co mam zabrać? Jak się przygotować?
— Do pewnego miejsca, gdzie będzie mokro i zimno. coś wodoodpornego będzie w sam raz. Poza tym różdżka w pogotowiu w zupełności wystarczy.
❧
Wieczorem streszcza spotkanie Severusowi, kiedy ten warzy eliksir. W tym czasie siedzi na stole ze składnikami i przegląda je, odkładając, przesuwa na złe miejsce ku irytacji mężczyzny. Mówi i obserwuje sztukę warzenia, której wciąż nie rozumie. Jak zwykle hipnotyzują go precyzyjne, wręcz bezwzględne ruchy palców, gdy rozrywają liście, sypią sproszkowany róg. Proszek z sykiem wpada do kociołka, bucha para.
Severus przeklina.
— Czyli nie to.
Notuje parę słów w otwartym zeszycie z boku, coś skreśla. Potem opróżnia kociołek, napełnia wodą i zaczyna od nowa.
— Włosy ci lecą na twarz i wszystko przysłaniają.
Harry podchodzi z westchnieniem i zgarnia delikatnie w kosmyki, by związać je z tyłu w luźny kucyk.
— Proszę — szepcze; oddech owiewa odsłoniętą skórę, na której przez panujący w pomieszczeniu zaduch, perli się pot. Chce go zlizać, ale się powstrzymuje. — Teraz lepiej, prawda?
Snape tylko mruczy coś w odpowiedzi, więc śmieje się pod nosem i wraca na miejsce, by z uwagą obserwować pracę. Woda wrze, ale gęstnieje po dodaniu parę kropel zielonego płynu. Potem Severus zaczyna ucierać liście w moździerzu na lepką papkę.
— Nie będę udawał, że mi się to podoba.
Harry prycha, kręcąc głową. Macha nogami, czuje się... szczęśliwy, odprężony. Pomimo zbliżającej się wojny, tutaj czuje się bezpieczny. Spędził dzień z Ronem, rano latał na miotle, a teraz może do woli przypatrywać się pracującemu Severusowi. W takich chwilach wojna jest czymś odległym, koszmarem, z którego się wybudził. Z zadowoleniem obserwuje zegarek z amarylis zatopionym w bursztynie, który mężczyzna ma przypięty do pasa. W brązowo-pomarańczowym krysztale odbijają się światła pracowni: zieleń, magenta, niebieski ogień pod kociołkiem.
— Udawania się akurat nie spodziewałem. — Severus jest brutalnie szczerą osobą, Harry więc nawet nie liczył na słodkie słówka.
— Więc czego? Aprobaty? — drwi.
Na chwilę unosi głowę, by spojrzeć na Harry'ego. Świdrujące spojrzenie wwierca się w duszę.
— Nie wiem, może wsparcia?
— Nie musisz walczyć, sam pchasz się do niebezpieczeństwa, choć nie jest to konieczne. Nie musisz walczyć, Harry — powtarza. — Nie czuj się zobowiązany wobec nikogo. Myśl o sobie.
— Myślę o nas. I o naszej przyszłości. Już zapomniałeś jak Voldemort cię o mnie wypytywał? Tak po prostu odpuści? Nie będzie szukał zemsty za to, że jakimś cudem za dzieciaka go wyparowałem? — Głośno wypuszcza powietrze nosem, by się uspokoić. — Rozumiem, że się martwisz, ale to mój wybór. Chcę pomóc. Jeśli miałbym po prostu siedzieć na dupie w zamku i czekać, aż znów wrócisz cały zakrwawiony... — Jego głos się łamie, robi więc chwilę przerwy. — Nie chcę tego. Nie chcę tak żyć.
— Nie chcesz być bezpieczny — stwierdza sucho Snape. Odkłada moździerz, prostuje się i spogląda na Harry'ego. — Wiesz, że nie musisz grać bohatera?
— A może właśnie muszę? — Ma serdecznie dość tego upartego osła.
— Mam rozumieć, że też masz wypalone znamię, które bólem zmusza cię do słuchania potwora? — Całkowicie porzuca warzenie, wściekły podchodzi do Harry'ego, zagania w róg. Zasłania drogę ucieczki ramionami, które umiejscawia po obu stronach głowy chłopaka.
— O przepraszam. — Unosi brodę, wyzywająco spogląda w ciemne oczy Severusa. — Nikt nie zmuszał cię do przyjęcia znaku.
Gniew buzuje w żyłach, jakby ktoś nasycił krew dwutlenkiem węgla, co poniekąd przysłania racjonalne myślenie; jak zwykle, kiedy daje ponieść się emocjom. Przypomina mu się jak zwykle był zmęczony tym, że musi uważać na nastroje Severusa, stąpać jak po szkle, by nie nadepnąć przypadkiem na wrażliwy odcisk. To on musiał dążyć do pogodzenia się, przepraszać i starać się ukoić złość. Teraz ma dość. Myśli o sobie i tylko o sobie, zamierza wyciągnąć na światło dzienne hipokryzję Severusa i obnażyć ją taką, jaką jest.
— Dobrze wiesz...
— Wiem? — Ma ochotę chłodno się zaśmiać. — Wiem, że miałeś wybór i wybrałeś. Gdybyś sam nie wpakował się w to gówno, nie miałbyś teraz żadnych... zobowiązań. — Przez chwilę szuka właściwego słowa, ale nie wie, jak opisać to, że Severus jest związany z szaleńcem, dla którego morduje i torturuje niewinnych.
— Żadnych zobowiązań? Jak wtedy wyglądałoby moje życie, hm? Co osiągnąłbym bez wsparcia?
— A co osiągnąłeś? — pyta cicho Harry.
Nastaje cisza. Obaj wpatrują się w siebie nienawistnie. Oddychają ciężko.
— Mam wrażenie, że panicznie boisz się przyznać do tego, że popełniłeś błąd, bo wtedy to wszystko — zatacza niewyraźny krąg rękoma — okaże się bez sensu.
— Ty nie byłeś bez sensu.
I wtedy wszystkie mury, który Harry wokół siebie zbudował podczas tej sprzeczki, upadają jak kruchy zamek z kart, a on całuje mężczyznę. Prawie się na niego rzuca, siła impaktu sprawia, że ten robi dwa kroki do tyłu, o mało co nie wpada na kociołek. Severus odzyskuje równowagę, wczepia palce w biodra Harry'ego i przyciąga je blisko, tak blisko. Stykają się w idealnym miejscu, Harry ociera się, z lubością przymykając oczy.
Pocałunek jest natarczywy i gorący, wargi ciągle się ocierają ale wciąż niewystarczająco mocno. Harry próbuje przybliżyć się bardziej. Tak skupia się na odczuciach, że zapomina o oddychaniu. Przypomina mu Severus, który na chwilę odrywa wargi, przerywa pocałunek. Ich oddechy łączą się w jeden, specyficzny, mokry odgłos.
— Sypialnia? — Głos Severusa jest chrapliwy, sprawia, że Harry czuje dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
Ma ochotę otoczyć mężczyznę nogami, złapać i nie wypuścić. Umysł przykrywa miła mgiełka, która niekoniecznie sprzyja myśleniu. W jego głowie przede wszystkim panuje pragnienie.
— Nie możemy tu?
Przerywanie pocałunków to ostatnie, czego potrzebuje. Daje o tym znać, stykając ich usta ponownie. Od razu całuje głęboko, z jękiem zadowolenia wpycha język do środka. Ma ochotę mruczeć i wić się jak wąż, bo w całowaniu Severusa jest coś uzależniającego.
Snape kręci głową, chce się odsunąć, uśmiech wykrzywia usta. Harry mu nie pozwala, łapie dolną wargę między zęby. Z zadowoleniem słyszy syk bólu.
— Jesteś niemożliwy. — Severus wreszcie się oswobadza.
Patrzy na niego z miłością, ciemne oczy wyrażają wiele emocji, które nigdy nie zostaną wypowiedziane. Harry czuje jak miękną mu nogi, na szczęście zostaje złapany pod kolanami, oplata się wokół bioder mężczyzny i pozwala zanieść się na łóżko.
— Teraz na samych pocałunkach się nie skończy — mówi, kiedy leży na wznak, z Severusem nachylającym się nad nim.
— Od początku nie miało skończyć się na samych pocałunkach — odpowiada.
— Tak? — mruczy, gdy Severus ściąga jego ubranie. Posłusznie unosi ręce i daje się rozebrać. — Nie zostałem o tym poinformowany...
Nie jest mu dane dokończyć myśli, rozpraszają go ręce. Wędrują po brzuchu, zatrzymują się na biodrach. Odchyla głowę, akceptując gorące pocałunki na szyi oraz palce, które kontynuują wędrówkę coraz niżej i niżej.
Najpierw pieszczą penisa, delikatny dotyk niczym łaskotanie, pobudza wszystkie możliwe nerwy. Potem, gdy jest już podniecony, wchodzą do środka. Od razu dwa. Wdzierają się nagle, powodując piekące uczucie.
Harry rusza biodrami, wygina się, próbuje zwiększyć tarcie.
— Ha... — Chce jeszcze. Chce poczuć więcej bólu; wie, że na końcu czeka go niesamowita przyjemność.
Severus sprawnie porusza palcami, bada ścianki, to naciska, to rozwiera je jak nożyczki, jakby badał granice elastyczności, rozciągłości jego wnętrza.
Trzeci palec prawie doprowadza go na kres. Odchyla głowę, otwiera usta. Severus przygląda mu się zafascynowany, wolną ręką rozwiera wargi, wkłada palce pod język, a potem głębiej, do krańca.
Harry zamyka usta, oblizuje palce, które ciągle ma na języku, ssie, obserwując przymrużone oczy kochanka. Widzi te palące pożądanie.
— Igrasz z ogniem — mruczy, po czym szybkim ruchem wyciąga palce z anusa, by zastąpić je gorącym, pulsującym członkiem.
Z ust Harry'ego wyrywa się cichy okrzyk zaskoczenia i przyjemności, zaciska palce na pościeli. Ma ochotę ugryźć te znajdujące się w ustach, ale Severus je wyciąga. Rozwiera nimi wargi, naciąga tę dolną, ukazując zęby. Ślina kapie, Harry dyszy, kiedy jego usta są poddawane gruntownej inspekcji. Severus je ugniata, ciągnie, zatacza kręgi palcami.
Cały czas jest w środku, ale się nie porusza. Droczy się z nim. Pierwsze poruszenie biodrami, wywołuje iskierki przyjemności; Harry zatraca się w tym uczuciu, wystawia język, jęczy.
— Tak, właśnie tak. Tak wyglądasz najlepiej. Pode mną. — Pchnięcie. — Uległy. — Kolejne pchnięcie. — Cały mój i tylko mój.
Opiera dłonie po obu stronach Harry'ego i przyspiesza. Włosy opadają na twarz, Harry chciałby je odgarnąć, chciałby... cokolwiek! Ale jego język zostaje pochłonięty przez gorące usta, wciągnięty do wilgotnego wnętrza.
Uda drżą, gdy próbuje dopasować się do rytmu mężczyzny. Desperacko chce osiągnąć spełnienie, teraz, zaraz. Nie ma czasu na delektowanie się bliskością.
— Mocniej — żąda, odsuwając się na chwilę od wilgotnych warg.
Severus przekornie unosi brew.
— A byłeś taki piękny... kiedy się nie odzywałeś.
Harry chce coś odpowiedzieć, ale znów zostaje uciszony. Penis Severusa wypełnia go tak znakomicie; to znajome uczucie, które wita z radością. Choć dostał tak wiele, wciąż pragnie więcej.
Gdy uprawiają seks, nie musi o niczym myśleć. Liczy się tylko cielesność i desperacka potrzeba spełnienia. Moment, w którym wreszcie je osiąga, jest chwilą całkowitego zapomnienia i zatracenia się. Oddychają razem, ich serca uderzają jeden rytm. Klatki piersiowe stykają się z każdym oddechem. Wymieniają zmęczone uśmiechy, dzielą jeszcze parę leniwych pocałunków, kiedy ich ciała próbują dojść do siebie.
— Kocham cię — szepcze Harry, całując kraniec szczęki Severusa.
— I ja kocham ciebie — odpowiada mu cicho.
Gładzi policzek. Delikatnie, ale nie tak jakby był kruchy, ale cenny. Uśmiecha się z zadowoleniem. Zasypia szczęśliwy, może dlatego pobudka jest takim zaskoczeniem.
Ból gwałtownie wyrywa go ze snu. Nie pamięta, o czym śnił. Czuje się, jakby ktoś rozłupał mu czaszkę łomem. Siada, przyciskając rękę do czoła. Z dziwnym spokojem zauważa, że krwawi w miejscu, gdzie znajduje się blizna.
W sypialni jest ciemno, palce ma lepkie, ale sięga do lampy. Zapala ją i czyści krew na tyle, ile jest w stanie. Budzi tym Severusa. Dopiero, gdy zostaje objęty, przyciągnięty do jego szerokiej piersi, zauważa, że drży.
— Co się stało? — Pocałunek w skroń, drugi w żuchwę.
— Zły sen — odpowiada. — Tylko zły sen. — Próbuje przekonać sam siebie.
Ciepły oddech na szyi, gorące, znajome ciało za nim. Skupia swoje myśli na tym, zapomina o dziwnych kształtach, gniewie i uczuciu, że czas nieubłaganie ucieka.
_______________________
dzisiaj trochę bardziej kinky (ćwiczę do Krwawych Kwiatów)
następny rozdział już gotowy, będzie więc zgodnie z planem za tydzień. myślałam, że uda mi się napisać więcej, ale w sumie jestem zadowolona, że mam ten jeden w zapasie. plan był taki, że mocno skupię się na Amarylis i w sumie to robię, ale czasu trochę zabrakło. mam też już dokładnie rozpisane co i jak, więc bardzo chciałabym już to napisać i skupić się na zombie i wampirach.
snarry nigdy nie było czymś... hm... moim? ale bardzo się cieszę z tego, że skusiłam się napisać tę historię i że jesteśmy na dobrej drodze, by dać jej zakończenie. bo nie wiem, czy wiecie, ale ja i kończenie fanfików... mamy skomplikowaną relację, tak to ujmę.
trzymajcie się cieplutko, powodzenia z tymi maturami, które wam zostały i widzimy się za tydzień~!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top