Aksamitna śmierć X
Aksamitna akceptacja
❧
Wszystko zaczyna się w dniu, kiedy Harry Potter miał zacząć naukę w Hogwarcie. Gazety rozpisują się o Potterze, temat powraca, wszyscy nim żyją. Severus chce schować się w swoich kwaterach i pić aż ból w klatce piersiowej zniknie, jednak nie może, bo musi być odpowiedzialnym dorosłym, który ma obowiązki polegające na niańczeniu bandy dzieciaków.
Korzystając z zamieszania wokół Chłopca, Który Przeżył, Dumbledore publikuje przepowiednię. Wszyscy się o niej dowiadują i są zdruzgotani, że utracili swoją szansę na pokonanie wszelkiego zła. Aż ktoś nie łączy kropek z Nevillem Longbottomem.
Takim oto sposobem to Neville znajduje kamień filozoficzny, odkrywa sekret Komnaty Tajemnic, niszcząc dziennik Riddle'a, ratuje Syriusza Blacka, wygrywa Turniej Trójmagiczny, a ostatecznie... doprowadza do powrotu Lorda Voldemorta.
Snape nienawidzi bachora. Absolutnie nim gardzi.
Obserwując tragedię, jaką są jego poczynania na lekcjach eliksirów, nie może nie porównywać go do Harry'ego — bo nawet on nie był taką katastrofą. Bo Neville Longbottom właśnie tym był: jedną, wielką, chodzącą katastrofą nasłaną, by uprzykrzała życie Severusowi.
Lekcje eliksirów z szóstym rokiem Gryfonów są wyzwaniem; musi zachowywać ciągłą czujność, aby nikomu nic się nie stało (tak jak trzy lata temu, kiedy kwas oblał Lavender Brown). Wymaga to od niego większej uwagi i zaangażowania, dlatego też jest to kolejny powód, by nienawidzić Longbottoma. Z satysfakcją wlepia mu szlabany i odejmuje punkty.
Można powiedzieć, że jego reputacja jak nauczyciela rok z rokiem się pogarsza, lubią i szanują go tylko ci, których on lubi — wtedy traktuje ich jak równych sobie i pomaga rozwinąć talenty. Dla reszty jest jedną z najgorszych wersji siebie. Innym uczniem, który go lubi jest właśnie Lavender Brown, która przychodzi po kolejne dawki maści na blizny, dzięki czemu powoli jej skóra wraca do normy. Severus pała do niej skromną sympatią, docenia inwencję twórczą, jeśli chodzi o magiczne kosmetyki, choć nie jest aż tak utalentowana, by dostawać prywatne lekcje.
Uczenie eliksirów często przypomina mu o Harrym i może to jest największy powód, dlaczego jeszcze nie zrezygnował i wciąż się męczy z bachorami. Obserwując tych, którym nie wychodzi, ale się starają, aż w końcu stają się lepsi i lepsi, sprawia mu przyjemność. W pamięci ma wieczory spędzone w szklarni, naukę o roślinach i długie rozmowy, a potem jeszcze dłuższe pocałunki.
Z rozmyślań wyrywa go głos Minerwy.
— Wezwał cię?
— Jeszcze nie. — Odchyla głowę i spogląda na rzeźbiony sufit w pokoju nauczycielskim. Siedzi na czarnej kanapie, McGonagall stoi obok i, opierając się o parapet, spogląda przez okno.
— Nie powinieneś... sam się zgłosić? Czy nie byłoby to bezpieczniejsze?
— Jestem jego wiernym sługą. — Wzrusza ramionami. — Stoję więc na wyznaczonym stanowisku i czekam na rozkazy.
Kobieta zaciska usta w białą linię.
— Nie podoba mi się ta... stagnacja z jego strony.
— Wrócił zaledwie tydzień temu, jeśli wierzyć słowom Longbottoma. — Krzywi się, wypowiadając to nazwisko. — Będzie potrzebował więc czasu, by zorganizować wszystko na nowo. Nie musisz się o mnie martwić. — Spogląda na nią, ale szybko odwraca wzrok, widząc wyraz twarzy Minerwy.
— Jak nie ja, to kto będzie?
Lekcje toczą się normalnym trybem pomimo tego, że sam Czarny Pan znów jest wśród żywych. Co prawda próbował już wrócić wcześniej: ukraść kamień filozoficzny, wykorzystać krew Longbottoma, co nie zadziałało dzięki ingerencji Cedrika Diggory'ego, więc większość wiedziała, co nadchodzi. Może stąd bierze się brak zaskoczenia. A może dlatego że nic się nie dzieje (jeszcze) i ludzie udają, że zagrożenia nie ma.
Zakon Feniksa znów działa, tym razem Snape jest jego pełnoprawnym członkiem. Na razie głównie monitorują i informują, ale każdy czuje wiszącą nad szyją gilotynę, wiedząc, że czas ucieka i niedługo trzeba będzie stanąć do walki.
Jest środek czerwca, egzaminy końcowe już się zakończyły, pozostałe dni uczniowie spędzają na odpoczynku i zabawie. Lekcje też w większości przyjmują taką formę, nawet te Severusa. Nie warzą już eliksirów na oceny, ale każdy może uwarzyć, co chce. Według niego to bardzo sprawiedliwy układ, choć uczniowie i tak wchodzą do środka z ponurymi minami, wiedząc, że nawet pomimo braku oceniania będzie wytykał im niedociągnięcia i wymagał perfekcji.
— Panie profesorze.
Unosi głowę znad notatek na temat veritaserum.
— Panna Granger.
— Czy... wie pan coś na temat horkruksów?
Odkłada pergaminy i prostuje się.
— Skąd w ogóle znasz to słowo? — Spogląda na klasę, by upewnić się, że nikt nie słucha.
— Chodzi o to, że Zakon...
— Porozmawiamy po lekcji — ucina.
Gryfonka chce się kłócić, ale chyba rozumie o co mu chodzi, bo posłusznie wraca na swoje miejsce. Weasley coś do niej mówi, co ją irytuje.
Severus czuje się staro, choć ma dopiero trzydzieści siedem lat. Ostatnio nie ma chwili wytchnienia, wszyscy siedzą jak na szpilkach, a teraz jeszcze dzieciaki zaczęły bawić się czarną magią. Całą lekcję spędza w paskudnym humorze, co odzwierciedla się w tym jak wiele punktów odejmuje. Nawet warknął na Draco Malfoya, który chciał o coś dopytać.
Z końcem czasu wręcz wygania uczniów z klasy. Zostaje Granger i towarzyszące jej duo Longbottom i Weasley. Wymieniają spojrzenia, gdy on trzaska drzwiami, zakłada ręce na ramiona i łypie na nich spode łba.
— Śmiało. — Pokazuje rękę gest, by mówili.
Przełamuje się Granger. Przełyka ślinę i unosi głowę, odważnie spoglądając prosto w jego oczy.
— Profesor Dumbledore prowadzi specjalne lekcje z Neville'em i jego zadaniem było dowiedzieć się, czym owe horkruksy mogą być. Dlatego postanowiliśmy porozmawiać z panem.
— Dumbledore?
Zachodzi w głowę, dlaczego dyrektor miałby mieszać dzieciaki w tak niebezpieczne sprawy.
Granger gorliwie kiwa głową.
— Tak. To sposób, by pokonać Sam-Wiesz-Kogo. Profesor Dum-...
— Sposób, by pokonać Czarnego Pana? — przerywa jej, a w głowie wszystko zaczyna układać się w logiczną całość.
Jeśli Czarny Pan stworzył horkruksy, to one zapewne są powodem jego powrotu, dlaczego nie umarł, dlaczego... dlaczego Harry Potter zniknął. Bo był horkruksem. A jeśli Czarny Pan był tego świadom... mógł go porwać. Ukryć. Zaciska palce. To może oznaczać, że młody Potter żyje. Przepowiednia nagle nabiera sensu. Wszystko pasuje do siebie jak puzzle.
Tylko... Dlaczego Dumbledore dzieli się taką wiedzą z bezużytecznymi bachorami zamiast z nim?
— Nie warto, Hermiono — odzywa się Weasley. — On wciąż nazywa go Czarnym Panem! Nie pomoże nam.
— Należy do Zakonu! — Piorunuje spojrzeniem wyższego od siebie chłopaka.
— Należę — przyznaje Severus. — Wiem też co nieco o horkruksach, wręcz jestem zaznajomiony z tematem na tyle, że wiem, że to nie sprawa dla was.
— Ha! A nie mówiłem?!
— Panie profesorze — odzywa się Longbottom — to naprawdę ważne...
— Nie jesteś zbawcą, Longbottom. Nie jesteś Potterem — cedzi Snape. — Nie próbuj uratować całego świata sam. — Z satysfakcją obserwuje wielkie oczy chłopaka i drżące wargi. — Nie wiem, co myślał dyrektor, mówiąc wam o tak niebezpiecznych artefaktach, więc porozmawiam z nim o tym. — A raczej: rozliczy się z nim. I nakrzyczy. Uwielbia krzyczeć na Dumbledore'a, kiedy ten starzec zawinił i ma rzeczywiście coś na sumieniu.
— Może nie jestem Harrym Potterem, ale przepowiednia może mówić równie dobrze o mnie! Nie możemy pozwolić, aby Voldemort odzyskał potęgę.
— Trochę na to za późno, nie uważasz?
Twarz chłopaka pokrywa się rumieńcem. Severus nie czuje wyrzutów sumienia. Najmniejszych.
— Idźcie na resztę zajęć. Zajmijcie się tym, co robią dzieciaki. Skakaniem czy krzyczeniem. Wojnę zostawcie dorosłym.
Od razu po tej rozmowie udaje się do gabinetu dyrektora. Zmierza pewnym, szybkim krokiem, czarna peleryna za nim powiewa. Po drodze dzieciaki przed nim uciekają, jakby przeczuwały, że nie jest w dobrym nastroju i lepiej nie wchodzić mu w drogę, bo może skończyć się to gorzej niż szlabanem.
Z impetem otwiera drzwi do okrągłego gabinetu, aż uderzają o ścianę i się od niej odbijają.
— Severusie — wita go Dumbledore. — Co za niespodzianka.
Zamyka drzwi, aby nikt nie słuchał, po czym przechodzi do rzeczy:
— Horkruksy?! Naprawdę, Albusie? — Mina starca zrzednie. — Co ci strzeliło do głowy?
— Ach, Neville poszedł do ciebie z prośbą o pomoc. Nie spodziewałem się tego, muszę przyznać. — Gładzi brodę.
Severus ma ochotę się zaśmiać. A więc Dumbledore myślał, że Snape się nie zorientuje, tak? Że Neville tak go nienawidzi, że nic nie powie?
— Wziąłeś pod uwagę Granger?
— Tak, teraz to ma sens. — Kiwa głową.
Jego spokój sprawia, że Snape jest jeszcze bardziej wściekły. Uderza otwartą dłonią o biurko.
— Poinformowałeś dzieci, które nie ukończyły jeszcze szkoły, o najmroczniejszych artefaktach a mnie postanowiłeś trzymać w niewiedzy?
— Dałeś mi kiedykolwiek powód by ufać ci w kwestiach, które nie dotyczą bezpośrednio Harry'ego? — Spogląda na niego zimnym wzrokiem.
— Kto powiedział, że to nie dotyczy Harry'ego?
— Czyli tego też się domyśliłeś.
— Śmiem twierdzić, że z nas dwóch to ja lepiej znam się na czarnej magii. Nawet Czarny Pan sięgał mej opinii.
Wpatrują się w siebie, aż Dumbledore nie wzdycha.
— Tak, podejrzewam, że Voldemort stworzył horkruksy. Podejrzeń nabrałem, kiedy Neville przyniósł mi jego dziennik.
Severus nie lubi wspominać tego roku pełnego chaosu i strachu. Kiedy ich wszystkich uratowała grupa dzieci, która znalazła ciało Ginny Weasley. Jej brat wywlókł zwłoki, ciągnąc je za rękę, zapominając, że jest czarodziejem i potrafi lewitować przedmioty. Neville z mieczem Gryffindora w ręce (którego nie chciał wypuścić) opowiedział historię o tym jak znaleźli ciało dziewczyny w łazience ze zniszczonym dziennikiem obok niej. Opętana dziewczynka, gdy zorientowała się, co robiona z jej ciałem, musiała się zbuntować i zamiast zaufać dorosłym, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Zginęła tuż przed wejściem do Komnaty Tajemnic, a Longbottom wraz z Weasleyem postanowili ją pomścić. Zabili bazyliszka, zniszczyli dziennik. Zostali okrzyknięci bohaterami.
— I nic przez ten czas nie powiedziałeś?
— Nie miałem wystarczających dowodów.
— A teraz?
— Teraz mam. — Dumbledore wstaje i wyciąga złoty medalion. — Ktoś też o tym wiedział.
— To... — Otwiera złoty medalion, który wygląda zupełnie jak ten należący do Salazara Slytherina. W środku znajduje się karteczka. — Regulus — szepcze, przeczytawszy zawartość.
— Hm?
— R.A.B. Regulus Arcturus Black.
— Och. — Dumbledore podchodzi i bierze medalion drżącymi dłońmi. — Teraz wiemy, gdzie szukać oryginału.
— Więc to twój plan? Znaleźć i zabić jego horkruksa?
— Nie Severusie. Zamierzam znaleźć i zniszczyć je wszystkie. I jak mniemam mi pomożesz?
I co w takiej sytuacji ma odpowiedzieć Severus. Czuje zbliżający się ból głowy. Przeczesuje dłonią tłustawe już włosy.
— Tylko nie mieszaj w to więcej bachorów.
❧
Po zakończeniu roku szkolnego udaje się do Doliny Godryka. Na cmentarz. Słońce praży, drzewa są zielone, a trwa żółta i sucha. Na takiej właśnie siada. Niebo jest bezchmurne, wiatr też nie wieje. Świat wydaje się stanąć w miejscu, jakby też umarł.
Martwy świat. Martwy Harry.
Pociąga spory łyk wódki, którą kupił w sklepie na rogu.
Nie lubi przychodzić do grób ukochanego. Wtedy przypomina sobie, że on umarł i już do niego nie wróci. Ostatnie, o czym chce myśleć, to jego śmierć. Woli wspominać te chwile, gdy żył. Nawet jeśli się kłócili i nie zawsze byli szczęśliwi, to jednak byli razem.
Grób to świadectwo śmierci. Co z tego, że ciała nigdy nie znaleźli. Ba. Severus nie znalazł żadnego śladu, nic. Ktoś musiał bardzo się postarać, by to ukryć.
Choć nie lubi tu przychodzić, to tutaj właśnie czuje największą więź z chłopakiem. Może z nim porozmawiać i się wyżalić. Nie raz wyklinał na Dumbledore'a, nie raz płakał. Czasami milczy, innymi razy mówi i nie potrafi przestać.
Dzisiaj opowiada o minionym roku szkolnym. O tym, że w przyszłym roku szkolnym Longbottom wreszcie skończy Hogwart, że on będzie miał spokój. O tym, co go czeka. Że Mroczny Znak jest wyraźny jak w dniu, kiedy Harry odsłonił bandaż z lewego przedramienia. Wzdryga się, przypominając sobie mokry dotyk języka na wrażliwej skórze. Chciałby poczuć to ponownie.
— Tęsknię za tobą — szepcze cicho. Sam do siebie. Bo do końca życia będzie już sam. Swoją jedyną szansę zaprzepaścił.
__________________________
i takim oto akcentem kończymy ten rozdział. wreszcie. został nam jeden mini, który dostaniecie za tydzień, a potem trzeci ostatni.
tak późno publikuję, bo zapomniałam, że dzisiaj piątek. a mogłam ustawić automatyczną publikację...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top