Aksamitna śmierć V

Aksamitny niepokój


Harry marnieje z każdym dniem. Krwawienia stały się czymś regularnym, do tego bezsenność, brak apetytu... Severus ma ochotę krzyczeć z bezsilności, bo robi wszystko, co jest w stanie. Eksperymentuje z eliksirami i ich składem, układa plan posiłków, przygotowuje je, zmusza Harry'ego do jedzenia ich, stara się nie krzyczeć, nie robić problemów, bo najbardziej mu zależy na tym, aby chłopak wrócił do zdrowia, aby odkryć, co jest nie tak.

Potter nie chce iść do szpitala. Zarzeka się, że to przemęczenie, że ustanie jak odpocznie. Tylko Harry nie odpoczywa. Prawie w ogóle. Krąży między mieszkaniem Severusa, Potterów, sklepem z miotłami a misjami Zakonu Feniksa. Zawsze gdzieś się spieszy.

Sam Snape ma coraz mniej czasu, Czarny Pan zauważa go teraz częściej, wysyła na misje w terenie. Czasami, gdy Severus zmywa jeszcze krew ofiar tortur, do mieszkania wtacza się Harry. Zdarza mu się zemdleć.

Za pierwszym razem, gdy to się zdarza Severus panikuje. Nie może go ocucić, więc klęczy nad bezwładnym ciałem, próbując zrozumieć emocje, jakie nim targają. Nie powinien czuć większego bólu? Potem to sobie wyrzuca. Nie zasługuje na Harry'ego skoro myśl o jego stracie nie boli dostatecznie mocno. Skoro zamiast o Harrym jak zwykle myśli o sobie.

Dopiero gdy Harry po niecałej minucie otwiera oczy, on może normalnie oddychać. Wdech i wydech. Z ulgą siada na piętach, obserwując Harry'ego, który podnosi się do pozycji siedzącej.

Przywołuje wodę i mu podaje.

— Tak nie może być dalej — szepcze. — Musisz o siebie dbać.

— Muszę? — pyta, gdy już wypija całą szklankę.

Severus machnięciem różdżki odstawia ją do zlewu.

— Tak, musisz. Nie żyjesz tylko dla siebie, nie żyjesz też tylko dla mnie. Pomyśl o swoich rodzicach, co? Jak oni by zareagowali, gdyby się dowiedzieli? — Próbuje podejść do tematu z innej strony, bo skoro zwykłe prośby by dbał o siebie nie działają, musi zastosować jakąś manipulację.

— Ale ja dbam o siebie — upiera się dalej Harry. — Po prostu jestem przemęczony. Koniec tematu. — Wyzywająco wpatruje się w oczy Severusa.

— Tak trudno zrozumieć, że się martwię? — szepcze, urażony zachowaniem chłopaka. Tym, że w ogóle zdaje się nie myśleć o Severusie, kiedy on myśli o nim bez przerwy.

Harry wzdycha i opuszcza głowę.

— Wiem. — Wdrapuje się na kolana Severusa, by objęć szyję ramionami. — Wiem, wiem, wiem. Ale naprawdę wszystko w porządku. Nic mi się nie dzieje. Zobaczysz, jeszcze będziemy się z tego śmiać.

— Więc zjesz zupę?

— Zjem zupę. — Śmieje się.

Na ten wieczór zapominają o wojnie, jedzą zupę z marchewką i porem na wywarze z kurczaka. Potem razem zmywają, różdżki leżą zapomniane. Harry przyrządza herbatę, jedną miętową. Popijając ją, Severus czyta książkę, Harry po prostu opiera głowę o jego ramię i wpatruje się w ciemne okno.

— Jak myślisz, kiedy to wszystko się skończy?

— Trudno powiedzieć. — Z westchnieniem odkłada książkę. — Ostateczna walka rozegra się w Wizengamocie we wrześniu, wtedy będą głosować nad nowymi projektami ustaw. Wszystko zależy od tego, które ugrupowanie zdobędzie większe poparcie.

— Więc musimy wytrzymać do września — stwierdza Harry z nieobecnym wzrokiem.

Severus tylko mruczy w odpowiedzi, zanurzając palce we włosach chłopaka i przyciągając go bliżej. Herbata zostaje zapomniana, kubki z nią odstawione, a ich dwójka zajmuje się sobą nawzajem.

Rano każdy idzie w swoją stronę. Wpadają więc w pewną rutynę, teraz znajdują czas, by wieczory spędzać razem, nie rozmawiając o wojnie, tylko o sobie. Wspominają Hogwart, rozprawiają o roślinach i ich właściwościach, o miotłach, o Lily, która to czasami ich odwiedza.

Severus nie może uwierzyć w to, że znów rozmawia z dawną przyjaciółką. Przyłapuje się na myślach, że takie życie by mu odpowiadało. Spokojnie, wraz z bliskimi mu osobami. Jednocześnie wie, że gdyby powiedział całą prawdę wszyscy by się od niego odwrócili. Nawet Harry. Szczególnie Harry, który zdaje się myśleć, że Snape głównie zajmuje się zaopatrzeniem śmierciożerców w eliksiry, a tak naprawdę dostaje kolejne i kolejne zadania. I nie jest bierny, nie, wykazuje się inicjatywą. pławi się w tym, że go podziwiają.

Harry'emu też się poprawia. Je normalne posiłki i sypia, choć cienie pod oczami jeszcze są wyraźne, a waga nie wróciła do prawidłowej, to Severus czuje kiełkującą nadzieję. W dodatku Harry strasznie ekscytuje się perspektywą zostania wujkiem, chodzi z Lily i Jamesem na zakupy, pomaga w wyborze imienia. prześciguje się z Blackiem kto byłby lepszym ojcem chrzestnym. Severus ma wrażenie, że wie więcej na temat dziecka Pottera niż on sam.

Pomimo tego, że wszystko wychodzi na prostą, Severus trwa w wewnętrznym konflikcie. Chce cieszyć się sielanką, marzył o niej, jednak to wciąż za mało. Podczas spotkań, podczas których mówi się o dzieciach, świętach, imprezach, on ucieka myślami do nocy pełnych krzyków i krwi. Okazuje się, że nie potrafi żyć jak normalny człowiek. Bez karmienia swojej brzydkiej strony zaczyna ona wychodzić za dnia, spędza więc coraz więcej czasu ze śmierciożercami. Rajdy stają się jego wytchnieniem, może się spełniać, pokazując znajomość czarnej magii.

Tak jest ostatniego dnia lipca. Pod wieczór spotyka się z Lucjuszem, mają schwytać członka Zakonu Feniksa. Zostaje do nich przydzielony młokos Barty, któremu wszelkie hamulce puściły po śmierci Regulusa Blacka.

Deszcz leje, oni lewitują krwawiące ciało. Przemykają uliczkami Londynu z Mary Macdonald. Severus nie może patrzeć na jej sparaliżowaną twarz; na błądzące jasne oczy. Wie, że to przyjaciółka Lily, jednak perspektywa bycia świadkiem jak przesłuchuje ją sam Lord Voldemort wygrywa.

Bo przesłuchania Czarnego Pana to sztuka; przedstawienie pełne brutalności i całego piękna w tym zawartego. Śmierciożercy są jak wygłodniałe hieny obserwującego lwa zabawiającego się ze zwierzyną i czekający na resztki.

Trzask!

— To Zakon! — krzyczy Barty.

Lucjusz przeklina siarczyście. Rozgląda się wokół zimnym, kalkulującym spojrzeniem.

— Niech każdy z nas teleportuje się w inne miejsce. Ja zabieram Macdonald do Pana — mówi i już po chwili go nie ma.

— Uciekają! Nałóżcie bariery anty-teleportacyjne! — rozlega się krzyk.

Severus więc jak najszybciej teleportuje się do kolejnej dzielnicy, tam ściąga ubranie, myje pozostałości krwi. Wszystkie zbędne rzeczy chowa do torby, na którą rzucił zaklęcie zmniejszająco-powiększające.

Potem teleportuje się ponownie, tym razem wybiera uliczkę przy Dziurawym Kotle. Zaciąga czarną pelerynę, chroniąc się przed deszczem i wchodzi do środka. Stara się wyglądać tak jak zwykle, przepycha się między ludźmi, którzy przyszli na wieczornego drinka i zamawia Ognistą Whiskey, którą zamierza wypić przy barze.

Siedzi tak, wypalając sobie gardło, a napięcie powoli z niego ucieka. Zamawia kolejną szklankę, aż wreszcie ciało się rozgrzewa. Tom od czasu do czasu go zagaduje to o eliksiry, to o Harry'ego czy pracę.

— Harry'ego nie ma, więc przyszedłem jakoś zabić czas — tłumaczy swoją obecność.

— Młoda miłość. — Barman z uśmiechem kręci głową.

Severus zastanawia się, czy Malfoy nie zgarnie teraz wszystkich pochwał dla siebie za przyprowadzenie Macdonald, która powinna mieć cenne informacje. Jeśli je zdradzi w czasie tortur, Czarny Pan z pewnością będzie zadowolony.

— Severus!

Nawet nie ma ochoty odwracać się, słysząc głos Petera Pettigrew, jednak mężczyzna przysiada się obok z przymilnym uśmiechem.

— Co cię sprowadza do Dziurawego Kotła?

— Alkohol. — Nieznacznie unosi szklankę.

— Ach, oczywiście, nie ma lepszego przyjaciela dla mężczyzny niż dobry trunek. Słuchaj, mógłbyś...

— Nie.

— Nawet nie wiesz, o co chciałem poprosić!

— O eliksir.

— Skąd...

— Wszyscy o to proszą. Nie jestem organizacją charytatywną.

— Przecież bym zapłacił — mamrocze.

— To kup na Pokątnej. — Pettigrew odwraca wzrok. — Ach, takiego ci nie sprzedadzą? Próbowałeś na Nokturnie?

— Tam też może być problem.

Severus unosi brew.

— Och? Teraz mnie zaciekawiłeś.

— Czyli...

— Peter! — woła Remus Lupin, który wpada do środka jakby się paliło. — Chodź, zaczęło się!

Mężczyzna zbiera się w pośpiechu, szukając sykli, by zapłacić. Remus podchodzi i wita się.

— Severusie. Nie spodziewałem się ciebie.

— Harry'ego nie ma. — Wzrusza ramionami.

— Ach, no tak. — Lupin kiwa głową.

— No właśnie — kwituje kwaśno, po czym wychyla resztki alkoholu.

— Idziesz do szpitala?

— Nie. Po co?

— A. No przecież nie wiesz bez Harry'ego. Lily zaczęła rodzić.

— Potter Junior się zbliża — dodaje Peter, który zakłada już płaszcz.

— Nie miała rodzić w sierpniu? — dziwi się Severus.

— Dopiero zaczęła, pewnie dziecko pojawi się po północy, już w sierpniu.

Zostawiają go, kiedy dołącza do nich Black z niebieskimi balonami w kształcie różnych zwierzątek. Severus teleportuje się do zamku Czarnego Pana, skoro nikt go nie śledzi.

Mary Macdonald jest już martwa. Lucjusz jest blady, jego obrzydzona mina wskazuje na to, że był świadkiem posiłku Nagini, która raz na jakiś czas ma w zwyczaju zjadanie niepotrzebnych już więźniów. Czarny Pan z kolei ignoruje wszystkich poza prawnikami i zamyka się z nimi w gabinecie.

— I jak? — szepcze do Lucjusza, próbując bardziej zorientować się w sytuacji.

Malfoy wzrusza ramionami.

— Nie wiadomo. Przesłuchanie było prywatne.

— Hm... — Severus nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji.

— Idealne podsumowanie — wzdycha jego przyjaciel.

Gdy Snape wraca do mieszkania, Harry'ego jeszcze nie ma. To zrozumiałe, pewnie jest w szpitalu wraz z Jamesem i Lily. Severus więc bierze się za przyrządzanie eliksirów. Zasypia o piątej nad ranem, a gdy się budzi, zostaje wezwany przez Czarnego Pana. Po długiej misji wraca dopiero następnego dnia, a Harry'ego nadal nie ma.

Mijają dni, a Severus coraz bardziej zaczyna się martwić. Rozważa wszelkie opcje i stwierdza, że najlepiej jak skontaktuje się najpierw z Lily, w końcu ostatnio Harry był u nich. Desperacko próbuje przekonać sam siebie, że wszystko jest w porządku.

Z takim postanowieniem zasypia na kanapie, wierząc, że jutro wszystko się rozwiąże. Budzi go walenie do drzwi. Zrywa się, a jego pierwsza myśl jest taka, że Harry wreszcie wrócił. Dopiero jak sięga do klamki, orientuje się, że przecież Harry ma klucze. Nie pukałby. Może więc zgubił? Może coś złego stało się na przeklętej misji?

Otwiera drzwi pełen niecierpliwości, z sercem pełnym nadziei, gotowy porzucić wszystkie czarne scenariusze jakie wcześniej utworzył w swojej głowie. Nawet nie spodziewa się tego, że zostanie wzięty za fraki i przyszpilony do ściany, popchnięty na tyle mocno, że głowa uderza o ścianę, odbijając się od niej.

Mruga zamroczony, próbując skoncentrować wzrok na wściekłym Jamesie Potterze, który wbija różdżkę w gardło Severusa tak mocno, że sprawia to problemy z oddychaniem.

— Gdzie jest Harry?!

Severus powinien poczuć jakieś ukłucie zmartwienia na te słowa, ale zamiast tego wypełnia go wściekłość.

— Ty chyba lepiej powinieneś wiedzieć — odpowiada. — Był na misji od was.

James mruga. Odsuwa się i zaczyna praktycznie rwać włosy z głowy. Severus pociera obolałą szyję.

— Z misji wrócił — syczy, rzucając mu jadowite spojrzenie. Teraz zauważa jak źle wygląda Potter: jakby postarzał się o dziesięć lat. Wszelkie niedoskonałości twarzy stają się widoczne z mętnym świetle z pojedynczej świecy.

— Do mnie nie wrócił — rzuca Snape; w jego głosie słychać zazdrość, że najpierw Harry poszedł do brata.

— Nic nie słyszałeś? — Potter spogląda na niego zaskoczony.

— Co miałem słyszeć? — Marszczy brwi, zakładając ramiona na piersi.

— Że Voldemort porwał Harry'ego?

Severus najpierw zupełnie odrzuca tę myśl; nie ma ona miejsca w tak skrzywionym umyśle.

— Dlaczego miały go porwać? — pyta więc, a dopiero gdy wypowiada te słowa, patrząc na przerażoną twarz Jamesa Pottera, dociera do niego dlaczego.

— Tak myślałem. — Unosi głowę, mruga oczami jakby chciał odgonić łzy, a gdy spogląda na Severusa, jego spojrzenie jest twarde i pełne nienawiści. — Zgrywasz głupka, kiedy najprawdopodobniej on już nie żyje od czterech dni.

— Co? — Umysł Severusa to jedna, wielka pustka; nie dopuszcza takiej informacji do świadomości.

— Jesteś oślizgłym Smarkerusem, który potrafi jedynie ranić bliskie mi osoby. Harry'ego nie ma od czterech dni, a ty nawet nie zapytałeś mnie czy Lily, czy go nie widzieliśmy! Nic! Tak jakbyś doskonale wiedział, co się z nim stało!

— Co? — powtarza.

— Och, nie zgrywaj idioty, Snape. — Ponownie celuje do niego z różdżki, tym razem zachowując pewną odległość. — Gdzie. Jest. Mój. Brat.

— No tutaj go nie ma, prawda?

Potter ignoruje różdżkę, uderza go pięścią w twarz. Włosy zasłaniają Severusowi pole widzenia, odgarnia je więc i prostuje się, by spojrzeć we wściekłe, brązowe oczy.

— Myślałem, że zależy ci na nim!

— Kim jesteś, by mówić, co mam czuć? — Potter nie jest nawet w małym stopniu pojąć jak głębokim i skomplikowanym uczuciem Severus darzy Harry'ego i tego jak wiele byłby w stanie dla niego zrobić.

— Bratem twojego chłopaka, który nie żyje i nie możemy znaleźć jego ciała!

Harry nie żyje. Harry nie żyje?

— Co?

James spogląda na niego załzawionymi oczami. Jego usta drżą.

— Nie mam do ciebie siły. Zapamiętaj, jeśli będę miał jakikolwiek dowód, że to ty... Jesteś martwym człowiekiem, Snape.

Potter wychodzi, a Severus Snape stoi w miejscu. Jak to Harry nie żyje? Przecież widział go... dobry tydzień temu. Ostatnio rzadko rozmawiali, prawie się nie widywali.

Osuwa się na ziemię. Nie jest w stanie płakać. Wstrząsa nim suchy szloch, przykłada pięść do ust, by zdusić krzyk.

Nienawidzi siebie. Nie zasługuje na Harry'ego. Nawet w obliczu tak poważnych wydarzeń, jedyne co poczuł, gdy James go informował to zazdrość, że Harry nie uwzględnił Severusa, że wybrał brata. Oprócz zazdrości jednak gorszym uczuciem jest to, że najpierw Severus myślał o sobie. O tym, że najpierw musi obronić się przed oskarżeniami, że troska przyszła potem, że rozpacz przychodzi dopiero teraz.

Nienawidzi siebie za to, że idzie do szafki i wyciąga alkohol. Dopiero nad ranem stwierdza, że w sumie James nie miał pewności. Severus sam sprawdzi, znajdzie Harry'ego, nawet jeśli będą to jedynie zwłoki. 

_________________________

dobrze, zaczynamy właściwą część tej historii, bo Severus ma wam jeszcze wiele do powiedzenia ^.^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top