Rozdział 4

Diana

Spojrzałam na nich nie wiedząc o co tu chodzi. Naprawdę nie wiedziałam co tu się dzieje i liczyłam że ktoś mnie raczy w końcu oświecić. No tak nadzieja matką głupich.- Czy dowiem się wreszcie o co tu chodzi? - spytałam niepewnie przestępując z nogi na nogę. Schowałam mój smartfon do kieszeni bluzki i teraz patrzyłam na nich wyczekująco. Blondyn spojrzał na mnie ciepło. Bijące od niego uczucie było bardzo zachęcające i wiedziałam już że mogę mu zaufać.
- Jesteś w Hogwarcie.- oznajmił w końcu Malfoy bardzo delikatnym tonem. To był niezwykle miękki i czuły ton taki wabiący potencjalną ofiarę. No cóż ja z pewnością ofiarą nie byłam.
- A co to Hogwart?- spytałam. Spojrzeli na mnie jak na szaleńca. Czarnowłosy się skrzywił z wyraźnym obrzydzeniem.
- Nie wiesz co to Hogwart? Poważnie?- spytał z niedowierzaniem mrużąc oczy. Jego spojrzenie zdawało się mówić że z niego kpiłam chociaż tego wcale tego nie robiłam! Na litość boską! Nawet nie wiedziałam jak się tu znalzłam! Nie wiem ile razy jeszcze mam powtarzać! Wrzałam w myślach. Rozmowa z tymi facetami była irytująca i ani trochę nie posuwała się do przodu. Oni wszystko utrudniali.
- Nawet nie wiem jak się tu znalazłam do cholery!- wybuchłam nie panując nad sobą. Moje iczy ciskały gromy a błyskawica chciała wyjść na wierzch ale powstrzymałam ją opanowując emocje i robiąc głęboki wdech. Założę się że moje iczy właśnie nią błyszczały złowrogo. Blondyn był obok mnie w sekundę. Na co się lekko wystraszyłam.
- Już dobrze kochanie. Jesteś bezpieczna.- zagruchał do mnie. Podobało mi się sposób w jaki mówił do mnie kochanie ale nie skomentowałam tego. Dotknął mojego ramienia i wtedy poczułam elektryczny impuls ale nic nie powiedziałam.
- Rany.- tylko tyle zdołałam wykrztusić. Malfoy patrzył na mnie tak dziwnie z takim uwielbieniem w oczach i jakby szacunkiem? Wzdrygnęłam się na to bo podobało mi się tylko nie wiedziałam co o tym myśleć. I ten nasz fizyczny kontakt. To było jak dotykanie prądu. Stado motyli poderwało się w moim brzuchu ale nic im nie powiedziałam.
- Trzeba ją zaprowadzić do gabinetu dyrektora.- odezwał się ponownie blondyn na co ja skinęłam głową. Kim kolwiek jest dyrektor może uda mu się znaleźć jakieś rozwiązanie na wyjście z tej sytuacji? Przynajmniej taką miałam nadzieję. Niech więc tak będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top