Prolog
Otworzyłam oczy by zobaczyć że znajduję się na korytarzu. Ale to nie był taki zwykły korytarz. Miał mnóstwo pięknych zdobionych obrazów z różnymi postaciami które się ruszały. Wysokie sklepione kolumny do samego sufitu. To co mnie zdziwiło najbardziej to że ogień płonął na ścianach w kandelabrach. Czy ja śnię? Zdecydowanie nie. Czuję się za to jakbym trafiła do jakiegoś średniowiecza a raczej do średniowiecznego zamku wyjętym prosto z romansu albo jakiejś średnioweczniej powieści. Głupie wiem ale najzwyczajniej w świecie się tak czuję. Najgorsze było to że nie wiedziałam co ze sobą zrobić ani dokąd iść. Wyciągnęłam mój smartfon i spojrzałam na wyświetlacz. Szok który przeżyłam nie zmylił mnie. Telefon pokazywał dokładnie nadal ten sam cholerny rok datę i godzinę kiedy się kładłam do łóżka. Miałam czytać a kiedy zamknęłam oczy i otworzyłam je pojawiłam się tu.
- Ej! Ty tam!- usłyszałam czyjś mocny szorstki głos. Chłopak szedł prosto w moją stronę. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to jego blond włosy które błyszczały jak najcenniejsze złoto. Chłopak miał również piękne niebieskie oczy. Nie widziałam czy to naprawdę niebieskie ale były bardzo ładne.- jest cisza nocna! Nie wiesz że nie wolno chodzić o tej porze!? - krzyknął na mnie chłopak i podszedł do mnie szybko. Jego kpiący uśmieszek ani trochę mi nie pomógł wręcz przeciwnie zdenerwował bardziej nie na tyle żebym była chamska czy coś. No bo w końcu czym tu zawiniłam? No właśnie.
- Ja przepraszam.- wytłumaczyłam szybko.- nie jestem z tąd. Chłopak spojrzał w moje oczy i zamarł. Ja również zamarłam. To co poczułam to było jakby ktoś zdzielił mnie gromem prosto w plecy. Chłopak zaskoczony zamrugał jakby nie dowierzał w to co widzi. Jego spojrzenie złagodniało. Zniknęło to zimno w jego oczach zastąpione przez ciepło które się obawiałam może być przyczyną moich dalszych kłopotów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top