Za pierwszym zakrętem
Zawsze uważałam, że miałam wielkie szczęście, że wygrałam wyścig plemników i przyszłam na świat właśnie w tej rodzinie.
Nie próbowałam nawet wyobrażać sobie, co by było, gdyby moi rodzice znęcali się nade mną fizycznie, psychicznie, czy w jakikolwiek inny sposób.
Wiedziałam jednak, że nie wytrzymałabym takiego ciężaru.
Moje ramiona załamałyby się już na samym początku, bo nie byłam silną dziewczynką, która wytrzymałaby każdy cios, by potem zaśmiać się oprawcy prosto w twarz.
Z satysfakcją, że przeżyła starcie i nawet się nie skrzywiła.
Tak po prostu, mimo bólu.
Nie dość, że nie potrafiłam nigdy ukrywać emocji, kłamałam okropnie i nawet nie próbowałam się za to zabierać, to na coś, co mnie w jakikolwiek sposób krzywdziło, reagowałam bardzo emocjonalnie.
Tak samo jak na samą krzywdę i to, co ze sobą niosła.
I naprawdę cieszyłam się, że moi rodzice są moimi rodzicami, bo wiedziałam, że mnie kochają.
Że jestem ich słoneczkiem i mogę zwrócić się do nich z każdym problemem, a oni postarają się zrobić wszystko, by go rozwiązać.
Mówią czasami, że muszę znaleźć kogoś, kto nie będzie się bał, że moje promienie słoneczne go zranią.
I mój tatuś mówi mi że oświetlę jego świat, chociaż nie wiem, czy to prawda.
Nigdy w to nie wnikałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top