Szybkim ruchem nadgarstka przekroiłem kolejnego okrągłego pomidora i z okrutnym uśmiechem na twarzy obserwowałem jak wypływa z niego krwistoczerwony sok zabarwiając lekko ostry nóż trzymany przeze mnie w prawym nadgarstku. Skąd wzięło się u mnie nagle tyle agresji?

- Cześć Kibum! Jak ci się spało? - usłyszałem głos, który w ułamku sekundy przypomniał mi dlaczego się tak zachowywałem.

Właściciel słów zdążył już zejść po schodach i przejść do kuchni, podczas gdy ja nie wypowiedziałem jeszcze żadnego słowa.

- Bummie? - trącił moje ramię kiedy tylko znalazł się obok mnie.

Powoli odwróciłem głowę w jego stronę i w zamyśleniu przyjrzałem się jego oczom. Najwidoczniej zdziwiła go moja reakcja, ale już po chwili uśmiechnął się do mnie promiennie.

- Wszystko okej? - zapytał.

W tym momencie przestałem już nad sobą panować i wypuściłem z ręki nóż, który obił się z hukiem o blat. Błyskawicznie odwróciłem się na pięcie i pognałem przed siebie czując, że zaraz oszaleję. Wbiegłem do swojego pokoju, zatrzasnąłem za sobą drzwi i na wszelki wypadek przekręciłem jeszcze klucz tkwiący w zamku. Chciałem zostać sam.

- Nic nie jest okej! - krzyknąłem sam do siebie i rzuciłem się twarzą w poduszki.

~~

- Kibum? Kibum! - Jonghyun przybiegł zaraz za mną. - Co się stało?

Nie miałem najmniejszego zamiaru mu tego wyjaśniać.

- Otwórz te drzwi! - wołał.

Po co? Żeby tu wszedł? Nie chciałem go teraz na oczy widzieć.

- Bummie, wpuść mnie.

Ha, chciałby.
Jeszcze mocniej wtuliłem się w poduszkę zatykając nią swoje uszy. Zamknąłem oczy starając się uspokoić i przestać myśleć o tej chorej sytuacji, ale nie potrafiłem o niej chociażby tymczasowo zapomnieć. Przecież w końcu i tak będę musiał zataić to w sobie i zachowywać się tak jak wcześniej. Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć.

- Chcę ci tylko pomóc - dobiegł mnie głos zza ściany.

Tym razem nie możesz, Jjong.
Bo to wszystko przez ciebie!
Nie, nie mogę go za to winić. To tylko i wyłącznie moja wina.

~~

Godzinę później, gdy siedziałem nieruchomo na łóżku i wpatrywałem się w nadchodzące w naszą stronę, deszczowe chmury, pojawiły się kartki. Pierwsza z nich wleciała przez cienki otwór pomiędzy drzwiami i podłogą, i opadła bezszelestnie niedaleko mnie. Co on wyprawia? Nie da mi spokoju?

Postanowiłem to zignorować. Ale kiedy z każdą minutą pojawiało się ich coraz więcej i więcej, tak, że utworzyły pokaźną kupkę, westchnąłem pod nosem i podszedłem bliżej. Usiadłem przed nimi krzyżując nogi i wziąłem do ręki pierwszą z brzegu.

- Kibum! - usłyszałem.

Zauważyłem twarz Jonghyun'a przez półprzeźroczysty fragment drzwi i zdenerwowałem się z tego powodu. Że też musiał mnie dostrzec!
Już miałem ochotę wstać i wrócić pod swoje okno, ale nie chciałem być dla niego niemiły. Czego ja w końcu chciałem?! Nie miałem pojęcia.

Siedziałem więc nadal i patrzyłem się przed siebie pustym wzrokiem. Chłopak podsunął się jeszcze bliżej ciągle powtarzając moje imię. Łamał mi tym serce. Po chwili wysunął rękę do przodu i nie wypowiadając już ani słowa, przycisnął ją do szklanej powierzchni. Co on robi? Czemu mi to robi? Wyciągnąłem w takim razie i swoją dłoń, czyniąc to samo. Czułem jak po policzkach zaczynają płynąć mi łzy, z początku zaledwie kilka, ale wraz z upływem czasu było ich coraz więcej. Kiedy to się nareszcie skończy?!

~~

W końcu musiałem się odsunąć. Gdy wszystkie łzy już wyschły, a ręka zdrętwiała, odszedłem poza zasięg jego wzroku. Ale on tkwił w tej pozycji jeszcze kilka minut. Potem jednak usłyszałem jak wstaje na nogi i powoli zaczyna się oddalać. Korzystając więc z okazji, podbiegłem do drzwi i zabrałem wszystkie podrzucone przez chłopaka kartki. Usiadłem wygodniej opierając się o ścianę i zacząłem je przeglądać. Wszystkie zapisane były ołówkiem na skrawkach białego papieru.

„Kibum! Czemu jesteś taki uparty?"

„Otwórz mi drzwi, łajzo."

„Czy zrobiłem coś nie tak?"

„Czemu nie możesz mi powiedzieć co się stało?"

„Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!"

„Bummie, martwię się."

~~

Uspokoił się. Poszedł. Jonghyun już od dwóch godzin się nie odezwał. Przestał walić w drzwi, wysyłać karteczki, nawoływać mnie po imieniu. Czy czułem ulgę? Sam nie wiedziałem. W głębi serca chciałbym chyba żeby nadal starał się mi pomóc. Ach, o czym ja myślę?!
Podkuliłem nogi i schowałem twarz przed przebijającymi się przez chmury, promykami jesiennego słońca. Pogoda zmienia się tak szybko...zupełnie jak mój nastrój.

~~

Od czterech godzin nie opuszczałem swojego pokoju. Byłem koszmarnie głodny, brudny (nie umyłem nawet zębów!), a co najgorsze - mój pęcherz nie wytrzymywał już od nadmiaru płynu. Muszę stąd wyjść! Muszę iść do łazienki! Na szczęście nie miałem do niej aż tak strasznie daleko. Wystarczyło skręcić w prawo i minąć pokój Minho. Dam radę!

Szybko, ale nie wydając najdelikatniejszego dźwięku, wyskoczyłem z łóżka i pociągnąłem za klamkę. Wpierw wystawiłem na zewnątrz jedynie głowę rozglądając się na boki, a dopiero potem, upewniając się, że korytarz jest pusty, zrobiłem kilka pierwszych kroków w kierunku swojego celu. Za każdym razem bardzo ostrożnie stawiałem stopę na panelach, upewniając się, że żaden z nich nie zaskrzypi. Uff, nareszcie! Odetchnąłem z ulgą gdy w końcu znalazłem się w bezpiecznej łazience. Czułem się co najmniej jak szpieg na terenie wroga. A przecież to był mój własny dom!

~~

Po załatwieniu sprawy, dla której znalazłem się w tym miejscu, zakładając z powrotem spodnie, z przyzwyczajenia sięgnąłem ręką do tyłu i nacisnąłem guzik spuszczający wodę. Nie! Nie! To był wielki błąd. Może lepiej było jej nie spuszczać? Po całej łazience rozniósł się głośny dźwięk, na tyle głośny, że podczas ciszy, która aktualnie panowała, mógł zostać usłyszany również na korytarzu.
I co teraz? Nie mam ochoty przesiedzieć tutaj kolejnych godzin!

Ponownie wcielając się w rolę tajnego agenta, otworzyłem drzwi i po rozeznaniu się w otoczeniu, błyskawicznie, nie zwracając uwagi na hałas, który powodowałem, zacząłem biec w stronę swojego pokoju. Uda mi się! Tak! Byłem już tego pewny dotykając klamki i przekraczając próg.
A tu nagle zdarzyło się coś niespodziewanego, coś czego nie przewidziałem.

Zdążyłem zrobić parę kroków do przodu kiedy zauważyłem, że nie jestem niestety sam. Ktoś skorzystał z okazji mojej nieobecności i wdarł się bez zaproszenia do mojego królestwa. A teraz ten ktoś podbiegł błyskawicznie za moje plecy, wyrwał klucz z zamka i schował go sobie do kieszeni spodni.
Uwięził mnie! Nie miałem jak stąd uciec! Zacząłem poważnie panikować. Nie teraz! Nie jestem jeszcze na to gotowy!

Spojrzałem przed siebie, na twarz pogrążonego w smutku Jonghyun'a. W ręku trzymał podarte przeze mnie wcześniej, białe kartki zapisane jego pismem.

~~

Nie miałem ochoty patrzeć mu w oczy... Miałem wrażenie jakbym miał się zaraz rozpłakać. Szybko więc go okrążyłem i usiadłem na łóżku. Schowałem głowę w rękach mając nadzieję, że sobie pójdzie. A może właśnie pragnąłem jego towarzystwa? Ach, denerwuję mnie to już! Jakbym miał schizofrenię i więził w sobie dwie różne osobowości!

- Idź sobie! - zawołałem próbując być stanowczy.

Usłyszałem jak kawałki papieru lądują na podłodze. Chłopak w jednym momencie znalazł się za mną i objął mocno moje plecy.

- Nie dotykaj mnie! - krzyknąłem nagle czując dziwne dreszcze przeszywające moje ciało.

Ze strachem w oczach przeskoczyłem głębiej i oparłem się o ścianę. Teraz nie mógł już tak zrobić!

Jjong jednak wcale nie miał zamiaru odpuścić. Skrzyżował nogi na mojej pościeli, naprzeciwko mojej twarzy. Kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem jak patrzy prosto na mnie, a z jego oczu ciekną świeże łzy.
Nie! Nie płacz! Nie zniosę tego!
Nagle podsunąłem się bliżej i wytarłem jego policzki swoimi palcami.

- Nie płacz... - wypowiedziałem słowa, które chodziły mi po głowie, a zaraz potem miałem ochotę odgryźć sobie język.

Załzawiony chłopak przytrzymał moje dłonie przy swojej twarzy szepcząc:

- Bummie... Bummie... To mój Bummie.

Zaczyna się robić niebezpiecznie! Muszę się kontrolować! Wyszarpnąłem swoje ręce spod jego uścisku.

- Przestań! - miałem zamiar wypowiedzieć to pewnym siebie głosem, ale załamał mi się w połowie słowa.

- Kibum, co się stało? - pytał tamten.
Nie odpowiedziałem. Tak było najbezpieczniej.

- Wiesz, że mi możesz powiedzieć. Pomogę ci. Jesteśmy przyjaciółmi.

- No właśnie! - nie wytrzymałem dłużej. Spod moich powiek poleciały pojedyncze, gorzkie łzy.
Spróbował je otrzeć, ale ja odepchnąłem jego dłoń.

- Bummie, o co chodzi? - mówił coraz ciszej. - Proszę, przestań się tak zachowywać, powiedz w końcu...

- Nie mogę Jonghyun-ah! - za to ja wydzierałem się coraz głośniej. - To zniszczy naszą przyjaźń.

- Naszej przyjaźni nic nie zniszczy! - upierał się. - Cokolwiek mi wyjawisz, zawsze będę przy tobie.

Mówi prawdę?

- Obiecujesz? - zawahałem się.

- Obiecuję - kiwnął głową. - A teraz mi powiedz.

~~

Jak mam to zrobić? Myśli, że to jest takie proste?!

- Powiedz - nalegał.

Nie dam rady...

- Powiedz.

Może coś zmyślę?

- Powiedz...

O co on robi taką aferę? Zależy mu na mnie? Ale nie tak jakbym tego chciał!

- Powiedz!

Czemu krzyczy?! Czułem jak wzbiera we mnie złość. Chce wiedzieć?! Traciłem kontrolę.

- KIBUM, POWIEDZ!

Nie myśląc o tym złapałem jego podbródek, zamknąłem oczy i musnąłem delikatnie jego usta swoimi. Po chwili zaryczał w mojej głowie alarm.
CO JA ROBIĘ?! Ale może teraz da mi spokój?
I TAK NIE POWINIENEM TEGO ROBIĆ! Eh, to była najpiękniejsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała...
SKOŃCZ!

Nie zobaczyłem reakcji Jonghyun'a, bo szybko spuściłem wzrok. Policzki zaczęły mnie palić od rumieńców, które się na nich pojawiły, ale równocześnie chłodziły je spływające strumieniami łzy.
Niech on sobie stąd pójdzie! Niech pójdzie... Jest mi tak strasznie wstyd!

Ręce chłopaka w jednej chwili znalazły się na mojej twarzy aby zetrzeć z niej kapiące już na kołdrę, łzy. Tym razem ich nie odepchnąłem. Nakrzyczy na mnie? Nie będzie chciał mnie dłużej znać?

- Miłość do drugiego chłopaka to nic złego, Bummie - odezwał się. - Miłość to miłość. Ona nie wybiera pomiędzy osobami i ich płciami.

Co?

Jego palce momentalnie zjechały niżej, aż do mojej szyi. Nic nie rozumiem. Nagle, niespodziewanie znowu poczułem na sobie wargi Jjong'a.
CO?! CO ON ROBI?! NIE!
Oderwałem się od niego brutalnie i popatrzyłem mu w oczy jednocześnie marszcząc brwi.

- Tak długo na to czekałem... - szepnął.

Czy to się dzieje naprawdę?

- Przepraszam - zwiesił na chwilę głowę. - Ja nie miałem na tyle odwagi żeby zrobić to wcześniej.

- O CZYM TY GADASZ?! - nie mogłem się w tym połapać.

- Nie spodziewałeś się tego, co głuptasie? - zaśmiał się.

Nadal nie mogłem uwierzyć w to co mówił.

- Kocham cię, Bummie! - powiedział nareszcie.

Ale... Ale... Ale jak? Jonghyun...on...nie...

Na szczęście nie czekał na odpowiedź tylko znowu połączył w pocałunku nasze usta. Zamknąłem oczy i byłem pewny, że on uczynił to samo. Tkwiliśmy tak przez chwilę, a potem Jjong postanowił nieznacznie się poruszyć. Przejeżdżał po moich wargach, a ja jak szalony goniłem za nim. Czy mogłem być szczęśliwszy? Czułem się jakbym miał zaraz eksplodować z nawału emocji. Było mi tak cholernie przyjemnie!

A dlaczego? Bo to Jonghyun. Chłopak, którego kocham bardziej niż kogokolwiek innego. Teraz nie boję się już wypowiedzieć tych słów.
Bo miłość to miłość. Ona nie wybiera pomiędzy osobami i ich płciami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top