Rozdział 1
Will Pov
Otworzyłem oczy. Pierwsze co zobaczyłem to brak mojego kochanie. Przeniosłem swój wzrok na biurko. Leżała na niej karteczka. Wolnym krokiem podeszedłem do biurka.
Kochanie!
Musiałem wyjść już do pracy. Serce mnie bolało, żeby cie obudzić o tej przeklentej i nie ludzkiej 4:30! Zobaczymy się o 20 mam dziś zebranie z rodzicami.
Oliver
No co on sobie wyobraża! 39 to mało jeszcze coś mu się stanie. I wstawać o 4:30! Za mało jestem w domu.
- Cholera!- uderzyłem pięścią o biurko zły na siebie.
Oliver Pov
Pierwsza lekcja, a uczniowie się pytają mnie czy dobrze się czuje. Aż tak to po mnie widać, że jestem przeziębiony?
- Psze Pana!- krzyknęła Emili.
- Tak?- podszedłem do jej biurka.
- Nie potrafię usunąć tego- wskazała na zdjęcie na monitorze i wyciętą róże.
Też nie lubiłem tego programu, a teraz jestem zmuszony to lubić. Usunąłem dziewczynie zdjęcie i pozostawiłem samą różę. Wróciłem na swoje miejsce i upiłem łyk herbaty, którą zrobiłem sobie przed lekcją.
Zadzwonił dzwonek oznajmniający, że zaczyna się pięcio minutowa przerwa. Dziękuje!
** 15 minut później**
Stuk. Stuk.
Drzwi do sali komputerowej otworzyła niska blondynka. Pani Todd.
- Dzieńdobry- klasa druga d przywitała panią, a po chwili znów zajęła się robieniem zadań.
- Cześć Oliverze mógłbyś na słówko na korytarz?
- Oczywiście- odpowiedziałem i wstałem z mojego ukochanego miejsca.
Wcale nie chce z nią iść! Co teraz się wydarzy. Może moją klasa znów sobie przeskrobała. Pani Todd uczy matematyki. Nie bardzo za sobą przepadamy, ale jesteśmy nauczycielami...
- Coś się stało?- zapytałem.
- Wiesz co dziewczynki o tobie uważają?- zapytała niezadowolona nauczycielka i wcisnęła jakąś karteczke do ręki.
Co sądzisz o Panu Blacku?*.*-1
Tego od informatyki?-2
Tak-1
Jest bardzo przystojny, miły, odważny, wrażliwy i te jego niebieskie oczy można odpłynąć...jest cudowny...
A co podoba ci się? *.* -2
I to bardzo! Wiesz ile on ma lat!?<3-1
Z 23...-2
Ideał...-1
O szui! Tego się nie spodziewałem. Przystojny, idealny, wrażliwy, odważny, miły. Trochę się zarumieniłem. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na Panią Todd.
- Z której klasy?- zapytałem przełukując ślinę.
-3b Paula Mark- ona!?
** dwie godziny potem**
- Psze Pana- zawołała jakaś uczennica.
Odwróciłem się i ujrzałem Paulę. Paulę Mark. Ciekawe czego może ode mnie chcieć ta dziewczyna. Chyba nie wyznać miłość. W jednej sekundzie dziewczyna przy kleiła się do moich ust. Odebrałem się od niej i cofnąłem kilka kroków.
- Psze Pana- odezwała się.
Wszyscy uczniowie jak i nauczyciele, którzy stoją na korytarzu uważnie słuchali. Niektóźi uczniowie bili brawo, krzyczeli i gwizdali. A niektórym szczęki opadły.
- Bo ja pana KOCHAM!- krzyki na korytarzu zrobiły się dwa razy głośniejsze.
Czuje się okropnie. Głową...wszystko mnie boli, a przez te krzyki. Muszę dziewczynie wybić z głowy uczucie do mnie bo mogę mieć przestanę.
- Wybacz mi Paulo, ale ja nie czuje do ciebie takiego uczucia. I mam już osobę, która kocham i nie zamierzam zostawić- odpowiedziałem spokojnie.
- Psze Pana- powiedziała dziewczyna, której trzęsły się teraz ręce.
- Choć- położyłem swoje dłonie na jej ramieniach i poprowadziłem do gabinetu psychologa szkolnego.
Otworzyłem drzwi. W środku nikogo nie było. Zamknąłem za nami drzwi i wskazałem dziewczynie zieloną pufę.
- Jak sobie to wyobrażasz?- zapytałem.
- Nie wiem...ale ja Pana naprawdę kocham- odpowiedziała dziewczyna ocierając łzy z kącików oczu.
- To tylko zadurzenie- nabrałem powietrza do płuc- uwierz mi, że kiedyś się naprawdę zakochasz...i to będzie zupełnie inne uczucie...takie wypełniające od środka.
Zadzwonił dzwonek oznajmniajacy, że skończyła się przerwa obiadowa i czas wracać na lekcje.
- Dobrze idź już mam nadzieje, że wiesz o co mi chodzi- spojrzałem na nią, a po chwili na zegar.
12:37
- Rozumiem... Dowidzenia...- powiedziała i zniknęła za ścianą.
Usiadłem i złapałem się za pulsującą głowę, która dawała o sobie bardzo dobrze znać. Do pomieszczenia weszła Pani Todd.
- O Klara- spojezałem na nią zmęczonymi oczyma.
- Powinieneś wracać do domu w takim stanie i tak masz już pewnie za dużo rozrywek jak na jeden dzień, a w najbliższym czasie pewnie będzie chciała rozmawiać z tobą Amanda.
- Nie dziś jeszcze wytrzymam te zebranie..- odpowiedziałem słabym głosem.
- Nie będę się z tobą kłucić- wyjęła ze swojej torebki jakieś tabletki i położyła na biurku- weszła je pomogą ci na ból głowy.
- Ok...
Kobieta wyszła z pokoju zostawiając mnie samego sobie. Spojrzałem na tabletki i wziąłem jedną połykając bez picia.
**zebranie z rozdzicami**
Stałem w klasie przed rodzicami moich uczniów. Podeszedłem do jednej z kobiet o nazwisku Smith.
- Proszę Panią musi Pani porozmawiać z synem o jego zachowaniu- wręczyłem jej kartkę z ocenami i stosem uwag.
- O boze ja nie miałam pojęcia!- kobieta złapała się za czoło.
- On kompletnie olewa co się dzieje na lekcji i ubliża nauczycielą.
Rozmawiałem jeszcze z rodzicami o wyciecę do Czech i ocenach uczniów jak i oczywiście zachowaniu.
Wszyscy rozdzice wyszli z klasy, a ja spojrzałem na zegarek. 19:32 jednak się dziś spuźnie. Will mnie zabije jeżeli wcześniej nie zrobi tego ból głowy.
***
Wjechałem samochodem do garażu i wysiadając odrazu go zamknąłem. Poszedłem chwiejnie do drzwi i otworzyłem. Odrazu powitał mnie piękny zapach kolacji. Ale ja nie jestem głodny.
- O już jesteś- Will wyszedł na korytarz- o matko! Jak ty wygladasz!
Okropnie...wiem. Wory pod oczami i czerwone białka. Cały czerwony na policzka, wychudzony. Wyglądam paskudnie.
Bez słowa ominęłem go, ale nogi w pewnej sekundzie się pode mną ugięły i z wielkim bum upadłem na podłogę. Will do mnie podbiegł i podniósł z ziemi niosąc na białą kanapę w salonie.
- I po co szłeś do pracy- o dziwo na mnie nie krzyczał.
Kiedy próbowałem usiąść na kanapie nie udawało się mi przez kręcenie i pulsowanie w głowie.
- Leżyć- rozkazał Will mówiąc jak do psa.
- Po pierwsze ja nie jestem psem. Po drugie nie będziesz mówił co mam robić. Po trzecie muszę sprawdzić pracę klasy i IDĘ jutro do pracy- spojrzałem na niego wściekły.
- Po pierwsze zostajesz jutro w domu. Po drugie coś sie stało w pracy bo jesteś na maksa wkurzony. Po trzecie teraz zatroszczę się o ciebie...
Will Pov
No nie wieżę co to wogóle za człowiek. Przeniosłem go do mojego pokoju i przeniosłem zimny okład, który położyłem mu na czole. Po chwili przyniosłem mu jedzenie i leki. Chciał brać już leki, ale cofnąłem jego rękę.
- Na początku jedzenie- uśmiechnąłem się- zgaduje, że nic nie jadłeś.
- Yhym- wymamrotał cicho.
Kiedy go nakarmiłem, dałem leki i umyłem sam poszedłem brać kąpiel. Po wyjściu z dość dużej wanny podreptałem do mojego pokoju i położyłem obok mojego skarbie.
- Muszę się tobą zająć skarbie...- pogłaskałem go po włosach i mocniej przytuliłem do siebie.
No to się rozpisałam. No proszę. Informuje, że rozdziały nie będą wychodzić regularnie z powodu, że prędzej opublikowałam opowiadanie.
:)
Lecę się uczyć!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top